+---------------------------------------------------------------------------+
| PRASOWKA - cotygodniowy przeglad polskiej prasy |
| NUMER: 121 |
| Wybor tekstow: Szymon Sokol (szymon(a)uci.agh.edu.pl), Jacek Wawszczak i |
| Zdzislaw Drejak (drejak(a)uci.agh.edu.pl); sklad: Violetta Korecka |
| UCI AGH Krakow |
+-----------------------------[ 29.02.96 ]----------------------------------+
Spis tresci:
1. TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Obraz tygodnia"
2. TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "UOP: Pulapka na myszy III"
3. TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Mowa, wolnosc"
4. TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Kim jest twoj Bog?"
5. POLITYKA 7/96(17.02) "Skok na Zakopane"
6. POLITYKA 7/96(17.02) "Niewidzialna Telewizja"
7. POLITYKA 7/96(17.02) "Z polskiego na nasze"
8. POLITYKA 7/96(17.02) "Bez kotwic"
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Obraz tygodnia"
* Wyniki referendum uwlaszczeniowego najprawdopodobniej nie beda
wiazace - wedlug nieoficjalnych danych frekwencja wahala sie miedzy
30 a 40 proc.
* Polskie MSZ ostro potepilo "niebywale kalumnie" przywodcy
rosyjskich nacjonalistow Wladymira Zyrynowskiego, ktory podczas
wspolnej konferencji prasowej z Jean-Marie Le Penem przyrownal Polske
do "prostytutki, biegajacej od jednego klienta do drugiego". MSZ
oczekuje, ze czlonkowie rosyjskiej Dumy Panstwowej podejma stanowcze
kroki, by ukrocic praktyki godzace w dobre stosunki polsko-rosyjskie.
* "Washington Post" zacytowal wypowiedz rosyjskiego ministra energii
atomowej, ktory oswiadczyl w Jekaterinburgu, ze Rosja dokona prewencyjnego
ataku atomowego, jezeli NATO rozszerzy sie na kraje Europy Wschodniej
i rozmiesci na ich terytoriach taktyczna bron jadrowa. Korespondent
amerykanskiego dziennika napisal, ze z ust ministra czuc bylo alkohol.
* Bill Clinton powiedzial, ze poszerzenie NATO gwarantowac bedzie
bezpieczenstwo krajow Europy Srodkowej i Wschodniej, a proces ten
powinien byc "uregulowany, ostrozny i stanowczy".
* Obecna zmiana gabinetu - podkreslil w sejmowym expose premier
Wlodzimierz Cimoszewicz - wynika z dazenia do stworzenia warunkow dla
zgodnego z porzadkiem konstytucyjnym, pelnego wyjasnienia podejrzen
o charakterze personalnym, dotyczacych Jozefa Oleksego. Cimoszewicz
zapowiedzial kontynuacje dotychczasowej polityki spolecznej i gospodarczej,
nie powiedzial natomiast slowa o konkordacie. 273 poslow glosowalo za wotum
zaufania dla rzadu Cimoszewicza, 87 (UW, KPN, BBWR) bylo przeciw.
* Prokuratura Wojewodzka w Warszawie aresztowala funkcjonariusza UOP,
ktoremu zarzuca ujawnienie dokumentow objetych tajemnica panstwowa
i udostepnienie ich osobie trzeciej.
* Sejmowa Komisja Odpowiedzialnosci Konstytucyjnej glosami koalicji
SLD-PSL uchwalila, ze zaproponuje Sejmowi umorzenie postepowania
o postawienie przed Trybunalem Stanu autorow stanu wojennego. Opozycja
zapowiedziala, ze skieruje do Sejmu wniosek mniejszosci - przeciw
umorzeniu.
* Nowy prezes Nadwislanskiej Spolki Weglowej podpisal porozumienie
ze strajkujacymi od dwoch tygodni gornikami. Ustalono, ze wzrost plac
bedzie powiazany z wypracowanymi w tym roku zyskami i podniesieniem
wydajnosci pracy.
Zakonczyla sie czteroletnia kadencja rzecznika praw obywatelskich,
prof. Tadeusza Zielinskiego.
* Nowym wicemarszalkiem Sejmu (po Wlodzimierzu Cimoszewiczu) zostal
Marek Borowski z SLD. Nowym czlonkiem Krajowej Rady Radiofonii
i Telewizji wybrano (glosami koalicji) 34-letniego Roberta
Kwiatkowskiego, niedawnego wspolorganizatora kampanii prezydenckiej
Aleksandra Kwasniewskiego.
* Z Warszawy wyruszyl 20. konwoj Polskiej Akcji Humanitarnej - tym
razem do Tuzli i Sarajewa.
* Podejrzewani o zbrodnie wojenne serbscy oficerowie, zatrzymani
niedawno przez Bosniakow, zostali odeslani pod eskorta IFOR-u
do Holandii, gdzie stana przed Trybunalem Haskim.
* Prezydenci Serbii, Chorwacji i Bosni zgodzili sie na spotkaniu
w Rzymie respektowac postanowienia porozumienia z Dayton. Wszystkie
strony "natychmiast i ostatecznie" uwolnia jencow i beda wspolpracowac
z Trybunalem Haskim.
* Borys Jelcyn oficjalnie zapowiedzial, ze wezmie udzial
w czerwcowych wyborach prezydenta Rosji. "Przyjmuje wyzwanie"
- odpowiedzial prowadzacy w dotychczasowych sondazach lider
komunistow, Giennadij Ziuganow.
* "Ze wzgledu na bezpieczenstwo mieszkancow Groznego" wojska rosyjskie
zburzyly Palac Prezydencki w Groznym - symbol czeczenskiego oporu.
* Nowym premierem Litwy zostal Mindaugas Stankevicius, dotychczasowy
minister ds. reformy administracji. Jego gabinet bedzie mial sklad
zblizony do rzadu zdymisjonowanego za naduzycie stanowiska sluzbowego
Adolfasa Szlezeviciusa.
* Antonio Maccanico, desygnowany w poczatkach lutego na premiera
Wloch, nie zdolal doprowadzic do porozumienia miedzy centrolewica
a centroprawica i zlozyl swoj mandat. Prezydent Scalfaro rozpoczal
konsultacje polityczne, ktore doprowadza zapewne do przedterminowych
wyborow.
* Ogloszono nominacje do tegorocznych Oscarow. Az 10 dostalo
"Waleczne serce" Mela Gibsona, ale uwage zwraca az 7 wyroznien dla
"Babe - swinki z klasa" i 4 dla wlosko-francuskiego, a realizowanego
przez Brytyjczykow, "II Postino" Michaela Radforda.
* Wedlug polowy badanych przez zespol Instytutu Socjologii
Uniwersytetu Warszawskiego, zmiana ustroju w 1989 r. pogorszyla ich
sytuacje zyciowa. Tylko jedna czwarta badanych uwaza ja za korzystna.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "UOP: Pulapka na myszy III"
Rozmawiaja gen. HENRYK JASIK, pierwszy szef wywiadu, plk KONSTANTY
MIODOWICZ, pierwszy szef Kontrwywiadu, oraz KRZYSZTOF KOZLOWSKI,
pierwszy minister spraw wewnetrznych III RP
PRZECIEK ODGORNY
- Czy zmora UOP nie staja sie przecieki? Krzyczy sie o gadatliwosci
czlonkow komisji sejmowej, ale ponoc takze z UOP wyciekly dokumenty
sprawy Oleksego, bo wywiozl je na pare godzin sam wiceminister Sobotka.
Czy to prawda? I czy to w ogole mozliwe?
Plk KONSTANTY MIODOWICZ: Mozliwe jest... Ale czy tak sie zdarzylo
nie wiem. To jest, rzeklbym, spekulacja prasowa.
- A dlaczego jest to mozliwe? Czemu przez te 5 lat wolnych sluzb
nie wypracowano procedur- zabezpieczujacych?
KM: - Wolne sluzby nie maja mozliwosci zagladania do teczek
wiceministrow. Skomentuje to, gdy wylaczycie magnetofon. (...)
Gen. HENRYK JASIK: - Bylem juz poza MSW, wiec chocbym chcial, nie
moglbym nic powiedziec. Ale nawiaze do wypowiedzi Kostka: nawet jesli
informacja jest w jednym z zarzadow UOP, to szef resortu ma prawo jej
zazadac. Co dalej z nia zrobi, tego zarzad juz nie wie. Wyobrazmy
sobie, ze jeden z szefow czy kierownikow resortu wysokiego szczebla
zwraca sie do Zarzadu Sledczego lub Zarzadu Wywiadu o teczke z tajnymi
materialami. Wowczas szef takiego zarzadu jest zobowiazany taka teczke
dostarczyc, wyniesc sie z gabinetu zwierzchnika i nawet nie moze
zapytac: dlaczego? Po prostu: przelozony ma prawo.
KM: - Nawiasem mowiac: jeden z czlonkow sejmowej komisji nadzwyczaj
nej, badajacej prawidlowosc dzialan UOP w sprawie Oleksego, stwiedzil,
ze ma wrazenie, iz pan premier jest doskonale poinformowany o szczegolach
sprawy.
- Jak mogl zostac poinformowany, skoro dzieje sie to jednak
poza nim i wszystko ma byc tajne? Dzieki komu?
KM: - Duzo mowiono o przeciekach tyczacych materialu zlozonego
w prokuraturze przez ministra Milczanowskiego. Jedno moge powiedziec:
jesli przecieki nastepowaly, to nie z jednostek operacyjnych UOP,
ale wtedy, gdy materialy zostaly - zreszta zgodnie z procedurami
przekazane czynnikom politycznym. Warto tez zwrocic uwage, ze zapoznawalo
sie z nimi kierownictwo resortu, ktore zmienilo sie pod koniec grudnia.
- A jaka jest procedura przekazywania waznych dokumentow
spec-sluzb?
HJ: - Kiedy powstaje w UOP dokument opracowany na podstawie pracy
kontrwywiadu i wywiadu, to oczywiscie jest lista osob w panstwie,
ktore otrzymuja te materialy. Ile osob obejmuje ten rozdzielnik nie
moge powiedziec. Ale nie jest szeroki.
- A czy VIP moze sam zazadac od UOP udostepnienia mu zdobytych
przez sluzby informacji?
KRZYSZTOF KOZLOWSKI: - Oczywiscie. Z jednym wyjatkiem - nie w sprawie
wlasnej. A Jozef Oleksy domagal sie informacji we wlasnej sprawie.
HJ: - Jeszcze jedno. Widac juz dzisiaj, ze posadzanie UOP o
manipulowanie informacjami i "brudna prowokacje" mamy za soba.
Ale teraz czyni sie ze sluzb dziurawy garnek, z ktorego wyplywaja
informacje, przy czym akurat wskazuje sie na dzienniki i tygodniki
nieprzychylne obecnemu ukladowi. Jakos nie widzi sie, co wypisuja
dziennikarze w tygodniku "Nie". Choc tam, jesli uwaznie sie wczytac,
tez sa informacje, ktore przy wnikliwej lekturze zasluguja na
zainteresowanie tak UOP - w ramach podjetych czynnosci sprawdzajacych
zrodla przecieku, jak i innych organow powolanych do czuwania nad
praworzadnoscia. Juz najwyzszy czas!
Nie wskazuje, kto te informacje mogl przekazac, ale - choc oczywiscie
przeze mnie przemawia lojalnosc - wiem, ze oficerowie takich informacji
nie przekazuja. To ktos inny. A wiemy, iz czlonkowie komisji sejmowej
w ramach swojej pracy mieli dostep do informacji - i w trakcie przesluchan,
i w trakcie wizyt w UOP, gdzie udostepniano im materialy.
LUDZIE Z MOSKWY
- Co bylo najwieksza Panow porazka i najwiekszym sukcesem?
KM: - Jednym z moich najwiekszych sukcesow bylo odnalezienie wspolnej
plaszczyzny z tymi, ktorzy w UOP wywodzili sie ze struktur SB.
Mozliwosc kontaktowania sie i pracy z ludzmi, ktorzy mysla na tych
samych czestotliwosciach i rozumuja w tych samych co ja kategoriach.
Natomiast sukcesy konkretne, posiadajace ramy operacyjne, to
realizacja sprawy Marka Zielinskiego, bylego oficera SB, ktory byl
klasycznym, platnym agentem rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Byl to
efekt zmudnego rozpracowania agenturalnego, obfitujacego w dramatyczne
zalamania. W sumie jednak doprowadzilo nas to do spektakularnego i
wowczas bezprecedensowego sukcesu.
Przypadek Zielinskiego pokazuje, ze pomimo glebokiej wspolpracy
struktur partyjnych i aparatu panstwowego b. PRL z ich odpowiednikami
w b. ZSRR, sluzby wywiadu rosyjskiego dokonywaly glebokich inwestycji
agenturalnych celem weryfikowania informacji, ktore uzyskiwaly w
sposob oficjalny. Zielinski zostal pozyskany do wspolpracy w 1980
roku. Dostarczal informacji tajnych specjalnego znaczenia, ktore
docieraly do szczebla ministra spraw wewnetrznych. Ponadto byl
zwerbowany do sieci agenturalnej KGB i - uwaga! - zostal przyjety
na stan GRU, pracujacego po przelomie ustrojowym, po rozpadzie bloku,
po zburzeniu muru berlinskiego! To dowodzi ciaglosci pracy wywiadow
wschodnich. Wiecej: zostal "przezadaniowany" bardzo agresywnie.
Przeciez po 1990 roku mial juz nie tylko dostarczac informacje,
ale tez werbowac polskich oficerow.
Zreszta kontakty z Rosjanami przybieraly nieoczekiwane, a czasem
niepokojace postacie. Niekiedy swiadczace o pewnej schizofrenii.
Z jednej strony - spotykalismy sie kilkakrotnie z Primakowem, kiedy
je szcze byl szefem rosyjskiego wywiadu i efektywnie wspoldzialalismy
przy rozpracowywaniu osob ulokowanych w strukturach zorganizowanej
przestepczosci miedzynarodowej. Ale z drugiej - rejestrowalismy fakty
uruchamiania na obszarze Polski przez sluzby wywiadu Federacji Rosyjskiej
wyjatkowo agresywnych przedsiewziec: o charakterze agenturalnym, wymierzonym
przeciw instytucjom polskim celem ich penetracji, dla uzyskania w sposob
nielegalny interesujacych Rosjan informacji. Dowodem wlasnie przypadek
Zielinskiego. Nadzwyczaj interesujacy, bo lamiacy szereg tez formulowanych
ostatnio przez strone rosyjska w zwiazku z sytuacja po tzw. sprawie Oleksego.
W Polsce pracuje sie wiec do tej pory srodkami agenturalnymi. I to w
sposob agresywny. Potwierdzila to niedawnomoze wbrew swoim intencjom
- - rzecznik prasowy rosyjskiego wywiadu, Tatiana Samoilis. Powiedziala
ona, ze po 1992 roku wobec Polski pracuje sie tak, jak wobec kazdego
innego kraju Europy Zachodniej. Czy w kontekscie sprawy Amesa, agenta
KGB ulokowanego w CIA, nie nalezy wyciagnac z tego wnioskow?
- Wlasnie, sprawa Amesa. Jezeli Zielinski werbowal ludzi z MSW,
jezeli premier Oleksy - niezaleznie od tego, co zdecyduje sad - byl
czlonkiem komitetu doradczego przy min. spraw, wewnetrznych, to czy
istnieje niebezpieczenstwo, ze w MSW jest agent rosyjski?
KM: - Teoretycznie jest to mozliwe. Niemniej nasza sluzba dysponuje
dosc dobrym aparatem wykrywczym, ktory jednoczesnie wykonuje wobec
sluzb czynnosci ochronne.
- Amesowi czy Zacharskiemu udalo sie zwiesc takie komorki w CIA.
HJ: - Apeluje: niedawno sluzby resortu otrzymaly nowy instrument
prawny swiadek koronny. Niech sie agenci sluzb rosyjskich, jesli
sa w MSW, przyznaja. Beda lagodnie potraktowani.
CZLOWIEK Z BAGDADU
HJ: - Chyba jednym z bardziej spektakularnych - znanych - sukcesow
wywiadu bylo zaangazowanie sie w operacje w Iraku w 1990 roku. Otoz
kiedy Amerykanie poprosili nas o pomoc w tajnej operacji, uprzedzili,
ze juz wczesniej zwracali sie do kilku partnerow i spotkali sie z
odmowa. Pewnie kazdy Polak z charakterem, a rowniez i my jako sluzba,
podeszlismy do tego z wielka ambicja: krotko mowiac, zapragnelismy te
operacje przeprowadzic.
Troszke atutow posiadalismy, ale nie wszystkie, bo latwo sie gra w
karty, jesli ma sie same asy. Nam sporo brakowalo. Byla jednak wielka
wola przeprowadzenia tej operacji, maksymalny wysilek ze strony ludzi,
ktorzy ja planowali i wykonywali, plus te nie do konca okreslone
mozliwosci Polakow. Takze - choc boje sie uzyc tego slowa - zdolnosc
improwizacji. Musielismy zakladac, ze w pewnych momentach trzeba
bedzie na goraco myslec i dzialac. To, ze podjelismy sie tej operacji,
sprawila chyba swiadomosc, iz nawet jesli mamy wszystko zapiete na
ostatni guzik, to w naglym wypadku, gdybysmy czegos nie przewidzieli,
moze nam pomoc wlasnie zdolnosc do podjecia blyskawicznej decyzji. Ze
szczesliwym zakonczeniem.
- Tak jak owa historia z whisky, ktora upojono tuz przed przejsciem
granicznym owych agentow CIA, zeby przypadkowo sie nie sypneli?
HJ: - Zadacie szczegolow, a ja ich nie moge podac. Natomiast warto
powiedziec o motywach. Chcielismy pokazac, ze nasz wywiad jest cos
wart. Podjelismy sie tego rowniez dlatego, ze inni odmowili. Po trzecie:
wiedzielismy, w ktora strone Polska zmierza, pamietalismy o uzaleznieniach
finansowych od Zachodu i po prostu liczylismy na przychylnosc.
I nie pomylilismy sie. Nie chcialbym tego wymierzac w miliardach
dolarow, ale przeciez nastapily redukcje polskiego zadluzenia,
negocjacje o rozlozeniu splat itd. Nie chce byc posadzony o arogancje
badz wykazywanie decydujacej i regulujacej roli sluzb w panstwie. Ale
jesli siegniemy do roku 1993 czy 94, to mozemy mowic o wymiernych
korzysciach dla Polski.
- W Iraku bylo kilkunastu agentow amerykanskich. Ilu sposrod nich
udalo sie wyciagnac polskim sluzbom specjalnym?
HJ: - Nie potrafie powiedziec, ilu bylo oficerow wywiadu czy wywiadow
amerykanskich. Oczywiscie wiem, ilu osobom pomogl polski wywiad, ale
tez nie moge tego ujawnic.
- Czy wczesniejsza wspolpraca, jeszcze z okresu PRL, wywiadow
polskiego i radzieckiego, jest dla UOP dzis jakims ulatwieniem?
Myslimy tu o dzialalnosci Zacharskiego w Dolinie Krzemowej, gdzie
zdobyl najwieksze tajemnice amerykanskiej technologii militarnej, o
jego pozniejszym aresztowaniu i wymienieniu na szpiegow amerykanskich,
siedzacych w wiezieniach Europy Wschodniej.
HJ: - Oficjalne stosunki miedzy sluzbami wywiadowczymi sa rzecza
normalna, co nie oznacza, ze poza tym prowadzi sie przeciwko sobie
dzialalnosc nieoficjalna i nielegalna. Nalezy wiec wyraznie odroznic,
ze czyms innym bylo na przyklad wspomniane spotkanie kierownictwa MSW
i UOP z panem Primakowem, podowczas szefem rosyjskiego wywiadu, a dzis
ministrem spraw zagranicznych, kiedy dyskutowano m.in. o sposobach
walki ze zorganizowana przestepczoscia miedzynarodowa czy nielegalnym
obrotem materialami rozszczepialnymi, a czym innym sa operacje
szpiegowskie.
Wracajac do pana Zacharskiego i pewnego etapu w jego zyciu. Przede
wszystkim: kiedy dostal wyrok, nie zostal pozostawiony sam sobie.
Wywiad i kierownictwo resortu spraw wewnetrznych, podjelo wszystkie
mozliwe proby, zeby jak najszybciej go uwolnic. Amerykanie sklonni
byli go wypuscic. Stawiali jednak kilka ostrych warunkow. Jednym z
nich bylo zezwolenie na wyjazd do Stanow Zjednoczonych owczesnego
dysydenta, Anatolija Szczaranskiego. Delikatnie mowiac, zostalo to
przyjete przez strone radziecka niedobrze. Rosjanie nie zgodzili sie
i Szczaranski nie zostal wymieniony.
Jedyne co pozostalo kierownictwu MSW i wywiadu, to szukanie innych
mozliwosci. Zwrocono sie wiec do panstw, owczesnych sojusznikow, ale
jednak nie bedacych mocarstwami. W rezultacie z jednej strony na wage
Amerykanie polozyli cztery osoby. Byli to: Zacharski, Zehe z bylej
NRD, jeszcze jeden agent z NRD (kobieta) oraz Bulgar. Ze strony
polskiej postawiono do wymiany: Pawlowskiego, Chrusta, Walewskiego,
Juzaka. Reszte, ponad 20 osob, postawily do dyspozycji sluzby bylej
NRD. Warto podsumowac: 29 osob za 4 ludzi.
Moge to skomentowac tak: nieprawda jest to, co powiedzial Alganow,
ze ten niewdziecznik Zacharski nie szanuje tego, iz sluzby radzieckie
pomogly mu w wydostaniu sie z wiezienia amerykanskiego. Malo tego:
uwieziony Marian Zacharski - i to pragne powiedziec z cala moca - nic
nie znaczyl dla sluzb radzieckich.
- Nic nie znaczyl, chociaz to wlasnie Zwiazek Radziecki najwiecej
zyskal na pracy Zacharskiego w Stanach Zjednoczonych...
KK: - Tak to juz jest w stosunkach miedzy mocarstwem a slabszym,
w pewnej mierze uzaleznionym, panstwem.
- A co strona polska zyskala na operacji Zacharskiego? General
Kiszczak sugerowal, ze Rosjanie w zamian przekazali nam receptury
zachodnich farmaceutykow.
HJ: - Nie, to z pewnoscia nie jest prawda. W kazdym razie nic o tym
nie wiem. Co polska strona zyskala? Mysle, ze po prostu pieniadze -
ale moge sie mylic. Jest jeszcze jeden wazny aspekt tamtej operacji.
W sluzbach jest tak, ze kazdy oficer musi miec gleboko zakodowana
swiadomosc, ze bez wzgledu na sytuacje, w jakiej sie znajdzie, otrzyma
wsparcie z centrali. Wiedzial o tym rowniez pan Zacharski. Dostal
wyrok w Stanach i pamietal, ze nie zostanie zapomniany, ze jego
kierownictwo uczyni wszystko, by go uwolnic. I rzeczywiscie: tak
kierownictwo MSW, jak i wladze panstwa (tu chcialbym podkreslic role
gen. Jaruzelskiego), zrobilo wszystko i w efekcie Zacharski znalazl
sie w Polsce.
Korzysc z tego jest jedna i oczywistaoficerowie polskiego wywiadu nie
watpia i dzisiaj, ze w wypadku, gdyby ktorykolwiek z nich znalazl sie
w podobnej sytuacji jak Zacharski, to nie bedzie zapomniany i zrobione
zostanie wszystko, by mogl wrocic do kraju.
- Czy to, ze Zacharski zostal skazany w Stanach Zjednoczonych, nie
przeszkadzalo potem w operacji polskiego wywiadu nad Zatoka Perska,
kiedy to Zacharski pomagal Amerykanom?
HJ: - Jesli chodzi o akcje nad Zatoka Perska, nie moge powiedziec
niczego o czyimkowiek uczestnictwie, poza swoim - jako owczesnego
szefa Zarzadu Wywiadu UOP. Ze wzgledu na duzy stopien skomplikowania,
operacja zostala przygotowana przez spory zespol ludzi, a moja osoba
to firmowala, ale wylacznie jako wnioskujacy przelozonym. Taki jest
tryb postepowania w szczegolnie waznych sprawach, ktore moga miec
reperkusje miedzynarodowe.
Zespol wiec pracowal - ja z jego przemysleniami sie zgodzilem i
zlozylem stosowny wniosek panu Milczanowskiemu, jako szefowi UOP.
Ten zas poinformowal ministra Kozlowskiego, ze wywiad zamierza
przeprowadzic operacje w Iraku. Moge tylko dodac, ze bylo to
przedsiewziecie nie tylko skomplikowane, ale i ryzykowne.
- Czy mowimy teraz o operacji zdobycia planow Bagdadu, dzieki
ktorym Amerykanie mogli precyzyjnie pozniej uderzyc, czy o operacji
wyciagniecia oficerow CIA znad Zatoki? Poza tym: wszyscy pamietaja, ze
gdy szefem UOP zostawal pan Czempinski, to ukrywal swoja twarz przed
fotoreporterami, co bylo powszechnie laczone z jego - ponoc
bezposrednim - udzialem w akcji nad Zatoka Perska.
HJ: - Kolejny raz mi przykro, ale nie moge odpowiedziec w stopniu
panow zadowalajacym. W wyniku dzialan polskiego wywiadu na pewno nie
ucierpial Irak i jego obywatele - natomiast pomoglismy pewnym
konkretnym ludziom, bowiem pozostawienie ich w Iraku grozilo im
po prostu smiercia.
INSPEKTOR NA EMERYTURZE
- Jak szef kontrwywiadu bedzie sie teraz czul jako kontroler
w Urzedzie Miasta - Gmina Srodmiescie?
KM: - Nie bedzie zle, bo stane przed kolejnym wyzwaniem: musze
odnalezc sie na zupelnie nowej plaszczyznie zawodowej. Szansa
natomiast jest wzbogacenie sie o kolejne doswiadczenia.
- Czy to prawda, ze 12 grudnia min. Milczanowski oprocz tego, ze
proponowal ustapienie premiera Oleksego, mowil takze o nominacji gen.
Jasika na ministra spraw wewnetrznych?
HJ: - Chce temu stanowczo zaprzeczyc. Milczanowski o odejsciu swoim
zadecydowal o wiele wczesniej. Ja tez. Jednak pan minister prosil mnie
i pana ministra Zimowskiego: "Decyzje czy zostajecie, czy odchodzicie,
sa waszymi decyzjami, ale prosze o jedno. Niech to nie wyglada na
demonstracyjne wyjscie, poniewaz ja odchodze". Uszanowalismy to.
Pierwszego dnia, gdyby pojawil sie nowy szef MSW, zlozylbym na jego
rece prosbe do premiera o odwolanie mnie. Zatem moj dialog z min.
Milczanowskim opisany w "Przegladzie Tygodniowym" ("No Jasik, masz
do wyboru awans generalski albo wysokie odznaczenie". Odpowiedz: "I
awans, i odznaczenie, i ministrem chce byc.") jest kompletnie wyssany
z palca. Az nie chce uzywac pewnych slow na skomentowanie tego.
- Premier Oleksy mowil jednak, ze byly jakies powody
dyscyplinarne. Czy moglby Pan to skomentowac?
HJ: - Jestem normalnym czlowiekiem, wiec powiem prosto: byl dzien,
kiedy w gronie trzech osob wypilismy dwie butelki wina. Wracajac do
domu mialem awarie opony. Prawej przedniej. Jechal za mna samochod,
powiedzmy: przypadkowo. Jak mi wiadomo - z firmy ochroniarskiej.
Skorzystano ze srodkow lacznosci, blyskawicznie poproszono policje.
Byl moment, kiedy zajechal mi droge, zeby mnie zatrzymac. Zajechal
w taki sposob, ze naprawde moglem go uderzyc w tyl. Nie uderzylem. To
tez dowod stopnia mojej nietrzezwosci. Przyjechala policja, przedstawilem
dokumenty. Nie sprawialem na policjantach wrazenia pijanego, ale poprosilem,
aby powiadomili przelozonych. Nikt nie chcial tej sprawie ukrecic glowy.
Wszystko zdarzylo sie 9 grudnia. 16 stycznia, dokladnie po 5 tygodniach,
wyciagnieto te historie.
Natomiast nie powolywano sie na nia miedzy 19 a 22 grudnia, gdy
decydowala sie moja dymisja. Wicepremier Jagielinski, wreczajac mi
akt odwolania, nie przedstawil zadnego uzasadnienia. Tylko kiedy
spotkalismy sie ostatni raz w gabinecie ministra Milczanowskiego,
22 grudnia, jeden z obecnych zwrocil sie do wiceministra Sobotki:
"Co wyscie za swinstwo zrobili Henrykowi? Dlaczego?" Sobotka odparl:
"Stracilismy do niego zaufanie". Jagielinski nie przedstawil
uzasadnienia mojej dymisji. A Sobotka powiedzial: Stracilismy
do niego zaufanie.
A ciekawe, ze przypadek zatrzymania mnie przez policje w dniu 9
grudnia nie byl wtedy jeszcze znany ani panu Oleksemu, ani panu
Sobotce, ani panu Urbanowi. Wiec, mowiac ze wstydem o przypadku
zatrzymania mnie, jednoznacznie moge tez stwierdzic, iz zdymisjonowano
mnie wylacznie z powodow, ktore wynikaja z moich zwiazkow ze sprawa
Alganow - Oleksy.
- Moze wrocicie Panowie?
KM: - Nigdy sie nie wraca. Moje odejscie bylo podyktowane potrzeba
sluzb, ale mialy tez wplyw motywy natury osobistej. 19 listopada
zamknal sie proces opanowywania aparatu przez kategorie polityczna,
ktora uwazam za szkodliwa dla panstwa polskiego. Decyzje wyborcza
szanuje, ale trudno mi zrozumiec i wyobrazic siebie jako partycypatora
w brudnej sprawie.
HJ: - Juz raz odszedlem: w 1992 roku z szefa wywiadu. Dlaczego? Bo
minister Macierewicz i szef UOP Piotr Naimski bojkotowali wszystko to,
co robil wywiad. Choc wiele spraw moglem rozstrzygnac sam, to jednak
szanujac zasady, przynajmniej z niektorymi dokumentami chodzilem do
Naimskiego. On bral, mowil: "zastanowie sie", a po trzech tygodniach
stwierdzalem, ze jedna operacja jest zahamowana, druga zahamowana itd.
Uswiadomilem sobie, ze zaczynam szkodzic tej instytucji, bo to przez
moja osobe wszystko jest bojkotowane. Zlozylem raport o dymisje.
Naimski na to: "Pan ma niezla prase, pana sie szanuje, panskie
odejscie nam zaszkodzi". Odparlem: "Prosze wybaczyc, ale ja z panem
nie chce pracowac".
KM: - Ja odszedlem, majac na uwadze dobro, interes i bezpieczenstwo
podleglej mi sluzby w sytuacji, kiedy pozostanie wiazaloby sie z
destrukcja podleglej mi jednostki. Bo zeby wyprowadzic szefa,
zaczelyby sie rozne rozpoznania, destruktywne weryfikacje, podjazdy.
Kontrwywiad jest zbyt cennym aparatem, by musial czesc wysilku
inwestowac w obrone dyrektora. Nadszedl czas, ze aparat panstwowy
zdominowala opcja, ktora traktowala mnie jako wroga. Moim zdaniem
bezzasadnie, bo pracujac w UOP, dostosowalem sie do formuly
apolitycznosci. Bo apolitycznosc jest warunkiem istnienia naszej
sluzby. Miejsce szefa jednostki tak cenne, tak potrzebne panstwu,
niech przypadnie temu, kto nie bedzie oscia w gardle tych, ktorzy
sa u wladzy.
- Panowie, co teraz, po tej serii dymisji stanie sie z UOP-em?
Bo moze byc tak, ze ta firma stala na tych paru jednostkach, ktore
wlasnie odeszly.
KK: - Przeceniacie role jednostek w budowaniu struktur demokratycznego
i wolnego panstwa. To, co udalo sie wspolnym wysilkiem - nie jednostek,
ale zespolow - skonstruowac przez te 5 lat, jest czyms trwalym. Sluzby
to skomplikowana struktura. Nawet jak jeden element wypadnie, to inne
pozostana. Nie da sie ich przestawic o 180 stopni.
KM: - Polska nie konczy sie na krawedzi budynku przy Rakowieckiej.
Rozmawiali: WITOlD BERES, KRZYSZTOF BURNETKO, EDWARD MISZCZAK (RMF FM)
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Mowa, wolnosc"
Telewizyjne rozmowy o katachizmie
Z ks.JOZEFEM TISCHNEREM rozmawia JACEK ZAKOWSKI
JOZEF TISCHNER: Zwroc uwage, Jacku, ze dwa pojecia: "slowo"
("dialog", "rozmowa") i "wolnosc" sa w Katechizmie scisle ze soba
powiazane. Gdzie jest wolnosc, tam rosnie znaczenie slowa; gdzie wiele
znaczy slowo, tam zaklada sie istnienie wolnosci. W Katechizmie przytoczony
jest cytat z dokumentow Soboru Watykanskiego II, mowiacy o potrzebie wolnosci
w rozszerzaniu wiary.
JACEK ZAKOWSKI: "Czlowiek powinien dobrowolnie odpowiedziec Bogu
wiara. Nikogo wiec wbrew jego woli nie wolno do przyjecia wiary
przymuszuc".
- Bog zatem wybiera czlowieka, zwraca sie do niego, a potem
dobrowolna decyzja czlowieka oznacza wiare...
...lub niewiare.
- A u podstaw obu tych decyzji lezy wolnosc. Tam, gdzie sa istoty
wolne, nie ma miedzy nimi wieczystych pomostow kazda wiez mozna
zniszczyc. Skoro sa one wolne, jedna nie moze panowac nad druga, moze
tylko probowac na nia wplywac poprzez mowe, jezyk. Dlatego znaczenie
mowy rosnie tam, gdzie wolnosc jest jedyna wiezia pomiedzy dwiema
osobami. Wspomnielismy juz o tym, mowiac, ze trzeba odroznic to, ze
Bog mowi, od tego, co mowi. Nasze rozumienie tego, co mowi, jest
poddane rozmaitym uwarunkowaniom. To, ze Bog mowi, jest fundamentem,
przerzuceniem mostu, istota chrzescijanstwa.
W tej perspektywie nie ma innej mozliwosci budowania religii, jak w
oparciu o mowe. Abysmy sie porozumieli, nasz Bog musi mowic. Dlatego
na poczatku jest Slowo. Nie tylko na poczatku swiata, ale takze na
poczatku wszelkiej wiezi miedzy istotami wolnymi.
- Zgoda, ale co z tymi, ktorzy nie slysza Boga?
- W teologii mozemy odnalezc na ten temat rozne, sprzeczne ze soba
koncepcje. Koncepcja luteranska - nawiazujaca zreszta do niektorych
tekstow sw. Pawla i do sw. Augustyna - mowi, ze Bog nie wszystkich
wybral, sa ludzie z gory skazani na porzucenie przez Boga. Natomiast
zarowno Katechizm trydencki, jak i watykanski stwierdzaja, ze Bog
zwraca sie do kazdego czlowieka, bo Chrystus umarl za wszystkich.
Wrocimy jeszcze do tego, ale teraz zalozmy, ze Bog mowi do wszystkich,
choc nie tak samo, do kazdego wedle jego capacitas, wedle tego, co
potrafi zrozumiec.
- Do jednych poprzez Katechizm, do innych poprzez Biblie, a
jeszcze do innych... roslinami?
- Nie! To musi byc mowa. Inaczej zamiast Boga, mielibysmy kosmos.
-A co z tymi, do ktorych Dobra Nowina nie dotrze?
- To jest odrebny problem, w ktory nie chce teraz wnikac. Chcialbym
sie raczej zastanowic nad specyfika jezyka, ktory sie buduje miedzy
dwiema wolnymi istotami, nad mowa Dobrej Nowiny. Chce sie do Ciebie
zwrocic jako do kogos, kto pracuje w mowie. Jest wprawdzie miedzy nami
roznica - Ty najczesciej uzywasz jezyka pisanego, a ja mowionego - ale
takze pewne podobienstwo. Obydwaj wierzymy w sprawcza sile slowa. Tyle
tylko, ze Twoja troska jest, by dac odpowiednie rzeczy slowo, zeby
trafic w rzecz.
- A Twoja?
- Zeby trafic w Ciebie! Porozumiec sie. Bo rzecz, w ktora religia
ma trafiac, jest rzecza tajemnicza, w gruncie rzeczy wiem o niej
niewiele. Niewiele wiecej, a czesto nawet mniej niz Ty, a mamy sie
porozumiec, zeby trafac razem.
- Tutaj musze sie bronic: tez chcialbym czasem w Ciebie trafic.
- Mowie to dlatego, ze w jezyku religii "mowa z kims" jest bardziej
fundamentalna, niz "mowa o czyms". Z drugiej strony "mowa o czyms"
takze bywa wazna. I tu jest miejsce na symbol religijny. Mowa religii
jest przede wszystkim mowa symbolu. O rzeczach nadprzyrodzonych nie
mozemy mowic jezykiem doslownym, bosmy ich nie widzieli, wiec - tak
jak w poezji - uzywamy jezyka symbolicznego, zeby slowa majace
fizyczne desygnaty przeniosly nas w swiat niewidzialnego.
- Poniewaz nie chodzi Ci o opis, ale o stworzenie jakiegos
wyobrazenia.
- Wyobrazenia, ktore wyprowadzi nasza mysl poza codzienne,
bezposrednie doswiadczenie. Dzieki symbolowi jezyk religii jest
poszerzony o pewien nowy wymiar. To juz nie jest jezyk namacalny,
opisujacy rzeczy, ale jezyk dajacy do myslenia. Kiedy mowa religii
uzywa slowa "Adam", nie oznacza ono naszego wspolnego kolegi. W jezyku
religii "Adam" to praojciec, czyli prototyp czlowieka i zarazem ojca.
"Ewa" zas to pramatka. Dramat Adama i Ewy jest wiec dramatem kazdego
czlowieka. Kiedy sie mowi: "Bog Ojciec", slowo "ojciec" zostaje
poszerzone o nowy, nieskonczony wymiar. Znaczy to, ze Bog jest kims
takim, jak czlowiek... Podobnym do ojca, ale zarazem nieskonczenie
innym. I tu przypominamy sobie formule teologii negatywnej, ktora
podkreslala, ze "bardziej wiemy o tym, czym Bog nie jest, niz o tym,
czym jest". Jest to bardzo wazne, dzis bowiem czesto symbole religijne
rozumie sie w sposob doslowny, a wtedy tekst Pisma Swietego zamienia
sie w makabreske. Masz w Biblii opisy ucieczki, skrywania sie przed
Bogiemto sa metafory winy, zla. Bardzo duzo mozna powiedziec o
symbolu, jako glownym trzonie jezyka religii.
-Z jezykiem symbolicznym zwiazane jest wiec niebezpieczenstwo
"ufizycznienia" wtedy Pismo wiete zamienia sie w troche okrutna, a
troche nuiwna bajke... Ale jest tez niebezpieczenstwo, wynikajace z
niejednoznacznosci... Moze wiec w mysleniu religijnym trzeba od
symboli uciekac? Przynajmniej w takim mysleniu, ktore ma byc dazeniem
do prawdy, a nie tylko do stworzenia iluzorycznego porzadku w
sprawach, ktorych rozum ludzki objac nie potrafi?
- Byly takie proby i wciaz sie je podejmuje, ale w gruncie rzeczy
zawsze potem okazuje sie, ze albo odzierasz symbol z jego wlasciwego
wymiaru i niszczysz, albo - jak mowi Ricoeur - "zaflegmiasz" go: staje
sie zbyt wielki i zaczyna znaczyc wszystko. Wreszcie okazuje sie, ze
taka proba jest tylko wymiana jednego symbolu na drugi.
- Istnieje metafora klasyczna, a zarazem niezwykle pojemna: wizja
Kosciola jako "mistycznego ciala Chrystusa".
- Na niej obaj sie wychowalismy.
- Na metaforze ciala.
- Ale to jest przeciez cialo inne niz Twoje, albo moje...
-Jednak za ta metafora idzie jakby ufizycznienie relacji. Glowa
kaze czlonkom... czlonki robia, co do nich nalezy... Mowiac krotko:
nasteuje pewna trywializacja istoty Kosciola, nadanie mu wyobrazenia,
podkreslajacego hierarchie, jakby zakladajacego autorytarny porzadek
tego swiata. Moze dlatego teraz, w epoce liberalizmu, wolnosci i
indywidualizmu, czesciej opisujemy Kosciol jako wspolnote wiary...
- Metafora, Jacku, dziala zawsze w dwie strony. Przedstawienie
Kosciola jako "mistycznego ciala" oznacza takze uduchowienie naszej
cielesnosci. Zreszta w naszym codziennym jezyku proces ten - uduchowienie
tego, co fizyczne - tez sie dokonuje. Zostawmy to jednak, bo
chcialbym siegnac do innego problemu. Otoz mowa religii nazywana jest
takze "mowa zycia". Jezyk religii tym sie rozni od kazdego innego, ze
jest w nim zawsze zycie, Dobra Nowina. w. Jan od Krzyza przedstawial
nasza egzystencje jako wedrowanie na gore. A sila tej wiecznej
wedrowki jest slowo. Wdrapales sie na pewien poziom, a slowo Ci mowi:
"idz dalej, pojdz wyzej, chodz, czekam na ciebie". Wiec wciaz idziesz.
Kazdy krok do przodu jest krokiem w ciemnosci. Nie wiesz nawet, czy
pod nogami bedziesz mial twarda ziemie. Nie wiesz, co jest przed Toba,
ale idziesz, bo slyszysz: "chodz, chodz do mnie". Powiada sw. Jan od
Krzyza, ze wsrod tych slyszanych w wedrowce slow, sa slowa szczegolne,
ktore nazywa substancjalnymi. Nie opisuja one rzeczywistosci, ale ja
stwarzaja...
- Na przyklad?
- Idac coraz wyzej, czujac narastajacy niepokoj mozesz uslyszec:
"badz spokojny". Wtedy - powiada sw. Jan od Krzyza - spokoj ogarnia
Twoja zbolala dusze. Albo slyszysz: " miluj mnie" i Twoja dusze
przenika milosc. To jest sedno mowy religijnej, ktora buduje czlowieka
niezbudowanego. Zwrot "mowa budujaca" stal sie dosc banalny, latwo
sparodiowac mowy, majace byc "budujacymi". Tymczasem mowa budujaca
sensu stricto to mowa, ktora w Twojej duszy staje sie cialem.
- Ale rozmawiamy o kopernikanskiej rewolucji, ktora dzieje sie
miedzy dwoma Katechizmami: trydenckim i watykanskim. Gdzie ona jest?
- Polega ona miedzy innymi na tym, ze Katechizm trydencki bal sie
dopuszczenia ludzi do slow budujacych, czyli przede wszystkim do Pisma
wietego. Pismo wiete bylo wowczas narzedziem reformacji, ktora
wprowadzila powszechna lekture Biblii, bez posrednictwa zadnej
instytucji. Zdaniem Katechizmu trydenckiego natomiast, Pismo mial
czytac Kosciol, by opowiadac je wiernym.
Nowy Katechizm otwiera nas na mowe samego Slowa. Inaczej mowiac:
Katechizmu nie mozna juz czytac, nie czytajac jednoczesnie Biblii,
poniewaz klucz jest w Pismie wietym, a Katechizm ma tylko pomoc je
zrozumiec. Z jednej strony Biblia wyznacza zarys religijnego systemu,
ktory sie w Katechizmie przedstawia, z drugiej - katecheza ma wyrastac
z doswiadczenia Slowa. We wszystkich moich spotkaniach z ludzmi
watpiacymi, poszukujacymi, niedowierzajacymi wciaz dostrzegam, ze
ludzie ci nie doswiadczyli slowa wybrania. Jest rzecza nieslychanie
trudna nawrocic czlowieka na wiare, jesli nigdy sie on nie zetknal z
Zywym Slowem, pochodzacym z ust Boga. Jesli - banalnie mowiac - nigdy
nie przeczytal fragmentu Ewangelii.
- Bardzo piekna jest wiara w moc bezposredniego kontaktu czlowieka
z Panem Bogiem. Jest to jednak takze idea nieslychanie ryzykowna.
Zobacz, ile uwagi poswiecasz na to, by pomoc mi zrozumiec, czym
naprawde jest wiara. A skoro musisz sie zdobywac na tyle wysilku,
to znaczy, ze zrozumienie tego jest szalenie trudne. I tak jest w
rzeczywistosci.
- Czy droga, ktora przeszlismy, jest droga do tego, co skomplikowane,
czy tez do czegos, co jest zupelnie proste?
- Jak sie ma dobrego przewodnika, to droga jest prosta. A kiedy
sie czyta przypowiesc o Adamie, ktory sie chowa, to ona juz taka
prosta nie jest. I mozna ja bardzo roznie rozumiec, takze zupelnie
opacznie.
- Ja pytam, czy w tym, co mowimy, widoczna jest prostota? Bo w
religii ostatecznym kryterium prawdy jest wlasnie prostota. Nie chce,
zebys mi wyznal swoje fundamentalne "tak" albo "nie". Chce tylko
powiedziec, ze jezeli w tych naszych rozmowach ujawnia Ci sie wiara
jako cos prostego, cos, co w pewnym sensie juz wczesniej w Tobie bylo,
choc o tym nie wiedziales, to znaczy, ze sie zblizamy do definicji,
wokol ktorej tak dlugo krazymy. Jest to odpowiedz Bogu, ktory oswieca
i ktory sie udziela...
- Wrocmy do tej rewolucji kopernikanskiej. Rozumiem, ze
rewolucyjne jest odejscie od takiego wyobrazenia kontaktu czlowieka
z Pismem wietym, w ktorym konieczny jest filtr pod postacia Urzedu
Nauczycielskiego Kosciola. Nowy Katechizm -jak sadze - mowi: przede
wszystkim sam czytaj Biblie, a Kosciol co najwyzej moze probowac pomoc
ci znalezc droge do zrozumienia tego, co przeczytasz.
- Droge do prostoty.
- Tylko do prostoty ?
- Tak, i tu jest roznica. Ale nie jest to rewolucja, ktora dokonuje
sie raz, a potem jest spokoj. To jest projekt rewolucji ciaglej,
propozycja nieustannego przezwyciezania tkwiacych w nas pokus. Sam
wiesz, ze w czlowieku istnieje pokusa komplikowania rzeczy z natury
zupelnie prostych.
- Twierdzisz, ze Pismo wiete ze swojej natury jest proste?
- A czym jest Pismo wiete? Jest wyrazeniem dobroci, wielkiej
metafizycznej dobroci, ktora znajduje sie u samych podstaw wszelkiego
istnienia. Dlatego wchodzenie w Biblie jest wielka szkola dobroci,
bycia dobrym. I to jest istota sprawy.
- Chcesz powiedziec, ze zalecajac lekture Pisma Swietego, nowy
Katechizm zaklada, iz kiedy Bog stworzyl czlowieka i powiedzial: "to
mi sie udalo, tak jest dobrze", to jednak - mimo wszystko - mial racje?
- Tak. Piec dni sie nie mylil i szostego nie pomylil sie takze. Na
koncu naszego rozumienia swiata, dramatow ludzkich, wlasnego dramatu,
patrzysz na samego siebie, widzisz cos przezyl, przecierpial, ile
rzeczy przegrales i co wygrales, i moze nagle, pod koniec zycia,
oswieca Cie swiadomosc, ze zycie jednak "bylo dobre". Wtedy dochodzisz
do sedna naszej wiary, do sedna Katechizmu. Powtarzasz slowa Boga,
mowisz: "bylo dobre". Moze wlasnie o to naprawde chodzi, moze jestesmy
na tym swiecie po to, zeby na koncu powtorzyc najpiekniejsze slowa,
jakie Pan Bog wypowiedzial w dniu naszego stworzenia: "I dobre bylo".
I niech tak zostanie.
"...Bylo bardzo dobre"
Przygoda z Katechizmem, ktora proponuje nam ks. Tischner, nie nalezy
do zajec latwych. Nic dziwnego, ze Jacek Zakowski delikatnie zmienia
temat, kiedy jego rozmowca usiluje sie dowiedziec, czy w tym, co
mowimy, widoczna jest prostota? No bo nie zawsze jest widoczna.
Ale kiedy juz przedrzemy sie przez gesta mysl Tischnera (i przez
Katechizm), moze cos sie rozjasni i uda sie nam popatrzec na swiat,
innych ludzi i na swoje zycie oczami Boga, ktory "widzial, ze
wszystko, co uczynil, bylo bardzo dobre"?
jpo
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 8/96(25.02) "Kim jest twoj Bog?"
Rekolekcje Wielkopostne (1)
ADAM ZAK SJ
Niezwyklym bogactwem wieta Zmartwychwstania jest uobecnienie tego,
co stanowi samo sedno Dobrej Nowiny oraz zycia i przepowiadania
Kosciola. Przeslanie tego swieta jest tak wielkie, ze czlowiek nie
jest w stanie przezyc go bez powaznego - wielkopostnego - przygotowania
pomagajacego odejsc od uproszczen powszedniego myslenia o sobie, swiecie
i przede wszystkim o Bogu. Oredzie wielkanocne idzie bowiem przeciw naszym
nawykom myslowym, rowniez nawykom religijnym. Nie chodzi o to, ze slowa
i formuly, jakimi dla wyrazenia jego tresci, posluguje sie zywa Tradycja
(np. w wyznaniu wiary), sa jakos szczegolnie odlegle od codziennosci.
Wrecz przeciwnie, same formuly wyrazajace tresc wielkanocnego oredzia
- - skadinad sluszne i swiete - sa tak osluchane, ze moga stac na
przeszkodzie przyjecia rzeczywistosci, jaka nas obdarza to swieto.
Ta rzeczywistoscia nie sa slowa o Bogu, lecz sam Bog, ktorego nie da
sie zamknac w swiecie pojec. Bog bowiem objawia siebie nie jako slowo
do zapisania i podania dalej, lecz jako Slowo Wcielone. Bog chrzescijanski
nie dyktuje slow ksiegi, lecz daje siebie za nas w taki sposob, ze odtad
ludzkie slowo moze byc nosnikiem niewyslowionej tajemnicy.
TRUDNOCI
Sprobujmy zastanowic sie nad tym, dlaczego ten Jego sposob objawiania
sie z taka trudnoscia do nas dociera i tak malo nas zmienia. Moze
zatrzymujemy sie na jakiejs powierzchownej warstwie slow, nie
docierajac do tajemnicy i nie pozwalajac jej dotrzec do nas ? Co nam
przeszkadza wyjsc poza slowa, by przyjac i zaufac Slowu Wcielonemu?
Dlaczego jestesmy tak odporni, mimo ze slowa, ktorymi wyznajemy wiare,
ze swej natury nie maja zatrzymywac na sobie, lecz maja prowadzic ku
tajemnicy, ktora oznaczaja, tak aby zawierzenie Bogu, dajacemu siebie
za nas, stalo sie fundamentem naszego zycia i dzialania? Pytania te
odslaniaja nie tylko indywidualny wymiar nieskutecznosci
ewangelizacji, lecz takze historyczna skale ograniczonego wplywu
chrzescijanstwa na ksztalt tego swiata, ktory dla ogromnej liczby
ludzi nie wydaje sie byc swiatem zbawionym, lecz co najwyzej swiatem
po omacku szukajacym ratunku.
Czy na przeszkodzie zaufaniu nie stoja nawyki w mysleniu o Bogu,
uksztaltowane glownie w oparciu o doswiadczenie zla i zagrozenia zlem?
Chodzi o te nawyki, ktore sprawiaja, ze Bog jest mierzony miara
naszych lekow, zranien, interesow i naszej malodusznosci. Jest to Bog
naszych wojen i ojczyznianego patosu, Bog osobistych czy spolecznych
porachunkow. Taki Bog, "przykrojony" na nasz uzytek i podobienstwo,
nie zmienia nas, nie wyzwala.
On raczej nas potwierdza w naszym niedowartosciowaniu, w leku o
siebie, w uprzedzeniach, egoizmie indywidualnym i zbiorowym. Obraz
siebie, wizja relacji z innymi ludzmi, wizja zycia spolecznego zaleza
od tego, jaki jest nasz Bog, od tego, w jakiego Boga wierzymy i
jakiemu Bogu ufamy. Mozna bez zadnej przesady powiedziec: powiedz mi,
jaki jest twoj Bog, a powiem ci, co myslisz o sobie, jak odnosisz sie
do bliznich, jak wyobrazasz sobie spoleczenstwo. Jesli np. wierze w
Boga msciciela zla i (cudzych) grzechow, to bede Mu pomagal je tropic,
osadzac, bede ponaglal Boga do sadzenia a nawet przyspieszal sad,
utozsamiajac sprawiedliwosc boska z ludzka. Jesli wierze w Boga
- - gwaranta mojego powodzenia indywidualnego czy narodowego, to bede
zazdrosny o dobro bliznich, w ich niepowodzeniu czy nieszczesciu bede
widzial zapowiedz badz spelnienie mojego blogoslawienstwa. Jesli
wierze w Boga - stroza porzadku moralnego, to bede traktowal Jego
swiete prawo jak narzedzie przymusu.
Historie Bozego objawiania sie czlowiekowi, ktorej swiadectwo
znajdujemy w Biblii, warto sprobowac odczytac jako swoista walke Boga
o Jego prawdziwy obraz w sercach ludzi. W tej perspektywie Wcielenie i
Jezusowe przepowiadanie, Jego smierc i zmartwychwstanie jawia sie jak
OSTATECZNY ARGUMENT BOGA
Danie siebie za nas i dla nas jest ostatecznym argumentem Boga, ze
jest On Bogiem milosci, do ktorego nie przystaje zadna miara skrojona
wedlug ziemskich doswiadczen, a nawet oczekiwan. Ten boski argument
jest tak zaskakujacy, ze niemozliwe jest dostrzezenie w Bogu projekcji
istot szukajacych pociechy posrod codziennego doswiadczenia
niespelnien i brakow.
Dlatego tak wazne jest przyjecie Boga takim, jakim sie objawia, gdy
daje siebie za nas. To, co chrzescijanie moga - i powinni - wnosic w
spoleczenstwo, to nie jest jakas specyficzna kompetencja na temat
urzadzania spraw ziemskich, bo te posiadamy (albo i nie) na tych
samych zasadach, co inni ludzie. To, co mozemy i powinnismy wnosic,
to ewangeliczny obraz Boga. Jesli bowiem wierze w Boga, ktory "zsyla
deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" i ktory kocha bezwarunkowa,
niepojeta miloscia, to moj sasiad, konkurent, oponent polityczny
bedzie mi bliznim, a nie wrogiem i zagrozeniem. Gdybysmy ten
ewangeliczny obraz Boga nosili w sercu, to inaczej wygladalyby np.
kampanie wyborcze i nadzieje z nimi zwiazane. Wiedzielibysmy bowiem,
ze Krolestwo Niebieskie nie jest wizja polityczna, lecz darem
zaskakujacym i przemieniajacym wszystko w okazje do jeszcze wiekszego
dobra i do jeszcze wiekszej milosci.
Bog nie obdarza nas darami, rzeczami, przedmiotami. On obdarza nas
soba. Czyni to w taki sposob, ze zaczyna nam sie odslaniac prawda, kim
jestesmy, i kim ja jestem dla Boga i kim jest dla Niego moj blizni, ze
"Syna swego Jednorodzonego dal"! Nie jest to rzeczywistosc, ktora mozna
przezyc w pospiechu. Nie przyniesie ona bowiem wowczas oczekiwanego
owocu przemiany zycia indywidualnego i spolecznego. Jak przyjac te
prawde, by opuscily nas nasze leki, bysmy sie stali ludzmi nadziei,
dla ktorych rowniez rozczarowania indywidualne i spoleczne nie sa
powodem malodusznosci, lecz okazja do wiekszego dobra?
Bog dajacy siebie za nas nie zmieni naszego zycia, jesli nie bedzie
w nas jakiejs gotowosci do uznania, iz nie moze sie nam przytrafic nic
wiekszego niz to, ze ktos podzieli nasze zycie we wszystkim, da swe
zycie za nas. Naprawde nic wiekszego nie moze sie czlowiekowi
przytrafic, bo "nie ma wiekszej milosci...". Przeciez w gruncie rzeczy
na niczym innym tak nam nie zalezy, jak na tym, by przez bezinteresowna
milosc zostala przelamana nasza samotnosc. Co nam odbiera te
gotowosc? Co ja paralizuje? Czyzbysmy tak malo sie cenili, by taka
mozliwosc wykluczac? A moze tak bardzo sie przeceniamy, ze az hodujemy
w sobie poczucie samowystarczalnosci? Wydaje sie, ze oscylujemy
MIEDZY DWIEMA SKRAJNOCIAMI
miedzy poczuciem braku wlasnej wartosci i przeciwnym mu poczuciem
samowystarczalnej potegi i mocy. Co wiecej, jestesmy chyba uwiklani
w obie te przeciwstawne tendencje rownoczesnie. W jedna strone pchaja
nas zranienia brakiem milosci wlasnie i destrukcyjna reakcja na niepowodzenia
rowniez w pracy nad soba; w druga pcha nas otaczajaca kultura malujaca
przed naszymi oczami sen o potedze.
Aby pokonac w sobie te sprzecznosc, tak abysmy mogli przyjac Boga
dajacego siebie za nas i przyniesc owoce przemiany zycia, trzeba,
bysmy wraz z Maryja przechowywali w sercu tajemnice "Boga z nami",
abysmy te tajemnice rozwazali i zyli nia.
Oto np. moment, gdy Jezus wmieszany jest w tlum ludzi grzesznych.
Jan Chrzciciel czuje niestosownosc tego Jezusowego bycia uznanym za
jednego z grzesznikow, zas Jezus przezwycieza te trudnosc: "Godzi sie
nam wypelnic wszystko, co sprawiedliwe". On, ktory jest sama
sprawiedliwoscia i swietoscia, nazywa sprawiedliwym owo bycie uznanym
za grzesznika. Nie ma w tym cienia falszywej pokory. Wedlug naszej
logiki inaczej powinna wygladac sprawiedliwosc Boza zstepujaca w swiat
ludzi: kojarzy nam sie ona m.in. z kara, albo przynajmniej z
egzekwowaniem prawa. Tymczasem to, co czyni Jezus, rozsadza te
wyobrazenia. Ludzie moga sobie pomyslec, ze takie zachowanie Jezusa
jest dwuznaczne, jak gdyby pochwalajace grzesznikow, minimalizujace
grzech. Zamiast wziac przyklad z Jana i dolozyc temu plemieniu zmijowemu,
zagrozic owym wiejadlem, ktore potrafi oddzielic ziarno od plew,
Jezus ryzykuje dwuznacznosc (kiedy indziej jada z grzesznikami i
celnikami!), bo Jego sprawiedliwosc polega na tym, by dac grzesznikom
nadzieje. Nadzieja ta nie polega na tym, ze czlowiek znajduje w Jezusie
towarzysza w grzechu, lecz ze zyskuje w Nim perspektywe nieba. Oto
otwieraja sie niebiosa zamkniete przez grzech. Golebica, podobnie jak
niegdys oznajmila Noemu koniec potopu, teraz oznajmia koniec czasow
kary, a poczatek ery przebaczenia. Sprawiedliwosc, ktora ustanawia
Jezus, jest objawieniem milosci Ojca. Oto jak Bog przychodzi do nas!
W tym swietle lepiej rozumiemy, gdy prorok Izajasz mowi o Mesjaszu:
"On niezachwianie przyniesie Prawo. Nie zniecheci sie ani nie zalamie,
az utrwali Prawo na ziemi". Nie bedzie to prawo ziemskie, lecz prawo
milosci, przebaczenia, nadziei, prawo, ktore skruszy serce grzesznika.
I my jestesmy pierwszymi, ktorzy z tego prawa milosci i przebaczenia
korzystaja. Winnismy rowniez stac sie pierwszymi, ktorzy wedlug tego
zyja nie ze strachu, lecz z milosci.
Gdy przyjmujemy Boga obdarzajacego nas soba, to zmienia sie nasze
zycie, zmieniaja sie relacje spoleczne, zmienia sie wszystko.
=====================================================================
POLITYKA 7/96(17.02) "Skok na Zakopane"
Olimpiada 2006
Walka miedzy zwolennikami a przeciwnikami igrzysk olimpijskich
w Zakopanem bedzie nie mniej zacieta, a na pewno bardziej dlugotrwala,
niz zmagania na stoku czy na skoczni. Zwolennicy mowia o szansie, jaka
olimpiada stwarza dla regionu i dla kraju. Przeciwnicy - ze ta szansa
odbedzie sie kosztem reszty Polski. Zwolennicy - ze po igrzyskach
Polacy zaczna chetniej jezdzic na nartach. Przeciwnicy - ze i
tak nie bedzie po czym jezdzic. Ta walka ma takze wymiar polityczny:
za olimpiada opowiedzial sie prezydent, opozycja wiec twierdzi, ze
chce sobie kupic przychylnosc gorali. Jak zwykle w naszych raportach,
przedstawiamy sprawe z wielu stron. Opinie czytelnikow chetnie przed
stawimy w listach.
JAGIENKA WILCZAK
W sobote 27 stycznia pobilam rekord trasy: 104 kilometry w szesc
i pol godziny. Kiedy pierwszy w kolejce samochod dojezdzal do
Zakopanego, ostatni stal jeszcze w Krakowie na Matecznym.
- To jeszcze nic - pociesza kasjerka PKP po swietach ludzie koczowali
trzy doby, zanim wcisneli sie do osobowego.
"Zakopianka" zwana jest droga smierci albo droga krzyzowa. Co zakret,
to krzyz lub pomnik. W ubieglym roku zginelo tutaj 21 osob,
kilkadziesiat odnioslo rany.
- To nie wina miasta. Zakopianka jest droga krajowa, miasto nic do
niej nie ma - wyjasnia burmistrz Adam Bachleda Curus. - Przebudowa i
modernizacja zalezy od pieniedzy i decyzji z centrali. Podobnie jest
z koleja.
Lepiej w Alpy?
Kiedys jezdzilo sie do Zakopanego z milosci do Tatr i narciarstwa.
Jezdzilo sie takze dla szpanu: poszwedac sie po Krupowkach w nowym
kozuchu z parzenicami, wypic kawe w Orbisie, podansingowac w Jedrusiu
albo chwycic troche slonca na Gubalowce. Nikomu nie bylo lekko. Jedni
godzinami walczyli o stolik w kawiarni lub o wejscie na dansing.
Drudzy zrywali sie przed switem i pedzili do Kuznic z nartami na
ramieniu, w kolejke do kolejki na Kasprowy. Po paru godzinach stania,
z miejscowka w kieszeni, mieli szanse dwa razy zjechac w Kotle Gasienicowym
lub Goryczkowym.
W Zakopanem kocha sie kazdego turyste, ale bogatego kocha sie
bardziej, to jasne. Ta milosc staje sie jednak platoniczna. Od kilku
lat narciarze wola Szczyrk, Karpacz czy Zieleniec, gdzie tras
narciarskich jest wiecej, a kolejki do wyciagow mniejsze. Albo wprost
na zakopianskim dworcu wsiadaja do mikrobusu, ktory zawiezie ich na
slowacka strone Tatr. A przede wszystkim wola Alpy. - Tu wpadaja wymyc
samochod po drodze z Austrii - irytuja sie wlasciciele pensjonatow.
Krupowki sprywatyzowane
Gorale maja powody, zeby kochac Walese i Balcerowicza bardziej niz
komune. Wystarczy wyjsc na Krupowki: kiedy tylko nastalo nowe, wszyscy
dawni wlasciciele rzucili sie do odbierania tego, co im kiedys bez
prawnie zawlaszczono. Kazda brama, sien, lokal, lokalik, kazdy strych
i piwnica jest wykorzystany. Wszedzie sie je, pije, handluje. Co krok
to knajpka, restauracja, barek, galeria czy sklep. McDonald's obok
goralek z oscypkami, pizza, pieczone ziemniaki i kasztany, pop-corn
i rurki ze smietana. Goralskie swetry i pantofle, gotowana kukurydza
i najmodniejsze ciuchy z Rzymu czy Paryza. Dawne zmagania o talerz
gryczanej ze skwarkami i kefirem to juz historia.
Prywatni wlasciciele odzyskali tez swoje pensjonaty. Skonczyly sie
wieczorki zapoznawcze panny Krysi z panem Mietkiem, co sie tuz dopiero
przysiadl. Teraz sa drink bary, disco z laserami, sauny i salony
masazu erotycznego, zatrudniajace personel ze wschodu (dokladne
informacje o lokalizacji maja w parafiach). Wszystko dla ludzi,
jak w normalnym swiecie. - Tylko - mowiazeby ci ludzie chcieli tu
przyjechac.
Tymczasem Krupowki, jak wszystkie ulice Zakopanego, do spacerow nie
zachecaja. Co chwile ktos sie przewraca. Byl podobno nawet wypadek
smiertelny, z powodu potluczenia glowy. Skoczek wszechczasow Niemiec
Jens Weissflog nie wzial udzialu w zawodach o Puchar Swiata, bo
poslizgnal sie i stlukl kregoslup. Ostatnio Mieczyslaw Wachowski
pojawil sie w restauracji u Baka w szykownym gorsecie gipsowym.
Podobno tez sie poslizgnal.
Jest piatkowy wieczor, zaczal sie weekend. Ide od ulicy Zamoyskiego
w dol do Krupowek. Gdzie sie podziali pasazerowie tego sznura
samochodow? W Watrze pustki, w Wierchach lasery wala po oczach, ale
tylko jeden stolik zajety przez malolaty. W Poraju troche lepiej.
Wolne miejsca tylko przy dwoch stolikach. W Cocktailu dziatwa szkolna
wcina ciastka. W Morskim Oku - dzis wlasnosc piekarza z Zebu - nie ma
juz drogiej restauracji, tylko pizza, hot-dogi, piwo i bita smietana.
I takze siedzi mlodziez, podobnie jak w McDonald'sie. W Orbisie - znudzone
kelnerki i krupierzy przebieraja nogami. - Kompletna pustka. Zamykam o 22.00
- - mowi wlasciciel restauracji Majcher (tej, gdzie obrusy piora w nowym Arielu).
- - Bogaci tutaj nie przyjada, jesli im sie nie
zaoferuje tego, co maja w Alpach.
- Zakopane osiagnelo pulap na miare Polski. W Europie sa konkurenci.
Zeby ich pokonac, potrzebna jest promocja, musimy przedluzyc sezon.
Wtedy zechca przyjechac, zostawia tu pieniadze - powiada burmistrz
Bachleda Curus.
Uswiadomiono sobie, ze taka "rybka" moglyby stac sie igrzyska olimpijskie.
A moze olimpiada
- Po Uniwersjadzie otrzymalismy ze swiata mnostwo pochwal za
organizacje. Z japonskiego Komitetu Olimpijskiego pisali, ze po
winnismy rozwazyc organizacje igrzysk zimowych - przypomina burmistrz
Bachleda.
W listopadowych wyborach Zakopane, jak cale Podhale, glosowalo na
Lecha. Byly gminy, gdzie Kwasniewski nie otrzymal ani jednego glosu.
W Zakopanem mowia: nowy prezydent chce kupic gorali. Ledwo bowiem za
instalowal sie w palacu przy Krakowskim Przedmiesciu, przypomnial
sobie o igrzyskach. 8 stycznia zaprosil burmistrzow Krakowa i
Zakopanego. Burmistrz Bachleda mial grype, nie pojechal. Za to
prezydent przyjechal do Zakopanego. Najpierw przy drzwiach zamknietyeh
spotkal sie z przedstawicielami Miedzygminnego Zwiazku Olimpiada 2006.
Uznal, ze igrzyska tutaj to swietny pomysl.
- Przyjechalismy do Zakopanego, aby udzielic temu miastu konkretnego
wsparcia przy organizacji zimowej olimpiady. Nie jest to decyzja
polityczna, lecz patriotycznaprzekonywal nazajutrz w Urzedzie Miasta.
Na spotkanie z prezydentem i towarzyszacymi mu ministrami (Kolodko,
Liberadzki) zaproszono radnych. Z powodu pustki na sali wpuszczono
dziennikarzy. - My ze swej strony uczynimy wszystko, zeby olimpiada
doszla do skutku. Reszta zalezy od was - agitowal Kwasniewski.
W Zakopanem spekuluja, ze Kwasniewski ma tu wlasny interes. To jemu
jest potrzebna olimpiada: choc jej juz jako prezydent nie otworzy,
liczy na stanowisko sekretarza MKO1. Posada, ze daj Boze zdrowie.
Burmistrz Bachleda wylicza, ze igrzyska w Zakopanem beda najtansze.
Nie wyda sie na nie wiecej niz 600 mln dolarow. Zakopane jest jak
szwajcarskie Davos: laczy w sobie wszystko. U stop gor o parametrach
alpejskich znajduje sie trzydziestotysieczna metropolia. Miasto przez
pol roku gosci 300-400 tysiecy turystow. A czasem wiecej, nawet pol
miliona jednego dnia. - To mnie nie przeraza - mowi burmistrz. Nie
przeraza go rowniez liczba zawodnikow, ktorych musialby przyjac: 3
tysiace. Plus 5 tysiecy oficjeli. Czy jest sie czego bac?
W Zakopanem w obecnosci prezydenta minister transportu Boguslaw
Liberadzki zlozyl deklaracje: droga smierci, czyli Zakopianka,
zostanie zmodernizowana. Caly stukilometrowy odcinek ma byc gotowy
za dwa lata. Potrzeba na to 3 do 4 bilionow starych zlotych z budzetu
panstwa. Ta inwestycja musi powstac, bez wzgledu na olimpiade. Kolej
tez sie przebuduje. Byly proby: trase z Krakowa mozna przejechac z
predkoscia 251 km na godzine. Szybka kolej polaczy Zakopane z Krakowem
i Gdanskiem: w 4 godziny mozna byc na plazy. Niezaleznie od igrzysk
bedzie rowniez modernizowane lotnisko w Krakowie. Rozwaza sie przy
stosowanie lotniska aeroklubu w Nowym Targu dla taksowek powietrznych,
na czas olimpiady.
Aby przyjac tlum turystow, ktory naplynie do miasta ogladac zawody,
trzeba usprawnic ruch miejski. Mysli sie o przebudowie skrzyzowan.
Zreszta samochody nie wjada do miasta, dla nich powstana strategiczne
parkingi na obrzezach. W planie zagospodarowania przestrzennego
uwzgledniono takie tereny juz trzy lata temu.
Wszystkie niezbedne obiekty sportowe istnieja, wymagaja tylko
modernizacji. Przeznacza sie na to 10-15 proc. kosztow z budzetu
igrzysk. Reszte wyloza inwestorzy, ktorzy beda z nich czerpac zyski
po olimpiadzie. Podobnie hotele: miasto wskaze lokalizacje, pieniadze
wyloza inwestorzy. Wielu juz sie tu kreci: jest Zbigniew Niemczycki,
Piotr Buchner i inni sasiedzi burmistrza Bachledy z listy najbogatszych
Polakow.
- Ale nie damy sie zwariowac i zabudowac Zakopanego byle jak
- zaznacza burmistrz.Igrzyska to wprawdzie wielka okazja, zeby
zrealizowac to, na co nas samych nie stac, ale nie zaklocimy
harmonii miasta z natura.
Z ta harmonia - to lekka przesada. Zakopane jest opalane weglem,
dym i spaliny tworza wiszaca czarna czapeg smogu. Gazyfikacja jest
kosztowna i trudna. Podobnie ma sie rzecz z kanalizacja, ktorej miasto
jest wlasciwie pozbawione. W ciagu ostatnich lat wybudowano wprawdzie
45 kilometrow kolektorow, ale to jak kropla w morzu. Bez zalatwienia
problemow ekologii nie ma co marzyc o igrzyskach - mowia realisci.
Igrzyska w parku narodowym
Najbardziej sceptyczny wobec pomyslu organizowania igrzysk
olimpijskich w Zakopanem jest Wojciech Gasienica Byrcyn, dyrektor
Tatrzanskiego Parku Narodowego.
Czesc obiektow sportowych, tras narciarskich, wyciagow i kolejek
znajduje sie na terenie parku. Ich przebudowa i rozbudowa wymaga zgody
dyrekcji, a ta - zlagodzenia rygorow istniejacych od 40 lat. -
Wszystkie propozycje sprowadzaja sie do uszczuplenia i zniszczenia
przyrody tatrzanskiej. To jest sprzeczne z ustawa o ochronie przyrody
- - odpowiada dyrektor Byrcyn. Z opracowania przygotowanego przez park
wynika, ze wpuszczenie zawodnikow, narciarzy, widzow i sedziow na
tereny objete ochrona spowoduje zniszczenie przyrody, cennych ga
tunkow roslin, zaburzenie stanu rownowagi w ekosystemie i zaburzenie
stosunkow wodnych. Zasniezanie tras sztucznym sniegiem bedzie rowniez
katastrofa dla srodowiska.
Prezydent powiedzial w Zakopanem: - Zrobimy wszystko, zeby igrzyska
tutaj sie odbyly - cytuje dyrektor. To znaczy bez ogladania sie na
interes przyrody. Zdaniem Byrcyna; zadne poprzednie igrzyska nie
odbyly sie w parku narodowym. Tym bardziej, ze MKOL wielka wage
przywiazuje do ekologii.
- Te gory to moja ojcowizna. Zycie bym oddal predzej niz je zniszczyl
- - uspokaja burmistrz Bachleda Curus. Dzis najostrzejsza linia
podzialow przebiega wlasnie tedy: park kontra reszta swiata, czyli ci
wszyscy, ktorzy chca w Tatrach inwestowac. Od lat trwa konflikt Parku
z Centralnym Osrodkiem Sportu. Chodzi o to, ze polowa skoczni
narciarskich Duzej i redniej Krokwi ma rozbieg i prog w terenie
scisle chronionym, a wybieg w Zakopanem. - Nie moge inwestowac w cos,
co nie nalezy do mnie - oburza sie dyrektor COS Robert Klak. Nie mniej
emocji budzi stok slalomowy na Nosalu. Krzyzuja sie tu interesy
potrojne: parku, COS i osoby prywatnej - Mariana Stramy. Kiedy Nosalem
rzadzil COS, bylo tu jak na panstwowym: siermieznie i byle jak. Poza
tym jezdzilo sie po prywatnych parcelach, bo prywatna wlasnoscia nikt
sie nie przejmowal, a COS wybudowal na goralskich dzialkach wlasne
urzadzenia.
Potem wlasnosc prywatna urosla w cene. Kiedy Marian Strama,
wlasciciel firmy handlujacej koksem i prywatnego klubu narciarskiego,
wykupil dzialki pod Nosalem - okazalo sie, ze teraz on jest panem na
stoku slalomowym. Strama zainwestowal 30 mld zlotych w urzadzenia -
wyciag, armatki do zasniezania, zaplecze. Na Nosalu zrobila sie
Europa: jezdzi sie od rana do polnocy, a nawet dluzej, jesli znajda
sie chetni. Mozna zjesc, napic sie herbaty, mozna wypozyczyc narty i
brac lekcje u licencjonowanych instruktorow. - Poltora roku czekalem
na zgode, zeby postawic szalety - wspomina Strama. - Urzednicy
zastanawiali sie, czy jest to urzadzenie sportowe. Tymczasem przed
sadem toczy sie spor miedzy COS i TPN o to, kto jest na Nosalu
uzytkownikiem i zarzadca czesci trasy nalezacej do Skarbu Panstwa,
oraz spor miedzy Strama i COS o inwestycje na terenie prywatnym, bo
COS kiedys zainwestowal na nie swoim gruncie. Skutki sporu sa takie,
ze na Nosalu nie odbyly sie zawody pucharu swiata. Strama mowi, ze
mogl je zorganizowac, ale przeniesiono impreze do Szczyrku, zeby mu
zrobic na zlosc (w Szczyrku zreszta nie bylo sniegu - impreze odwolano).
Kolejka na emeryturze
- Na narty przyjezdza sie po to, zeby sie najezdzic do syta, a nie
po to, zeby wystawac w kolejce - mowi Ryszard Antoszyk, szef Polskich
Kolei Linowych.
Tym, ktorzy pozostali wierni Kasprowemu, grozi dzis cos gorszego niz
kolejka. W maju kolej linowa konczy 6O lat i nie otrzyma dalszej
homologacji technicznej. Gotowy jest plan modernizacji, ogromne
przedsiewziecie za 300 miliardow zlotych. Przebudowe trzeba uzgodnic
z dyrekcja parku, a dyrekcja zwleka z wydaniem decyzji. - Jesli nie
zaczne w kwietniu, nie zdaze przed sezonem, denerwuje sie Antoszyk.
Ale tu nie chodzi o zwykle biurokratyczne niedopatrzenie. Zdaniem
parku, Kasprowy Wierch moze pomiescic najwyzej 7200 narciarzy na
godzine. Inaczej zadepcza nie tylko przyrode, ale i siebie nawzajem.
Dzisiaj kolejka i wyciagi moga przewiezc tysiac osob na godzine.
Jade do Kuznic. Co za radosc: przynajmniej tu zostalo po staremu.
Kolejka po miejscowki na trzy godziny stania. Odzyl stary zawod:
stacza miejscowkowego. U stacza albo u konika mozna kupic bilet z
dziesieciokrotnym przebiciem (w kasie kosztuje 9 zlotych). Zeby stacze
nie prowadzili wojny z narciarzami, PKL zatrudnily firme ochroniarska.
Dzieki temu w kolejce nie dochodzi do bojek.
Cala wladza dla gorali
W sprawie Igrzysk 2006 ma tez Zakopane problem moralny: jak je
organizowac z poparciem prezydenta, ktorego na Podhalu obwolano
persona non grata.
- Nie moge powiedziec: rozwalcie se o tylek olimpiade z Kwachem
- rozwaza Bogdan Debski, szef delegatury Solidarnosci w Zakopanem.
Debski zaslynal tym, ze jest autorem i pomyslodawca uchwaly
Malopolskiej "S" w sprawie bojkotu przyjazdu prezydenta do Zakopanego.
Wniosek Debskiego przeszedl jednoglosnie. - Ludzie pokazali, co czuja:
nie witala prezydenta kapela goralska ani parlamentarzysci, ani
burmistrz, ktorego wyreczyl wojewoda. Nikt nie wlozyl stroju
goralskiego. Nie bylo pod Krokwia Zwiazku Podhalan, a to jest tutaj
prawdziwa sila.
A przeciez olimpiada to wspolny interes calej Malopolski. Zakopane
zyje z turystow, a wiadomo, ze zima przyjezdzaja najbogatsi. Jesli nie
zmodernizuje sie urzadzen narciarskich, to na sentymentach do gor
daleko nie ujedziemy. - Inwestycje sa w interesie ludzi, wiec nie
mozemy przeszkadzac - mowi Debski.
Solidarnosc jest w Zakopanem najwiesza sila, skupia 2 tysiace
czlonkow. Oprocz zwiazku na mapie politycznej miasta liczy sie
prawicowy Klub Zamoyskiego, zalozony dwa lata temu. Na 28 osob w
radzie miasta, jedna jest z Unii Wolnosci, 5 deklaruje niezaleznosc,
pozostali to czlonkowie Klubu Zamoyskiego. Inna wazna sila jest Zwiazek
Podhalan. Nie jest to organizacja polityczna, lecz w ostatnich
wyborach (w koalicji Skalne Podhale) wspieral BBWR i wprowadzil do
parlamentu posla Andrzeja Gasienice Makowskiego i senatora Franciszka
Bachlede Ksiedzulorza.
Zakopane ma jeszcze jednego posla, Tadeusza Gasienice Luszczka
(wystapil z KPN), ktory wslawil sie przypowiastka o pipce wygloszona
- - z trybuny sejmowej. Spoleczne biura poselskie maja w Zakopanem
parlamentarzysci SLD, choc od dawna nikt tam nikogo nie widzial.
- Zakopane jest wolnosciowe i prawicowe - mowia.
Za bastion postkomuny uwazany jest Centralny Osrodek Sportu - osrodek
przygotowan olimpijskich. W miescie tradycyjnie ludzi dzielilo sie na
gorali i niegorali. Warszawa zawsze miala w Zakopanem swoje interesy i
chciala miec tu swoich ludzi, co bulwersowalo goali: - Nie jestesmy
tylko od grania i podskakiwania - oburzali sie Dzis konflikt wygasl,
bo gorale przejei cala wladze w miescie.
Radosne budowanie
Anarchia budowlana byla w Zakopanem tradycja - wiceburmistrz Piotr
Bak odwoluje sie do historii. - To byla wioska, ktora zaczela
zywiolowo przemieniac sie w miasto. Po prostu - wykupiono tereny rolne
i zabudowano je bez planu urbanistycznego. Tuz - przedwojenny plan
regulacyjny nieco ten zywiol porzadkowal. Najbardziej tworczym okresem
dla Zakopanego okazala sie okupacja: w tutejszym urzedzie budowlanym
schronilo sie wielu wybitnych urbanistow.
Radosna tworczosc przyniosl okres PRL. O tym, co budowac i gdzie, nie
decydowano na miejscu, lecz w Warszawie. Zwlaszcza gdy chodzilo o duze
domy wczasowe, resortowe, FWP lub rzadowe. Za rozbudowa nie nadazala
miejska infrastruktura.
Budowali tez prywatni. W Zakopanem przypadala najwieksza powierzchnia
na jednego mieszkanca, ponad 20 m kw. Te nibydomy mieszkalne to ukryte
pensjonaty. Malo funkcjonalne - bez oddzielnych lazienek dla gosci. Do
tego dochodzily samowolki: liberalne prawo budowlane powodowalo, ze
bardziej oplacalo sie zaplacic kare, niz zalatwiac pozwolenie. Ludzie
zreszta traktowali inwestycje jako lokaty: dzialka czy dom w Zakopanem
to byl stuprocentowy interes.
Dzis porzadkiem urbanistycznym rzadzi plan zagospodarowania
przestrzennego, czyli prawo miejscowe. Rozstrzyga ono wiele kwestii:
okresla tereny budowlane, strefy ochrony - wielkosc powierzchni nie
zabudowanej, wytyczne dotyczace stylu architektury. - Gdy plan byl
konstruowany, myslelismy juz o olimpiadzie - mowi wiceburmistrz Bak.
Plan uwzglednia potrzebe przebudowy sieci komunikacyjnej, rezerwuje
dzialki pod obiekty sportowe, centrum prasowe. Nawet pod wioske
olimpijska dla kilku tysiecy osob. Ale czy to jest Zakopanemu
potrzebne? Jak twierdzi wiceburmistrz - zarzad miasta prowadzi
polityke ograniczonej zabudowy. Obowiazuje tez zakaz budowy blokow.
- - Rozwoj widzimy przez zmiane jakosci - powiada Bak. Dzis ludzie
rozumieja, ze niekontrolowana zabudowa to smierc Zakopanego.
Plan uwzglednia rowniez nowe ujecie wody, kanalizacje, zmiane systemu
ogrzewania (moze geotermia? - interesuje sie tym Bank wiatowy),
utylizacje smieci. Na to potrzebny jest okragly bilion zlotych. - Nie
zakladamy, ze ktos go nam da w prezencie. Sami musimy wygospodarowac
srodki. To nie jest niewykonalne, jesli sie nakreci koniunkture. Po to
potrzebna jest olimpiada, ona jest srodkiem, nie celem - powiada
wiceburmistrz.
JAGIENKA WILCZAK
- ---------------------------------------------------------------------
Prezydent Aleksander Kwasniewski Wizyta w Davos jeszcze
bardziej utwierdzila mnie w przekonaniu, ze olimpiada w Zakopanem ma
sens. Davos ma kilka kolejek linowych i kilkanascie wyciagow - czy w
Zakopanem nie mozna pobudowac takich samych? Davos ma kilkadziesiat
hoteli i pensjonatow - to samo ma albo moze miec Zakopane. Ale jest
jeszcze cos: przywyklismy chodzic na imieniny do cioci, a zapominamy,
ze czasem trzeba ciocie zaprosic do siebie. Przywyklismy korzystac z
goscinnosci swiata, powinnismy raz byc gospodarzami. Potrafimy to
zrobic - i zrobimy.
- ---------------------------------------------------------------------
Burmistrz Zakopanego Adam Bachleda Curus
Przed rokiem zostal pan burmistrzem Zakopanego i od razu
zadeklarowal sie pan jako oredownik Olimpiady.
Juz 4 kwietnia 1995 r. zostal zarejestrowany miedzygminny zwiazek pod
nazwa "Zimowa Olimpiada 2006". W jego sklad weszly Zakopane, Krakow,
Nowy Targ, Szczyrk, gmina Poronin i Koscielisko. W statucie za
pisalismy, ze Zakopane bedzie jedynym miastem-kandydatem Olimpiady.
Czy to przekresla rozegranie konkurencji olimpijskich w innych
miastach regionu poza Zakopanem?
Absolutnie nie.
MKOL, zgodnie z Karta Olimpijska, bardzo dokladnie okresla warunki
i normy techniczne, ktore musi spelnic miasto-kandydat. Czy Zakopane
jest w stanie to zrobic?
Samo nie. Dlatego program sportowy "ZIO 2006" przewiduje rozmieszczenie
zawodow olimpijskich w kilku miejscach, z tym ze gros w Zakopanem.
Czy nie zabraknie wody dla olimpijczykow i turystow?
Zakopane lezy u zrodel wody, ktorej nigdy nie brakowalo i nie wyglada
na to, zeby mialo zabraknac akurat podczas Olimpiady. Potrzebne jednak
beda ogromne ilosci wody do sztucznego sniezenia stokow i tras
narciarskich, gdyby naturalnego zabraklo.
Czy ma pan konflikty z Tatrzanskim Parkiem?
Nikomu bardziej jak wladzom miasta nie zalezy na ochronie przyrody
Tatrzanskiego Parku Narodowego. Gdybysmy w jakimkolwiek stopniu
przyczynili sie do degradacji tego srodowiska, to podcinamy galaz,
na ktorej siedzimy. Tatry sa miniatura Alp. Tym bardziej trzeba je madrze
chronic. Ale gor nam wystarczy do odbycia zimowej Olimpiady pod Giewontem.
Jak dotad projekt urzadeenia igrzysk w Zakopanem jest luzny. Kiedy
klamka juz zapadnie nie bedzie mozna sie z niego wycofac.
Wniosek do PKOl, po uzyskaniu gwarancji rzadowych, musimy zlozyc
dopiero w polowie roku 1998. Ale czesciowa gwarancje rzadu juz mamy:
prezydent RP i liczni ministrowie (w tym finansow!) obecni na Pucharze
Swiata w skokach narciarskich zadeklarowali chec uczestniczenia
w projekcie.
Jakie pieniadze wchodza w gre?
Najpierw raczej male, potem juz duze. Male trzeba zaplacic za
przygotowanie wniosku do MKOI, okolo 15 mld starych zl. Pokryje je
w calosci zwiazek gmin ZIO 2006. Nasze pieniadze - nasze ryzyko.
Mieszkancy Suwalk czy Warszawy nie zaplaca grosza. Dopiero z chwila
wygrania rywalizacji, w co mocno wierze, oglosimy przetarg na glownych
sponsorow Igrzysk. Pieniadze sponsorow olimpijskich zwolnia nas z
potrzeby wyciagania reki do rzadu, do podatnikow.
Jakie korzysci Zakopanego okaza sie trwale? Co nazajutrz po
olimpiadzie?
Jestem przekonany, ze jesli uda nam sie urzadzic igrzyska w roku
2006, to Zakopane stanie sie najwspanialszym osrodkiem sportow
zimowych w Europie Wschodniej. Stac nas, zeby zrobic to dobrze i
dobrze na tym zarobic.
Rozmawial MAREK CHMIELEWSKI
- ---------------------------------------------------------------------
Przyjemnosc niewspolmierna do kosztow
W 1987 roku, kiedy norweskie miasto Lillehammer (24 tysiace
mieszkancow) ubiegalo sie o prawo organizacji zimowych igrzysk
olimpijskich 1994 r., koszt przedsiewziecia oceniano na 240 milionow
dolarow. Siedem lat pozniej, kilka tygodni przed rozpoczeciem
olimpiady, naklady siegnely blisko miliarda dolarow (979 min). Co
zlosliwsi dziennikarze porownywali organizowanie igrzysk do platnej
milosci. "Przyjemnosc niewspolmierna do kosztow" - pisali.
Do powyzszej kwoty nalezaloby jeszcze doliczyc ok. 750 milionow
dolarow, ktore Norwegowie wydali na budowe nowych drog i trakcji
kolejowych oraz na unowoczesnienie systemu lacznosci. W sumie wiec
calkowite koszty wyniosly 1,7 mld dolarow. "W piec lat dokonalismy
inwestycji, ktorych realizacja w normalnych okolicznosciach trwalaby
25-30 lat" - tlumaczyl sie przed norweskimi podatnikami burmistrz
Lillehammer, Audun Tron.
Po stronie wplywow nalezy wymienic zysk ze sprzedazy praw do
transmisji telewizyjnych (suma ta wyniosla 410 milionow dolarow)
oraz skladki od grupy wielkich sponsorow, z ktorymi umowe podpisal
Miedzynarodowy Komitet Olimpijski (ok. 235 milionow dolarow). Cala
reszta zyskow to wplywy ze sprzedazy kart wstepu, pamiatek
olimpijskich itp. Koszty calkowite nie zostaly oczywiscie zrowno
wazone, choc Norwegowie dlugo jeszcze beda korzystac z drog i sieci
kolejowej, ktore wybudowano przed igrzyskami.
Dla porownania - budzet poprzednich zimowych igrzysk olimpijskich,
ktore w 1992 r. odbyly sie w Albertville, wyniosl 717 milionow
dolarow. Francuzi przyznali sie do deficytu w wysokosci ok. 100
milionow. Koszt najblizszej zimowej olimpiady, ktora w 1998 r.
zorganizuje japonskie Nagano, okresla sie dzis na ok. 600 milionow
dolarow. Jak uczy doswiadczenie Lillehammer, suma ta przez dwa lata
moze istotnie wzrosnac.
AF.
- ---------------------------------------------------------------------
Sekretarz generalny PKOI Tadeusz Wroblewski
Czy kazde miasto moze podjac probe urzadzenia Igrzysk
Olimpijskich? Co ma do powiedzenia Polski Komitet Olimpijski?
Jaka jest jego rola?
Posrednika, ale o specjalnym charakterze. Do nas nalezy aprobata
oficjalnego wniosku Zakopanego. Bez naszej zgody nie moze on trafic
do MKOL. Dokladnie okresla to Karta Olimpijska.
Czyli mozecie tylko zaszkodzic?
Przede wszystkim pomoc. Dajemy swoja firme i kapital praktycznie nie
do zdobycia bez czlonkostwa w MKOI-u. Tym kapitalem jest informacja.
Mamy dostep do wszystkich tajemnic poprzednich olimpiad -
organizacyjnych, finansowych, marketingowych.
Co z archiwow PKOI bedzie teraz najbardziej przydatne dla
Zakopanego?
Tak zwane manuale, czyli dokumenty traktujace o procesie
przygotowawczym do Igrzysk. Dla Zakopanego szczegolnie przydatny
ze wzgledu na okolicznosci organizowania igrzysk bedzie raport po
Lillehammer. Odbyla sie tam wspaniala olimpiada kameralna i
ekologiczna. To dla nas dobry wzorzec.
Norwegia i Polska to to kraje na dwoch krancowych biegunach
zamoznosci. Czy Podhale stac na tak ogromny wysilek finansowy?
Wbrew obiegowym opiniom glownym problemem sa nie pieniadze, ale
sprawnosc organizacyjno-techniczna. Zdolalismy ja osiagnac organizujac
zimowa uniwersiade.
Uniwersiada byla co prawda impreza wielka, ale nie pod wzgledem
sportowym. Z Kasprowego i Nosala nie zezdzala czolowka swiatowa, to
byly gry zakow z calego swiata, a start w zawodach byl raczej
pretekstem.
Ale sprawdzian organizacyjny wypadl pomyslnie i to jest
najwazniejsze. Pod Giewontem wydarzyla sie rzecz nieslychana -
nastapila integracja ludzi Podhala wokol jednej idei, jednego pomyslu.
Zawiazalo sie lobby olimpijskie. Tylko ze to bylo dawno. A FIS, czyli
narciarskie mistrzostwa swiata, jeszcze dawniej. Wypadlismy z
pucharowej karuzeli i pora na nia powrocic.
Czy pana zdaniem igrzyska moga sie odbyc po obu stronach Tatr,
w Zakopanem i w Popradzie?
Nie. Sprawe rozstrzyga Karta Olimpijska mowiac, ze tylko jedno miasto
moze zglosic swa kandydature, a cala impreza powinna sie odbyc w
jednym regionie. Zreszta nie ma precedensu, aby jakakolwiek olimpiada
odbyla sie "okrakiem". MKOL chce miec tylko jednego partnera do
organizacji igrzysk, spraw finansowych i zawierania kontraktow.
Dlatego nie moze sie w nazwie pokazac Krakow czy inne miasto. Tylko
Zakopane. Jedno miasto, jedna organizacja i jedna kasa.
Rozmawial: MAREK CHMIELEWSKI
=====================================================================
POLITYKA 7/96(17.02) "Niewidzialna Telewizja"
TV Polonia: Gentrala zadowolona, widzowie - nie
Kiedy w sierpniu 1993 r. uroczyscie podpisywano umowe o transmisji
TV Polonia do Ameryki Polnocnej wydawalo sie, ze najblizsze Boze
Narodzenie polonusi spedza przed telewizorami, ogladajac polski
program. Od tamtej pory minelo ponad dwa i pol roku, kolejni dyrektorzy
zbieraja gratulacje, a programu jak nie bylo, tak nie ma.
PAWEL JEDLEWSKI
Ojcem pomyslu polskiego programu satelitarnego byl prezes Komitetu
ds. Radia i TV (w likwidacji) Janusz Zaorski. Poniewaz prezesa nie
lubil pozniejszy szef KRRiTV Marek Markiewicz to nie podobal mu sie
rowniez jego pomysl. Miedzy innymi dlatego o programie tym nie
wspomniano nic w ustawie o publicznej telewizji, czym w zasadniczy
sposob utrudniono dzialanie tworzacej sie TV Polonia. Mimo to, metoda
faktow dokonanych, telewizja satelitarna zaistniala w eterze, dostepna
(choc z poczatku teoretycznie) w calej niemal Europie.
Naturalna koleja rzeczy pomyslano o przerzuceniu programu do Ameryki.
Nie majaca w ogole swojego wydzielonego budzetu TV Polonia musiala
zawrzec umowe z biznesmenami z tego kontynentu, ktorych - po pierwsze
- - stac bylo na kosztowna transmisje, a - po drugie gwarantowali oni
rozpowszechnianie programu w USA i Kanadzie. Umowa zawierala wiec i
opis techniczny przedsiewziecia, i wzajemne zobowiazania. "Amerykanie"
- - Ryszard Dronski, Wiktor Markowicz i Boleslaw Wierzbianski - zobowiazywali
sie program "przerzucic" przez ocean i rozpowszechniac w amerykanskich
sieciach kablowych, dzielac sie z TVP wplywami z oplat i reklam. W grudniu
1993 r. przybyly z USA pierwsze elementy urzadzen nadawczych, lecz nie wydano
zgody na ich zainstalowanie. Wiadomo bylo, ze zmieni sie kierownictwo
Telewizji Polskiej, nikogo wiec sprawa dotarcia do Ameryki w firmie tej
nie obchodzila.
Nowy zarzad wybral w drodze uproszczonego konkursu nowych szefow TV
Polonia. Zastepca dyrektora Robert Terentiew uznal, ze nie podoba mu
sie amerykanski kontrahent Ryszard Dronski, ktory juz z nowym
inwestorem domagal sie umozliwienia przekazu transoceanicznego.
Zamiast starac sie, by jak najszybciej umowe wcielic w zycie, zaczeto
szukac sposobu, jak ja zerwac. Ostatecznie zawarlo ja przeciez
poprzednie (wiec zle) kierownictwo, a poza tym Terentiew sugerowal, ze
z racji swego wczesniejszego pobytu w Nowym Jorku wynegocjuje lepsze
(dla kogo?) warunki. Skonczylo sie jedynie na obietnicach. Lecz kiedy
w warszawskim hotelu Dronski nie zaakceptowal dodatkowych punktow do
umowy, zostala ona natychmiast zerwana.
I wtedy zupelnie przypadkowo trafil sie czlowiek z Kanady Boguslaw
Spanski, ktory zglosil sie do TVP SA z alternatywna propozycja. Spanski
mial wczesniej kontakty z Polska (akcja wyborcza Tyminskiego i
karta rabatowa Club S), lecz zadnych z telewizja. Znalazl jednak poro
zumienie z Robertem Terentiewem oraz z Zarzadem TVP SA i w pol roku po
zerwaniu umowy z Dronskim telewizja podpisala kolejna, dajac znowu
absolutna wylacznosc na dystrybucje programow telewizji polskiej,
teraz juz w obu Amerykach. Oczywiscie bez oglaszania zadnego przetargu
czy konkursu ofert. Spanski musial rozpoczac rozpowszechnianie
programu za dalszy rok, czyli do konca 1995 r. Obiecywal jednak, ze
zrobi to znacznie wczesniej. Zanim w ogole rozpoczeto probe transmisji
TV Polonia do Ameryki, TVP SA na zadanie Spanskiego poinformowala
wszystkie polonijne stacje (czy raczej programy telewizyjne), ze ze
skutkiem natychmiastowym zrywa z nimi wszelkie umowy o dostarczanie
(najczesciej nieodplatnie) programow o Polsce i dziennikow, ktore od
tej pory moga kupowac wylacznie w firmie Spanskiego.
Mozna zrozumiec, ze gdy ktos wydaje pieniadze na transmisje, to
emitowanie tych samych audycji przez innych za darmo jest forma
nieuczciwej konkurencji. Gdy jednak niczego sie nie nadaje, a chce
wylacznie zbierac pieniadze za produkt telewizji publicznej (jak np.
za "Wiadomosci" czy "Panorame"), to budzic to musi sprzeciw.
Poczatkowo cena "Wiadomosci" ustalona zostala na 800 dolarow. I tu
okazalo sie, ze teoretycznie tylko dwie polskojezyczne telewizje na
amerykanskim kontynencie byloby na to stac, ale one nie chca placic.
"Wiadomosci" nigdy dotad nie byly bowiem przedmiotem handlu. Byly po
prostu forma lacznosci z krajem, jedyna, na jaka bylo stac wielu
emigrantow.
Polonijne audycje, ktore emituja najczesciej nie wiecej niz 30-60
minut tygodniowo, utrzymywane z wlasnych srodkow ich producentow, nie
sa w stanie kupic takiej audycji ani jej sensownie spozytkowac, bo
montowac ich nie wolno.
Polonijne stacje protestowaly, ale rownoczesnie rozeszla sie niemal
tajnie wiesc, ze od 12 wrzesnia 1995 r. TV Polonia dotrze do Ameryki.
I rzeczywiscie, przez 5 godzin tego dnia posiadacze anten
satelitarnych nakierowanych na satelite Galaxy 3 mogli zobaczyc
specjalnie na te okolicznosc przygotowany program: Jana Suzina i Edyte
Wojtczak, prezydenta, prymasa, premiera i dyrektora TV Polonia Leszka
Wasiute oraz spora dawke folkloru. Komisyjnie ogladano program w
ambasadach i konsulatach RP w Kanadzie i USA. Lecz zaraz potem
zainstalowane na jeden dzien anteny zdemontowano, bo byly...
bezuzyteczne. Od 13 wrzesnia program znalazl sie bowiem na satelicie
PanamSat w kompresji cyfrowej, do odbioru ktorej nie maja urzadzen nie
tylko indywidualni posiadacze anten satelitarnych, ale nawet stacje
telewizyjne.
Dziennikarka z pisma "Zwiazkowiec" (Toronto) przeprowadzila w
Warszawie rozmowe z dyr. Robertem Terentiewem, by dowiedziec sie, czy
TV Polonia wie, co sie w tej sprawie dzieje. Dyrektor stwierdzil, ze
wszystko jest w porzadku. Przeciez skoro program jest przekazywany
przez satefite, to znaczy, ze moze byc odbierany. To ze nie ma
ogolnodostepnych odpowiednich urzadzen do odbioru, zas specjalistyczne
sa bardzo drogie, ze w miastach nie wolno ich instalowac, ze godziny
transmisji nieodpowiednie - to sa wszystko problemy odbiorcow. Umowa
zostala przeciez wykonana. (Jaka wiec ona byla?)
Partner TVP SA Boguslaw Spanski tak sie uniosl, ze pozwal
dziennikarke do sadu. Jego firmy Spanski Enterprises i nowo utworzona
Telewizja Polska Canada Inc. mieszcza sie w jego prywatnym domu, nie
sa dostepne ich adresy ani telefony. Ba, nawet rozrzucane w sklepach
ankiety dla ewentualnych odbiorcow programu nie mialy adresu zwrotnego.
Tak wiec po niemal trzech latach oczekiwan, wypelniania ankiet,
pisania listow etc. Polonia nie tylko nie oglada programu z Polski,
lecz pozbawiona zostala rowniez i tej dawki, ktora czesto po amatorsku
serwowaly polonijne audycje. Trzy z wiekszych stacji - Kotaba w
Chicago, Unia Kredytowa w Nowym Jorku i Credit Union w Toronto - nie
godzac sie na dyktat finansowy partnera TVP SA, podpisaly umowe na
audycje informacyjne z... Polsatem.
I oto specjalny kanal satelitarny telewizji publicznej, utrzymywany
z budzetu panstwa, czyli podatkow obywateli, robiony w celu
przyblizenia Polski rodakom w swiecie, stal sie towarem na sprzedaz
w efekcie zlej umowy. Takie sa jej skutki.
Autor mieszka w Kanadzie, jest redaktorem polonijnego pisma "Zwiazkowiec"
=====================================================================
POLITYKA 7/96(17.02) "Z polskiego na nasze"
Skarga ostrzegal: jezyk swoj potracicie...
Wsrod czarnych wizji narodowej przyszlosci, tak czesto i chetnie
dzis kreslonych, nieostatnie miejsce zajmuje obawa o dalsze losy
polszczyzny.
JANUSZ TAZBIR
Wypada przypomniec, iz dawano wyraz tej obawie juz w XVI wieku; nie
sam tylko Skarga ponuro zapowiadal: "jezyk swoj potracicie". Co prawda
zdaniem krolewskiego kaznodziei mialo sie tak stac na skutek podboju
Rzeczypospolitej przez Turcje. Inni wspolczesni mu publicysci grozili
rodakom, ze pod berlem krola z dynastii Habsburgow, gdyby taki zasiadl
na naszym tronie, jezyk niemiecki wyprze polszczyzne, podobnie jak to
sie stalo w Czechach. Do obaw tych wrocono bezposrednio po III
rozbiorze; zaczely sie wowczas mnozyc katastroficzne wizje zaglady
rodzimego jezyka. Nie wierzono, aby mogl on przetrwac upadek panstwa.
Notabene z trzech postaci wystepujacych w Mazurku Dabrowskiego,
pozniejszym hymnie narodowym, tylko jedna wladala biegle polskim
(Stefan Czarniecki). Z dwoch pozostalych - jeden raczej slabo (Jan
Henryk Dabrowski), drugi w ogole nie znal mowy Reja i Kochanowskiego
(Napoleon).
Choc dosc rychlo ocknieto sie z porozbiorowego szoku, to jednak
strach o dalsze losy polszczyzny stal sie jednym z glownych skladnikow
narodowej nerwicy. Udzielil sie on takze i wspolczesnym nam badaczom,
skoro tytuly prac na ten temat sa utrzymane niemalze w kategoriach
darwinowskiej walki o byt: "walka o jezyk polski w dobie odrodzenia
(czy oswiecenia)". Dyzurnym niejako wrogiem polszczyzny miala byc
najpierw lacina, potem jezyk francuski, by w XIX stuleciu ustapic
miejsca niemczyznie i ruszczyznie. Jest zrozumiale, iz narod
wystawiony na zakusy germanizacyjne czy rusyfikacyjne staral sie o
gwaltowne spolszczenie terminologii fachowej. Tymczasem w Rosji, ktora
od czasow najazdow mongolskich nigdy wiecej nie utracila
niepodleglosci, po dzis dzien w slownictwie dotyczacym wojska czy
administracji zachowala sie cala masa terminow zaczerpnietych z
niemczyzny. Za sprawa Piotra Wielkiego oraz jego nastepcow wyparla
ona skutecznie wplywy polskie, tak silne w XVII stuleciu.
Trudno czytac bez slownika
Podobnie zreszta i naszym przodkom, dopoki nie utracili
niepodleglosci, niezbyt przeszkadzalo przyswajanie wielu obcych
terminow. "Trudno zaiste uwierzyc, ile wyrazow lacinskich, wloskich,
niemieckich, tureckich na kazdym kroku uzywaja Polacy zamiast
rodzimych" - pisal w 1621 r. uczony leksykograf Grzegorz Knapski,
ktorego zdaniem owe zapozyczenia stanowia "(jedna) trzecia, a moze i
wieksza czesc naszego slownictwa. Takiego zas stanu rzeczy nie nalezy
znosic obojetnie, tym bardziej ze wielu robi to nie z potrzeby i z
braku odpowiednich wyrazow polskich, lecz z czystej checi popisywania
sie czyms nowym". Refleksje te brzmia nieslychanie aktualnie, choc
zarowno w XVll wieku, jak i obecnie niewiele sobie z nich robiono. Po
paru wiekach trudno jest zrozumiec sarmackie pamietniki czy oracje
polityczne bez siegania do slownika lacinsko-polskiego, podobnie jak
dzis znaczna czesc informacji dotyczacych roznych form rozrywki lub
spraw bankowo-handlowych jest nieczytelna dla tych, ktorzy nie znaja
jezyka angielskiego. "Cricoland jest polsko-niemiecka joint-venture"
- - czytamy w artykule "Zima na karuzeli" ("Gazeta Stoleczna", nr 284
z 7 grudnia 1995 r.).
Skoro jezyk polski przetrwal zalew makaronizmow, to nie ma powodu
przypuszczac, iz roztopi sie pod wplywem amerykanizacji. Istotne
niebezpieczenstwo tkwi moim zdaniem w czym innym, mianowicie w za
trwazajacym ubozeniu polszczyzny od wewnatrz. Z cala odpowiedzialnoscia
moge stwierdzic, iz coraz gorzej spelnia ona swa role w zakresie szeroko
pojetej komunikacj i intelektualnej. Zacznijmy od tekstow naukowych:
coraz czesciej, zwlaszcza w pracach dotyczacych socjologii, politologii
czy teorii literatury napotykam cale fragmenty, ktorych po prostu nie
rozumiem. Leszek Kolakowski napisal kiedys, pol zartem, ale i pol serio,
iz uczone studia naszych filozofow ubieglego stulecia, Augusta Cieszkowskiego
i Bronislawa Ferdynanda Cieszkowskiego, nalezaloby przelozyc na niemiecki, a
nastepnie przetlumaczyc na wspolczesna dobra polszczyzne. Otoz czy
podobny zabieg nie pomoglby dzis niektorym wspolczesnym rozprawom
naukowym, z ta tylko roznica, iz nalezaloby je (ponownie?) przelozyc
na angielski.
Latwo powiedziec: przelozyc, ale skad wziac tylu dobrych tlumaczy,
skoro tak czesto musimy zagladac do francuskiego czy angielskiego
oryginalu, aby sie przekonac, co wlasciwie biedny autor mial na mysli.
Nie wiem, czemu to nalezy przypisac: pospiechowi, niskim honorariom
czy po prostu slabej znajomosci jezyka ojczystego, lecz niektorzy z
tlumaczy przypominaja kogos, kto w grubych welnianych rekawicach
usiluje dokonac naprawy zegarka. Przyklady mozna by mnozyc w
nieskonczonosc, przytocze wiec tylko jeden. W niedawno wydanej
"Historii dziecinstwa" piora Ariesa (Wydawnictwo Marabut, Gdansk 1995)
czytamy o wspolczesnej nam historyczce Natalie Z. Davis: "znakomita
uczona XVI wieku". Zapewne tlumacz zasugerowal sie tym, iz slowo
"uczona" jest synonimem pojecia "badaczka", ale "znakomitym uczonym
XVI wieku" byl na przyklad Andrzej Frycz Modrzewski, a nie ktos, kto
dzisiaj o nim pisze (notabene, wspominany juz Cieszkowski proponowal,
aby badacza, ktorego inteligencja pozostaje daleko w tyle za erudycja,
nazywac nie uczonym, lecz uczencem).
Politycy: metny jezyk czy metna mysl?
Nader slusznie zwraca sie uwage, ze jezyk polski zle spelnia swoja
role w sferze zycia politycznego. Liderzy bardzo wielu partii nie
potrafia powiedziec krotko i czytelnie, o co im wlasciwie chodzi.
Frazeologiczna nieporadnosc bywa jakze czesto przejawem nie tylko
metniactwa mysli, ale i nieumiejetnosci w poslugiwaniu sie ojczystym
jezykiem. Z pewnym rozczuleniem siegam do literatury pieknej wydawanej
na przelomie XIX i XX wieku, gdzie niegramatyczne zwroty byly
drukowane spacja; mialo to ostrzec czytelnika przed ich nasladowaniem.
Swego czasu nasza telewizja scenom przedstawiajacym palenie papierosow
dawala biegnacy dolem napis: pamietaj, ze palenie jest szkodliwe dla
zdrowia. Jakiez by to bylo piekne i pouczajace, gdybysmy przy wielu
dyskusjach politycznych toczonych w TV mogli umiescic ostrzezenie:
"telewizja nie bierze odpowiedzialnosci za poprawnosc gramatyczna
jezyka dyskutantow".
Zludne nadzieje, skoro rowniez w szklanym okienku obok swietnych
prezenterow wystepuja i tacy, ktorzy z zapalem godnym lepszej sprawy
nagminnie mowia "dyrzwi" czy "sierodek" lub "bibloteka". Ubolewamy nad
ginacymi gatunkami zwierzat czy odmianami roslin, ale przeciez na
naszych wlasnie oczach dogorywa slowo "te" (powszechnie mowi sie
"polecam ta ksiazke"), jak rowniez upada szlachetna sztuka odmiany
liczebnikow. Z jezykow obcych lektorzy filmowi znaja zazwyczaj jedynie
angielski; niedawno ogladalem w angielskim dubbingu film Sachy Guitry
o Napoleonie. Otoz lektor nazwiska wszystkich Francuzow tam wy
stepujacych wymawial rowniez z angielska, co sprawialo, iz nie bardzo
bylo wiadomo, o kim jest konkretnie mowa.
Jako "uczony XVI wieku" (ze nawiaze do zacytowanego przekladu) pragne
przypomniec, iz polszczyzna sluzyla wowczas potrzebom zycia
codziennego oraz coraz smielej wkraczala do literatury pieknej.
Natomiast z uwagi na jej ubostwo terminologiczne - traktaty z zakresu
teologii, filozofii czy nawet panstwa i prawa nadal pisywano po
lacinie. Ta jednak skonczyla swe wladztwo nawet w Kosciele katolickim
(jak wiadomo, oryginal jego Katechizmu zostal napisany po francusku).
Czyzbysmy wiec teraz z uwagi na trudnosci z polszczyzna mieli w
pisaniu bardziej teoretycznych prac przejsc na angielski?
Swiety zemdlalby na ulicy
Z intelektualnego Olimpu zejdzmy na ulice, po ktorej wspolczesny sw.
Stanislaw Kostka nie uszedlby nawet paru krokow. Ten bowiem, jesli
wierzyc hagiografom, mdlal uslyszawszy wulgarne, obsceniczne slowo.
Brzydzila sie ich uzywaniem wielka dama polskiej socjologii Maria
Ossowska, ktora na seminariach miala podobno mawiac: "poczem zarzucil
mu, iz jego matka uprawiala erotyke za pieniadze". Ale przeciez owo
slowo na "k" stalo sie dzis tak powszechnym porzekadlem, ze na dobra
sprawe nikt sie juz nim nie gorszy. Wyraza wszystko: zachwyt,
potepienie, zdziwienie czy entuzjazm, jest przerywnikiem majacym
pokryc luki myslowe, plebejskim porzekadlem w stylu dawnego "panie
dziejku", "panie kochanku" czy "panie tego".
Protesty, coraz rzadsze niestety, budza "propozycje erotyczne"
w stylu "to ci w tamto"; slyszane w rozmowie mezczyzn moga zreszta
sprawic wrazenie, iz pederastia jest w Polsce czyms nagminnym i
rozpowszechnionym. Cudzoziemiec, ktory by poznal nasz jezyk wylacznie
ze slownikow czy podrecznikow, nie zrozumie nawet polowy dialogow
toczonych w tramwajach czy na ulicy. Wulgarnych nazw genitaliow
meskich czy zenskich nie uwzgledniaja slowniki wspolczesnej
polszczyzny; nie wahal sie ich wpisac do swego leksykonu Samuel
Bogumil Linde. Jedynie dzieki niemu wiemy, iz najczesciej dzis
padajace wyzwisko pojawia sie na plotach czy bywa dopisywane na
afiszach wyborczych w nieprawidlowej wersji ortograficznej (bo przez
samo "h", podczas gdy Linde jako prawidlowa pisownie podaje "ch").
Jeszcze w felietonach Boya-Zelenskiego slowo "swinstwo" bywalo nie
wiedziec czemu kropkowane (s....). Dzis najbardziej szacowne periodyki
literackie, z "Tworczoscia" na czele, zamieszczaja opowiadania, w
ktorych "slowa przyzwoite" stanowia li tylko przerywnik w potoku
wulgarnych wyzwisk i opisow.
Mozna wiec powiedziec, iz polszczyzna przestaje sluzyc komunikacji
intelektualnej, zaczyna natomiast wyrazac stany emocjonalne i opisywac
detale pozycia seksualnego. Nie jest to sprawa mogaca zainteresowac
wylacznie filologow czy moralistow, wiadomo bowiem, iz wyzwiska sluza
przygotowaniom do agresji. Podobnie jak kazdy konflikt zbrojny
poprzedzaly napastliwe artykuly i audycje, tak rekoczyny nastepuja
po wyzwiskach. Coraz smielej i czesciej wkraczaja one do zycia
politycznego.
Czy zaradzi temu wszystkiemu ustawa o ochronie jezyka, podobna do
tej, jaka uchwalono we Francji? Nie przecenialbym znaczenia i wplywu
paragrafow; podobnie jak kodeks karny nie jest w stanie zastapic kon
fesjonalu, tak nawet wysokie grzywny nakladane na bluzgajacych
"publicznym slowem" (jakby powiedzial Wiech) niewiele tu sprawia. Ktoz
zreszta zajalby sie ich egzekwowaniem? Jezdzac od przeszlo pol wieku
roznymi srodkami komunikacji, zrozbawieniem a zarazem i smutkiem
obserwuje wywieszane tam napisy, zabraniajace korzystania z pociagow,
tramwajow czy autobusow osobom nietrzezwym. Konia z rzedem temu, kto
widzial kiedykolwiek pijaka wysadzonego z pojazdu za sam fakt
opilstwa. Na ogol pasazerowie ciesza sie gdy poprzestaje tylko na
wyzwiskach, kiedy zas spokojnie zasypia, na ich twarzach pojawia sie
usmiech aprobaty i zrozumienia. Coz wiec w tej sytuacji nam, "Rejtanom
mowy polskiej" czynic wypada, skoro do polajanek dochodzi nawet
na sali sejmowej, a do libacji w hotelu poselskim?
=====================================================================
POLITYKA 7/96(17.02) "Bez kotwic"
Rozmowa z Andrzejem Olechowskim, liderem Ruchu Stu
1 lutego mieli sie spotkac, pod patronatem Lecha Walesy,
przedstawiciele 15 ugrupowan centroprawicowych i prawicowych, aby
porozmawiac o minimum programowym, podsawie ewentualnych przyszlych
blokow wyborczych. Spotkanie nie odbylo sie. Czesc ugrupowan obarczala
pana, jako organizatora, odpowiedzialnoscia za niepowodzenie
przedsiewziecia. Co tak naprawde mialo sie wydarzyc, a co sie
wydarzylo?
To byla rzeczywiscie moja inicjatywa i ja namowilem do niej Lecha
Walese. Wziela sie ona stad, ze uwazam, iz Polacy pozbawieni sa
dzisiaj wyboru politycznego pozbawieni sa alternatywnego w stosunku
do koalicji rzadzacej zrodla ocen, inicjatyw i planow politycznych.
Podstawowym zadaniem opozycji, w czasie trwania kadencji parlamentu,
nie jest zdobywanie wladzy, ale wlasnie formulowanie takich
alternatywnych ocen, dawanie obywatelowi podstaw do przyszlych
wyborow. Dzis w Polsce role takiej opozycji spelniaja glownie media.
Opozycja, jesli zabiera glos, odzywa sie natychmiast zroznicowanym
wieloglosem, co sprawia wrazenie chaosu i utrudnia wybor, a nie
ulatwia go. Chcialem wiec, aby wszystkie partie, ktore nie znajduja
sie u wladzy, a tak sie sklada, ze wszystkie one wywodza sie z pnia
solidarnosciowego zebraly sie i postaraly sie przynajmniej w kilku
sprawach mowic jednym glosem.
Nie chodzilo wiec nawet o jakies minimum programowe?
Chodzilo o cztery konkretne sprawy, ktore nie powinny wywolywac
wiekszych kontrowersji i emocji. Pierwsza to ustroj panstwa, bowiem
sila rzadzacej koalicji zagraza monopolem i wprowadzeniem takich zmian
strukturalnych, ktore spowoduja, ze grupa dzis rzadzaca bedzie rzadzic
zawsze. Druga to prywatyzacja, a wiec wywieranie nacisku, aby nie byla
ona zawezana, spowalniana ani wykorzystywana do partykularnych celow
rzadzacej grupy. Trzeci problem okreslilem jako swobode konkurencji, a
sprowadza sie on do zwracania uwagi, czy nie tworza sie tzw. pajeczyny
w rodzaju slynnej juz "Polisy", ktore na wiele lat moga ugruntowac
monopol jednej grupy. Czwarta sprawa jest polityka zagraniczna, a wiec
dziedzina, w ktorej rzadzaca wiekszosc moze nas postawic przed faktami
dokonanymi. Chcialem, aby tylko w tych sprawach opozycja w calosci - a
wiec od Unii Pracy po ugrupowanie Jana Olszewskiego - postarala sie
mowic jednym glosem. Nie udalo sie.
Dlaczego? Jaka jest po tym doswiadczeniu pana diagnoza tego, co
dzieje sie na prawicy?
Prosze wybaczyc, ale jeden powod okresle bezposrednio - otoz uwazam,
ze duza czesc politykow powinna zasiegnac porady seksuologa, bowiem po
nocach zamiast dziewczynek sni im sie Lech Walesa. Maja wrecz obsesje
na punkcie Walesy i z tym problemem nie moga sobie poradzic. Ja, mimo
lojalnosci wobec Lecha Walesy, mysle o nim na chlodno, racjonalnie.
Sadze po prostu, ze glos opozycji wsparty przez Lecha Walese bedzie
lepiej slyszalny niz bez takiego wsparcia. Powod drugi jest taki -
wielu politykow zwyczajnie nie rozumie roli opozycji. Z chwila
przegrania wyborow mysla wylacznie o tym, jak szybko odzyskac wladze,
a nie o tym, jaki jest wlasciwie zakres obowiazkow opozycji po
przegranych wyborach. Ten obowiazek to nie przebieranie nogami do
wladzy, ale tworzenie wyraznej dla wyborcy alternatywy.
A moze to pan nie jest najwlasciwszym posrednikiem miedzy Walesa
a partiami wyroslymi z Solidarnosci?
Taki zarzut tez sformulowano. W jednym przypadku, pana Jaroslawa
Kaczynskiego, bylo to dla mnie zrozumiale. Niezrozumiale bylo
natomiast podejrzenie, rowniez formulowane, ze spotkanie to mialo
sluzyc przejeciu przeze mnie przewodnictwa w tym obozie. Zeby nie bylo
nieporozumien, wyjasniam - chcialem to spotkanie tylko zorganizowac,
zaplacic za sale, bo mnie akurat bylo na to stac, i zajac sie wylacznie
obsluga techniczna.
Pan jako Ruch STU?
Nie, ja jako Andrzej Olechowski. Z Ruchu STU zostal zaproszony prezes
Czeslaw Bielecki.
Czy jest to juz koniec dzialan integracyjnych prawicy? Po wyborach
prezydenckich wydano gromki okrzyk - tak dalej byc nie moze, trzeba
sie jednoczyc. A jest, jak bylo.
Az tak groznie bym tego nie ocenial. Inicjatywa byla trudna do
realizacji, chodzilo przeciez o zgromadzenie wszystkich. Przyznam,
liczylem przede wszystkim na instynkt samozachowawczy opozycji. Na to,
ze jej politycy uswiadomia sobie, iz opinia publiczna widzac, ze nie
odgrywaja roli opozycji, zwyczajnie sie z nimi rozstanie i przeniesie
swoje sympatie gdzie indziej. Sa juz bowiem inni gotowi przejac role
opozycji, a nawet zmiesc obecny jej establishment. W coraz wiekszym
stopniu te role przejmuje np. zwiazek zawodowy Solidarnosc. Nie wiem,
co bedzie dalej. Moge powiedziec, co powinno sie dziac i co stara sie
robic Ruch STU. Trzeba rozstac sie z przekonaniem, ze wygrywa ten, kto
ma racje, uznac realia, ktore pokazuja, ze wygrywa silniejszy i lepiej
zorganizowany. Trzeba wiec rozbudowywac struktury organizacyjne w
czasie, jaki nam pozostal do wyborow.
Trzeba sie wiec rozstac z pomyslami na oboz Polski posierpniowej,
na dwa duze bloki prawicy - umiarkowany i radykalny?
Nie potrafie dzis powiedziec, jak powinna sie ulozyc, czy jak sie
ulozy mapa wyborcza za poltora roku. Bedzie to zalezalo od sytuacji
politycznej. Gdyby wybory mialy sie odbyc np. za trzy miesiace,
podejrzewam ze nurt solidarnosciowy prawdopodobnie skrzyknalby sie.
Powstalaby bardzo niezborna grupa, w zasadzie cale Z00, ktore nastepnie
bardzo szybko rozpadloby sie. Z punktu widzenia panstwa nie byloby
to dobre. Jesli jednak sytuacja polityczna bedzie spokojniejsza i nie
nastapi ostateczne zniechecenie do calej klasy politycznej, to mam
nadzieje, ze uksztaltuje sie rozsadny alians ugrupowan
liberalno-konserwatywnych, ktory odegra istotna role w wyborach.
Jak inni maja sie organizowac, tego nie wiem.
Kogo pan zalicza do swojego spektrum?
Srodowisko, ktore dzis juz organizuje sie wokol Unii Wolnosci, a wiec
na poczatek konserwatysci Aleksandra Halla, ludowcy Artura Balazsa,
republikanie Jerzego Eysymontta. Ruch STU tez ma nadzieje na
stworzenie osrodka skupiajacego organizacje i grupy obywateli, ktore
nie sa partiami politycznymi, ale np. stowarzyszeniami regionalnymi.
Ten nasz osrodek moglby utworzyc rozsadne porozumienie wyborcze z Unia
Wolnosci i jej sojusznikami.
Gdzie jest wiec miejsce dla Lecha Walesy? Czy tego miejsca juz
nie ma?
Bardzo wielu politykow przez ostatnie piec lat mowilo, ze dla Walesy
nie ma juz miejsca, a gdy przyszlo do wyborow, wszyscy zdali sobie
sprawe, jaki to jest znak firmowy. Zapewne sytuacja powtorzy sie, w
miare jak bedziemy sie zblizali do wyborow. Ja zreszta uwazam, ze
Walesie nie trzeba niczego podpowiadac, bowiem on sam zawsze wiedzial
najlepiej, jakie zajmowac pozycje i kiedy.
Powstaje nowy rzad - jak pan ocenia jego szanse?
Wole mowic, jakie sa moje oczekiwania. Szanse rzadu zalezec beda
bowiem od tego, jak premier, rzad i koalicja sprostaja zadaniom, ktore
przed nimi stoja. Niewatpliwie panstwo jest w stanie kryzysu. Okazalo
sie, ze struktury, procedury panstwa sa niewiarygodne. Nadal zagladamy
w zyciorysy, aby moc ocenic werdykt. Nie wystarcza nam powiedzenie, ze
sprawa zajmuje sie prokurator, siegamy glebiej i sprawdzamy, kim on
byl, jaka ma przeszlosc. Pilna jest wiec reforma panstwa, na ktora
zlozyc sie musza m.in. reforma sluzby cywilnej, ograniczenie
immunitetu poselskiego, wprowadzenie listy stanowisk politycznych,
ktore podlegaja rotacji wraz z koalicjami i sa oddzielone od sluzby
cywilnej. Pilnym zadaniem jest uderzenie w korupcje w administracji
przez ograniczenie arbitralnosci decyzji. To sa podstawowe zadania
rzadu. Wazne jest rowniez to, aby w rzadzie nie pojawialy sie osoby,
ktorych poglady czy przeszlosc moga wzbudzac jakiekolwiek watpliwosci.
Jest to szczegolnie wazne w dziedzinie polityki zagranicznej.
Wszystkie talenty i entuzjazm prezydenta Kwasniewskiego na nic sie
zdadza w kwestii wprowadzenia nas do Unii Europejskiej i NATO, jezeli
na wysokich stanowiskach zaczna pojawiac sie osoby niewiarygodne,
osoby ze zbyt dlugimi zyciorysami. To sprawa premiera Oleksego
postawila ten problem.
Byl pan kilka dni temu w Monachium na konferencji w sprawie
bezpieczenstwa europejskiego. Czy wlasnie stamtad przywiozl pan
przekonanie, ze tak bedzlemy ogladani?
Miedzy innymi stamtad. Jest to jednak pewien kompleks spraw. Otoz
z Monachium przyjechalem przede wszystkim pod wrazeniem solidnosci
konsensu niemiecko-amerykanskiego, a wiec tego podstawowego, co do
sprawy rozszerzenia NATO na Wschod. Panuje przekonanie, ze zasadnicza
decyzja juz zapadla, sa natomiast do rozstrzygniecia kwestie taktyczne
- - kiedy, jak, kogo. I nie ulega watpliwosci, ze chodzi o przyjecie
Polski. Nie mam watpliwosci, ze prezydent Kwasniewski uwaza za swoja
misje wprowadzenie Polski do NATO i do Unii Europejskiej.
Powazna analiza sytuacji powinna wiec Kwasniewskiemu podpowiedziec,
ze tej misji nie wykona, jesli szybko nie bedziemy wyprzedzac pytan,
ktore pojawiaja sie juz i beda pojawiac sie z coraz wieksza intensywnoscia.
Zasadnicze pytanie brzmi - czy Polska umie sie rzadzic? Jest
to historyczne pytanie pojawiajace sie od lat. Mozna na nie
odpowiedziec wylacznie reforma panstwa, pokazaniem, ze Polska jest
ulozona na wzor i podobienstwo krajow, ktore podobne naszym problemy
rozwiazuja w normalnych, wiarygodnych procedurach, a nie poprzez
dzialania nadzwyczajne. Do reprezentowania panstwa nie wysuwa sie osob
budzacych podejrzenia, nawet jezeli ma to naruszac interesy partyjne
czy grupowe. Sytuacja wymaga wiec od prezydenta dzialan nie tylko na
arenie miedzynarodowej, ale takze na scenie wewnetrznej. Takie
dzialania, jezeli zostana podjete, winny byc dla opozycji zobowiazaniem
do grupowania sie wokol prezydenta w sprawach zagranicznych. Krazy pomysl
utworzenia Rady Bezpieczenstwa i ciagle do konca nie wiadomo, czym ona ma byc.
Wydaje mi sie nawet, ze po stronie opozycji widoczna jest tendencja
do rozszerzania obowiazkow tej rady. Nie jest to dobry pomysl. Sadze,
ze Rada Bezpieczenstwa zawezona do problemow polityki zagranicznej,
nie uwiklana w inne problemy zwiazane z biezacym rzadzeniem, ma gleboki
sens i politycy opozycyjni winni ja potraktowac bardzo powaznie
Wspomnial pan o sprawie premiera Oleksego. Jak, pana zdaniem,
winna ona zostac zalatwiona?
Ta sprawa musi byc wyjasniona w sposob budzacy jak najmniej
watpliwosci opinii publicznej. Nie jestem zwolennikiem powolywania
komisji zaufania publicznego ani innych nadzwyczajnych dzialan.
Procedury normalne, panstwowe, sluza do wyjasniania tego typu spraw.
Aby wyjsc z tej sprawy z ciosem, powinnismy szybko przystapic do
reformy panstwa, o czym juz wspominalem. I jest jeszcze problem
trzeci.Formacja Jozefa Oleksego powinna podjac takie dzialania, zeby
zadna osoba wywodzaca sie z niej, nie mogla byc podmiotem tego typu
oskarzen.
Czy, pana zdaniem, ta sprawa winna byla ujrzec swiatlo dzienne,
stac sie publiczna?
Nie. Powinna byc skierowana do prokuratury bez tego publicznego
teatrum, ktorego bylismy swiadkami.
Pan wiedzial o niej przed 19 grudnia?
Tak.
Co pan radzil prezydentowi Walesie?
Zeby nie ujawnial tej sprawy. I wedle mojej wiedzy prezydent jej nie
ujawnil. Radzilem mu, zeby zapewnil skierowanie sprawy do prokuratury
i przekazal ja prezydentowi elektowi, stawiajac warunki, majace upewnic
go, ze sprawie nie zostanie uciety leb.
Jakie to mialy byc warunki?
Zapewnienie, ze bedzie prowadzone sledztwo, ze premier odsunie sie od
sprawowanego urzedu, i wreszcie powolanie wspolnie uzgodnionej osoby,
ktora w sposob niepubliczny nadzorowalaby dalszy bieg tej sprawy i
sygnalizowala podejrzenia, ze dzieje sie cos nieprawidlowego.
Dlaczego takiego pomyslu nie mozna bylo zrealizowac?
Sadze, ze komus puscily nerwy i interes jakiejs grupy politycznej
przewazyl nad instynktem panstwowym.
Jakiej grupy?
Tego nie wiem. Nie wiem, kto pierwszy zaczal po cichu informowac
o tej sprawie. Wydaje mi sie, ze rownie dobrze mogl to robic ktos
z intencja pognebienia SLD, jak i ktos, kto zamierzal przeprowadzic
dzialanie uprzedzajace zlozenie wniosku do prokuratury i od razu
chcial nadac sprawie wymiar polityczny, ze oto odchodzacy prezydent
nie potrafi odejsc z urzedu, ktos, kto chcial rozmyc sprawe w
polityce. Mogloby byc i tak, i tak.
Wydawalo mi sie, ze to w Kancelarii Prezydenta Walesy rosla
determinacja, ze sprawe trzeba ujawnic.
U prezydenta widoczna byla determinacja, ze sprawa winna zostac
dokonczona. W rozmowach, w ktorych ja uczestniczylem, nie bylo
natomiast widac determinacji do politycznego zdyskontowania jej. Lech
Walesa byl ta sprawa przygnebiony. Raczej zachowywal sie jak czlowiek,
ktoremu w ostatniej chwili wrzucono goracy kartofel do reki. Mial przy
tym swiadomosc, jak zla jest ta sprawa dla wizerunku panstwa.
Upublicznienie i poddanie jej mozliwosciom politycznej manipulacji nie
bylo w interesie ani panstwa, ani ustepujacego prezydenta. Natychmiast
bowiem relatywizowalo sprawe, czynilo ja latwym przedmiotem kampanii
politycznej.
Najlepszym na to dowodem jest zachowanie premiera, ktory najpierw
oskarzyl sluzby specjalne i ustepujacego prezydenta, a nastepnie udal
sie do swych wyborcow na spotkania w terenie. Wlasnie aby nadac
sprawie wymiar polityczny i rozgrywac ja jako kampanie polityczna.
To jest wlasnie ten straszny polski problem, ze wszystko od razu jest
polityka. Nie ma zadnych kotwic, wszystko moze byc podwazone. Jezeli
dzis cos mnie niepokoi, to fakt, ze zarowno prezydent, jak i rzadzaca
koalicja zdaja sie nie przyjmowac tego do wiadomosci.
Dziekuje za rozmowe
Rozmawiala JANINA PARADOWSKA
+---------------------------------------------------------------------------+
| * Redakcja "Prasowki" nie odpowiada za tresc cytowanych tekstow; do listy |
| propozycji wlaczamy pisma ktore sami czytamy i nie roscimy sobie |
| pretensji do zadowolenia gustow wszystkich czytelnikow. |
| * Redakcja nie jest wladna udzielac, w zadnej formie, pozwolenia na |
| przedruk zamieszczanych materialow. |
| * "Prasowka" jest calkowicie bezplatna. |
| * Dystrybucja za pomoca uslugi LISTSERV - subskrybcja nastepuje po |
| wyslaniu na adres listserv(a)uci.agh.edu.pl listu zawierajacego linie: |
| subscribe prasowka <imie> <nazwisko> |
| lub dla wersji postscriptowej: |
| subscribe prasowka-ps <imie> <nazwisko> |
| * Archiwa (ftp/gopher): galaxy.uci.agh.edu.pl, poniecki.berkeley.edu |
| * Wersja HTML: http://www.uci.agh.edu.pl/pub/e-press/prasowka/html/ |
+---------------------------------------------------------------------------+
------- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT -------
+---------------------------------------------------------------------------+
| PRASOWKA - cotygodniowy przeglad polskiej prasy |
| NUMER: 120 |
| Wybor tekstow: Szymon Sokol (szymon(a)uci.agh.edu.pl), Jacek Wawszczak i |
| Zdzislaw Drejak (drejak(a)uci.agh.edu.pl); sklad: Violetta Korecka |
| UCI AGH Krakow |
+-----------------------------[ 22.02.96 ]----------------------------------+
Spis tresci:
1. TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Obraz Tygodnia"
2. TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Komentarze"
3. TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "UOP: pulapka na myszy II"
4. TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Oswajanie"
5. TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Rozebrac Wawel na cegle?."
6. POLITYKA 6/96(10.02) "Reszta jest polityka"
7. POLITYKA 6/96(10.02) "Karnawal monarchistow"
8. POLITYKA 6/96(10.02) "Cicha prywatka"
9. WPROST 5/96(04.02) "Latajace trumny"
10. WPROST 5/96(04.02) "Prywatny LOT"
11. WPROST 5/96(04.02) "Powrot na Baltyk"
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Obraz Tygodnia"
* Rzad premiera Wlodzimierza Cimoszewicza zlozyl przysiege przed
prezydentem. W nowym gabinecie nie ma m.in. Jerzego Jaskierni
i Jerzego Koniecznego. Ministrem sprawiedliwosci zostal Leszek
Kubicki, sedzia Sadu Najwyzszego, zas szefem MSW - dzialacz SLD
Zbigniew Siemiatkowski. Kazmierza Dejmka zmienil w ministerstwie
kultury Zdzislaw Podkanski (PSL), Leszka Millera (ktory objal URM)
w resorcie pracy zastapil dotychczasowy wiceminister Andrzej Baczkowski.
Nowym ministrem edukacji jest Jerzy Wiatr, w przeszlosci slynny wykladowca
Instytutu Podstawowych Problemow Marksizmu-Leninizmu.
* Przebywajacy z wizyta w Polsce zastepca sekretarza stanu USA
Richard Holbrooke zapewnil, ze jezeli sprawa Oleksego zostanie
wyjasniona do konca zgodnie z zasadami demokracji, nie bedzie miala
wplywu na szanse wejscia Polski do NATO. Holbrooke spotkal sie
z czolowymi politykami polskimi z wyjatkiem przewodniczacego SdRP.
* Bosniackie sluzby specjalne aresztowaly kilku udajacych sie na
spotkanie z przedstawicielami IFOR wyzszych oficerow serbskich (m.in.
gen. Dzukicia, prawa reke Ratko Mladicia), oskarzajac ich o zbrodnie
wojenne. Wladze w Pale postanowily zawiesic wszystkie kontakty
z rzadem bosniackim do czasu ich uwolnienia i przestaly realizowac
wymogi porozumienia w Dayton.
* Bosniaccy Chorwaci zdemolowali biura administracji Unii
Europejskiej w Mostarze, protestujac przeciwko ogloszonemu przez nia
nowemu planowi podzialu miasta (ktory zaklada, ze jedna z siedmiu
dzielnic bedzie etnicznie mieszana).
* Rosyjski wywiad moze probowac wplynac na wynik wyborow
parlamentarnych w Czechach, stawiajac w zlym swietle niektore
partie oraz ich liderow - twierdza w tajnym raporcie czeskie sluzby
specjalne. Raport opublikowal dziennik "Mlada Fronta Dnes".
* Mimo mrozu w centrum stolicy Czeczenii, Groznego, przez tydzien
gromadzilo sie kilkanascie tysiecy zwolennikow prezydenta Dudajewa.
Demonstranci, domagajacy sie wycofania rosyjskich wojsk z republiki,
pelnej niepodleglosci i uniewaznienia niedawnych wyborow "szefa
panstwa" (ktore "wygral" prorosyjski Doku Zawgajew), wycofali sie
pod grozba rosyjskiego "ataku".
* Borys Jelcyn zlecil premierowi Czernomyrdinowi opracowanie
w ciagu dwoch tygodni planu zakonczenia wojny w Czeczenii.
* Litewski sejm odwolal ze stanowiska premiera Adolfasa
Szlezevicziusa, ktory naduzyl stanowiska sluzbowego w czasie
trwajacego na Litwie kryzysu bankowego (premier wycofal swoje
pieniadze z najwiekszego prywatnego banku na dwa dni przed
ogloszeniem jego upadlosci).
* Irlandzka Armia Republikanska podlozyla bombe w centrum Londynu,
zrywajac trwajace od 17 miesiecy zawieszenie broni. Zginely 2 osoby,
a rozmowy o pokojowym uregulowaniu kryzysu w Ulsterze najprawdopodobniej
sie zalamaly.
* Papiez Jan Pawel II zakonczyl swoja 69. pielgrzymke, do Gwatemali,
Nikaragui, Salwadoru i Wenezueli.
* W katastrofie samolotowej na Dominikanie zginelo dwoch polskich
poslow: Zbigniew Gorzelanczyk (SLD) i Marek Wielgus (Republikanie).
Nikt ze 189 pasazerow sie nie uratowal.
* Rok wiezienia w zawieszeniu na dwa lata, grzywne w wysokosci 10
tys. zl, zakaz pelnienia stanowiska redaktora naczelnego i wykonywania
zawodu dziennikarza przez rok - to wyrok na Jerzego Urbana, za ujawnienie
w tygodniku "Nie" tajemnicy panstwowej. W roku 1992 Urban opublikowal
materialy operacyjne MSW na temat domniemanej wspolpracy Zdzislawa Najdera
z SB.
* Z Zurychu do Polski przywieziono bylego szefa Art B., Boguslawa
Bagsika, aresztowanego poltora roku temu w Szwajcarii na podstawie
miedzynarodowego listu gonczego wydanego przez wladze polskie.
* Jeszcze w grudniu Jozef Oleksy z grupa osob (m.in. z TUR "Polisa")
staral sie zarejestrowac fundacje "Bezpieczny Dom". Miala ona finansowac
dzialania sluzace zapewnieniu bezpieczenstwa i ochronie mienia. Sad odmowil
rejestracji, uznajac ze statut fundacji lamie prawo.
* Unia Wolnosci, Partia Konserwatywna, Stronnictwo Ludowo
- - Chrzescijanskie i Partia Republikanie podpisaly w Warszawie
porozumienie programowe.
* ONZ utraci w grudniu tego roku plynnosc finansowa - oznajmil Joseph
Connor, podsekretarz generalny organizacji ds. administracji.
* Szachowy mistrz swiata Garri Kasparow przegral pierwsza partie
meczu z najnowszej generacji komputerem "Deep Blue", skonstruowanym
przez inzynierow IBM.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Komentarze"
Pielgrzym pokoju i pojednania
Jan Pawel II odbyl swoja szescdziesiata dziewiata podroz poza granice
Wloch, niosac oredzie pokoju, pojednania i sprawiedliwosci do czterech
krajow Ameryki rodkowej. Podroz wazna i trudna. W krajach, ktore
odwiedzil Papiez, ogromna wiekszosc ludnosci zyje w nedzy. Panuje
bezrobocie i glod. Przez wiele lat toczyly sie tam brutalne wojny
domowe (w Gwatemali przez 35 lat!) miedzy quasi-faszystowskimi
dyktaturami i lewicowa partyzantka, pociagajac za soba setki tysiecy
ofiar. Kilka lat temu zawarto umowy pokojowe, wszczete zostaly procesy
demokratyzacyjne, ale nadal morduje sie ludzi opozycji politycznej,
"szwadrony smierci" zabijaja biedakow i tych, ktorzy staja w ich
obronie. Czesto jedynym obronca ofiar wyzysku i niesprawiedliwosci
spolecznej byl Kosciol katolicki, takze placac za to danine krwi.
Symbolem tej roli Kosciola stala sie smierc arcybiskupa Salwadoru
Oscara Romero, zastrzelonego u stop oltarza, przy ktorym odprawial
Msze swieta.
Chrzescijanska wrazliwosc na los ucisnionych byla zrodlem tzw.
"teologii wyzwolenia". Marksistowskie zabarwienie tej teologii
spowodowalo odrzucenie jej przez wladze koscielne. Teraz, lecac do
Ameryki rodkowej, Jan Pawel II powiedzial dziennikarzom, ze wobec
upadku komunizmu w Europie teologia wyzwolenia stracila na znaczeniu.
Stwierdzenie to wywolalo protesty jej zwolennikow, ale jeden z jej
glosnych tworcow, Peruwianczyk, ks. Gustavo Guttierez, oswiadczyl
niedawno, ze teologia ta moze zniknac, jesli bedzie podtrzymywana
preferencyjna opcja Kosciola na rzecz ubogich. Wlasnie podkresleniu
tej opcji sluzyla papieska podroz. Byla to oczywiscie podroz
duszpasterska, ewangelizacyjna, ale oredzie sprawiedliwosci
i pojednania wyplywa z samego serca Ewangelii.
JERZY TUROWICZ
Rzad Cimoszewicza
Prezydent Aleksander Kwasniewski zaprzysiagl rzad Wlodzimierza
Cimoszewicza. Choc SLD-owskich ministrow jest w nim tylko 6, bedzie
to rzad realizujacy przede wszystkim interes SLD. Zadbaja o to i sam
premier, i ministrowie na kluczowych stanowiskach: Leszek Miller jako
szef administracji panstwowej, Zbigniew Siemiatkowski jako szef
resortu spraw wewnetrznych. Nominacja Siemiatkowskiego budzi obawy
o los sprawy Oleksego - o to, czy znajdzie ona jasny, publiczny final.
Cena za utrzymanie sojuszu z PSL bylo wkomponowanie w rzad
Cimoszewicza folklorystycznego skrzydla ludowcow, zwolennikow
politycznego disco-polo, ktorego symbolem jest sam prezes Pawlak.
Wicepremier Pietrewicz bedzie wiec patrzal na rece SLD-owskim liberalom:
Kolodce i Kaczmarkowi. Od strony Sojuszu maja ich tez osaczac doradcy
nowego premiera, jak chocby profesor Kaleta, rzecznik socjalizmu rynkowego.
Jak widac, sklad nowego rzadu zawiera ziarna autodestrukcji, a w kazdym
razie permanentnego wewnetrznego konfliktu koncepcji i stylow dzialania.
Rzad Cimoszewicza rozni sie od poprzedniego na razie tylko tym, ze nie ma
juz ministra Jaskierni. To ulga, ale to o wiele za malo, zeby wiazac
z gabinetem Cimoszewicza jakies wieksze nadzieje na przelamanie obecnego
kryzysu wladzy panstwowej.
ADAM SZOSTKIEWICZ
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "UOP: pulapka na myszy II"
O tym, jak polecany w poczatkach UOP czlowiek okazal sie kadrowym
pracownikiem SB, ktory rozpracowywal opozycje * Dlaczego nie prowadzono
operacji "Pamela" przeciwko,SdRP? * Jak Henryk Jasik i Marian Zacharski
pracowali w Inter - Amsie *Porazka UOP czy zwyciestwo demokracji?
Rozmawiaja KRZYSZTOF KOZLOWSKI, pierwszy minister spraw wewnetrznych
III RP, gen. Henryk Jasik, pierwszy szef wywiadu oraz plk KONSTANTY
MIODOWICZ, pierwszy szef kontrwywiadu.
FONFARA, CZYLI POWROT DO PRZESZLOSCI
- Jacek Kuron i Karol Modzelewski w swoim liscie otwartym
wspominaja o czlowieku, ktory jest dzis w zwiazku ze sprawa Oleksego
na pierwszych stronach - o gen. Fonfarze. Twierdza, ze rozpracowywal
on w 1983 roku dzialaczy "Solidarnosci", fabrykowal zeznania itd.
KRZYSZTOF KOZLOWSKI: - W pamieci Jacka Kuronia i Karola Modzelewskie
go owczesny kapitan Fonfara mogl pozostac jako czlowiek, ktory
przysporzyl im cierpien. Nie zamierzam bronic jego dawnych dzialan.
Natomiast od roku 1990 Fonfara sluzyl dobrze III RP i jest swietnym
oficerem. Mierzenie wartosci czlowieka kategoriami sprzed lat 12
wydaje mi sie malostkowe z punktu widzenia interesu panstwa.
- A Pan mu ufal od poczatku?
KK: - Nie. Nawet kiedy prowadzil sledztwo w Piotrkowie Trybunalskim
w zwiazku z paleniem tam akt SB, zgromadzil dowody i przekazal je
prokuraturze generalnej. Ale wciaz watpilem, czy powinien byc szefem
Zarzadu Sledczego. Uleglem wiec sugestiom Solidarnosci, Komitetu
Obywatelskiego, warszawskiego KIK-u itp. i mianowalem kogos innego.
Po dwoch tygodniach musielismy tego czlowieka zdjac i to w sposob
drastyczny... Wowczas uznalismy, ze Fonfara powinien zostac szefem
zarzadu.
GEN. HENRYK JASIK: - Mam taki staz, jak gen. Fonfara. Chce
przypomniec mechanizm funkcjonowania sluzb: scisla hierarchia.
Fonfara w 1983 byl kapitanem, mial nad soba naczelnika, zastepce
dyrektora, dyrektora, ministra. Byl trybikiem. Oczywiscie, wykonawca
moze odmowic wykonania rozkazu, ale to byla sluzba. I nie on odgrywal
glowna role w tamtej sprawie.
- A chlopaka, ktory przyszedl do MSW prosto z podziemia
nie korcilo, by sprawdzic biografie i przebieg karier starszych
kolegow?
PLK KONSTANTY MIODOWICZ:O sprawie gen. Fonfary dowiedzialem sie ze
wspomnianego listu otwartego. Skrupulatnie sprawdzalem zyciorysy tych,
ktorzy podlegali mi w kontrwywiadzie. Ludzi z innych pionow moglem
rozpoznawac tylko praktycznie w trakcie wspolnych dzialan.
HJ: - Swoja droga: gdybym 3 lata temu puscil wodze fantazji,
to nigdy nie przewidzialbym, ze dzis w mojej obronie beda wystepowac
przedstawiciele ZChN-u, KPN, UP, a najostrzej atakowac mnie beda
panowie z SLD.
- Wrocmy wiec do roku 1990. Nowym ministrem spraw wewnetrznych
jest Krzysztof Kozlowski, powstalemu wlasnie Urzedowi Ochrony Panstwa,
szefuje Andrzej Milczanowski. Henryk Jasik, czlowiek z duzym stazem w
Fabryce (jak mowi sie o UOP w UOP), wslawiony tym, ze prowadzil
najwiekszego szpiega PRL, Mariana Zacharskiego, melduje sie u nowych
szefow. I pierwsze polecenie brzmi : "Pulkowniku Jasik, prosze rozpiac
marynarke".
HJ: - Nic takiego sie nie zdarzylo. Choc rzeczywiscie pierwsze
tygodnie pracy nie ukladaly sie najlepiej. Wynikalo to z nieufnosci
szefa UOP do ludzi, ktorzy od lat byli w sluzbach. Zaczeli sie wtedy
do niego zglaszac rozni ludzie z MSW, rowniez z wysokich szczebli,
ktorzy uznali sie za pokrzywdzonych w przeszlosci przez przelozonych.
- A Pan, senatorze - czy nie mial wrazenia, ze jest Pan nie tylko
osamotniony, ale i kiwany przez tych starych wyjadaczy?
KK: - Kto kogo wykiwal, to inny temat. Moim zamiarem nie bylo kiwanie
kogokolwiek. Chcialem grac i wedle jasnych regul. Nieufnosc? Byla.
Naiwnoscia byloby sadzic, ze wystarczy komus spojrzec w oczy
i powiedziec: ten jest dobry, a ten zly. Wcale nie wiedzialem,
kim jest, kim bedzie i jak nam pomoze plk Jasik.
- A czy ktos naduzyl Panskiego zaufania?
KK: - Latwiej bylo sie pomylic w stosunku do nowo przyjetych
niz do starych funkcjonariuszy. O "starych" mozna bylo zebrac sporo
informacji. Owszem, w ramach weryfikacji zwolnilismy tez niektorych
ludzi nieslusznie, ale to byly marginesy akcji. Natomiast bylo pare
wpadek z ludzmi, polecanymi jako dzielni opozycjonisci, ktorzy przy
blizszym wejrzeniu okazywali sie nie za dzielnymi i nie calkiem
opozycjonistami.
Oto polecono mi czlowieka, ktory mial byc zaangazowany w struktury
konspiracyjne "Solidarnosci" Gdanska, i to w delikatnych miejscach.
Mial poparcie znanych politykow. Okazalo sie, ze wszystko jest na
odwrot: byl to oficer III Departamentu SB, ktory w latach 80.
inflitrowal srodowiska opozycyjne, a potem usilowal przeniknac
do struktur tworzonego UOP.
- Czy do reformowanej sluzby nieprobowali przenikac Rosjanie?
Chocby z racji kontaktow "starych" z opiekunami z KGB?
KK: - Jedna tylko anegdota: gdy przyszedlem do MSW, na korytarzach
co chwile slyszalem rosyjski. Ludzie z KGB mieli nieograniczone prawo
wchodzenia na Rakowiecka. I korzystali z niego. Do ich dyspozycji
oddano nawet specjalny pokoj z ktorego wyprowadzone byly linie
telefoniczne bezposrednio do ambasady. Rychlo cofnelismy wszystkie
przepustki dla "radzieckich". Jedna jedyna mial oficjalny rezydent
KGB, gen. Galkin. Nakazalismy im tez, by opuscili owa centrale
telefoniczna. Wyszli. Z wscieklosci zostawili goly pokoj. Tylko
ze scian zwisaly koncowki powyrywanych kabli.
Rownoczesnie zarzadzilismy kontrole rozmow telefonicznych miedzy
gmachem MSW a ich ambasada. Ilosc polaczen po wyprowadzce znacznie
wzrosla. W rezultacie trzeba bylo zwolnic kilkudziesieciu funkcjonariuszy...
10 MALYCH MURZYNKOW
- Panie generale, w telewizji nowych dziennikarzy nazywa
sie pampersami. Jak wy nazywaliscie tych nowych w sluzbach
specjalnych?
HJ: - Pracowalismy w powaznej firmie i traktowalismy sie powaznie.
Minister Kozlowski, a potem Milczanowski, przy kazdej okazji
podkreslali: nie liczy sie, kto jest stary, kto nowy, licza sie
efekty. Dlatego mozna bylo przystapic do wspolpracy. Miedzy wywiadem
a kontrwywiadem zawsze byly konflikty. Sluzby te weszly z nimi w rok
1990. Ale i Kostek, i ja staralismy sie zasypywac przepasci.
KK: - Za to ja mialem cholerny problem: ci nowi nie mieli stopni
wojskowych. A mianowanie ich na pierwszy stopien oficerski wymagalo
decyzji prezydenta RP, wowczas gen. Jaruzelskiego. Tymczasem oni mieli
papiery, ze sie do sluzby wojskowej absolutnie nie nadaja. Poza tym
funkcjonariusz musi miec swiadectwo lekarskie. Panie z resortowej
sluzby zdrowia na to: "Co? Oni? Lamagi kompletne!" Ja: "Niech pani sie
dobrze przyjrzy, moze jednak sprostaja"... Krotko mowiac: pulkowniku
Miodowicz, poczatki waszej kariery oficerskiej byly trudne.
KM: - Az tak zle nie bylo - wczesniej forsownie uprawialem wspinaczke
wysokogorska.
- Wywiad i kontrwywiad pozostaly praktycznie w stanie nienaruszonym,
zostalo duzo zawodowcow. Czy wielu bylo tych nowych?
HJ: - W kierownictwie wywiadu nie bylo nowych ludzi: Wszyscy bylismy
wczesniej funkcjonariuszami: pan Czempinski, wowczas ze stazem
20-letnim, moi zastepcy ze stazem 15-letnim
W 1990 roku pojawili sie w Polsce na zaproszenie kierownictwa MSW
eksperci z CIA i sluzb brytyjskich. Mowili: "Ludzie, ktorzy nie
gwarantuja badz nie rozumieja przemian musza odejsc, ale sluzba
wywiadu i kontrwywiadu musi pozostac, Polska to przedmurze wschodu
i musi miec sprawny wywiad".
KM: - W kontrwywiadzie ponad 60 procent ludzi wywodzi sie z nowego
naboru.
- A czy byli "starzy", ktorzy odeszli uwazali tych, co pozostali
w Fabryce za zdrajcow?
HJ: - Kiedys dostalem list w stylu: sprzedales nas, awansujesz, bo
sie wkupiles. Choc byl obrazliwy, pokazalem go paru osobom, m.in.
Czempinskiemu. Uznalismy, ze autor jest czlowiekiem sfrustrowanym,
nie umiejacym znalezc miejsca w nowych warunkach. Byl to przecietny
oficer - i z tego powodu, mimo pozytywnej weryfikacji, pozbawiono go
w 1990 roku prawa pracy w UOP.
Byly i inne przypadki: w kwietniu 1990 roku z wywiadu odeszlo ponad
300 osob. Wielu usilowalem przekonac: "Zostan, jestes cennym oficerem.
Owszem, moze w wywiadzie dzialo sie cos niedobrego poza nasza wiedza,
ale przeciez staralismy sie pracowac dobrze, dlaczego wiec odchodzisz?"
Odpowiadali: "Nie, bedzie czystka, scinanie glow". Zadnych czystek nie bylo.
I wtedy niektorzy, ktorzy z wlasnej woli odeszli wiosna 1990, jesienia
zaczeli prosic o przywrocenie do sluzby.
MINIM? PAMELA LUBI GO TYLKO JESIENIA
- Do jakiego stopnia polskie elity polityczne sa dzis infiltrowane
przez obcy wywiad? Tygodnik "Wprost" napisal o dwoch kolejnych
pseudonimach "Minim" i "Kat". Plotka podstawia rozne nazwiska...
KM: - Nie bede komentowal doniesien "Wprost". Ale osoby wywodzace
sie z b. PZPR i zajmujace tam prominenckie miejsca stanowia kategorie
szczegolna: w sposob nadzwyczaj negatywny nasycona relacjami wynikajacymi
z roznych zaszlosci. Sluzby kontrwywiadu musza na to zwracac uwage.
Jednoczesnie w tej kategorii osob znajduja sie i ci, ktorzy w wyniku
przemian gospodarczych po 1989 roku w sposob spekulacyjny, nie zawsze
zgodnie z prawem, pomnazali majatek partyjny i wlasny. Czesc osob z
PZPR zostala przeniesiona, jako dziedzictwo kadrowe, do SdRP. Dlatego
polscy komunisci sa grupa polityczna bedaca nosicielem szczegolnego
zagrozenia. Ale z tego, ze obiektem naszych zainteresowan nie sa
partie polityczne, nie wynika, iz osoby uplasowane w partii - o ile
istnieja uzasadnione podejrzenia o popelnienie przestepstwa - nie moga
byc przedmiotem zainteresowan operacyjnych. Przykladem przypadek pana
Sekuly, ktory byl czesciowo przedmiotem zainteresowan UOP. Jakich?
Takich, jakie moze realizowac sluzba specjalna - to znaczy z uzyciem
srodkow tej sluzbie dostepnych.
-Ale po publikacji "Wprost" gen. Fonfara powiedzial, ze 80 proc.
informacji jest wiarygodne?
KM: - Dyr. Fonfara opuszczajac posiedzenie specjalnej komisji
sejmowej byl zaaferowany. Gdy jeden z dzienikarzy zagadnal go o
stosunek do publikacji "Wprost", zbyl to milczeniem. Ale gdy zapytano
pytanie, czy moze potwierdzic te informacje na 80 proc., skinal glowa.
Terazzastanawia sie, co by bylo, gdyby ktos spytal, czy moze je
potwierdzic na 83,5 proc.
Znamienne, ze jeden ze znaczacych polkich politykow, Jan Maria Rokita
stwierdzil, ze chocby 10 proc. tych informacji bylo prawda, to otwiera
to sprawe delegalizacji SdRP. Potraktujmy te wypowiedz jako skrajna i
jako element przybierajacej niebezpieczna postac, ale dyskusji. Kiedy
jednak zaczynamy rozmawiac o procentach, to przekraczamy granice absurdu.
- Jak juz jestesmy przy kryptonimach: czy istnial kiedys kryptonim
Pamela? Mowi cos to Panu?
KM: - Wiele mi to mowi. Operacja Pamela byla podniesiona w
publicystyce rozwijanej z pozycji SdRP. Miala polegac na obiektowym
rozpracowaniu tej formacji politycznej. Otoz SdRP nigdy nie byla
przedmiotem obiektowego rozpracowania uruchamianego przez UOP.
- Nawet jesli pojawila sie sprawa moskiewskich pieniedzy?
I wynikajacych z niej podejrzen o zwiazki SdRP z KGB?
KM: - Rowniez wtedy. Bo w ramach przedsiewziec realizowanych
na zlecenie kompetentnych organow panstwa - w tym prokuratorskich
- objeto kontrola operacyjna kilka osob usytuowanych na pozycjach
funkcyjnych w SdRP. A to z racji ich kontaktow z ustalonymi
pracownikami KGB, w ramach ktorych zrealizowano przedsiewziecie
finansowe noszace znamiona przestepstwa.
- To jestescie fajtlapy. Skoro pojawia sie podejrzenie o
moskiewskich pieniadzach, a potem ze premier z SLD moze byc
informatorem, to dlaczego UOP nie prowadzi dzialan wobec SdRP?
KM: - Informacje musza byc konkretne i potwierdzone, by stac sie
przedmiotem czynnosci operacyjno-rozpoznawczych. W przypadku tzw.
moskiewskich pieniedzy tak nie bylo. Ale nie byla w rozpracowaniu cala
formacja. Kiedy palec ma raka, nie leczy sie piety.
- To inaczej: czy za Panow czasow byly w UOP prowadzone czynnosci
przeciwko innym wysoko ulokowanym potencjalnym zrodlom informacji
obcych wywiadow?
KM: - Oczywiscie.
- Przeciw komu?
HJ: - Kontrwywiad dlatego jest skuteczny, ze dochowuje zasad
obowiazujacych w takich sluzbach: tajemnica, tajemnica, tajemnica...
Az nadchodzi moment, ze jest tyle informacji, iz mozna przedlozyc
Zarzadowi ledczemu propozycje ich zanalizowania. Zarzad decyduje o
przekazaniu materialow na zewnatrz do prokuratury, albo zwraca je z
sugestia: "Panowie, za malo, popracujcie jeszcze".
- Pulkownik Miodowicz stwierdzil, ze pomysl Kwasniewskiego na
ujawnienie wszystkich akt UOP ociera sie o zdrade stanu...
KK: - Jezeli ktos chce zlikwidowac wywiad i kontrwywiad w Polsce
i otworzyc ja na wszystkie mozliwe zagrozenia zewnetrzne, to prosze
bardzo. To faktycznie pomysl z kategorii."zdrada stanu". Politykowi
nie wolno w sposob niekompetentny glosic takich tez. Szalenstwo musi
miec granice, bo inaczej gramy interesem panstwa polskiego.
KM: - Pseudokoncepcja Kwasniewskiego tresci merytorycznych nie
ma zadnych i sprowadza sie dojednego: zniszczyc sluzby specjalne
w odwecie za tzw. sprawe Oleksego. Do niedawna twierdzil on, ze
ujawnieniu powinny podlegac aktywa operacyjne zgromadzone przez UOP.
Potem jeden z wysokich funkcjonariuszy kanclarii prezydenta sugerowal,
ze struktura, ktora pod kierownictwem posla Malachowskiego ma podejmowac
blizej nieokreslone czynnosci lustracyjne, powinna tez analizowac
przypadki obywateli RP podejrzanych o wspolprace z obcym wywiadem.
To swiadczy o nedzy koncepcyjnej, ktora proponuje prezydent i podlegli
mu aparatczycy. Bo w panstwach praworzadnych kwestie te pozostaja
w gestii prokuratury i sadow.
STUDIUM W SZKARLACIE
- Wejdzmy w skore politykow SLD. Kraza pogloski, ze UOP
przekraczal swe uprawnienia, ze sluzyl Mieczyslawowi Wachowskiemu,
a juz napewno prezydentowi Walesie, ze Walesa dostal od was dokumenty
z nim zwiazane, ze Wachowski straszyl innych politykow tym, ze ma haka
na wszystkich.
KK: - Nie ma zadnych dowodow, ze w ciagu ostatnich lat UOP dzialal
przeciwko jakimkolwiek polskim politykom czy ugrupowaniom. Rowniez
sprawa Oleksego wyszla posrednio.
- Pan sam jako minister dal prasie informacje o zwiazkach
Tyminskiego z Libia. Potem sie okazalo, ze to nieprawda. To nie byla
ingerencja sluzb w polityke?
KK: - Czesciowo musze przyznac wam racje. Ta glupia pomylka sie
zdarzyla. Ale znowu pojawia sie pytanie o granice. Bo jesli sluzby
dowiaduja sie, ze jeden z kandydatow do najwyzszego urzedu w panstwie
byl werbowany przez kontrwywiad PRL, potem w tajemniczy sposob - nie
zjawiajac sie kraju - otrzymal przedluzenie paszportu, po czym
kilkakrotnie odwiedza na jeden dzien Warszawe, by dalej leciec do
Moskwy, to musza sobie zadac pytanie: "Co robic?".
- A jak skomentowac oskarzenia wysuwane przez Waldemara Pawlaka,
ze generalowie Jasik i Zacharski byli zatrudnieni w Inter-Amsie
(firmie oskarzanej o naduzycia finansowe), czym w jakis sposob
przyczynili do obalenia tamtego rzadu? Teze te powtorzyl premier
Oleksy.
HJ: - Tak, bylismy pracownikami Inter-Amsu. Pan Zacharski 4 czy 5
miesiecy, ja 2 miesiace i 20 dni. Po zakonczeniu pracy o Inter-Amsie
zapomnialem. Dopiero po moim powrocie do resortu "Express Wieczorny"
usilowal to przedstawic w ten sposob: pracownik Inter-Amsu poszedl
do MSW, MSW dokonuje duzych zakupow, wiec Jasik jest czlowiekiem
Inter-Amsu. Po pierwsze: nie bylem czlowiekiem Inter-Amsu, tylko jego
pracownikiem. Po drugie: o zwiazkach pana Zdunka, szefa Inter-Amsu
z panem Pawlakiem dowiedzialem sie z prasy. Nigdy w tamtej fimie nie
widzialem pana Pawlaka, nigdy nie slyszalem z ust pana Zdunka, iz pan
Pawlak jest jego kolega... A w ogole: w jaki sposob mialbym przyczynic
sie do odejscia premiera Pawlaka? To absurd, jesli nie pomowienie.
- Czy mozna wykluczyc, ze MSW lub UOP braly udzial w przesylaniu
informacji o Inter-Amsie, ktore ukazaly sie we "Wprost" i posrednio
oslabily pozycje rzadu Pawlaka?
HJ: - Calkowicie to wykluczam.
KM: - To, co znalazlo wyraz w tym pytaniu, a dotyczylo proby objecia
kontrola operacyjna przez UOP podmiotow politycznych, chetnie bylo
podnoszone przez srodowiska komunistyczne juz w trakcie kampanii
wyborczej Kwasniewskiego. Byla ona kampania negatywna, z jednej strony
zmieniajaca pana Kwasniewskiego w nadwislanskiego Miczurina
obiecujacego gruszki na wierzbie. Z drugiej na oskarzaniu wszystkiego,
co bylo zewnetrzne wobec komunistow, o podejmowanie sprzecznych
z prawem dzialan. O co chodzilo? W przypadku zwyciestwa komunistow
budowano sobie legitymacje do zmian personalnych w resorcie, w przypadku
kleski budowano podstawy do wytlumaczenia przegranej. Ponadto
oddzialywano na elektorat, przedstawiajac sytuacje, w ktorej struktura
panstwowa przesladuje jedna z partii, co ma budzic wspolczucie
przekladalne na glosy wyborcze.
- Pan tymczasem stwierdzil, ze znane sa przyklady naciskow jednego
z komitetow wyborczych na UOP. O co chodzilo?
KM: - Powiedzialem na posiedzeniu komisji specjalnej i mysle,
ze trzeba to dzis upublicznic, ze to wlasnie SLD podjelo w czasie
kampanii wyborczej probe infiltracji struktur UOP. Realizowano przed
siewziecie polegajace na docieraniu do funkcjonariuszy UOP, wywieraniu
na nich presji, probie rozpoznawania ich orientacji politycznej.
Wszystkie te rozmowy, w trakcie ktorych usilowano pozyskiwac jako
informatorow funkcjonariuszy UOP, zostaly udokumentowane. Dokumentacja
moze byc na zadanie komisji specjalnej dostarczona. Ale, co najwazniejsze,
byly to proby nieskuteczne i raz jeszcze UOP sprawdzil sie jako formacja
sluzaca panstwu polskiemu.
- Jednak min. Milczanowski mowil, ze dowody w sprawie Oleksego
byly przygotowane jeszcze przed kampania wyborcza, a sam Walesa
dodawal, ze gdyby zostal ponownie prezydentem, sprawa wyszlaby dopiero
w polowie jego kadencji.
KK: - Pytajcie Walese, co mial na mysli. W pazdzierniku sprawa
nie byla dostatecznie gotowa i jezeli prokuratura zadala od UOP
uzupelnienia akt w styczniu, to tym bardziej zadalaby w pazdzierniku.
Sprawa wyszla w ostatniej chwili. Zle sie stalo, ze zbiegla sie z
odejsciem prezydenta, bo robi wrazenie odwetu. I gdyby Lech Walesa
zostal o dzien dluzej na stanowisku, to uznalbym ze sprawa mogla byc
potraktowana instrumentalnie. Ale prezydent odszedl zgodnie z regulami
i nie wykorzystal tego w zaden sposob do przedluzenia kadencji,
powiedzenia: "W tej sytuacji nie moge odejsc, musze zrobic porzadek
przez stan wyjatkowy czy jakikolwiek inny". Minister Milczanowski tez
odszedl, dodajac: "Musze powiedziec, ze sytuacja jest gleboko niepokojaca"
i przedstawil prokuraturze rzeczywiscie niepokojace sygnaly. Do niej nalezy
teraz ocena sprawy.
MOWI SIE, ZE...
KM: - Nas powinno interesowac nie jak sie mowi, ale jak bylo.
Zazadalem od sejmowej komisji specjalnej dowodow w sprawie rzekomego
prowadzenia przez UOP w trakcie kampanii wyborczej czynnosci
operacyjnych przeciwko SLD. Okazalo sie, ze takich dowodow nie ma.
Jeszcze jedno. Min. Milczanowski ujawnil, iz Zarzad sledczy otrzymal
materialy sprawy dopiero w polowie listopada. A wiec tak dlugo trwaly
czynnosci rozpracowujace sluzby obce, w czasie ktorych zarejestrowano
fakt aktywnych kontaktow premiera Oleksego z wywiadem Federacji
Rosyjskiej. Natomiast informacje naprowadzajace otrzymano w polowie
roku: byly tak spektakularne, tak dramatyczne i mogly pociagnac za
soba tak powazne konsekwencje dla sluzb, ze poddano je nadzwyczajnej
weryfikacji. To przeciagnelo sie az do poczatkow kampanii.
"Mowi sie", iz termin ujawnienia sprawy byl niewlasciwy. Tylko
ze rytm prac operacyjnych nie koresponduje z rytmem wydarzen
politycznych, a w tym przypadku byla jeszcze sytuacja nadzwyczajna,
bo odchodzili ci, ktorzy gwarantowali rzetelnosc i nie bylo pewne,
czy sprawa nie utonie.
I trzecia rzecz: minister Wachowski. Przez piec lat pracy jako
dyrektor kontrwywiadu UOP spotkalem sie - przypadkowo, towarzysko
- - dwa, trzy razy z ministrem Wachowskim. A prowadzilem jednostke
kluczowa dla rozpoznania sytuacji. I nigdy nie otrzymalem polecenia,
ktore identyfikowalbym jako wychodzace z Belwederu. Nie wiem, czy min.
Wachowski chwalil sie wobec kogokolwiek teczkami (choc watpie), ale
jesli nawet, to jestem przekonany, ze nie przenikalo to ze struktur
operacyjnych UOP.
HJ: - Pytano mnie: co zakladaliscie ujawniajac sprawe Oleksego?
Odpowiadam: nic. Kampania pana Kwasniewskiego trwala od maja, a
dopiero pod jej koniec sluzby zebraly material rozstrzygajacy. Jeszcze
nad tym nalezalo pracowac w Zarzadzie ledczym. Dopiero potem zapadla
decyzja: tak, ten material musi pojsc do organow wymiaru sprawiedliwosci.
Nie zakladalismy, ze chcemy lewice utracicpo prostu w sposob cywilizowany
poinformowano kilka dni wczesniej urzedujacego prezydenta, a kiedy tylko
pojawil sie prezydent elekt (pamietam, ze byla sobota, 9 grudnia, kiedy
przylecial z Wysp prezydent elekt (pamietam, ze byla sobota, 9 grudnia,
kiedy przylecial z Wysp Kanaryjskich), to juz we wtorek pan Milczanowski
i pan Bartoszewski informowali go o sprawie. Pan Kwasniewski bezradnie
spytal: "Panowie, co mam z tym zrobic?" Min. Milczanowski i min. Bartoszewski
powiedzieli: "Najlepiej, gdyby pan Oleksy jak najszybciej ustapil".
Mieli racjegdyby ustapil, to nie byloby tego jazgotu... Urzad po
prostu wypelnil swoj obowiazek.
Sluzby nie powinny byc postrachem dla politykow: ani tych, ktorzy
rzadza, ani tych z opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Cos,
co moge okreslic pragnieniem, zeby w Polsce stosunki miedzy wladza
a sluzbami byly takie (no, moze ciut gorsze) jak w Wielkiej Brytanii.
Tam kandydat na polityka sam wypelnia ankiety, przyznaje sie do
szczegolow zycia prywatnego... Ufa, ze sluzby zadaja tych informacji
tylko po to, zeby tej osobie zapewnic komfort i nic wiecej. Zeby wiec
UOP, czy jak te nowe sluzby beda sie nazywac i komu beda podporzadkowane,
zawsze byl uznawany za potrzebny panstwu. A rowniez politykom, ktorzy
beda w tych sluzbach mieli instytucje doradcza.
KM: - UOP zachowal zawsze suwerennosc. Stalo sie to rowniez na
plaszczyznie miedzynarodowej. Teraz SLD nie chce uszanowac prawa UOP
do suwerennosci. I nie chce zrozumiec, iz urzad ten moze, ale i musi
pracowac na rzecz panstwa, a nie okreslonych formacji.
KK: - Gdyby namierzano Oleksego wczesniej, to uniknelibysmy wielu
nieszczesc. Ale sluzby, ktore staraja sie kontrolowac wszystko
i wszystkich, zawsze przegrywaja. W Polsce nie inwigilowano ani
Socjaldemokracji, ani Oleksego. Na szczescie dla demokracji polskiej
stalo sie to zgodnie z procedurami demokratycznymi. Na szczescie dla
demokracji, co nie oznacza, ze na szczescie dla tej konkretnej sprawy.
Ale cos za cos.
To sa wlasnie koszty demokracji.
Rozmawiali: WITOLD BERES, KRZYSZTOF BURNETKO, EDWARD MISZCZAK (RMF
FM)
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Oswajanie"
Telewizyjne rozmowy o Katechizmie (5)
Z ks. JOZEFEM TISCHNEREM rozmawiw JACEK ZAKOWSKI
JOZEF TISCHNER: W gruncie rzeczy, Jacku, te napiecia, ktore kiedys
doprowadzily do rozlamu w Kosciele, do reformacji i kontrreformacji,
napiecia, ktore staly sie przyczyna rozbicia zachodniego chrzescijanstwa
i ktore znalazly sie u zrodel protestantyzmu - otoz one wszystkie, w jakims
stopniu, trwaja do dzis. Mozna powiedziec, ze istnieja one pomiedzy dazeniem
do maksymalnego obiektywizmu w religii...
JACEK ZAKOWSKI:...czyli do uporzadkowania wiary...
...a dazeniem do maksymalnego subiektywizmu...
...czyli do wolnosci.
- Wolnosci, indywidualnosci, niepowtarzalnosci. Katechizm trydencki
blizszy byl pierwszej tendencji. Sa w nim zawarte pewne slady
podmiotowosci wierzacego, ale w gruncie rzeczy, w zwiazku z wplywem
metody scholastycznej, obowiazywala religia zobiektywizowana.
- Kosciol mowi ci, jak jest, a Ty masz tak wierzyc i tak swoja
wiare przezywac.
- Tak. Jestesmy na tropie kopernikanskiej rewolucji, do ktorej doszlo
w nowym Katechizmie. Nie polega ona na tym, ze obiektywizm przejdzie
w subiektywizm, czy na odwrot, ale na tym, ze bedziemy szukali syntezy
miedzy wartosciami obiektywizmu i subiektywizmu. Okazuje sie, ze nie
sa one sprzeczne, moga byc powiazane ze soba pewnym sposobem myslenia
religijnego.
- Tyle wolnosci, czyli subiektywizmu, ile mozliwe; tyle
obiektywizmu, czyli regul, ile konieczne?
- Dokladnie. Regula sw. Augustyna"fides quaerens intellectum" (wiara
szukajaca rozumienia) jest dobra wytyczna w tej sprawie. Znajduje ona
analogie w slowach sw. Ireneusza z Lyonu, ktore cytuje nowy Katechizm.
- Sw. Augustyn zyl przeciez jedenascie wiekow przed Soborem
Trydenckim, wiec idea, ku ktorej dzisiejszy Kosciol sie zwraca,
jest starsza niz Katechizm, ktory ja podwazyl...
- Mozna powiedziec, ze sw. Augustyn byl jednym z glownych
inspiratorow reformacji - dlatego Katechizm trydencki jest bardzo
ostrozny w przyjmowaniu idei augustynskich. Zupelnie inaczej postepuje
nowy Katechizm; juz w rozdziale, o ktorym mowimy, wiecej jest
cytatow ze sw. Augustyna, niz ze sw Tomasza z Akwinu.
- Sw. Ireneusz pisze, ze "Slowo Boze zamieszkalo w czlowieku
i stalo sie Synem Czlowieczym, by przyzwyczaic czlowieka do objecia
Boga, a Boga do zamieszkania w czlowieku zgodnie z upodobaniem Ojca".
- Rysuje mi sie tutaj obraz dwojga ludzi - kobiety i mezczyzny
- ktorzy oswajaja sie z soba. Trzeba przeciez czegos takiego jak
"oswojenie" kobiety przez mezczyzne, mezezyzny przez kobiete... I
Katechizm, za Ireneuszem, przenosi te relacje na stosunki miedzy
czlowiekiem a Bogiem.
- Ale ten sposob myslenia pozbawia Boga nieograniczonosci,
wszechmocy... Sprowadza go do poziomu czlowieka, ktory musi sie
wiecznie uczyc.
- Bog ograniczyl swoja wolnosc w chwili stworzenia czlowieka. Bedac
doskonalym, nieskonczonym, nieograniczonym, moze przeciez rowniez sam
siebie ograniczac. I robi to wtedy, gdy stwarza ludzka wolnosc. Jest
to bardzo piekna, fascynujaca metafora, ktora znalazla swoj wyraz w
"Piesni nad piesniami": Bog i czlowiek najpierw musza sie ze soba
oswoic. "Slowo staje sie cialem", aby w ten sposob czlowieka oswoic
z Bogiem: Bo czlowiek jest dzikusem, nie tyle zlym, ile dzikim i tak
zachowuje sie wobec Boga. Bog zas, patrzac na niego, ma problem: jak
oswoic go z soba, swoja potega, majestatem.
- I tym oswajaniem sie czlowieka z Bogiem jest rozumienie,
o ktorym mowi Augustyn? Narzedziem oswajania jest rozum?
- Augustyn stawia problem: jak rozumiec siebie? Jak w ogole rozumiec
czlowieka? Starajac sie go zrozumiec, trzeba go z czyms porownac. Na
przyklad z czyms, co jest nizej - z oslem, malpa, drzewem - i wtedy
mozna powiedziec: "Czlowiek przewyzsza osla". Augustyn jednak powiada:
skoro Bog nas stworzyl na swoje podobienstwo, nalezy porownywac czlowieka
z tym, co ponad nami, z pierwowzorem. Zeby czlowiek zrozumial sam siebie,
powinien popatrzec w gore, ponad siebie. Ale zeby zrozumiec tego, ktory
jest nade mna, musze spojrzec na siebie. Pan Bog jest jakby oknem; patrze
w nie - jakby w Trojce Swieta - i w swietle Trojcy Swietej przygladam
sie sobie. A potem odbijam sie od siebie w gore i patrze w Boga.
- Ale Trojca Swieta jest jedna, z prawd wiary, ktorych zrozumienie
przekracza granice ludzkiego rozumu. Wiec jak to oswojenie, jakze ta
wiara rozumiejaca ma byc mozliwa, skoro sa w religii rzeczy nie pojete?
- Augustyn powiada, ze Trojca Swieta jest wprawdzie niepojeta, ale
skoro jestesmy stworzeni na obraz i podobienstwo Boga - czyli Trojcy
Swietej - to i w nas samych musi byc jakies Jej odbicie. W Trojcy
Swietej istnieje napiecie miedzy roznicami i zarazem jednosc. Augustyn
szuka czegos podobnego w czlowieku. Dzis nazywa sie to hermeneutyka
- - teoria rozumienia. Najbardziej inspirujace jest, ze te metode przenosi
sie na stosunek czlowieka do drugiego czlowieka. Zebym mogl Cie zrozumiec...
...to musisz sie ze mna oswoic.
- To po pierwsze, po drugie zas musze Cie porownac nie z tym, co
znajduje sie ponizej Ciebie, lecz z tym, co powyzej. Musze Cie zapytac
o to, czego pragniesz, jakie masz nadzieje, do czego sam dazysz, jakie
wartosci stoja Ci przed oczyma, chocbys nawet do nich nie dorastal.
Czyli wybieram hermeneutyke "od gory". Ale dzisiaj spotyka sie tez
hermeneutyke przeciwna, ktora powiada, ze aby drugiego zrozumiec,
trzeba go porownac z tym, co jest ponizej niego, zrownac go z ziemia.
Mowimy o hermeneutyce podejrzen, od Freuda poczynajac, mowiaca, ze aby
Cie zrozumiec, trzeba odkryc Twoja ukryta zwierzecosc, wyciagnac na
swiatlo dzienne Twoje dzikie libido. Ze w imie prawdy nieustannie
trzeba Cie demaskowac.
- "Mowisz mi o milosci, a to tylko libido".
- Mowisz o dzielach sztuki, a ja wiem, ze myslisz tylko o pieniadzach.
Mowisz o moralnosci, a w gruncie rzeczy chodzi Ci tylko o odwet.
Ta podejrzliwosc jest odrzucona w hermeneutyce sw. Augustyna.
- To znaczy takze w nowym Katechizmie. A w starym sie miescila?
- W starym miescilo sie cos innego: odstepstwo od reguly. Istniala
obiektywna regula i do czlowieka przykladalo sie miare odstepstwa od
tej reguly. Czlowieka nalezalo pytac: czy ty jestes heretyk? W ktora
strone odstapiles, w prawo, czy w lewo? Jezeli jestes heretykiem, to
znaczy, ze jestes zly. Natomiast wedlug nowego Katechizmu, gdy
spotkasz heretyka, to przede wszystkim musisz mu zadac pytanie: czego
czlowieku chcesz? czego szukasz? o jakim swiecie marzysz? czy chcesz
poprawy swiata? Sw. Franciszek z Asyzu powiada, ze wszelka poprawe
swiata trzeba zaczynac od samego siebie. Nowy Katechizm probuje
zintegrowac wszelki bunt, protest, krytyke w ramach samego Kosciola.
I dlatego pojawia sie sformulowanie "Ecclesia semper reformanda"
"Kosciol zmienia sie wiecznie".
- Chcialbym wrocic na chwile do hermeneutyki. W religii jest wiele
rzeczy, ktorych natura jest niepojeta. Wiec moze lepiej powiedziec
sobie: istnieje Trojca Swieta, ktorej nie pojme, niech tak juz zostanie.
A Ty mowisz: "wysilaj sie czlowieku, wysilaj, nie pojmiesz, ale staraj
sie pojac". Propagujesz idee trudu bezowocnego. Czy takie jest wezwanie
nowego Katechizmu?
- Sprawa jest subtelniejsza i jeszcze do niej wrocimy. Bo i Augustyn,
i Katechizm mowia, ze z natury, chcesz czy nie chcesz, jestes ciekawy
swiata. Jak Ci powiedza, ze gdzies jest tajemnica, to idziesz tam
i probujesz ja przeniknac. I powstaje problem: co Ci za to zrobic?
Czy dac Ci po lapach, czy moze razem z Toba zrywac zaslony, ktore nam
ten swiat zakrywaja?
- Moze najlepiej powiedziec: zajmijze sie czlowieku czyms
praktycznym, to bedzie jakis pozytek?
- Drzewa narabac, ziemniakow naskrobac? Wted stawiasz na rowni osla
i jego pana. Sens Katechizmu jest inny - zmierza on do polaczenia "homo
religiosus" z "homo sapiens". "Homo sapiens" chce wiedziec, ciagle
pyta... Quaerens intellectum. Jezeli nie wyzwolisz w sobie "homo
sapiens", nigdy nie staniesz sie prawdziwym "homo religiosus".
- Jak nie pomyslisz, to nie uwierzysz?
- Powiedzialbym, ze religia jest dla madrych. A jak ktos jest glupi
i chce takim pozostac, to nie powinien do tego uzywac religii, religia
swojej glupoty zaslaniac. Bo religia to jest fides quaerens intellectum.
Rozumiesz Jacku? To jest wlasnie wzajemne oswajanie sie czlowieka i Boga.
Zeby kobieta i mezczyzna oswoili sie ze soba, trzeba nie tylko milosci,
ale przede wszystkim madrosci. W religii jest tak samo.
- Wiec ostrym mieczem odcinasz masie glupich droge do Pana Boga?
- Pan Bog ma prawo nie chciec miec za swoich wyznawcow ludzi glupich.
Glupich to znaczy takich, ktorzy sami wybrali glupote, ktorzy chca
miec fides bez intellectum, wiare bez rozumienia. Ktorzy chca oswajac
sie z zamknietymi oczamibo rozum to nasze otwarte oczy. Wyobrazasz
sobie, jak mozna oswoic innego, zmuszajac siebie i jego do zamkniecia
oczu? Co chwile bedziecie sie zderzac! Tu jest nasz trop kopernikanskiego
przewrotu. Akceptacja subiektywnosci, bo jak boli, to boli tylko subiektywnie,
a nigdy obiektywnie, i zarazem akceptacja obiektywnosci, bo prawda jest nie
tylko dla mnie, ale i dla nas, dla innych. To jest nurt syntezy.
- Wierzyc, czuc i starac sie zrozumiec.
Madrosc i glupota
"Religia jest dla madrych" - mowi ks. Tischner i znaczy to mniej
wiecej tyle, co ewangeliczne: "Kto ma uszy ku sluchaniu, niechaj
slucha". Religia jest dla madrych... Warto jednakze pamietac, ze
biblijna wizja madrosci (i glupoty) rozni sie nieco od znaczenia,
nadawanego tym pojeciom przez tzw. "swiat". W oczach czlowieka Biblii
madrzy, choc niekoniecznie inteligentni, byli pasterze z Betlejem;
glupi, choc inteligentny, byl krol Herod. "Bog wybral to, co glupie
w oczach swiata, aby zawstydzic medrcow..." "Tak wiec, gdy (...) Grecy
szukaja madrosci, my glosimy Chrystusa Ukrzyzowanego".
I jeszcze jedno: wszyscy, madrzy i glupi, zostalismy zaproszeni na
"uczte Oblubienca". Pomimo zaproszenia nie dotarly tam "panny glupie",
ale to juz zupelnie inna historia.
Jpo
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 7/96(18.02) "Rozebrac Wawel na cegle?."
CZESLAW MILOSZ
TEMAT LASU
Ekolog w wieku lat dwunastu, rysowalem mapy mojego panstwa, ktorego
cala powierzchnia byla lasem, i zaczytywalem sie powiescia Mayne Reida
o dziewiczych lasach nad Amazonka. Pewien wplyw na to mogl miec
prenumerowany przez mego ojca "Lowiec Polski" oraz dyskusje o rewirach
gluszca i losia w Puszczy Rudnickiej. Faktem jest, ze pionierami
ochrony przyrody byli zawsze mysliwi, a ze polowanie stanowilo niegdys
przywilej monarchy i ksiazat, dzieki nim zachowaly sie w Europie
wieksze kompleksy lesne, nastepnie zmienione w parki narodowe - Foret
de Fontainebteau, Dolina Aosty, Bialowieza (kiedyz wreszcie cala
Bialowieza zostanie uznana za park narodowy?). Od czasu najazdu
Normanow na Anglie i Wilhelma Zdobywcy, ktory wprowadzil drakonskie
prawa, zeby chronic krolewskie jelenie, w ciagu wielu stuleci trwala
w roznych krajach Europy, to dogasajac, to nabierajac sily, walka
o dostep do lasu pomiedzy arystokracja i plebejuszami. Rewolucja Francuska
wyrazila sie nie tylko rozbijaniem mlotami glow swietych na romanskich
portalach, rowniez mordowaniem w lasach wszystkiego, co biega i lata.
Inne tez spiecie znaczy dzieje lasow europejskich, pomiedzy wola ich
zachowania i zapotrzebowaniem na drewno. Potege Wielkiej Brytanii,
wyspy, zapewnialy okrety, surowcem do ich budowy bylo drzewo, ale
tylko wysokiego gatunku, przede wszystkim debu, na wiazania kadluba.
Ubytek lasow debowych utrwalil sie w pismiennictwie angielskim
debatami w szesnastym i siedemnastym wieku. Wahania rynku drzewnego
w Anglii, glownie cen na dab i sosne masztowa, nie byly bez zwiazku
ze splawem drzewa Niemnem i Dzwina. Bardzo wysokie ceny w okresie
Rewolucji Francuskiej sklonily do przyspieszonego ciecia resztek
puszcz i bogacenia sie niemieckich kupcow w Rydze.
Slowo "las" wywoluje dzisiaj inne skojarzenia niz kiedys. Lasy
w dawnej Polsce na przyklad byly mieszane, z przewaga debu wysokopiennego,
grabu i lipy, czyli mialy niewiele wspolnego z chudymi sosenkami,
ktore zajely ich miejsce. Narzekania w "Satyrze" Kochanowskiego znacza,
jak sie zdaje, moment, kiedy wycieto w Polsce lasy lisciaste. Trudnosc
ich odtworzenia i szybszy cykl wzrostu drzew iglastych zmienily krajobraz.
Przedmiotem hodowli w krajach od stuleci prowadzacych gospodarke lesna
sa najszybciej oplacalne rodzaje budulca. Tak tez w Japonii. Kyoto lezy
wsrod pagorkow otoczonych ogromnymi lasami cedrowymi, sadzonymi gesto,
co chyba swiadczy o zapotrzebowaniu tamtejszego drewnianego budownictwa
mieszkaniowego na dragowine raczej niz belki.
Las przemawia do wyobrazni i w poezji wielu jezykow dostarcza obrazow
mitycznych. W angielskim jest to mit wesolych buntownikow, panow
z druzyny Robin Hooda, czy podobnych do nich dworzan wygnanego ksiecia,
rezydujacych w Lesie Ardenskim u Szekspira. W jezyku polskim lacza
sie, grottgerowsko, las i powstanie. Ale co znaczy Matecznik u
Mickiewicza? Troche dziwne, ze mimo wielu studiow o "Panu Tadeuszu"
nie zastanawiano sie, jaki jest rodowod i prawdziwy sens legendy o
sercu puszczy. Nie przyszloby do glowy klasykom wzruszac sie jakimis
bagnami i wykrotami, czyli bardzo to juz romantyczne, spokrewnione
z powiesciami Fenimore Coopera, ktorego uwazano wtedy za wielkiego
pisarza, a takze z krajobrazami dzikiej amerykanskiej przyrody pedzla
romantycznie nastrojonych malarzy. Gdyby nawet istnialo takie pokrewienstwo,
sprawa na tym sie nie konczy i mozna oczekiwac pokaznego rozmiarami dziela
o glebszym uczuciowym znaczeniu tej legendy.
URATOWAC PUSZCZE
"Kiedyz wreszcie cala Bialowieza zostanie uznana za park narodowy?"
Uzywam mego piora w nadziei, ze jednak, posrod zazartej walki
politykow, nie majacych czasu ani energii na sprawy trwajace dluzej
niz ich kadencje, mozna skutecznie przypomniec o czyms, co dotyczy
wspolnego dobra wielu pokolen.
Mam przed soba "Projekt utworzenia Parku Narodowego Puszczy
Bialowieskiej", opracowany przez Wlodzimierza i Bogumile Jedrzejewskich
z Zakladu Badania Ssakow PAN w Bialowiezy, zlozony we wrzesniu 1994 roku
w Ministerstwie Ochrony Srodowiska, Zasobow Naturalnych i Lesnictwa.
Zarazem w "Kulturze" paryskiej z grudnia 1995 roku czytam alarmujacy
artykul Piotra Daszkiewicza "Puszcza Bialowieska nie moze zginac",
zaopatrzony w motto z pism szwajcarskiego malarza i ekologa, Roberta
Hainard: "Walczyc o przyrode, to uniknac potepienia czlowieka".
Jakze wiec jest dzisiaj z ostatnim w Polsce lasem krolewskich lowow?
Cytuje z "Projektu": "Puszcza Bialowieska to ostatni fragment
naturalnych lasow lisciastych i mieszanych, ktore w Europie zajmowaly
niegdys obszar od Atlantyku do Uralu". Tylko wiec tam mozna przekonac
sie, jak wygladaly dawniej polskie lasy. Nigdzie indziej nie wystepuje
tez tyle gatunkow roslin (dotychczas opisano 4500), zwierzat,
ptakow i owadow. Nigdzie indziej naukowcy nie moga obserwowac procesow
ekologicznych lasu, nie znieksztalconych przez czlowieka. Badania
posluzyly im do napisania 2500 prac naukowych. "Czesto sa to prace
o podstawowym znaczeniu dla nauki swiatowej". Zbierane sa materialy
do dalszych opracowan.
Jagiellonowie lubili polowac, ale ich nastepcy rowniez dbali
o te lesna wyspe. "Celowa, trwajaca ok. 500 lat, ochrona Puszczy,
prowadzona konsekwentnie od czasow Jagiellonow az do I wojny
swiatowej, to pierwszy i jedyny przyklad ochrony przyrody przez
stulecia". W tym wzgledzie nic sie nie zmienilo po rozbiorach, bo
Puszcza byla chroniona jako teren lowiecki carow. Ciac zaczeli dopiero
Niemcy podczas I wojny i wywiezli 5 milionow m kw. drewna. Po odzyskaniu
niepodleglosci utworzono w 1921 r. Bialowieski Park Narodowy, ale zajmuje
on zaledwie 8 procent powierzchni polskiej czesci Puszczy. Zniszczona
wojna Polska potrzebowala pieniedzy i oddala w latach 1924-1929 eksploatacje
Anglikom, ktorzy wycieli 1,6 miliona m kw. drewna, nastepnie zajmowalo
sie nia polskie lesnictwo, wycinajac 8,4 miliona m kw. Okupacja sowiecka
tez dokonala "powaznych zniszczen", natomiast za II wojny swiatowej
Puszcza byla chroniona jako "Reich jagdgebiet" Goringa.
Obszar tak sie teraz przedstawia. Puszcza po polskiej stronie liczy
595 km kw., z tego na Park Narodowy przypada 53,5 km kw., na rezerwaty
przyrody 23,3 km kw., to znaczy pod ochrona jest razem 13 procent
powierzchni. Reszte stanowi tzw. las gospodarczy. Natomiast cala
puszcza po stronie bialoruskiej (880 km kw.) zostala w 1991 roku
objeta parkiem narodowym pod nazwa "Belowezskaja Pusca", w wiekszosci
zlozonym z rezerwatow przyrody. Dopoki cala polska czesc nie bedzie
objeta parkiem, niemozliwe jest ujednolicenie zasad zarzadzania.
Dewastacja czesci "gospodarczej" polega przede wszystkim na wycinaniu
starego drzewostanu i zastepowaniu go innymi gatunkami, iglastymi.
Sredni wiek lasow gospodarczych obnizyl sie do 70 lat, w Parku Narodowym
natomiast jest prawie dwa razy wyzszy, 130 lat. W lesie gospodarczym
przewazaja juz sosna i swierk, w Parku Narodowym dab, grab, lipa, brzoza,
olcha, jesion.
Ogrzewanie weglem osiedli i miasteczek w Puszczy zatruwa powietrze
dwutlenkiem siarki. Zagrozenie latem okresla sie jako niskie, zima
- - jako srednie. Gorzej jest z zanieczyszczeniem wod. Dwie rzeki Puszczy,
Narewka i Lesna, zbieraja scieki z miasteczka Bialowieza (moze budowa
oczyszczalni jest juz zakonczona?) i z Hajnowki. "Lesna, przeplywajaca
przez cala puszcze, ponizej Hajnowki jest biologicznie martwym,
cuchnacym sciekiem."
Dlaczego nie wlaczono Puszczy do Parku Narodowego, jezeli Bialorusini
zdobyli sie na to w 1991 roku? Zdawaloby sie, ze skromny nawet zakres
koordynacji z sasiadem prowadzilby wtedy do takiego rozwiazania.
Oczywiscie argumentem przeciwnikow Parku jest potrzeba pieniedzy
z eksploatacji lasu gospodarczego. Zysk przeciwko ochronie przyrody
- - to przecie stale przeciwienstwo we wszelkich debatach toczonych
w roznych krajach, ale swiadomosc zniszczen dokonywanych przez czlowieka
datuje sie dopiero od niedawna, podczas gdy chciwosc zysku dzialala
przez wieki, nie znajdujac prawie zadnych granic (poza, tu i owdzie,
wola monarchow). Nie z innego powodu znikly puszcze na wschodnim
brzegu Ameryki, a obecnie kazdego dnia ubywa dziewiczego lasu nad
Amazonka, z groznymi nastepstwami dla klimatu naszej planety.
Najprosciej byloby powiedziec, ze to drapiezny kapitalizm, nie znajacy
zadnych innych wzgledow poza zyskiem, wystepuje jako niszczyciel.
Jednakze szkody wyrzadzone srodowisku naturalnemu przez zaklady
przemyslowe w Zwiazku Sowieckim sa nieporownywalnie wieksze niz
w krajach kapitalistycznych. Faktem jest rowniez, ze ruch ekologiczny
powstal wlasnie w krajach Zachodu i doprowadzil do wielu pozytecznych
inicjatyw, jak chocby skuteczna walka z zanieczyszczeniem wod w
Szwecji i Anglii. Pieniadz motywuje postepowanie nie tylko
przedsiebiorcow. Rowniez ich robotnicy sa bezposrednio zainteresowani
w dzialaniu jak najbardziej agresywnym danej firmy. Dobrym po temu
przykladem jest wojna o lasy redwood czyli Sequoia sempervirens
w polnocnej Kalifornii. Drzewa te, ktore dosiegaja ponad tysiaca lat
wieku i rosna w strefie mgiel wzdluz brzegow Pacyfiku, zostaly prawie
calkowicie wyciete w Kalifornii srodkowej, natomiast zwarte, nie
tkniete drzewostany zachowaly sie jeszcze na polnocy, kolo granicy
stanu Oregon. Od paru dziesiatkow lat ekologowie czyli konserwacjonisci
tocza wojne przeciwko wielkim korporacjom chciwym dostepu do bogatych
zapasow drewna ale te nie sa bynajmniej osamotnione w swoich staraniach.
Przeciwnie, opinia publiczna czesciowo tylko zwraca sie przeciwko
ich zachlannosci, bo ludnosc tamtejszych miasteczek, zyjaca z pracy
przy wyrebie drzewa i w tartakach nienawidzi ekologow, jako ze im wiecej
lasu udaje sie im ochronic, tym wieksze bezrobocie. Los redwoodow i tamtejszej
fauny zalezy od fluktuacji politycznych. Zwyciestwo w wyborach Partii
Republikanskiej, wrogiej panstwu opiekunczemu, oznacza porazke ekologow,
triumf przedsiebiorstw wyrebu i wiele tysiacletnich drzew padnie ofiara
tak a nie inaczej wypelnionej kartki wyborczej. Prawdopodobnie ta sama
zasada, niczym nie skrepowanej prywatnej inicjatywy, dziala przy pustoszeniu
dorzecza Amazonki, gdzie zainteresowani w uzyskaniu wolnej reki sa nie tylko
inwestorzy rowniez okoliczni osadnicy, ktorzy znajduja zatrudnienie
pilujac, karczujac i budujac drogi.
W dyskusji o Parku Narodowym w Bialowiezy powtarzaja sie klasyczne
juz racje, choc, zdawaloby sie, ze gdzie nam do bogactw Amazonki,
i ze i tak juz wielkiego wstretu do panstwa opiekunczego nie mamy.
Czy panstwo czerpie duze dochody z wycinania lasu gospodarczego - jest
dosc watpliwe. Wedlug "Projektu" Jedrzejewskich, "w 1993 r. calkowity
dochod z gospodarki lesnej w Puszczy Bialowieskiej wyniosl 48,5 mld
starych zlotych a koszty poniesione na te dzialalnosc wyniosly 5O mld
starych zlotych". W swoim artykule Piotr Daszkiewicz wysuwa ciekawa
propozycje dla panstwa, jezeli szuka ono zrodel szybkiego dochodu. Oto
mozna by bylo sprzedac Wawel na cegle - pomyslec ile tych cegiel i
jaka fure pieniedzy mozna by bylo za to dostac! Czyz Puszcza Bialowieska
- - zapytuje autor - nie rowna Wawelowi jako zabytek, i to nie tylko polski,
ale ogolnoeuropejski?
Z pewnoscia ludnosc Hajnowki i innych puszczanskich miejscowosci
wypowiada sie przeciwko rozszerzeniu parku, bo oznaczaloby to dla niej
znaczna strate zarobkow. Byc moze jednak nalezaloby tutaj odwazyc
korzysci na krotka mete i na dalsza mete, bo przecie wielki park
narodowy przyciagalby turystow z calej Europy, czyli korzystalby caly
sektor uslug - hotele, restauracje i tak dalej. Niektore kraje
doceniaja juz gospodarcze znaczenie swojej chronionej przyrody. Do
nich nalezy Kostaryka, specjalizujaca sie w turyzmie ekologicznym,
jako ze niewiele jest juz miejsc na ziemi, gdzie dzieki madrosci
ustawodawcow ocalal las tropikalny i jego fauna.
Bedac niedawno zaproszony na jakas sesje naukowa w Kostaryce,
zwiedzilem jeden z rezerwatow i krazac z lornetka dokola drzewa
zaliczylem dwa gatunki tukanow. Trzeba jednak od czasu do czasu pomyslec
o ziemi, ktora beda ogladac inni. Nieprawda, ze nie bedzie nas, bedzie
las. W Polsce, ubogiej w lasy, "prawdziwego" lasu wiele z tych, co sa
dzisiaj dziecmi, nigdy nie zobaczy i jezeli Wawel gosci wycieczki
mlodziezy tym bardziej warto im zapewnic wycieczki do lasu takiego,
jaki niegdys pokrywal caly obszar ich rodzinnego kraju. "Najblizsze
lata pokaza - pisze Piotr Daszkiewicz - czy Puszcza Bialowieska zdola
przetrwac arogancje i niekompetencje wladzy. Co mozna zrobic, zeby
uniknac katastrofy? Czy mozliwa jest ochrona przyrody wbrew polskiej
wladzy? Co robic, gdy zawodza mechanizmy demokratyczne? Wydaje sie, ze
ostatnia juz mozliwoscia ratowania bialowieskich lasow jest mobilizacja
miedzynarodowej opinii publicznej. Nie jest to perspektywa zbyt mila
dla polskich decydentow".
Jezeli potrafie przejac sie losem krajobrazow, ktorych nie bede juz
ogladal, to znaczy, ze wbrew liczbie przezytych lat zachowalem cos ze
swiezosci uczuc. A przejmuje sie niby swietej pamieci moj kolega
Kisiel i na lamach "Tygodnika" daje temu wyraz.
CZESLAW MILOSZ
=====================================================================
POLITYKA 6/96(10.02) "Reszta jest polityka"
Sluzby specjalne byly w porzadku
Sluzby specjalne zostaly oczyszczone z zarzutu prowokacji,
fabrykowania materialow i uknucia intrygi przeciwko premierowi.
Ta linia obrony, sformulowana przez Jozefa Oleksego w dniu 21 grudnia
i podtrzymywana przez niego az do dnia dymisji, upadla. Sprawozdanie
sejmowej komisji nie przesadza oszywiscie w zaden sposob o winie lub
niewinnosci premiera. Od tego jest sad.
JANINA PARADOWSKA
Urzad Ochrony Panstwa nie naruszyl prawa zbierajac informacje
w sprawie domniemanej wspolpracy Jozefa Oleksego z obcym wywiadem.
Nie ma podstaw do twierdzenia, ze materialy obciazajace premiera zostaly
sfabrykowane przez sluzby specjalne. Przekazanie informacji dotyczacej
Oleksego prezydentowi Lechowi Walesie, z pominieciem premiera, nie
stanowilo naruszenia prawa. Prawo nie zostalo rowniez naruszone, gdy
idzie o termin zlozenia przez ministra spraw wewnetrznych wniosku do
Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Istnieja natomiast uzasadnione
podejrzenia, ze minister spraw wewnetrznych naruszyl ustawe o UOP
udzielajac Sejmowi w dniu 21 grudnia 1995 r. informacji, ktore zostaly
uzyskane w toku czynnosci operacyjno-rozpoznawczych.
Taka jest konkluzja pierwszego, wstepnego sprawozdania sejmowej
Komisji Nadzwyczajnej badajacej, czy organa panstwa w sprawie Oleksego
dzialaly zgodnie z prawem. Sprawozdanie jest spokojne i wywazone.
Jednoznaczne stwierdzenia odnosza sie tylko do spraw, ktore nie budza
watpliwosci. Sprawy watpliwe (jak chocby ujawnienie informacji zdobytych
na drodze dzialan operacyjnych na forum Sejmu) maja byc przedmiotem
dalszych badan, choc wydaje sie, ze zbyt wiele z tych badan juz nie wyniknie.
Komisja ma na ten temat dwie rozne ekspertyzy. Dla tych, ktorzy beda chcieli
Andrzeja Milczanowskiego scigac, pomocna bedzie jedna, tym, ktorzy zechca
go bronic, przyda sie druga. Reszta bowiem jest juz polityka.
Sejmowa komisja jest cialem politycznym, a nad sprawozdaniami
debatuje Sejm, czyli gremium najbardziej polityczne z mozliwych.
Fakt, ze udalo sie przedstawic sprawozdanie, od ktorego nikt sie
zdecydowanie nie odcial (czlonkowie komisji z ramienia SLD tylko
wstrzymali sie od glosu w komisji, a Sejm jako calosc sprawozdanie
zaakceptowal bez sprzeciwu), nalezy odnotowac jako duzy sukces samej
komisji, a takze parlamentu. Udalo sie bowiem wyjasnic przynajmniej
jedna sprawelegalnosc dzialania Urzedu Ochrony Panstwa, co dla
obywatela jest stwierdzeniem niezwykle waznym, bowiem pamiec o
panstwie policyjnym, wspolrzadzonym przez tajne sluzby, jest jeszcze
bardzo swieza, a stereotyp wszechwladnego tajniaka ciagle trzyma sie
mocno.
Sprawozdanie komisji przypomina, ze jestesmy panstwem demokratycznym,
w ktorym tego typu sluzby, majace mozliwosci i zdolnosc wymykania sie
spod kontroli, moga byc jednak skontrolowane, i to bez taryfy ulgowej.
Wydaje sie jednak, ze jest to koniec sukcesow parlamentu w dziele
wyjasniania sprawy Jozefa Oleksego.
- Pragne jasno i wyraznie powiedziec kolezankom i kolegom zebranym
w tej Izbie oraz sluchaczom w calej Polsce, ze zapoznajac sie z roznego
rodzaju materialami i dokonujac wielu przesluchan nie natrafilismy na
zaden slad rekopisu, opracowania czy meldunku wywiadowczego sporzadzonego
reka premiera Oleksego. Nie znalezlismy jakiegokolwiek pokwitowania,
zobowiazania do wspolpracy badz informacji o niejawnym systemie lacznosci.
Oznacza to, ze Jozef Oleksy nie byl agentem obcego wywiadu. Nie byl szpiegiem
- - wykrzyczal z sejmowej trybuny pos. Tadeusz Iwinski wystepujacy w dyskusji
z ramienia klubu SLD. W tym momencie, a takze dzieki wczesniejszym fragmentom
jego wystapienia, ujawniajacym materialy operacyjne (prokuratorzy majacy
zamiar scigania np. dziennikarzy za korzystanie z przeciekow maja bardzo
wdzieczne pole do popisu - mozna sciganie zaczac od pana posla, czlonka
Komisji Nadwyczajnej, szczegolnie zobowiazanego do chronienia tajemnic),
skonczyla sie swego rodzaju ugoda, by sprawie nie przydawac, na tym
przynajmniej etapie, jeszcze bardziej sensacyjnego i politycznego
oblicza. Dyskusja przerodzila sie w polityczna potyczke, by nie
powiedziec bijatyke.
Ofiara jej padl przede wszystkim Jozef Oleksy, ktoremu nie tylko
wypominano nieustannie to, ze nie utrzymala sie jego linia obrony,
ale rowniez i to, ze jako premier dzialal na szkode panstwa, podwazajac
wiarygodnosc polskich sluzb specjalnych i naduzywajac telewizji do
obrony wlasnej osoby. Ofiara jej padl rowniez minister spraw
wewnetrznych Jerzy Konieczny, ktorego wiarygodnosc zakwestionowal
Ryszard Bugaj przypominajac, ze Konieczny prowadzac prywatna firme
wywiadowcza i bedac jednoczesnie doradca premiera mial dostep do
tajemnic panstwowych, a takze ze jeszcze przed nominacja wypelnial
jakies zwiazane ze sprawa Oleksego tajne misje Aleksandra Kwasniewskiego,
wowczas prezydenta elekta. Tym samym otwarte zostaly nowe pola politycznych
starc.
Nastepne otwierac juz bedzie sama komisja. Do rzedu ocen politycznych
nalezy zaliczyc to, czy minister spraw wewnetrznych powinien byl
wniosek skierowac do prokuratury wczesniej, a wiec praktycznie w
szczycie prezydenckiej kampanii wyborczej, czy tez moze pozniej? Rodzi
sie oczwiscie pytanie - kiedy? Ocena w gruncie rzeczy polityczna
bedzie kazda proba okreslenia tego, co powinien powiedziec Sejmowi
minister wezwany uchwala Sejmu do zlozenia informacji. Sprawa
ewidentnie polityczna jest poszerzanie listy osob, ktore maja jeszcze
stanac przed komisja, o Mieczyslawa Wachowskiego czy Lecha Falandysza,
w sytuacji, kiedy dokladnie wiadomo, kiedy zostal o niej powiadomiony
i w jakim zakresie Lech Walesa. Wylacznie polityczna ocena moze odnosic
sie do rozmow ministrow Milczanowskiego i Bartoszewskiego z prezydentem
elektem w dniach 11 i 12 grudnia.
Dotychczas komisja, poruszajac sie w trudnej i gestej materii pracy
wywiadu i innych jednostek UOP, stala jednak na dosc twardym gruncie
wyznaczonym obowiazujacym prawem. Teraz zaczyna wchodzic na grunt
coraz bardziej grzaski. Moze wiec zasadny jest postulat, by ta czesc
jej dzialan, ktora dotyczy spraw politycznych, stala sie jawna. Unia
Pracy zglosila wniosek o odtajnienie czesci materialow i wniosek ten,
glosami koalicji, zostal odrzucony. Dziwne to, zwazywszy ze zarowno
Jozef Oleksy, jak i prezydent Kwasniewski jeszcze niedawno glosno
dopominali sie o absolutna jawnosc, o udostepnienie opinii publicznej
wszystkich materialow. Unia Pracy zamierza swoj wniosek ponowic. Moze
wiec Sejm zweryfikuje swoje stanowisko. Po pierwszej sejmowej debacie
nad sprawozdaniem komisji postulat maksymalnej jawnosci nie tylko nie
stracil sensu. Wprost przeciwniezyskal na znaczeniu.
=====================================================================
POLITYKA 6/96(10.02) "Karnawal monarchistow"
Pod patronatem pralata Henryka Jankowskiego
- Wkrotce tu nledaleko, na Dlugiej, otworza hurtownie tytulow
szlacheckich, bo hurtownie dobrze prosperuja, a sklepy gorzej -
pokpiwal ze smiertelnie powazna mina senator Leszek Lackorzynski,
patrzac na tlum klebiacy sie przy wejsciu do gdanskiego Dworu Artusa,
w ktorym Marszalek Konfederacji Korony Polskiej Krzysztof ksiaze
Radziwill i pralat Menryk Jankowski zorganizowali spotkanie oplatkowa
monarchistow.
RYSZARD SOCHA
Zaproszenie zaprojektowal grafik Waldemar Malinowski herbu Pobog,
czlonek Konfederacji. Na odwrocie zaznaczono: "obowiazuje stroj
wieczorowy". Senator zainwestowal zatem blisko 5 milionow starych
zlotych w smoking oraz w ozdobna muszke. Ma szczescie, mogl kupic
gotowy. Szyty na miare bylby znacznie drozszy.
Najpierw ksiadz pralat odprawil msze w kosciele sw. Brygidy. "Drodzy
Dostojni i Czcigodni Bracia i Siostry Najstarszych Rodow Rzeczypospolitej
- - Arystokracji, Szlachty, Ziemian, Biznesu, Administracji, Wojska - Rodow
zawsze wiernych Bogu, Honorowi i Ojczyznie - przemowil do zgromadzonych. -
Nie ulega zadnej watpliwosci, jest sprawa absolutnie konieczna, wynikajaca
z chrzescijanskiego obowiazku wobec Ojczyzny, Kosciola i Narodu udzial
polskiej arystokracji i szlachty w zyciu politycznym i spolecznym, a
wiec publicznym."
Zebrani dyskretnie przygladali sie siedzacemu na przedzie wysokiemu
mezczyznie, zdobnemu w czerwona, udrapowana tkanine. Jemu oddano glos
po przejsciu z kosciola do Dworu Artusa. Jose Antonio Ureta z Chile,
przedstawiciel Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Wartosci i Rodziny,
przywolujac raz po raz autorytet papieza Piusa XII, przekonywal, ze
trzeba przeciwstawic sig egalitaryzmowi, ktory jest esencja obecnego
kryzysu.
Trudno stwierdzic, w jakiej mierze, krytykujac "falszywe rozwiazania
przywodcow oswiecenia", mowca wyrazal wlasne poglady, a na ile byl
propagatorem swego, jak go okreslil, niezapomnianego nauczyciela -
Brazylijczyka Plinio Correa de Oliveiry, autora ksiazki "Szlachta
i elity tradycyjne w przemowieniach Piusa XII".
Do tej pory nikt jakos nie promowal u nas idei rodem z Ameryki
Poludniowej. Wpadl na ten smialy pomysl powstaly w Gdansku Zwiazek
Szlachty Polskiej, ktoremu przewodzi dwudziestoparoletni Ireneusz
Stanislaw Osinski, redaktor naczelny "Verbum Nobile", ktore w
podtytule prezentuje sie jako "pismo srodowiska szlacheckiego".
Bankiet oplatkowy
- U ksiedza Jankowskiego nie ma nic za darmo - wzdychal jeden z
gosci, zniecierpliwiony wywodami o tym, jak niezapomniany nauczyciel
Urety, dziecieciem czteroletnim bedac, spotkal w kurorcie polskiego
ksiecia i ten chcial go zaadoptowac, zabrac karoca do swego palacu...
Trudno sie dziwic niecierpliwosci - opowiastka byla infantylna, sala
zimna, a w cieplych podziemiach Dworu Artusa na gosci czekaly juz
ciagnace sie przez cala piwnice przystrojone kwieciem stoly, uginajace
sie od wszelkiego jadlamiesiwa, ryb i faszerowanego ptactwa z piorami
ozdobnie powtykanymi w zadki.
Wsrod stalych bywalcow przyjec organizowanych przez pralata - dyrektorow,
przedsiebiorcow, prezesow, przedstawicieli armii - wyrozniali sie jegomoscie
z charakterystycznym zloto-czerwonym krzyzem na szyi - kawalerowie Orderu
Rycerzy Konstantyna Wielkiego, ktorego kapitula znajduje sie podobno
w Finlandii.
Czeslaw Leszek hrabia Sulima-Kurek rekwizytami i gestem budzil
operetkowe skojarzenia. Przybyl z Sosnowca wraz z Sulima-Kurkiem
juniorem, rowniez rycerzem Konstantyna Wielkiego. Przedstawial sie
dosc enigmatycznie jako emeryt, co to kiedys byl i w wojsku, i w
cywilu, i dyrektorem, i majstrem. - Zadnej pracy sie nie wstydzilem
zapewnial - tylko pieniedzy nie miec.
- Pani Socha? Znam kogos o tym nazwisku. Jest baronem.
- Pani nie z tych Sochow? Alez prosze pani, to trzeba dokladnie
sprawdzic. Nigdy nie wiadomo.
Tadeusz hrabia Trzaska-Truszkowski, krewniak blogoslawionej Zofii
Marii Angeli Truszkowskiej, zalozycielki zgromadzenia siostr
felicjanek, poblyskiwal tym samym orderem. Truszkowski, absolwent
pomaturalnego studium zarzadzania i organizacji przedsiebiorstw, swego
czasu byl kierownikiem pociagu, teraz jest mlodym jeszcze rencista.
Mieszka w Bartoszycach w wojewodztwie olsztynskim.
- Tatus w 1992 roku umierajac zostawil mi dokumenty. A czlowiek nigdy
nie powinien wstydzic sie swoich korzeni. W lutym organizuje zjazd.
Chce zarejestrowac stowarzyszenie - Ordynat Rodu Truszkotuskich. Licze,
ze jest nas 2,5-3 tysiecy osob.
W Warszawie na Starawce jest budynek, ktorym bylby zainteresowany
- Biblioteka Zaluskich. Matka Angela w XIX wieku dostala do hrabiego
Zaluskiego jedno skrzydlo, podobno przejete potem przez carat. Jej
krewniakowi marzy sie, aby umiescic w tym skrzydle muzeum oraz
siedzibe rodowej organizacji. Sadzi, ze pomoga w tym prawnicy
- - czlonkowie rodu.
Rycerze Konstantyna nie byli goscmi konfederatow, tylko ksiedza
pralata, ktory na te okazje tez przywdzial kilka orderow. Reprezentantow
prawdziwie wielkich rodow widac tyle, ile na lekarstwo: wspolgospodarz
Krzysztof Radziwill, ksiestwo Massalscy...
Okruchy losow
Karol Radziwill, dziadek ksiecia, rezydowal w Towianach na Litwie.
Przez pewien czas byl doradca marszalka Pilsudskiego w sprawach
litewskich, ale sie posprzeczali o wyprawe Zeligowskiego. Radziwill
uwazal, ze nalezalo brac wszystko i wrzask bylby taki sam.
W 1940 roku, po wkroczeniu Rosjan, wlasciciel Towian zostal
wywieziony, slad po nim zaginal. Dopiero trzy lata temu rodzina
otrzymala akt zgonu wystawiony przez rosyjska ambasade. Napisano w nim,
ze ksiaze Karol zmarl w 1944 roku w Taszkiencie, na tyfus.
W tym roku ambasada wszystkim wystawiala dokumenty tej samej tresci,
zmienialy sie tylko imiona i nazwiska - twierdzi Krzysztof Radziwill.
- - Nieoficjalna wersja jest taka, ze dziadek zostal rozstrzelany
w trakcie wymarszu armii Andersa. Mial litewski paszport. Po zajeciu
Litwy automatycznie przydzielono mu obywatelstwo sowieckie. W zwiazku
z tym nie wolno mu bylo opuscic ZSRR.
Ojciec Krzysztofa - Konstanty, rocznik 1913, jest przedwojennym
absolwentem Politechniki Gdanskiej. W czasie wojny byl w AK. W wyniku
wsypy zostal aresztowany. Doprowadzono go na Ponary, podwilenskie
miejsce stracen. Zostal uratowany przez dowodce oddzialu egzekucyjnego,
Niemca, ktory znal go ze studiow na politechnice.
W 1945 r. zamieszkal w Gdansku. Pracowal w radiostacji. Kiedys na
22 lipca przyjechal prelegent z Warszawy. Mowil o dokonaniach powojennej
wladzy: jak dobrze, ze nie ma juz zadnych krwiopijcow - Potockich,
Lubomirskich, Radziwillow... Odpowiedzial mu smiech: "Bo tu akurat
kierownikiem zmiany jest Radziwill..." Mial mistrzostwo w strzelaniu
do rzutkow, ale jeszcze w 1971 roku nie pozwolono mu wyjechac nawet
na spartakiade do Czechoslowacji.
Poltora roku temu Konstanty Radziwill po raz pierwszy od polwiecza
odwiedzil rodzinne strony wraz z dziennikarzem telewizyjnym, ktory
robil reportat. Towiany zastal nawet w nie najgorszym stanie. Rezydowaly
w nich komitety czy inne gremia, ktore dbaly o dach nad glowa. Wrocil
jednak zdegustowany polonofobia, z ktora zetknal sie na Litwie. Dwa czy
trzy tygodnie po wyemitowaniu materialu w polskiej telewizji Towiany
zostaly sprzedane. Podobno nabyla je jakas krewna Landsbergisa.
Ksiaze Krzysztof, rocznik 1958, jest absolwentem Liceum Budowy
Okretow. Na studia prawnicze nie dostal sie z powodu braku miejsc.
Aczkolwiek dotarlo do niego rowniez nieco inne uzasadnienie: "Nie
bedzie Radziwill w Polsce komunistow wsadzal". Najpierw pracowal jako
- - a jakze - agent rejonowy (w RSW "Prasa-Ksiatka-Ruch"). Potem byl
inspektorem w Komunalnym Przedsiebiorstwie Zaopatrzenia, pracownikiem
szpitala, niedoszlym azylantem politycznym w Niemczech. Obecnie jest
przedstawicielem firmy Rainbow Service Express. No i sztandarowa
postacia Konfederacji Korony Polskiej, jej nadzieja na zjednoczenie
monarchistycznych kanap. - Ksiaze krwi - podkreslaja konfederaci.
Miedzy nami szlachcicami
Konfederacje wymyslil Stanislaw Blazej Komorowski, warszawianin w
trzecim pokoleniu, pracownik Elektrocieplowni Warszawa-Zeran, pelniacy
w partii funkcje szefa zarzadu krajowego.
- Przodkowie wywodza sie z Wegrowa nad Liwcem. Ojciec zmarl w 1970 r.
Nie przekazal mi tradycji, bo uwazal, ze bedzie mi przeszkadzala.
Teraz staram sie odtworzyc te sprawy. Wiadomo, ze strony, z ktorych
sie wywodze, byly szlacheckie.
Konfederacja Korony Polskiej jest jednym z dziesieciu czy
jedenastu ugrupowan monarchistycznych.
- Monarchia - wywodzil Komorowski - to optymalne rozwiazanie
ustrojowe. Doswiadczenia z republiki, z demokracji sa niepokojace.
Demokracja byla dobra w miastach greckich, gdzie ludzie znali sie
wzajemnie. W duzych panstwach sa manipulowani, miedzy innymi przez
media. Zabiegani, nie maja czasu, by sie szkolic, czytac, w rezultacie
nie wiedza, po co i na kogo glosuja.
Szef zarzadu wierzy, ze ludzie zaczna uwazac monarchie za jedyny
ratunek. Wylicza jej zalety. Krol bedzie wolny od checi wzbogacenia
sie, niekoniunkturalny, nie bedzie zabawka w rekach partii politycznych.
Instytucja szlachectwa sprawi, ze w okolice wladzy zaczna przeplywac
ludzie uczciwi, patrioci wychowani w atmosferze tradycji i szacunku
dla drugiego czlowieka.
W preambule do statutu konfederacji Komorowski zapisal: "szlacheckosc
tkwi w podswiadomosci naszego narodu. (...) Zyja wsrod nas bohaterowie
walk o wolnosc i niezawislosc Panstwa polskiego. Zyja wsrod nas
przedstawiciele wspanialych patriotycznych rodow mieszczanskich
i chlopskich. Zyja wsrod nas ludzie zdolni i wartosciowi, oszukani,
w dobrej wierze sluzacy zdrajcom i mataczom politycznym. Ilu z nas
nalezaloby nobilitowaE? Ilu z nas moze byC jeszcze ozdoba polskiego
spoleczenstwa?" Krbtko mowiac, prawie kazdy ma szanse przystapic do
konfederacji i zostaE jej straznikiem (najwyzsza forma czlonkostwa).
Zamknieta droge do tego rodzaju kariery maja jedynie zdrajcy,
przestepcy oraz osoby, ktore "ulegaja negatywnym wplywom (narkomani,
alkoholicy), dewiacjom lub przejawiaja inne negatywne zachowania".
Straznik ma prawo do herbu, tytulu rodowego, sygnetu i pieczeci
herbowej. Przyjecie w poczet straznikow konfederacji jest rowno
znaczne z nominacja do nobilitacji. Jednak w przeciwienstwie do
Polskiego Ruchu Monarchistycznego, na ktorego czele stoi wielki ksiaze
Leszek Wierzchowski-regent, konfederaci nie przydzielaja sami tytulow,
pozostawiajac to przyszlemu monarsze. Wierzchowskiemu maja za zle
jego dzialalnosc. Twierdza, iz sluzy ona temu, by ludzie z pierwszych
stron dzisiejszych gazet w przypadku zmiany ustroju na monarchiczny
znowu zajeli czolowe miejsca jako ksiazeta czy hrabiowie. Wierzchowski
zrobil bowiem ksiecia z Lecha Walesy, barona z Adama Michnika, a i
Jerzemu Urbanowi nie poskapil ponoc tytulu.
Wladca z Importu
Poniewaz monarchia znajduje sie u zrodel tradycji szlacheckiej, osoby
pochodzenia szlacheckiego, ktore monarchii nie popieraja, wedlug
glownego ideologa konfederacji nie powinny byc uwazane za szlachcicow,
a tylko za potomkow rodzin szlacheckich.
Co do krola, partia Radziwilla ma sugestie, aby go zaimportowac.
Najlepiej sposrod przedstawicieli tych monarszych rodow, ktore maja
spora domieszke krwi polskiej. Nie bylby uzalezniony od zadnej opcji,
zadna krajowa partia nie poczulaby sie zagrozona.
Konfederacja Korony Polskiej zostala zarejestrowana w pazdzierniku
1993 r. Urzadzona przez pralata Jankowskiego impreze uwaza za swoj
pierwszy sukces organizacyjny.
O swej liczebnosci konfederaci nie chca rozmawiac. Zbywaja pytanie
formulka, ze z dnia na dzien ich przybywa, w tym sporo nazwisk znanych
z przeszlosci. Ale o tych nazwiskach tez nie beda rozmawiac, bo a nuz
ktos poczuje sie urazony albo z powodu, ze go wymieniono, albo ze nie
wymieniono.
- Jak zobaczylem te tlumy w Dworze Artusa, to sie ucieszylem. Bylo
trzysta piecdziesiat krzeselek, wszystkie zajete - ekscytowal sie
jeden z konfederatow.
Az zal wyprowadzac z bledu, ze zdecydowana wiekszosc to nie
wielbiciele krola, tylko kuchni ksiedza pralata. Pralat, choc
obdarowany przez konkurencje, czyli regenta Wierzchowskiego, tytulem
hrabiowskim, tez sie bynajmniej nie deklaruje jako monarchista. -
Dobrze, ze sie spotkali - podsumowal.
- Mam z tego satysfakcje. Stracili majatki, nie maja mozliwosci. A ja
bym chcial, zeby ludzie cos robili. Mam zastrzezenia do prawicy. Wiec
moze z nich cos porzadnego wyrosnie, nie tylko tacy, co to wyciagaja
sobie krzesla.
Gdy spotkanie zblizalo sie ku koncowi, gospodarze zaintonowali nasz
hymn. I poplynelo gromkie "Jeszcze Polska..." nad pobojowiskiem stolow.
RYSZARD SOCHA
=====================================================================
POLITYKA 6/96(10.02) "Cicha prywatka"
Jak dotad, najlepiej "uwlaszcza" sie nam sektor panstwowy
Na razie na prywatyzacji najwiecej korzystaja pracownicy
panstwowych zakladow - robotnicy i kadra. To oni otrzymuja darmowe
akcje, to im obiecuje sie korzysci socjalne w zamian za zgode na
prywatyzacje firm. Takich prywilejow nie maja pracownicy sfery
budzetowej, rolnicy, emeryci, rencisci, pracownicy sektora prywatnego
ani 2,5 miliona ludzi, ktorzy w ostatnich latach stracili prace "na
panstwowym" i musieli szukac jej gdzie indziej. W tej sytuacji zwiazki
zawodowe - najsilniej zakorzenione wlasnie w sektorze panstwowym -
stana przed dylematem: lansujac powszechne uwlaszczenie uderza w
interes wlasnych czlonkow. Chyba ze wybrna z tego stosujac stara
zasade oportunistow: sprawiedliwosc spoleczna - owszem, ale wara
od naszych przywilejow.
JACEK MOJKOWSKI
Niektore grupy spoleczne "uwlaszczaja sie" w Polsce juz od ladnych
paru lat. I nie chodzi tu tylko o stara sprawe "uwlaszczenia sie
nomenklatury" w koncu lat 80. przy pomocy tzw. spolek nomenklaturowych.
Zostawmy tez na boku problem, kto sie mial "uwlaszczyc" np. w spolce
Telegraf, a kto w Narodowych Funduszach Inwestycyjnych. Prywatyzacja
jest na tyle goraca politycznie i grzaska ekonomicznie, ze na dobra
sprawe kazda transakcja sprzedazy moze wzbudzac podejrzenia i sluzyc
do rozgrywki na linii koalicja-opozycja czy koalicja-koalicja. Bez konca
mozna pytac: kto sie mogl "uwlaszczyc" sprzedajac Fiatowi fabryke FSM
na wyjatkowo dogodnych dla Wlochow warunkach, kto na tym, ze wpuszczono
Niemcow do polskich cementowni, kto na tym, ze polski tyton oddano
w obce rece? itd. itp. Nigdy nie bedzie jasnej odpowiedzi, gdy w gre
wchodza sprzeczne interesy, pieniadze, emocje ambicje. I nie jest to
tylko polska przypadlosc - wystarczy posluchac dyskusji w Czechach
czy na Wegrzech Slowacji - te same argumenty, te same obawy.
Jak kupic zaloge?
Ale z drugiej strony polska prywatyzacja ma swoja specyfike, ktora
pozwala ludziom z sektora panstwowego "uwlaszczac sie" lepiej niz
innym obywatelom. Wynika to po pierwsze z tego, ze prywatyzacja jest
u nas gleboko "przesocjalizowana" - praktycznie zadna decyzja
prywatyzacyjna nie moze zostac podjeta bez wczesniejszej zgody na nia
ze strony zwiazkow zzawodowych, zalog, rad pracowniczych. Doprowadzilo
to dzisiaj do paradoksu, ze jesli jakis duzy inwestor (np. zagraniczny
koncern) chce kupic polski zaklad, to przede wszystkim powinien sie
dowiedziec, jakich obietnic oczekuje od niego zaloga. Jesli
zagwarantuje podwyzke plac, pewnosc zatrudnienia dla kazdego przez
minimum trzy lata, przyrzeknie, ze nie bedzie zwolnien grupowych - to
moze uznac, ze kontrakt ma w kieszeni.
Znaczacy udzial zalog w dzisiejszej prywatyzacji to wynik przeszlosci
- - tej z lat 80. i z poczatku 90. Lansowana przed laty koncepcja
przedsiebiorstwa panstwowego dzialajacego w socjalizmie wedlug zasady
3xS (samodzielnosc, samorzadnosc, samofinansowanie) dawala dyrekcjom
firm pewna samodzielnosc i jednoczesnie uwzgledniala interes
robotnikow poprzez istnienie rady pracowniczych. Kiedy po stanie
wojennym zdelegalizowano Solidarnosc w wielu przedsiebiorstwach rady
pracownicze przejely funkcje opozycyjnych zwiazkow zawodowych; jako
"forma walki z komuna" byly popierane przez ekonomistow.
Ale to co bylo skuteczne przed laty, dzis stalo sie kotwica. Zasada
"nic o nas bez nas" doprowadzila do paralizu decyzyjnego, ktorego
skrajne formy mozna bylo jeszcze niedawno ogladacw FSO czy nadal w
Ursusie, ktory wegetuje na koszt budzetu i podatnikow.
Socjalizm w prywatyzacji poglebil sie w 1993 r., kiedy dyskutowano
nad pakietem ustaw zwanych Paktem o przedsiebiorstwie panstwowym ktory
poszerzal przywileje zalog. A wszystko po to, by zyskac ich przy
chylnosc dla prywatyzacji - np. jesli w Sejmie przejdzie stosowna
ustawa, to wkrotce pojawi sie przed pracownikami panstwowych zakladow
mozliwosc otrzymania do 15 proc. akcji przedsiebiorstwa za darmo
(dzisiaj moga je tez dostac korzystnie, ale musza za nie placic polowe
ceny rynkowej).
Powstaje jednak pytanie: jesli po referendum 18 lutego powszchne
uwlaszczenie zyska akceptacje spoleczenstwa, to czy przywileje
niektorych powinny zostac utrzymane, czy zniesione? Gdyby je
utrzymano, to oznacza ze jedni dostaliby z kasy panstwa wiecej tylko
dlatego, ze akurat sa pracownikami sektora panstwowego. O jakich
pieniadzach mowimy - najlepiej przypomniec sobie, po ile sprzedawali
swoje akcje pracownicy Banku laskiego; warto podliczyc, ile warte sa
dzis pakiety akcji pracowniczych niektorych spolek rejestrowanych na
gieldzie. Nie tracili oni nawet gdy panowala na niej bessa.
Na dziko
Ale "uwlaszczanie sie" dzieki akcjom pracowniczym to tylko jeden
watek zagadnienia. Drugi tworzy tzw. dzika prywatyzacja, ktora
przynosi profity nielicznym, ale obrotnym, ktorzy potrafia dla siebie
wykorzystac fakt, ze organy zalozycielskie, czyli urzednicy
ministerstw lub wojewodowie pelniacy w imieniu panstwa funkcje
wlascicieli, juz dawno stracili kontrole nad podleglym im majatkiem.
W efekcie mamy do czynienia z coraz powszchniejszym zjawiskiem
"sprywatyzowania sie zarzadzania" w panstwowych zakladach. Sprowadza
sie do tego, ze panstwowi dyrektorzy maja tyle swobody dzialania co
prywatni wlasciele, jednoczesnie niczym przy tym nie ryzykujac, gdyz
w razie jakigos bledu nie traca przeciez wlasnego majatku.
Taka sytuacja stwarza dobra okazje do "samouwlaszczenia sie" w
oparciu o spolki paczkujace z majatku panstwowych firm. To nie jest
bezprawne, ale bulwersujace spolecznie. Z reguly spolki te bazuja na
najlepszych, najbardziej wydajnych wydzialach przedsiebiorstwa, gdzie
znajduja zatrudnienie najlepsi pracownicy. Ludzie zarabiaja wiecej,
szefostwo ma tam swoje udzialy, wszyscy sa zadowoleni, wiec po co komu
ta prywatyzacja i handryczenie sie z nowym wlascielem, ktory w dodatku
moze wyrzucic z roboty?
Ciekawych materialow do przemyslen dostarczaja raporty Najwyzszej
Izby Kontroli, dotyczace kontroli prywatyzacji w latach 1990-1994.
Oto w Hucie im. Sendzimira (primo voto Lenina) wypaczkowalo 10 spolek,
ktore wydzierzawily majatek zakladu. Majatek, co prawda, przekazano w
drodze przetargu, ale tak sie skladalo, ze braly w nim udzial tylko
"nasze" spolki. Skladniki majatku przekazano bez wnikania w ich
wartosc, a niektore skladniki umorzono, choc byly jeszcze calkiem
dobre. Sprawilo to, ze spolki osiagnely pieciokrotnie lepsza
rentownosc niz cala huta, gdyz przejely od niej nie tylko baze
produkcyjna, ale takze klientow i dostawcow oraz wyszkolona zaloge.
Podobna "akcje" przeprowadzono w dawnym Morskim Porcie handlowym
Gdansk (obecnie Zarzad Portu Gdansk SA). Tutaj powstalo 28 spolek,
w ktorych mniejszosciowe udzialy mial Port, a reszte pracownicy.
Majatek, ktory im przekazano, nie byl zinwentaryzowany, nie wyjasniono
tez kwestii wlasnosci gruntow.
Formy zycia
Forma zycia czesci spolek (np. dawne biura projektowe) jest zbieranie
pieniedzy z czynszow za wynajem pomieszczen czy magazynow. Fachowcy
sygnalizuja dosc powszechny proceder "uwlaszczania sie" panstwowych
firm dzieki przejadaniu funduszy przeznaczonych na amortyzacje majatku
i kierowaniu ich na podwyzki plac. "Uwlaszczaniu sie" sprzyja silna
pozycja monopolistyczna przedsiebiorstwa lub nacisk polityczny na rzad
- - stad niezle zarobki pracownikow i kadry w Telekomunikacji Polskiej
SA czy w spolkach weglowych, gdzie niektorzy dyrektorzy "uwlaszczali
sie" dodatkowo, handlujac na wlasna reke weglem...
O ile ten proceder - z trudem, bo z trudem - ale da sie jeszcze jakos
kontrolowac w wielkich przedsiebiorstwach panstwowych, o tyle w
tysiacach malych, w tzw. terenie, jest to praktycznie niemozliwe.
Dotyczy to podleglych wojewodom owych budremow, prefabetow, spomaszy,
energoprzemow, bipromisow, stolbudow, pomow, transbudow, miastoprojektow
itp. - zwyklych przedsiebiorstw panstwowych, o nielicznej zalodze,
bez kapitalu i o nijakich perspektywach rynkowych. Tutaj najbardziej
popularnym pomyslem na przezycie jest tzw. spolka pracownicza, polegajaca
na przekazaniu zalogom majatku panstwowego w dzierzawe.
Aby firma stala sie wlasnoscia zalogi, musi zaplacic panstwu raty
dzierzawne. Co zrobic, by byly one jak najnizsze? Nalezy przede
wszystkim wykazac urzednikom wojewodzkim, za firma jest nic niewarta,
potem trzeba grac z nimi na opoznianie splat, obnizenie lub umorzenie
rat dzierzawynych. Pertraktacje sa tu o tyle ulatwione, ze urzednicy
z reguly nie maja wlasnych koncepcji na pozbycie sie dolujacych firm
panstwowych. Gdyby jednak robili jakies trudnosci, to srodki konieczne
na splate rat zbieramy wyprzedajac fragmenty majatku spolki.
Teoretycznie lepsze warunki przetrwania na rynku ma spolka, w ktorej
udzialowcami sa zaloga i tzw. inwestor strategiczny, ktory powinien
miec kapital na inwestycje i glos decydujacy w spolce. Ale zanim
otrzyma na to zgode, musi wniesc do niej tzw. aport (obiecane maszyny,
gotowke itp.). A z tym juz bywa gorzej. Czestym zjawiskiem sa
opoznienia, gdy tymczasem zewnetrzni inwestorzy od razu "rzadza sie"
w spolkach, jakby mieli pelnie praw wlascicielskich. Fakt posiadania
spolki jest rowniez dobrym pretekstem, by starac sie o kredyty w
banku, ktore niekoniecznie sa inwestowane w dana spolke.
Zdecydowanym hitem "samouwlaszczenia sie" sa tzw. fundusze
prywatyzacyjne tworzone w przedsiebiorstwach. Z nich udzielane sa
pozyczki dla kadry i pracownikow zainteresowanych kupnem akcji. Jest
przeciez zrozumiale, ze ludzie nie beda do tego angazowac wlasnych
pieniedzy... Fundusze wiec tworzy sie z czesci zysku netto firmy (w
niektorych przypadkach dochodzi do przejmowania na ten cel polowy
zysku), a pozyczki udzielane sa na wyjatkowo dogodnych warunkach: np.
oprocentowanie wynosi 1 proc. rocznie, splata rozlozona jest na 5-9
lat, mozliwe jest umorzenie. A poniewaz prawo tego nie zabrania - fundusze
prywatyzacyjne staly sie powszchne zarowno w wielkich firmach
(np. spolki gieldowe, jak Rolimpex czy Rafako), jaki i tych malych,
w glebokim terenie, gdzie naturalnie mozliwosci "samouwlaszczenia sa"
znacznie skromniejsze, ale jednak.
Waro o tym pamietac przed i po referendum uwlaszczeniowym.
JACEK MOJKOWSKI
=====================================================================
WPROST 5/96(04.02) "Latajace trumny"
Polska
Do tragicznej katastrofy irydy doszlo w najbardziej niekorzystnym
dla mieleckiej wytworni momencie
W ciagu dwoch dni rozbily sie dwa wojskowe samoloty szkolne; oba
polskiej produkcji. Zginelo czterech doswiadczonych pilotow. Tymczasem
niebawem zostanie rozstrzygniety konkurs na wielozadaniowy samolot dla
polskiego lotnictwa wojskowego. W srodowisku lotniczym kraza bulwersujace
plotki na temat zaskakujacej zbleznosci nieszczesliwych wypadkow w polskim
lotnictwie wojskowym. Niektorzy mowia wrecz o sabotazu. Obie katastrofy
oslabily pozycje rodzimego przemyslu w staraniach o udzial w lotniczym
konkursie stulecia.
W ciagu ostatnich pieciu lat w gronie polskich konstruktorow
i producentow sprzetu lotniczego dokonaly sie glebokie podzialy.
Najwiecej antagonizmow naroslo miedzy tzw. lobby warszawskim,
skupionym wokol prezesa PZL Okecie Ryszarda Lei, a grupa mielecko
- - warszawska czyli WSK Mielec oraz wspolpracujacym z nia Instytutem
Lotnictwa. W PZL produkuje sie m.in. samoloty treningowe Orlik.
Opracowywano tam rowniez kontrowersyjny projekt samolotu szturmowego
Skorpion. Dzielem Instytutu Lotnictwa i mieleckiej WSK jest rownie
kontrowersyjna iryda.
Oba srodowiska zaangazowaly sie w walke o udzial w najwazniejszym
polskim kontrakcie zbrojeniowym na samolot wielozadaniowy. Grupa warszawska
nie kryje swojej sympatii do amerykanskiego Lockheeda, producenta samolotow
F-16. Mielec wolalby szwedzkiego gripena lub nawet zmodernizowana wersje
rosyjskiego samolotu Mig-29; mialby intratne zamowienia na kilkadziesiat lat.
Sympatyzujace z Mielcem kierownictwo Ministerstwa Przemyslu probuje
zdymisjonowac prezesa Leje, ktory jednak ciagle trwa na swoim stanowisku.
Najwieksza koscia niezgody jest samolot Iryda. Ta przyzwoita,
powstala w latach 80. konstrukcja znacznie odbiega juz od swiatowych
standardow. Niemal pewne jest jednak, ze zlecenie na kooperacje przy
produkcji zapowiadanego samolotu wielozadaniowego oraz na ewentualne
projektowanie samolotu szturmowego dostana ci, ktorzy maja
konstrukcyjne i produkcyjne doswiadczenie.
Pod koniec ubieglego roku doszlo do skandalu, gdy niespodziewanie
okazalo sie, ze MON rezygnuje z dalszych zakupow iryd i wprowadza na
ich miejsce uzywane alpha jety z Niemiec. W koncu - m.in. pod presja
strajku calego przemyslu zbrojeniowego - wojsko wycofalo sie z tego
pomyslu. Czy jednak do konca? W miedzynarodowym handlu bronia bardzo
rzadko dochodzi do nie przygotowanych transakcji. Poprzedzaja je
zwykle dlugie - oficjalne i nieoficjalne - negocjacje. Bywa, ze
kontrakty wiaza sie z rozmaitymi, nie zawsze oficjalnymi prowizjami.
Z takich transakcji bardzo trudno sie potem wycofac. Czy maja racje
ci zwolennicy irydy, ktorzy sugeruja, ze podobnie moglo byc
z projektowanym zakupem alpha jetow? Nie ulega jednak watpliwosci,
ze bezposrednia przyczyna jego zaniechania byla iryda. Coraz glosniej
mowi sie rowniez o zakulisowych negocjacjach zwiazanych z ewentualnym
zakupem samolotow F-16 oraz o interesach sprzyjajacego im lobby. Jest
charakterystyczne, ze przedstawiciele armii bardzo chetnie wypowiadaja
sie na temat niedoskonalosci irydy, podczas gdy nie wspominaja o
licznych wadach wspieranego przez generala Jerzego Gotowale orlika.
Ich usuwanie kosztowalo podobno juz ponad 10 mln zlotych.
Do ostatniej tragicznej katastrofy irydy doszlo w najbardziej
niekorzystnym dla Mielca momencie. Nieoficjalnie wiadomo, ze feralnego
dnia mial byc podpisany kolejny kontrakt z wojskiem. W Mielcu
natychmiast przypomniano sobie inne dziwne przypadki zwiazane z iryda.
Chocby ten, gdy nie mozna bylo uruchomic samolotu z nowym silnikiem do
pokazowego lotu na ktory oczekiwali zgromadzeni na lotnisku notable.
Okazalo sie, ze przyczyna awarii byl odkrecony w niewytlumaczalny
sposob przewod elektryczny. Do dzis nie wiadomo, czy byl to przypadek
czy tez sabotaz.
W ostatniej katastrofie zginal pilot, ktory nie kryl swojej sympatii
do tego samolotu nawet wowczas, gdy bylo to niemile widziane przez
niektorych decydentow. Wypadek bada specjalna komisja; za wczesnie
wiec na szukanie jego przyczyn. Sluchajac naocznych swiadkow, trudno
jednak nie miec watpliwosci. Jak moglo dojsc do awarii silnika?
Dlaczego nie katapultowali sie piloci? Czy prawda jest, ze samolot
nie mial przed katastrofa kontaktu radiowego z lotniskiem i ze zaginela
tzw. czarna skrzynka?
Dzien po katastrofie pod Deblinem gora byli przeciwnicy irydy i
Mielca, choc nikt nie artykulowal tego w wyrazny sposob. Tego samego
dnia rozbil sie jednak kolejny samolot - wyprodukowany w Warszawie
orlik. Tragiczny los zapisal dramatyczny remis miedzy obiema
zantagonizowanymi stronami. Jest on wielka przegrana polskiego
przemyslu lotniczego.
Miroslaw Cielemecki
=====================================================================
WPROST 5/96(04.02) "Prywatny LOT"
Kto i za ile kupi polskiego przewoznika?
13 pazdziernika 1995 r w "Financial Times" ukazalo sie ogloszenie
o przetargu na wybor doradcy do spraw prywatyzacji Polskich Linii
Lotniczych LOT SA. Do 30 listopada zglosilo sie 14 firm. Sa wsrod nich
instytucje brytyjskie, francuskie, niemieckie i kanadyjskie,
miedzynarodowe konsorcja i najwieksze swiatowe banki inwestycyjne.
Niektore z nich, skladajac oferty, wyrazily zainteresowanie
prywatyzacja LOT nie tylko na etapie doradztwa, ale i pozniejszej
partycypacji finansowej. 15 stycznia 1996 r wyloniono waska grupe
finalistow, z ktorych komisja przetargowa wkrotce wybierze zwyciezce.
Po trzech latach od przeksztalcenia w spolke polski przewoznik
narodowy jest stosunkowo atrakcyjnym "towarem" dla swiatowych
inwestorow. W tym czasie LOT dokonal gruntownej wymiany floty
z tupolewow na boeingi, unowoczesnil swa strukture, wydzielajac
z niej wiele spolek obslugowych, wybral partnera strategicznego
(American Airlines) i uruchomil nowe polaczenia. m.in. z Zagrzebiem,
Wilnem, Minskiem, Kijowem, Lwowem, Ryga oraz Talinem, co uczynilo
z Okecia znaczacy hub na Wschod. Bez tych posuniec trudno byloby myslec
o korzystnej sprzedazy 49 proc. akcji LOT, zwlaszcza przy powszechnej
"modzie" na prywatyzacje narodowych przewoznikow, wywolanej swiatowym
kryzysem w lotnictwie.
W ostatnich latach sprywatyzowano na swiecie 30 linii, a 55 bierze
udzial w tym procesie.
- Trzeba sobie wyraznie powiedziec, ze wsrod inwestorow nie ma
altruistow. Beda oni chcieli dac tyle pieniedzy, ile bedziemy warci,
dokladnie obliczajac, jakie korzysci moga osiagnac z tej transakcji -
mowi Zbigniew Kiszczak, pelnomocnik zarzadu PLL LOT SA ds. prywatyzacji.
Pytanie: ile wart jest LOT, pozostaje otwarte. Przy wycenie nalezy
brac pod uwage wiele czynnikow, rowniez te obnizajace jego wartosc.
Na przyklad udzial oplat lotniskowych w kosztach dzialalnosci operacyjnej
wiekszosci linii wynosi od 2 do 9 proc.. a wwypadku LOT - az 23 proc.
Ogromne naklady na wymiane floty to zaledwie polowa kosztow lotniskowych.
- - Dopoki sprawa ta nie zostanie unormowana, dopoty nie ma co sie spodziewac,
ze jakikolwiek inwestvr zaplaci wiecej za akcje firmy, ktora nie bedzie
w stanie normalnie funkcjonowac, przygnieciona ciezarem kosztow - zwraca
uwage Kiszczak.
Nadmiernie wysokie sa rowniez koszty pracy. Wskutek obowiazujacych
przepisow zalogi LOT lataja prawie o polowe mniej niz wynosi srednia
swiatowa. Z roku na rok jednak rosnie liczba tzw. godzin do odebrania,
wynikajacych z dni wolnych od pracy za granica. Koszty dzialalnosci
jeszcze wzrosna, jezeli personel pokladowy otrzyma zadane podwyzki
Zdaniem ekspertow Banku Swiatowego,
nalezaloby poczekac z prywatyzacja, az linia "stanie na nogi", w
przeciwnym razie kwota uzyskana ze sprzedazy akcji bedzie niska.
Wybierani wlasnie doradcy powinni wiec najpierw ocenic i dokonczyc
proces restrukturyzacji firmy. Nie mozna go jednak przewlekac. Doswiadczenia
zwiazane z trwajaca piec lat (1984-1989) prywatyzacja Nowozelandzkich
Linii Lotniczych, zblizonych wielkoscia do LOT, przekonuja, ze przeksztalcenia
trwaly zbyt dlugo i przez to okazaly sie nieefektywne zarowno ekonomicznie,
jak i politycznie.
W wypadku LOT dochodzi jeszcze kwestia wiarygodnosci prywatyzacyjnych
zapewnien obecnej koalicji. Dlatego byc moze najwazniejsze jest pytanie,
czy 29 proc. akcji przeznaczonych dla inwestora strategicznego (20 proc.
ma przypasc pracownikom) to nie za malo. Przy prywatyzacji wiekszosci
panstwowych linii lotniczych rzady nie dazyly do zachowania wiekszosciowych
udzialow, a jedynie zostawialy sobie "zlota akcje" (np. argentynski
- piecioprocentowa), gwarantujaca prawo weta i decydujacy glos w kwestiach
strategicznych.
JERZY SLAWOMIR MAC
=====================================================================
WPROST 5/96(04.02) "Powrot na Baltyk"
Limity polowow przyznane nam przez Rosje gwarantuja polskim statkom
rybackim prace na dwa i pol miesiaca
Pierwsza proba wejscia na wody miedzynarodowe Morza Ochockiego
skonczy sie "katastrofa dla Polski, tragedia zas dla polawiajacych
tam rybakow" - ostrzegla Albina I. Maksimowa z rosyjskiego Komitetu ds.
Rybolowstwa. Wczesniej polowy polskich kutrow czesto byly przerywane
manewrami wojskowymi. Polsko-rosyjski spor o mintaja nie jest
pierwszym tego typu konfliktem. Rybne wojny toczyly sie miedzy Kanada
a Unia Europejska o halibuta, miedzy Francja a Hiszpania o sardele
polawiane w Zatoce Biskajskiej, o sledzie - miedzy Estonia a Lotwa,
o lososiemiedzy Kanada a USA. Te wojny to nie tyle walka o ryby, ile
o ekonomiczne panowanie nad zasobami i plynace z tego finansowe pozytki.
Chodzi o duze pieniadze. Eksport mintaja przynosi nam rocznie ok. 127
mln USD.
- USA oraz Rosja zawlaszczyly swiatowy ocean i dokonaly jego podzialu
na swoje strefy wplywow - uwaza Wlodzimierz Klosinski, prezes
Stowarzyszenia Rozwoju Rybolowstwa, a jednoczesnie prezes zarzadu
gdynskiego Dalmoru. Pod haslem ochrony zasobow Stany Zjednoczone
doprowadzily do dobrowolnego zawieszenia polowow mintaja na Morzu
Beringa. W 1991 r. w pogoni za rybami polska flota przeniosla sie na
Morze Ochockie, co natychmiast doprowadzilo do napiecia w stosunkach
z Rosja.
Moskwa uwaza, ze ten akwenjeden z najzasobniejszych na swiecie
- stanowi czesc jej wod terytorialnych.
Wody miedzynarodowe stanowia istotnie tylko 3 proc. powierzchni Morza
Ochockiego, ale jest to prawie 50 tys. km kw. Opuscilismy ten akwen
w lipcu 1995 r., po podpisaniu umowy z Rosja, przenoszac sie do strefy
jej wylacznego rybolowstwa, skuszeni perspektywa zalagodzenia
konfliktu i korzystnej wspolpracy gospodarczej. Oplaty licencyjne
mialy byc regulowane m.in. dostawami sprzetu i remontami rosyjskiej
floty. Rosjanie jednak wyznaczyli nam na ten rok limit 111 tys. ton
mintaja oraz ustalili oplate licencyjna w wysokosci 336 USD za tone.
Przy takich stawkach nie oplaca sie lowic mintaja - twierdza nasi
rybacy. Polska rozpoczela negocjacje, proponujac limit w wysokosci 250
tys. ton oraz oplate 150 USD za tone mintaja.
Tadeusz Szozda, podsekretarz stanu w Ministerstwie Transportu
i Gospodarki Morskiej, zapewnia, ze ubiegloroczna decyzja o opuszczeniu
wod miedzynarodowych i rozpoczeciu polowow w rosyjskiej strefie Morza
Ochockiego nie byla bledem. - Lowilismy tak dlugo, jak moglismy twierdzi.
- - Zeszlismy ostatni, po Chinczykach, Koreanczykach i Japonczykach.
Zadnemu z premierow i ministrow prowadzacych dotychczas rozmowy
z Rosjanami nie udalo sie sklonic ich do ustepstw w sprawie polowow
na tym obszarze. Podczas negocjacji
nasi rybacy uslyszeli od przedstawiciela jednej z rosyjskich
organizacji gospodarczych: "Jesli was nie stac na oplaty, to oddajcie
nam flote".
Rosyjskie statki sa w fatalnym stanie technicznym, a rybacy lowia
na Morzu Ochockim 1,5 mln ton mintaja i morszczuka rocznie.
W polowie lat 70. polowy polskich rybakow siegaly 790 tys. ton. Teraz
w ich sieci trafia o 50 proc. ryb mniej, zas 120 tys. ton pochodzi z
Baltyku. Wszystko wskazuje na to, ze polowy beda jeszcze mniejsze. -
Bedzie dobrze, jesli uwarunkowania polityczne i starania rzadu pozwola
wyeksploatowac nasze statki dalekomorskie do koncaocenia Wlodzimierz
Klosinski. Flota, choc w wiekszosci przestarzala, nie moze w pelni
wykorzystac swojego potencjalu. W 1994 r. 270 tys. ton mintaja z Morza
Ochockiego stanowilo 92 proc. jej polowow. - Przy obecnych propozycjach
Rosja to lowisko dla jednego armatora - uwaza Tomasz Kaminski,
dyrektor Dalmoru ds. rybolowstwa. Tymczasem stacjonuje tam flota
trzech armatorow: Dalmoru, swinoujskiej Odry i szczecinskiego Gryfa.
- - Kwote polowowa przyznana przez Rosje moga odlowic w ciagu dwoch i pol
miesiaca - twierdzi Kaminski. - Jesli zostaniemy wszyscy, to wszyscy
pojdziemy na dno.
Sposrod polskich armatorow dysponujacych flota do polowow dalekomorskich
tylko Dalmor osiaga dobre wyniki finansowe. Jego grupa kapitalowa
zamknela ubiegly rok zyskiem szacowanym wstepnie na 12 mln zl. Odra
i Gryf poniosly w tym czasie znaczne straty. Nieoficjalnie wiadomo,
ze raport przygotowywany wspolnie przez resorty transportu i gospodarki
morskiej oraz przeksztalcen wlasnosciowych przewiduje pozostawienie
tylko jednego armatora. Minister Szozda nie chce denerwowac rybakow
na lowiskach, wiec zapewnia, ze nie jest jeszcze przesadzone, czy pozostanie
tylko jeden armator (w domysle: Dalmor).
Nie sa to wylacznie polskie problemy. Niemcy lowia dzis zaledwie
trzecia czesc ryb polawianych pod koniec lat 70. Ich flota dalekomorska
liczy jedynie 17 pelnomorskich trawlerow (polska - 35). Ogolem floty
rybackie panstw Unii Europejskiej sa o polowe - a wedle niektorych
specjalistow, nawet o dwie trzecieza duze w stosunku do mozliwosci
ich wykorzystania.
Polska strategia stopniowego schodzenia z dalekomorskich lowisk
jest sprzeczna z planami Rosji,
dazacej do natychmiastowego usuniecia naszych trawlerow z Morza
Ochockiego. Armatorzy szukaja wiec lowisk alternatywnych. Kazdy z nich
ma jedna, dwie jednostki na wodach wokol Nowej Zelandii, Falklandow,
Antarktydy, u brzegow Namibii. Trwaja rozmowy z Mauretania na temat
powrotu polskiej floty na lowiska polnocnoafrykanskie, gdzie mozna
lowic ostroboka. - Inna ryba, inna cena, inna wydajnosc, inna (bliska
zera) rentownosc - wylicza roznice dyrektor Kaminski. - My mozemy
lowic ostroboka, tylko chcielibysmy znac odpowiedz na pytanie: kto do
tego doplaci!? - dodaje. Od trzech lat nadwyzka wptywow z eksportu ryb
nad importem przekracza 100 mln USD. Zawdzieczamy ja wylacznie rybolowstwu
dalekomorskiemu, ktore 90 proc. polowow przeznacza na eksport, czesto wprost
z trawlera.
Wedle GUS, przecietny Polak zjada rocznie 6,7 kg ryb. Stanislaw
Szostak, kierownik Zakladu Ekonomiki i Zarzadzania gdynskiego
Morskiego Instytutu Rybackiego, uwaza dane GUS za zawyzone, a
faktyczne spozycie oblicza na 5,5 kg, z czego wiekszosc stanowia ryby
pochodzace z Baltyku. 82 tys. ton ryb przeznaczonych na sprzedaz lub
do przetworzenia dociera do nas z Norwegii. Najwiecej jemy sledzi,
ktorych importujemy az 85 tys. ton. Jest wielce prawdopodobne, ze
niedlugo zabraknie na naszych stolach morszczuka. W kanadyjskich
portach kupowalismy go co roku 40 tys. tonz 60 tys. ton polawianych
przez Kanadyjczykow. W polowie 1995 r. Kanadyjczycy caly limit
sprzedali Rosjanom, ktorzy poparli Kanade w zabiegach o znaczne
zwiekszenie jej kwot polowowych halibuta.
W wojnie halibutowej Polska opowiedziala sie po stronie Unii
Europejskiej.
Na Baltyku tez lowimy glownie sledzie (w 1995 r. - 47 tys. ton)
oraz szproty, jednak nie wykorzystujemy w pelni przyznanych nam kwot
polowowych. Za to limity polowow dorsza (25 tys. ton) rybacy najchetniej
by przekroczyli. Tona dorsza kosztuje w skupie tyle co 4-5 ton sledzi.
O ile poza Baltykiem lowia glownie przedsiebiorstwa panstwowe (99,8 proc.
polowow), o tyle na wodach baltyckich dominuja rybacy prywatni (ok. 93 proc.).
Sposrod pieciu baltyckich armatorow panstwowych tylko wladyslawowski
Szkuner znajduje sie w dobrej kondycji finansowej. Relacje sie zmienia,
gdy pelny potencjal polowowy osiagnie nalezaca do dalmorowskiego holdingu
spolka Dalmor-Baltic.
Kwoty polowowe ustala sie na sesji Miedzynarodowej Komisji Morza
Baltyckiego. Szwedzi domagali sie niedawno, by limity byly proporcjonalne
do dlugosci linii brzegowej (strona polska moze zlowic 21 proc.
calej puli, zas nalezy do nas tylko 8 proc. linii brzegowej). Rosjanie
domagaja sie zmniejszenia polowow dorsza, ktorego sami lowia na Morzu
Barentsa trzy razy wiecej, niz wynosza laczne limity baltyckie.
Po wejsciu do Unii Europejskiej zagrozenie dla polskich przedsiebiorstw
rybackich moga stanowic kutry innych panstw. Nowa ustawa, uchwalona
w styczniu przez Sejm, przewiduje jednak, ze lowienie na polskich
wodach bedzie wymagalo specjalnego zezwolenia. Wiekszym za grozeniem
jest wiec "szara strefa" szacuje sie, ze rybacy zanizaja wielkosc
polowow dorsza o 30% proc.
Krzysztof Grabowski
+---------------------------------------------------------------------------+
| * Redakcja "Prasowki" nie odpowiada za tresc cytowanych tekstow; do listy |
| propozycji wlaczamy pisma ktore sami czytamy i nie roscimy sobie |
| pretensji do zadowolenia gustow wszystkich czytelnikow. |
| * Redakcja nie jest wladna udzielac, w zadnej formie, pozwolenia na |
| przedruk zamieszczanych materialow. |
| * "Prasowka" jest calkowicie bezplatna. |
| * Dystrybucja za pomoca uslugi LISTSERV - subskrybcja nastepuje po |
| wyslaniu na adres listserv(a)uci.agh.edu.pl listu zawierajacego linie: |
| subscribe prasowka <imie> <nazwisko> |
| lub dla wersji postscriptowej: |
| subscribe prasowka-ps <imie> <nazwisko> |
| * Archiwa (ftp/gopher): galaxy.uci.agh.edu.pl, poniecki.berkeley.edu |
| * Wersja HTML: http://www.uci.agh.edu.pl/pub/e-press/prasowka/html/ |
+---------------------------------------------------------------------------+
------- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT -------
+---------------------------------------------------------------------------+
| PRASOWKA - cotygodniowy przeglad polskiej prasy |
| NUMER: 119 |
| Wybor tekstow: Szymon Sokol (szymon(a)uci.agh.edu.pl), Jacek Wawszczak i |
| Zdzislaw Drejak (drejak(a)uci.agh.edu.pl); sklad: Violetta Korecka |
| UCI AGH Krakow |
+-----------------------------[ 16.02.96 ]----------------------------------+
Spis tresci:
1. TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Obraz tygodnia"
2. TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Komentarze"
3. TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "UOP: pulapka na myszy"
4. TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Oczyszczenie"
5. POLITYKA 5/96(03.02) "Chcieliby i boja sie"
6. POLITYKA 5/96(03.02) "Teczki czy archiwa?"
7. POLITYKA 5/96(03.02) "Polityka czy etyka?"
8. POLITYKA 5/96(03.02) "Oskarzona partia"
9. WPROST 4/96(28.01) "Strzal w dziesiatke"
10. WPROST 4/96(28.01) "Praca bez granic"
11.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Obraz tygodnia"
* Prezydent Aleksander Kwasniewski powierzyl misje tworzenia rzadu
Wlodzimierzowi Cimoszewiczowi (46 lat), obecnemu wicemarszalkowi
Sejmu. Do rzadu Cimoszewicza przejdzie wiekszosc czlonkow gabinetu
Oleksego, z wyjatkiem Jerzego Jaskierni, a takze Marka Borowskiego
(ktory ma objac fotel wicemarszalka Sejmu). PSL nie zgadza sie na
pozostawienie w rzadzie ministra prywatyzacji Wieslawa Kaczmarka,
niejasny jest takze los Jerzego Koniecznego (MSW). Nowym szefem URM
ma byc Leszek Miller, ktorego na stanowisku ministra pracy zastapi
dotychczasowy wiceminister Andrzej Baczkowski.
* UOP nie zlamal prawa w sprawie domniemanej wspolpracy Jozefa
Oleksego z KGB. Istnieje natomiast podejrzenie, ze minister
Milczanowski naruszyl ustawe o UOP, ujawniajac w Sejmie niektore
dane operacyjne - wynika z przedstawionego Sejmowi raportu komisji
nadzwyczajnej.
* Aleksander Kwasniewski skierowal do Sejmu projekt Ustawy o Komisji
Zaufania Publicznego, ktora ma sprawdzic - z urzedu i bezplatnie -
grupe ok.10 tys. osob zajmujacych kierownicze stanowiska w panstwie
(parlamentarzystow, czlonkow rzadu, dyplomatow, wojewodow itp.) pod
katem ich wspolpracy ze sluzbami specjalnymi w okresie do 31 lipca 1990.
* Warszawska prokuratura wszczela sledztwo w sprawie ujawnienia przez
media tajemnic panstwowych w zwiazku ze sprawa Oleksego.
* Prokuratura stoleczna odmowila wszczecia sledztwa w sprawie
Aleksandra Kwasniewskiego, ktory w poselskiej deklaracji majatkowej
nie wpisal akcji zony. W grudniu ub.r. wnioskujacy o uchylenie
immunitetu poselskiego Kwasniewskiego w zwiazku z ta sprawa
prokurator Jerzy Zietek zostal odwolany przez ministra Jaskiernie.
* Przebywajacy na Swiatowym Forum Gospodarczym w Davos Kwasniewski
zapewnil lidera rosyjskich komunistow Giennadija Ziuganowa, ze
rozszerzone o Polske NATO nie jest dla Rosji zagrozeniem.
* Do Polski przybywa zastepca sekretarza stanu USA Richard Holbrooke.
Nieoficjalnie mowi sie, ze celem jego wizyty jest ocena skutkow tzw.
sprawy Oleksego.
* Rosyjska Duma Panstwowa odrzucila wniosek o wyznaczenie terminu
debaty ratyfikacyjnej nad rosyjsko - amerykanskim traktatem
rozbrojeniowym START-II.
* Specjalne zgromadzenie parlamentarne Chorwatow i Muzulmanow
bosniackich wybralo 16-osobowy rzad wspolnej Federacji. Na czele
stanal Muzulmanin Izudin Kapetanovic, zastepuje go Chorwat Drago
Bilandzija. Resorty objelo 6 Chorwatow i 7 Muzulmanow. Jedyny Serb
jest ministrem bez teki.
* Po tym, jak turecki statek wszedl na mielizne w poblizu nie
zamieszkanej wysepki w rejonie Dodekanezu, doszlo do ostrego kryzysu
w stosunkach grecko-tureckich. Obie strony twierdza, ze wysepka (nazwa
grecka - Imia, turecka - Kardak) jest ich wlasnoscia. Wybuchowi
konfliktu zapobiegla mediacja USA, ktore naklonily Ateny do wycofania
z wyspy wyslanych tam uprzednio wojsk.
* W najkrwawszym w historii Sri Lanki zamachu Tamilskich Tygrysow,
w centrum Kolombo zginelo co najmniej 90 osob.
* Najwieksze od osmiu lat trzesienie ziemi nawiedzilo okreg Lijang
(Chiny). Zginelo co najmniej 300 osob.
* Francja oznajmila, ze zakonczyla serie probnych wybuchow jadrowych
na poludniowym Pacyfiku. Chiny nie zamierzaja pojsc w jej slady.
* Trybunal Federalny w Lozannie odrzucil odwolanie Boguslawa Bagsika
w sprawie decyzji o ekstradycji. Oznacza to, ze w najblizszych dniach
byly szef Art-B zostanie przewieziony do Polski.
* Henryk Rytka, domniemany warszawski "Lomiarz", zostal uznany
za winnego tylko jednego napadu na kobiete. Sad Apelacyjny obnizyl
mu wyrok z 25 do 15 lat wiezienia.
* Drugi Urzad Skarbowy w Gdansku nie uznal odwolania pelnomocnikow
Lecha Walesy w sprawie decyzji o naliczeniu podatkow od miliona
dolarow, ktory b. prezydent otrzymal w 1989 r. od firmy Warner Bros.
* Przebywajacy w Lodzi Jaroslaw Kaczynski wezwal do stworzenia
koalicji sil postsolidarnosciowych od UW po Ruch Odbudowy Polski.
"Musimy pogodzic sie z tym, ze (na wspolnej liscie wyborczej) UW
dostanie prawie trzy razy wiecej miejsc niz PC" - powiedzial Kaczynski.
* Planowana na 1 lutego narada ugrupowan opozycyjnych pod patronatem
Lecha Walesy nie odbyla sie. Oficjalnie mowi sie, ze kilka partii
zostalo zbyt pozno zawiadomione, ale wiekszosc kwestionowala formule
i sensownosc spotkania.
* W ciagu miesiaca poparcie dla SLD spadlo w badaniach OBOP z 25 do 21 proc.
* Amerykanski koncern Philip Morris kupil 65 proc. akcji Zakladow
Przemyslu Tytoniowego SA w Krakowie za 227 mln USD. To najwieksza
transakcja w historii polskiej prywatyzacji.
* Dzialajaca od 1790 roku najstarsza amerykanska placowka dyplomatyczna
- konsulat w Bordeaux - zostala zamknieta z powodu ciec budzetowych.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Komentarze"
Premier Cimoszewicz
Prezydent Kwasniewski desygnowal na nastepce Jozefa Oleksego
- Wlodzimierza Cimoszewicza, wicemarszalka Sejmu z ramienia SLD.
Tym samym prezydent wsparl aktualny uklad wladzy. Sposrod koalicyjnych
pretendentow do schedy po Oleksym Cimoszewicz byl najbardziej strawny
dla opozycji. W tym sensie decyzja prezydenta sluzy interesom SLD, bo
utrudnia opozycji walke z koalicja rzadzaca.
Cimoszewicz ma przeprowadzic rzad przez trudny okres utraty
wiarygodnosci SLD, wywolanej sprawa Oleksego. Zamiast postulowanego
przez prezesa Pawlaka rzadu gospodarczych fachowcow otrzymamy rzad
polityczny zdominowany przez SLD i nastawiony na obrone SLD-owskiego
status quo. Zamiast ponadpartyjnego rzadu odbudowy zaufania do panstwa
otrzymamy rzad przegrupowania szykow do nastepnej batalii o wladze,
jaka beda wybory parlamentarne.
Cimoszewicz ma grac karta swej niezaleznosci od SdRP. W tej grze nowy
premier dysponuje sporym kapitalem politycznym: trzymal sie z dala od
SLD-owcow pokroju Sekuly, usilowal przeprowadzic akcje "czyste rece",
odradzal Kwasniewskiemu wyscig po prezydenture. Tej niezaleznosci
Cimoszewicz nie utrzyma jako premier, bo teraz jego polityczny byt
zalezy od parlamentarnej wiekszosci. Teraz warunki dyktowac beda
liderzy koalicji: Oleksy, Miller, Szmajdzinski Pawlak. Cimoszewicz
ma byc listkiem figowym zakrywajacym slabe miejsca koalicji.
ADAM SZOSTKIEWICZ
Komisja nadzwyczajna - raport nr 1
Sytuacja byla nadzwyczajna. Taka tez zatem musiala byc i reakcja.
Sejm, korzystajac ze swych funkcji kontrolnych wobec wladzy ustawodawczej,
zdecydowal sie utworzyc specjalna Komisje "do zbadania zgodnosci z prawem
dzialan organow panstwowych" i przyznac jej kompetencje sledcze.
Zadanie bylo nadzwyczaj trudne: ze wzgledu na range sprawy (premier
majacy kontaktowac sie z obcym wywiadem); jej nature (komisja musiala
zanalizowac operacje sluzb specjalnych: materie delikatna, a na
dodatek czesciowo objeta scisla tajemnica - nawet, co uzasadnione
wobec komisji); z powodu uwarunkowan prawnych (watpliwosci co do trybu
postepowania samej komisji, a takze obowiazkow i uprawnien organow
oraz osob majacych byc przedmiotem badania); z uwagi na nieuchronne
konteksty polityczne.
Mimo to po miesiacu pracy komisji udalo sie zdobyc autorytet.
Ogloszone wlasnie pierwsze sprawozdanie zawiera stwierdzenia kluczowe
dla oceny sprawy z politycznego punktu widzenia: ze UOP nie zlamal
prawa zbierajac informacje o kontaktach Oleksego i ze materialy
w sprawie nie zostaly "wytworzone" przez Urzad; ze minister Milczanowski
slusznie pominal droge sluzbowa i informacje dotyczace premiera
przekazal samemu prezydentowi; ze szef MSW, wybierajac termin
dostarczenia prokuraturze materialow w tej sprawie, kierowal sie
wprawdzie okolicznosciami politycznymi, ale nie oznacza to, ze
naruszyl prawo.
Do wyjasnienia pozostaje m.in., czy minister Milczanowski, oglaszajac
na forum Sejmu niektore szczegoly dzialan operacyjnych, nie zdradzil
tajemnic UOP. Problem w tym, ze informacji takiej zazadali sami
poslowie. Marszalek Zych twierdzi, ze mozna bylo utajnic przebieg
posiedzenia, lecz przeciez wiadomo, jak wyglada zachowanie dyskrecji
przez parlamentarzystow (przecieki po ujawnieniu tzw. teczek
Macierewicza, a nawet wynurzenia czlonkow samej komisji).
Naturalnie tresc sprawozdania komisji jest po czesci rezultatem
ukladu politycznego (brak oceny wypowiedzi Jerzego Koniecznego,
podwazajacych wage materialow zebranych przez UOP czy oskarzen
o "brudna prowokacje", wysuwanych wobec MSW przez Oleksego).
Najwazniejsze jednak, ze komisja oparla sie pokusie wydawania ocen
o prawnej i merytorycznej wiarygodnosci zebranych przez UOP materialow
oraz ferowania jakichkolwiek wyrokow - pozostawiajac to prokuraturze
i ewentualnie sadowi.
KRZYSZTOF BURNETKO
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "UOP: pulapka na myszy"
Urzad Ochrony Panstwa i Jozef O. * Kim naprawde byl Alganow?
* Ile kosztowala operacja "Majorka"? * Kilka prostych przykladow dzialan
sluzb specjalnych
Rozmawiaja KRZYSZTOF KOZLOWSKI, pierwszy minister spraw wewnetrznych
III RP, gen. HENRYK JASIK, pierwszy szef wywiadu oraz plk KONSTANTY
MIODOWICZ, pierwszy szef kontrwywiadu
- Czy to prawda i czy to mozliwe, ze premier Oleksy tylko
r o z m a w i a l z Alganowem?
GEN. HENRYK JASIK: - Owszem, pan Oleksy tak objasnia charakter
tych kontaktow. Ale okresla je tez jako "nieostrozne". Wypowiedz dla
"Newsweeka", gdzie slowo "przyjaciel" skonfrontowane jest ze slowem
"swinia", nakazuje co najmniej domyslac sie, ze przyszedl teraz czas
refleksji nad tymi wieloletnimi kontaktami. Choc premier Oleksy nie
stwierdza nic o - na przyklad - dyskusjach, ktore prowadzili,
informacjach, jakie padaly z jednej i drugiej strony... Ale warto
porownac pierwsze komentarze: brudna prowokacja, gra sluzb
specjalnych, ze slowami wypowiadanymi dzis: bylem niedostatecznie
ostrozny, mialem go za przyjaciela, okazal sie swinia, pisal raporty.
- A gdyby przyjac teze Oleksego, iz byl nieswiadomy, ze Alganow
jest z KGB... Czy w takiej sytuacji Oleksy mogl miec w Moskwie teczke
jako kwalifkowane zrodlo informacji?
HJ: - Wywiad wie, dlaczego interesuje sie okreslonym zrodlem.
I rozstrzyga, kiedy powiedziec mu to wprost, a kiedy - skrajna sytuacja
- - w ogole nie mowic. Wywiad ustala tez sposob postepowania i gromadzi
material w postaci dokumentow czy raportow z informacji przez niego
wypowiadanych. Gdy oceni, ze stan psychiczny tej osoby jest taki, ze
postawienie sprawy wyraznie moze ja zniechecic do kontaktow, to obiekt
nie musi byc poinformowany. Wtedy - jesli kontakt jest cenny - szuka
sie czegos posredniego.
Bywa, ze obiekt sie domysla... Ale znowu: to ocenia oficer. "Domysla
sie" to nie to samo, co oznajmienie wprost: "Pan utrzymuje ze mna
kontakt, a ja jestem oficerem wywiadu". Wiec oficer decyduje, na
jakich zasadach kontakt jest utrzymywany.
Przyjmijmy: sluzba ocenila, iz interesujaca ja osoba nie wytrzyma
informacji o utrzymywaniu kontaktu z wywiadem. Ale oficer i tak ja
sobie ustawi. Stawia niewinny problem, umawia sie. Za dwa tygodnie,
miesiac, oczywiscie w dogodnym terminie: "Wiem, teraz pan wyjezdza
na urlop, a potem ma duzo obowiazkow zawodowych, ale moze za miesiac?"
Po miesiacu oficer oznajmia: "Przed miesiacem bylismy w tym lokalu, teraz
spotkajmy sie w tamtym". Zaczyna delikatnie sterowac ta osoba.
- A moze panowie ulegacie szpiegomanii? Szkodzi sie wlasnemu
panstwu, zdradzajac wazne informacje. Ale czy pod ten sam paragraf
mozna podciagnac Oleksego, jesli tylko rozmawial z czlowiekiem, ktory
byl agentem KGB?
Czas na ujawnienie tajemnic: swego czasu zdarzyla sie nam historia
podobna do sprawy Oleksego. Poznalismy w Krakowie radzieckiego
dziennikarza. W przeciwienstwie do Oleksego nie jestesmy naiwni
i domyslalismy sie, ze ow korespondent moze byc pracownikiem radzieckich
sluzb specjalnych. Ba, w przeciwienstwie do Oleksego nie powiemy dzis,
ze Wiktor N. okazal sie swinia. Jakos go polubilismy: byl sympatyczny
i inteligentny. Ale o co chodzilo: chcielismy napisac artykul o Polsce
w oczach Rosjan. Wiec, jak powiedzialby Oleksy: biesiadowalismy
z Wiktorem kilka razy. Ale w okolicach puczu moskiewskiego pewien
wysoki funkcjonariusz MSW zrugal nas: ze nie dosc, iz kontaktujemy
sie ze - zdaniem UOP - szpiegiem rosyjskim, to jeszcze agent ten
w swoich raportach przesylanych do Moskwy umiescil nasze nazwiska
jako kwalifikowane zroda informacji na temat sytuacji politycznej
w Krakowie. Dowiedzielismy sie wiec, ze jestesmy agentami KGB.
W tym sensie agentem moze byc kazdy dziennikarz. Jaka mamy gwarancje,
ze tak samo nie naciagnieto interpretacji przypadku Oleksego?
PLK KONSTANTY MIODOWICZ: - Sa podobienstwa obu sytuacji. Ale sa
i roznice. Podobienstwo jest takie, ze Alganow byl przez pana Oleksego
lubiany. Duzo wodki wypili. Ale w przeciwienstwie do was Jozef Oleksy
byl nosicielem tajemnic panstwowych i wybral droge kariery politycznej.
Doszedl do jednego z najwyzszych urzedow Rzeczypospolitej. A czlowiek,
ktory z - jak twierdzi - nieroztropnosci przekazywal tajemnice panstwa,
nie daje gwarancji, ze wykaze roztropnosc w przyszlosci - w trudnej sytuacji
jako premier. Niezaleznie, czy pan Oleksy byl swiadomy, ze rozmawia
z kadrowym oficerem KGB, czy nie, to wybierajac hariere polityczna musi
za to zaplacic.
To, ze Oleksy zostal przekazany nowemu oficerowi Sluzby Wywiadu
Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, dowodzi, iz stanowil wartosciowe
i godne pielegnowania zrodlo informacji. I ze kontakty towarzyskie,
ktore realizowal Alganow pracujac z Oleksym, byly kamuflazem i forma
dawania komfortu. Ostatecznie Alganow przekazal to zrodlo swemu
nastepcy w rezydenturze.
Odniose sie do tego, co nastapilo w waszych, panowie, relacjach
z panem N. Wylaczcie magnetofony. (...)
- Pan slyszal o tej historii?
KM: - Nie, ale nazwisko pana N. skojarzylem.
HJ: - Prosciej ustalic, czy dziennikarz badz dyplomata jest oficerem
sluzb, niz stwierdzic, ze po kilku tygodniach waszych z nim kontaktow
zalozono wam w Moskwie teczki. Zeby dojsc do teczek w Moskwie, wywiad
i kontrwywiad musi naprawde ciezko pracowac. Czesto trzeba mozaikowo
skladac informacje, az sie uloza w jakas figure. Nie mozna tez
porownywac kontaktow kilkutygodniowych z kilkunastoletnimi.
NIEFRASOBLIWY JOZEF O
- Premier Oleksy mowil: co ja moglem Rosjanom przekazac?
Informacje, ktore moglem im przekazac, kraza po sejmowych
korytarzach.
KM: - Informacje tajne, ktore Oleksy mogl przekazywac
przedstawicielom obcej sluzby, mogly pochodzic z racji jego
uczestnictwa w Politycznym Komitecie Doradczym przy ministrze spraw
wewnetrznych. Potem, jako marszalek sejmu, byl tez objety
rozdzielnikiem szeregu dokumentow o charakterze strategicznym
lub w zakresie informacji biezacej wytwarzanych w UOP.
- Czy - nawet gdyby zakladac koncepcje UOP - Oleksy rzeczywiscie
dostarczal istotnych informacji dla bezpieczenstwa panstwa?
KM: - Tak twierdzi minister spraw wewnetrznych.
- Ale ponoc czlonkowie komitetu doradczego przy ministrze spraw
wewnetrznych nie moga sporzadzac na posiedzeniach zadnych notatek,
nie mowiac juz o fotokopiach czy nagraniach.
HJ: - A widzieliscie kiedys panowie takie posiedzenie?
- Nie.
KM: - No wlasnie. Tak, dokumenty te nie powinny podlegac odpisom.
Nie wynika z tego, ze nie podlegaja, ale to niestety wyglada roznie.
A zawsze przeciez pozostaje glowa: pamiec, spostrzegawczosc.
- Pozostaje pytanie o intencje. O ile szpiegostwem jest i przekazywanie
dokumentow, i rozmowy na tajne tematy, to w ocenie obie formy sie roznia.
Stad pytanie: czy premier Oleksy przekazywal dokumenty?
KM: - Wedlug informacji udzielanych juz przez osoby reprezentujace
MSW, zachodzi uzasadnione przypuszczenie, ze informacje zawarte
w dokumentach wytwarzanych przez UOP byly przekazywane przedstawicielowi
obcego wywiadu. Czy nastepowalo to przez udostepnienie dokumentow, czy
tez bylo relacja po zapoznaniu sie z nimi, powinno byc przedmiotem
wyjasnien w sledztwie.
HJ: - Pan Oleksy mowi: z panem Alganowem dyskutowalem o polityce,
gospodarce. Przyznaje, ze rozmawiali tez o roznych osobach. Stwierdzam:
kazda sluzbe specjalna interesuja opinie zarowno o dobrych, jak
o zlych stronach osob z hierarchii wladzy.
KM: - Wywiad i kontrwywiad posluguje sie kategoria nazywana wywiadem
biograficznym. Moze to dostarczyc informacji, ktore w sposob
spektakularny sa wykorzystywane w operacjach. Takie speckontakty
- - ulokowane w Statnej Sluzbie Bezpiecnosti Czechoslowacji w roku 1968,
dostarczyly KGB informacji, ktore byly nastepnie wykorzystane aktywnie
- - z aresztowaniami wlacznie - w sytuacji nadzwyczajnej.
HJ: - Przykladowo: w jaki sposob gen. Zacharski pozyskal Bella
- czlowieka, ktory wspolpracowal z Zacharskim i przekazywal mu bezcenne
materialy amerykanskie? Do poznania sie z Bellem i stworzenia bardzo
zazylych stosunkow doszlo tylko dlatego, ze Zacharski poznal trudna
sytuacje materialna pana Bella. Na poczatku nie wiedzial, ze Bell
- - ceniony inzynier, pracujacy w duzym koncernie - ma klopoty finansowe.
Ale Bell byl po rozwodzie, mial nowa, wymagajaca zone i chcial na jej
zadanie podniesc standard zycia. Zacharski wyczul ten slaby punkt.
Skadinad wobec Bella Zacharski nigdy nie ujawnil, ze jest oficerem
polskiego wywiadu.
Wiedziec o ludziach, ktorzy piastuja wysokie funkcje w panstwie,
o ich slabosciach osobistych i rodzinnych, miec na nich haki - tego
potrzebuja sluzby. W odpowiednim momencie i w odpowiedni sposob
pojawia sie ktos, kto wyciaga przyjazna dlon. Pozyczy pieniadze,
za 3 miesiace, mimo ze mija termin zwrotu, nawet o tym nie przypomni,
przeciwnie, przyjdzie z nowa oferta, itp. Na tym polega wciaganie
ludzi. Nie pada slowo wywiad. Nic.
KM: - Rutynowe materialy wywiadu biograficznego sa wykorzystywane do,
na przyklad, naprowadzen na opracowania przedwerbunkowe.
- Ale nie dajmy sie zwariowac! Czy jak opowiadam Wiktorowi N.
fakty z zycia, nawet osobistego, Iksa i on to wykorzystuje, to jestem
szpiegiem?
HJ: - Nie zawezajmy tej kwestii. Nie rozstrzygamy, co bylo miedzy
Oleksym a Alganowem. Odwolalem sie tylko do oficjalnych wypowiedzi
pana Oleksego. Tlumaczylem, dlaczego i jakie informacje moga byc
przydatne dla sluzb.
- Wszystko jest zagmatwane. Oleksy twierdzi, ze nie gra w tenisa,
tylko raz byl na korcie, a tam akurat z Alganowem gral Zacharski.
Mowimy o Primakowie jako szefie wywiadu, a Pan, generale, mowi, ze
przedostatni raz widzial go w Moskwie podczas wizyty delegacji MSW.
To znaczy, ze byly wczesniejsze razy..
HJ: - I ostatni tez go widzialem.
- Wszystko sie miesza - te elity wywiadowcze i polityczne grywaly
na jednych kortach... Moze wiec Oleksy mial powody, by wierzyc, ze
miedzy Zacharskim, Alganowem a nim nie ma wiekszej roznicy?
HJ: - Rozczaruje was. Poza komentarze wyjsc nie mozemy. Uszanujcie
to. Sluzby sa zobowiazane zbierac informacje. Gdy zbiora ich
dostatecznie duzo, to musza poinformowac wlasciwe organy panstwa
o zagrozeniu. To jedno. Z przypadkow takich, jak pobyt na korcie,
czy to w celu grania w tenisa, czy nie, nie chcialbym wyciagac wnioskow...
Alganow wspominal tez w Moskwie, ze jezdzil z Oleksym na polowania,
chociaz zaden nich nie polowal...
LOWCY SZPIEGOW
- Kiedy UOP ostrzegl Oleksego?
KM: - Nie chcialbym dokonywac innych doprecyzowan niz te, ktore sa
dostepne sladem wypowiedzi ministra Milczanowskiego. Oleksy zostal
ostrzezony raz w terminie sprecyzowanym przez ministra Milczanowskiego
- - we wrzesniu 1994. Wedle wiedzy UOP po tym ostrzezeniu kontaktowal
sie jeszcze z Alganowem.
- Jak wytlumaczyc, ze we wrzesniu 1994 roku szef UOP Gromoslaw
Czempinski ostrzega marszalka Oleksego, by ograniczyl kontakty
z Alganowem, a potem w opinii lustracyjnej, ktora Oleksy otrzymuje
od ministra Milczanowskiego, nie ma ani slowa, ze on kiedys sie
z Alganowem kontaktowal? Czy to oznacza, ze miedzy wrzesniem 1994
a wiosna 1995 roku Oleksy nie spotykal sie z Alganowem?
HJ: - Ostrzezenie pierwsze nastapilo 4 wrzesnia 1994 roku, kiedy pan
Oleksy pelnil funkcje marszalka. Wiosna '95, kiedy pan Oleksy tworzyl
rzad zwrocil sie do ministra Milczanowskiego i szefa UOP o wydanie
opinii odnosnie do swojej osoby i czlonkow gabinetu. Nie znam
odpowiedzi ministra. Zapewne jednak informacje o blizszych zwiazkach
Oleksego z panem Alganowem badz z jego nastepca powstaly dopiero w II
polowie roku. Potem byl okres weryfikacji tych informacji. Final
nastapil na przelomie listopada i grudnia.
KM: - Oleksy byl poinformowany, ze czlowiek, ktory sie z nim
kontaktuje, jest oficerem obcej sluzby specjalnej. Ale UOP nie mial
zadnych podstaw, aby ten kontakt oceniac w kategoriach zagrozen dla
panstwa. Ostrzezenie zostalo udzielone i nie bylo powodu, by powtarzac
ten sygnal w ramach czynnosci wykonywanych przez samego premiera.
Nawiasem mowiac, premier Oleksy byl tez ostrzezony juz jako premier
i bylo to po czynnosciach sprawdzeniowych uruchomionych wobec niego
i czlonkow rzadu, wtedy, kiedy ten rzad powstawal.
- Dlaczego sprawe Oleksego zaczal prowadzic wywiad?
KM: - Bywa, ze pola zainteresowan sluzb wywiadu i kontrwywiadu
zazebiaja sie. Kontrwywiad i wywiad przygladaja sie czesto tym samym
faktom, tyle ze w inny sposob. Nie jest sytuacja dziwna, ze na kwestie
posiadajaca konotacje wybitnie kontrwywiadowcza wchodzi sluzba
wywiadowcza. Taki Aldrich Ames, z pozycji wywiadowczej dostarczyl
fakty, posiadajace konotacje kontrwywiadowcze...
HJ: - Wyobrazmy sobie: obydwie sluzby maja werbowac. Kontrwywiad
ogranicza sie do granic kraju i werbuje ofcerow obcych sluzb dzialaja
cych na terenie Polski. A wywiad werbuje oficerow obcych sluzb
za granica. Przykladowo: polski wywiad werbuje Rosjanina w USA.
KM: - Moglo sie tak ulozyc, ze kontrwywiad od lat kontrolowal pana
Alganowa, ustalal jego kontakty w Polsce, i jednorazowe, i te
powtarzajace sie. Z tego kontrwywiad cos wybral. Alganow byl aktywny,
duzo uwagi mu poswiecono... Az okazalo sie, ze przedmiotem
zainteresowania i pracy pana Alganowa jest rowniez pan Oleksy.
Przykladowo: wywiad zawerbowal Rosjanina, oficera sluzb rosyjskich
w Waszyngtonie, ten ofcer wrocil do Moskwy, podjal prace w swej
centrali, co oczywiscie interesuje wywiad polski. Zalozono: "Dotrzyj
czlowieku do zasobow wywiadu rosyjskiego dotyczacego Polski".
Potoczylo sie szczesliwie, ta osoba dotarla. W ten sposob
wspoldzialaja wywiad i kontrwywiad.
HJ: - Wywiad i kontrywiad, majac na uwadze ich wyniki wypracowane
w strukturach UOP, sa sluzbami komplementarnymi. Niech symbolem relacji
miedzy nimi bedzie Janus, bog o jednej glowie i dwoch obliczach.
- Jak panowie zareagowali, kiedy dowiedzieliscie sie, ze
prawdopodobnie Oleksy jest zrodlem informacyjnym?
KM: - Przede wszystkim byl to duzy wstrzas ogromne niedowierzanie.
Potem nastapily skrupulatne weryfikacje z uzyciem nadzwyczajnych procedur.
- Czy to prawda, ze powstal spec-zespol do prawy Oleksego?
HJ: - Choc prace komisji nadzwyczajnej sa tajne, ale odwaze sie
zlamac tajemnice. Otoz identyczne pytanie zostalo postawione mu przez
jednego z czlonkow komisji. Szlo jeszcze dalej - czy przy ministrze
spraw wewnetrznych zostal powolany zespol. Tak jak wobec komisji,
tak teraz oswiadcze: nie bylo zadnego zespolu, przy mimstrze spraw
wewnetrznych, ani w UOP.
Chyba, ze za taki uznamy dwuosobowy zespol w Zarzadzie Wywiadu.
Powstal, kiedy zrodzila sie ta sprawa. Jeden oficer nie jest w stanie
wszystkiego zrobic. Mozna sie spotkac, rozmawiac, ostatecznie wszystko
nagrac, ale plan spotkan musi ktos ulozyc, ktos musi je przygotowac.
A spotkania odbywaly sie nie tylko w Polsce, ale rowniez w kilku innych
krajach. A jezeli nawet odbywaly sie w Polsce, to bywaly dni, ze tych
spotkan bylo dwa, trzy a nawet piec dziennie i trzeba bylo sporzadzic
raport z kazdego spotkania. To naprawde pracochlonne - jedna osoba
nigdy by nie dala rady.
Po prostu: w wywiadzie pracowano nad tym, by werbowac oficerow
wywiadu rosyjskiego i przy okazji wyszla sprawa Oleksego. Chocby
z tego powodu - scislej tajnosci - nie mozna by powolywac zadnego
zespolu.
- A co sie stalo, kiedy dla tych oficerow okazalo sie jasne, ze
zrodlem informacji dla wywiadu rosyjskiego prawdopodobnie jest sam
Jozef Oleksy?
HJ: - Tak, jak nakazuje droga sluzbowa: pierwszym odbiorca byl
naczelnik wydzialu, w ktorym pracowali. Naczelnik poszedl z tym do
wicedyrektora, wicedyrektor do dyrektora zarzadu, ten do szefa Urzedu
Ochrony Panstwa, ten do ministra, a minister do premiera! Taki jest
po prostu porzadek.
KM: - Wyjatkiem bylo dopiero wylaczenie premiera w ostatniej fazie
rozpoznania roli Jozefa Oleksego w kontekscie dzialalnosci obcego
wywiadu. Bezposrednio zainteresowany byl bowiem przedmiotem wyjatkowo
brzemiennej w skutki operacji tegoz wywiadu.
MAJORKA, WYSPA JAK WULKAN GORACA
- Czy, aby zdobyc potwierdzenie, ze Oleksy przekazywal Alganowowi
jakies informacje UOP musial zdobywac swiadectwo Alganowa? Czy nie
jest to sieganie do lewego ucha przez prawa noge? On jest kadrowym
ofcerem KGB i jest przeciez wytrenowany w manipulowaniu, lganiu itd.
UOP poszedl ryzykowna droga...
KM: - W jaki sposob identyfikujecie Alnowa jako zrodlo informacji
uznanej za podstawe wszczecia procedur rozpoznawczo-kontrolnych
rozwinietych do sprawy, w ktorej przechodzil tylko jeden z kontaktow
pan Oleksy?
- Sugeruje sie, ze to od Alganowa zdobyto daty i miejsca jego
kontaktow z Oleksym.
KM: - I zostanmy przy tych sugestiach, ktore posiadaja alternatywe.
Nie oczekujecie chyba, ze zidentyfikujemy w trakcie tej rozmowy zrodla
informacji, a nastepnie materialow dokumentujacych te informacje?
- Co zatem dzieje sie na Majorce? Czy Alganow jest nagrany. Czy
sprzedal jakies informacje za inne informacje czy -jak pisaly gazety
za pieniadze? Czym operowal Zacharski na Majorce? Jak ludzie wywiadu
dzialaja w takich sytuacjach? Jak to sie robi? I dlaczego do tej misji
wybrano wlasnie Zacharskiego?
KRZYSZTOF KOZLOWSKI: - Profesjonalizm gen. Zacharskiego jest
niekwestionowany, jego oddanie III RP tez nie podlega watpliwosci.
Choc pamietam, ze w 1990 roku sluzby zachodnie probowaly wywrzec
presje, zeby w nowo powstacym UOP-ie nie znalazlo sie miejsce dla
Czempinskiego, Zacharskiego i paru innych oficerow.
HJ: - Zacharski to perla wsrod oficerow UOP. Nie zdefiniuje
wszystkich elementow, jakie powinny charakteryzowac oficera wywiadu.
Wymienie tylko kilka. Musi w nim byc swiadomosc misji. W Zacharskim,
jako oficerze, taka swiadomosc wystepuje w stopniu najwyzszym. Jestem
oficerem, otrzymuje zadanie, musze je wykonac. Musi byc odwaga.
I jesli cel wymaga tej najwyzszej odwagi, na granicy ryzyka, to -jesli
trzeba - ryzyko rowniez podejme. Jesli bedzie wpadka - trudno. Trzeba
tez miec wiedze, o swiecie, o panstwie, w ktorym sie dziala, o sprawie,
ktora sie zajmuje. Wtedy moge wytypowac osobe, ktora jest w stanie pomoc
mi w wykonaniu zadania, dotrzec do niej i ja do siebie przekonac, by wreszcie
przystapic do zasadniczej sprawy, czyli uzyskac od tej osoby to, co jest
mi potrzebne. To wymaga umiejetnosci dostosowywania sie do najrozniejszych
warunkow. Jesli wsrod pasazerow pociagu jest osoba, ktora mnie interesuje,
to musze umiec sie tam znalezc. Jesli w samolocie, to tez, jesli w hotelu
- - tak samo.
Spotkanie na Majorce Alganow - Zacharski. Wywiad wiedzial, ze Alganow
tam bedzie. Wywiad byl w stanie w ciagu kilku godzin zorganizowac tam
wyjazd. Ale mogl byc zrealizowany tylko dlatego, ze tam mial jechac
wlasnie Zacharski.
Alganowa trzeba bylo na Majorce znalezc. Majorka nie jest terenem
wrogim, ale mimo wszystko trzeba pamietac, ze jestem ofcerem wywiadu,
do tego jedzie tez drugi oficer, trzeba napredce wymyslac legende.
Nie przeceniam slowa "legenda", ale trzeba po prostu wiedziec, co zrobic,
gdyby tam policjant zapytal: pan jest tylko turysta? Na wypadek
zatrzymania na lotnisku badz w hotelu. Przykladowo: zagrozenie
terrorystyczne, czesza wszystkich lokatorow. A przeciez trzeba
miec jeszcze sprzet, bo te rozmowy trzeba bylo nagrac itd.
I po kilku godzinach znaleziono pana Alganowa, zaskoczonego, kiedy
jak gdyby nigdy nic szedl w majtkach z plazy i nic nie mogl nagrac.
Natomiast Zacharski plus wspierajacy go oficer byli przygotowani jak
na wojne.
LICZBA ZER PO JEDYNCE
HJ: - A zawsze wygrywa ten, z ktorego inicjatywy do czegos dochodzi.
Przyjmijmy, ze inicjatywa spotkania z Alganowem nalezala do polskiego
wywiadu. Jaki byl cel tego spotkania - to musimy zostawic w tajemnicy.
- Jak jest z tym podwojnym agentem przewerbowanym od Rosjan przez
polskie sluzby?
HJ: - A kto powiedzial, ze jednym?
KM: - Agent, nawet podwojny, zawsze pracuje na rzecz jednej strony!
HJ: - Chodzi o jakis konkretny przypadek? Oczywiscie. Rosyjski.
HJ: - Pracowalem 4 lata jako wykladowca w szkole wywiadu i moge
odpowiedziec teoretycznie. Przyjmujemy, ze zrodla pozyskane w sluzbach
rosyjskich przekazaly prawdziwe informacje sluzbom polskim.
- Majorka to nie byl handel, tylko operacja?
HJ: - Wykluczam tu wystepowanie podwojnego agenta. Co do Majorki
- jesli chodzi o wywiad, to uzywanie przy tej okazji slowa "handel"
nie pasuje.
KM: - Czesto mowi sie - kupili, za straszne pieniadze, handlowali...
A byc moze ten handel odbywal sie w formule kontrolowanej? Motywy
do udzielenia informaeji istotnej dla naszej sluzby przez oficera
uplasowanego w sluzbie obcej, moga byc bardzo rozne. Musze
teoretycznie, bo konkretny byc nie moge: we wczesnych latach 80.
kontrwywiad francuski pozyskal niezwykle efektywne zrodlo uplasowane
w strukturach wywiadu, czyli I Zarzadu Glownego KGB. Chodzi o zrodlo
pracujace pod pseudonimem Farewell. Ten czlowiek dostarczal kilogramy
materialu, z ktorych czesc szybko byla przekazywana liderom swiata
zachodniego, ba, wiele wplywalo na biurko dysponenta gabinetu
owalnego... I wlasnie Farewell pracowal z pobudek pozamaterialnych.
Informacje nie zawsze sie kupuje.
- Jest hipoteza, ze Farewell pracowal jednak w gruncie rzeczy
dla wywiadu rosyjskiego...
KM: - Farewell zostal rozstrzelany natychmiast po ujawnieniu jego
roli przez kontrwywiad zagraniczny I Zarzadu Glownego KGB.
HJ: - Padalo tu nazwisko Zacharski. Otoz Zacharski, kiedy byl
w wiezieniu w Stanach Zjednoczonych, otrzymywal ze strony sluzb
amerykanskich propozycje: "Panie, my juz informacji od pana nie
chcemy, tylko niech pan zostanie. Oferujemy okragla sume". Nie
wymienie jej, ale to byla bardzo wysoka suma.
KM: - Standardowa.
HJ: - To byla suma, ktora mogla oszolomic. Wracam do slowa "handel".
W przypadku informacji, ktore wywiad polski zdobyl w odniesieniu do
pana Oleksego, nie mozna mowic, ze zostaly kupione. Gdybyscie poznali
rzeczywiste koszty dzialan w tej sprawie, to... Nawet w zwiazku
z tekstem pana Jachowicza w "Gazecie Wyborczej", ktory sugeruje,
ze tanio kupili, bo za milion dwiescie tysiecy dolarow...
- Sam premier Oleksy twierdzil, ze w jego sprawie zaangazowano
duze pieniadze, ktore mozna bylo wydac inaczej, na zbozny cel...
HJ: - Redaktor Jachowicz napisal, ze ta operacja kosztowala milion
dwiescie tysiecy dolarow. To mialo byc tanio. Z kolei "Nie" twierdzi,
ze operacja kosztowala ponizej 30 tysiecy dolarow. Podkpiwaja jeszcze,
ze co to za agent, ktory bral po 3 tysiace dolarow i do tego zadowalal
sie drobnymi upominkami, na przyklad jakas tam rakieta tenisowa.
Przytaczajac te informacje pokazuje, jak dziennikarze tworza fakty
prasowe i jak wielka jest rozpietosc pomiedzy ich hipotezami.
Niestety, nie moge podac zadnej kwoty. Chce jednak powiedziec,
ze naprawde w tej sprawie nie byly uzyte gigantyczne pieniadze.
- To czym mozna kupic tak rasowego agenta sluzb specjalnych jak
Alganow?
KM: - Przede wszystkim: nie moge powiedziec czy Alganow jest agentem,
czy nie. Ale moge powiedziec ogolnie, ze w takich przypadkach zwykle
watek materialny odgrywa pewna role. Po drugie: istotne jest
zrozumienie motywacji ludzi, ktorzy co prawda stoja po przeciwnych
biegunach, ale cos maja wspolnego,
- Co moga miec wspolnego oficerowie polscy i rosyjscy?
HJ: - Chocby pewna filozofie myslenia opierajaca sie rowniez
o historie: stosunkow miedzypanstwowych czy wspolnych doswiadczen.
To tez ma znaczenie.
- Czy moze wchodzic w gre wymiana informacji?
HJ: - Nie. Zdecydowanie nie. W tej sprawie moze wygrac wylacznie
jedna strona; tylko jeden moze pozyskac drugiego, nigdy nie pozyskaja
sie na krzyz.
- To dlaczego Alganow mogl bezpiecznie wrocic do Moskwy?
HJ: - Hmm... Nie sadze, zeby to mozna bylo jakos wiazac z moja
poprzednia wypowiedzia.
- Inaczej czy to prawda, ze Rosjanie jak oszaleli szukaja u
siebie w centrali tego, kto dal sie przewerbowac na strone polska?
HJ: - To jestem gotow potwierdzic, ale... Takie winno sie przyjac
zalozenie. Gdyby na przyklad byl przeciek z polskiego wywiadu,
obojetnie w jakim kierunku, to na pewno polski wywiad szukalby
potencjalnego sprawcy. Wiec i tamta sluzba musi szukac osoby,
ktora mogla byc - jest - zrodlem informacji dla polskich sluzb.
- Teraz w warunkach rosyjskich ponoc mozna kupic bez problemu
wszystko, od materialow rozszczepialnych po kalasznikowy. Czy
zaobserwowaliscie, ze mozna tez kupic kazda informacje? Ze to
tylko kwestia ceny?
KM: - Ostatnio widac wyrazna konsolidacje instytucji panstwowych
Federacji Rosyjskiej, w przeciwienstwie do poczatku lat 90., kiedy
mocarstwo to przezywalo trudny okres i rzeczywiscie latwo bylo
pozyskac tajemnice panstwowe, ludzi: politykow, naukowcow czy nawet
oficerow sluzb specjalnych. Dzis sytuacja jest juz inna. To panstwo
szybko sie umacnia. Ale tez faktem jest - i sa to nie tylko nasze
informacje, ale otrzymujemy je rowniez w drodze wymiany ze sluzbami
zachodnimi - ze ci, ktorzy przeszli na druga strone z jeszcze
radzieckich sluzb, ciagle sa aktywni. Ale podkreslam - dzis znacznie
trudniej uzyskac nowe zrodla informacji i informacje.
HJ: - Co prawda znane jest powiedzenie, ze nie ma ludzi
nieprzekupnych, zawsze jest tylko kwestia ceny. I rzeczywiscie.
Zauwazylem, ze liczba zer stojacych za pierwsza cyfra moze zlamac
- - i czesto lamie - nawet te osoby, ktorych poczatkowo w ogole nie
bralismy pod uwage jako mozliwych do zwerbowania. Ale z moich doswiadczen,
rowniez ostatnieh, wiem, ze czesto mozna pozyskac kogos bez pieniedzy.
- To jakie byly rzeczywiste koszty - rowniez te niewymierne
- operacji na Majorce?
HJ: - Nie znam rzeczywistych kosztow pobytu pana Zacharskiego
na Majorce. Z grubsza sie orientuje, ze oficerowi w trakcie operacji
przysluguja tylko takie diety, na jakie pozwalaja przepisy. Naturalnie
korzysta on z hoteli dostepnych. Ale tez oczywiscie sa koszta
operacyjne - na przyklad na pewno pan Zacharski poniosl koszta
spotkania i konsumpcji z panem Alganowem. Wiec nie wiem dokladnie,
jakie byly te koszta wymierne - ale jestem przekonany, ze niewielkie.
Co do kosztow niewymiernych... Korzysci i pozytki - mnie nie wolno
o tym mowic. Tylko raz moge powiedziec: uznalismy, ze to spotkanie
przynioslo nam niezwykle wrecz korzysci. Przepraszam, wiecej nie moge
powiedziec. A poza tym - tez nie wszystko wiem.
Ale zeby bylo jasne: kilkadziesiat tysiecy, ale powiadam: koszta,
a nie zaplata za informacje.
Uzywacie slowa "handel" w znaczeniu pejoratywnym. W tym przypadku nie
bylo zadnego handlu. Polskie sluzby nie sa bogate. Inni naprawde placa
duzo. Gotowi sa zaplacic duzo, niewyobrazalne wrecz kwoty, byle zdobyc
czlowieka, byle zdobyc informacje.
- Ale handel moze tez oznaczac uzyskanie informacji w zamian
za cos... Powiedzieliscie Panowie, ze Alganow zostal po prostu
przewerbowany.
KM: - Nie. O wynikach rozmowy z Alganowem mozna powiedziec jedno:
w kontekscie calej sprawy jest korzystna dla nas.
Taka uwaga: kiedy w mediach padaja konkretne nazwiska oficerow,
konkretnej obcej sluzby, to tylko usmiecham sie. Bo rzeczywistosc
operacyjna jest bogatsza. Zrodla naszej informacji moga lokowac sie,
i na szczescie lokuja, poza sferami dostepnymi tym, ktorzy prowadza
sledztwa dziennikarskie. To dobrze dla panstwa polskiego, dla sluzb.
Tym bezpieczniej czuja sie zrodla prawdziwe.
- Na ile to, co napisano w "GW", z ta akcja mialo cos wspolnego?
HJ: - Bzdura. Z wykrzyknikiem. Bzdura.
- Mowi sie rowniez, ze informacje otrzymywaliscie nie tylko
ze strony wywiadu rosyjskiego, ale wywiadu niemieckiego; ze pierwszy
sygnal przyszedl wlasnie stamtad. Czy to wchodzi w gre?
KM: - Nawiazujecie do tresci zawartych w artykule pana Walenciaka
w "Przegladzie Tygodniowym"? On powoluje sie na oficerow UOP, ktorzy
mieli stwierdzic, ze dzialajacy przy sprawie Oleksego rozjechali sie
po calym swiecie, zeby tylko zbierac, kupowac, odbierac i wymieniac
informacje, mogace sluzyc podwazeniu dobrego imienia lewicy...
Stanowczo zaprzeczam.
SZPIEG, KTORY PRZYSZEDL ZE WSCHODU
- Czy istnieje cos takiego jak kodeks etyczny ludzi wywiadu? Taki
niepisany Kodeks szpiegow: Zacharski, a i zapewne Alganow to fachowcy,
taka elita szpiegow. Jak tacy ludzie sie kontaktuja? Czy sa rzeczy,
ktorych jeden drugiemu na pewno nie zrobi? Czy sa jakies sposoby na
dochodzenie do porozumienia?
HJ: - Jest w zwyczajach sluzb nie robic sobie swinstw. Jesli oficer
badz agent wpadnie na terytorium obcego panstwa, a czynniki polityczne
zdecyduja, by sprawy nie naglasniac, to na tym sie konczy.
Zatrzymany czeka na wyrok, lecz nie robi sie sensaeji. Ale nie
istnieje tez zmowa miedzy sluzbami: ze jesli w Polsce wpadnie szpieg
- - Polak, ktory pracowal na rzecz wywiadu innego panstwa - to sluzby sie
dogadaja i sprawy nie bedzie. Nie: sluzby pracuja z obowiazku,
potrzeb, a i pobudek patriotycznycb. Dzialania szkodliwe dla panstwa
musza byc osadzone. Kodeks polega na tym: jesli przywodcy panstwa
postanowia, ze dla dobra stosunkow nie powinno sie podnosic wrzawy
wokol zlapanego agenta, to jej nie ma. Kodeks szpiegow sprowadzilbym
wylacznie do tego. Nie ma zadnych ustepstw typu: odpowiada przed
prawem lub nie. Takich targow nie ma. To daje sluzbom minimum
komfortu: jak agent wpadnie, to nie sa krytykowane przez wlasne
spoleczenstwa: po co placimy podatki, skoro ludzie wywiadu sa
nieudacznikami, trzeba im obciac budzet! Itd.
- A czy Pan, jako szef wywiadu, wybaczylby oficerowi, ktory
zawalil i glupio wpadl?
HJ: - Co to znaczy - glupio wpadl?
- Panowie nie chcecie powiedziec, czy miedzy Alganowem a
Zacharskim na Majorce cos sie zdarzylo. Lecz fama glosi, ze Zacharski
uzyskal od Adganowa jakies informacje. Ale Adganow wrocil do Moskwy.
Dlaczego? Nie bal sie? Przeciez jesli faktycznie wydal jakies
tajemnice, to musial obawiac sie kary. A tu nic sie nie dzieje,
ba, Alganow wystepuje na konferencjach prasowych.
HJ: - Wynik spotkania Zacharski - Alganow na Majorce byl korzystny.
Ani slowa wiecej.
- A czy Alganow nalezy do elity szpiegow?
HJ: - Jego sylwetke poznalem wylacznie na podstawie publikacji...
- Nie znal go Pan osobiscie?
HJ: - Nie. Kiedy pracowalem w wywiadzie, wywiad nie interesowal sie
panem Alganowem. Bylo to pole zainteresowania kontrwywiadu. Z tego, co
dowiedzialem sie teraz o Alganowie to chyba byl dobry.
- Tylko czy wasz sukces nie szkodzi Polsce, bo stawia w dramatycznym
swietle polskie elity polityczne? Jest taka teza, ze byla to perfekcyjna
akcja rosyjskiego wywiadu, by zepsuc wizerunek Polski i odsunac jej
wejscie do NATO. Czy nie wygrali Rosjanie?
HJ: - Nie nazwalem rzeczy po imieniu, ale powtarzam: wynik spotkania
na Majorce byl korzystny dla Zacharskiego. By byla jasnosc: nie
wypowiadam sie, co powiedzial Alganow na temat sprawy pana O.
JAK SLIWKA W KOMPOT?
- Czy nie boicie sie, ze byla to prowokacja?
HJ: - Wykluczam.
KM: - Wykluczam.
KK: - Po to tyle lat kosztownie sie szkoli oficerow sluzb
specjalnych, aby nie tylko potrafili zdobywac informacje, ale
i je weryfikowac. Pierwsza rzecza, ktora przychodzi do glowy oficerowi
sluzb specjalnych jest to, ze moze chce sie go oszukac. Jezeli wiec
upieraja sie przy tym, ze zbadali ten watek, to nie byla to
prowokacja. Nie byla chocby dlatego; ze jest absurdem, by Federacja
Rosyjska chciala niszczyc lewice polska, podcinac jej korzenie,
utracac jej mozliwosci w przyszlych wyborach.
HJ: - Natomiast co do skutkow dla Polski sprawy pana Oleksego. Skutki
mozna bylo przewidziec. Prognozowalismy je - stad przyjeto okreslony
tryb wykorzystania zebranej wiedzy. Poinformowano odchodzacego
i obecnego prezydenta. Nie szantaz, a zapytanie: co dalej? Sugestia
zgloszona przez ministrow Milczanowskiego i Bartoszewskiego, by
rozwiazac sprawe w sposob cywilizowany, bez rozglosu i prania sie
po twarzach, bez wielkiej kampanii przeciwko sluzbom. Oczywiscie to
nie znaczylo, iz osoby, ktorej informacje dotyczyly, nie obowiazywaloby
prawo. Mysle, ze w wypadku ustapienia pana Oleksego o sprawie by nie
zapomniano. Chodzilo o ciche usuniecie sie. Zeby uniknac wewnetrznych
sporow i nie dac swiatu sygnalu, ze nie potrafimy nic spokojnie, ale
zgodnie z prawem, rozwiazac.
Powtorze: zebrane przez sluzby informacje przekazano do prokuratora.
On mial rozstrzygnac, czy rozpoczac postepowanie. Jesli uznalby, ze
nie, to nie ma sprawy. Wszczal sledztwo, ale przeciez nie wiadomo,
czy sprawa trafi do sadu i jaki wtedy bylby ewentualnie wyrok.
KM: - Zastanawia mnie, jak te same fakty moga byc roznie
interpretowane. Najpierw mowiono, ze sprawe Oleksego sluzby
wykreowaly, by przyspieszyc wejscie Polski do NATO na fali
antyrosyjskiej histerii, odwolujacej sie do aktywnosci na naszym
terenie sluzb specjalnych Federacji Rosyjskiej. Potem formulowano
oceny diametralnie inne: ze sprawa Oleksego opozni przystapienie
Polski- do NATO.
W rzeczywistosci historia ta moze byc rekomendacja dla naszego kraju
do struktur euroatlantyckich. Okazalo sie, ze w administracje stworzona
po 1989 r. wkomponowano mechanizmy samokontroli, umozliwiajace wykrycie,
zlokalizowanie i zneutralizowanie zagrozenia i to bez wzgledu na szczebel
jego ulokowania. Porownujac sytuacje ze sprawa mniejszego kalibru:
b. sekretarza generalnego NATO, Claesa. Przysparzal on slawy Belgii
jako szef Paktu. Ale gdy w wyniku postepowania sledczego, podjetego
w samej Belgii, musial opuscic stanowisko, to Belgia wcale nie ucierpiala,
przeciwnie - uznano to za dowod wiarygodnosci tego kraju.
KK: - Jutro bedziemy miec nowy rzad, ktory powie: "Oleksy cos tam,
ale my..." Zmieni sie rzad, zmieni sytuacja i droga do NATO stanie
otworem. Natomiast koszty, jakie ponosi polityka rosyjska likwidujac
polska lewice sa dalekosiezne. Mamy do czynienia z pierwszym w suwerennej
RP autentycznym konfliktem polskich sluzb specjalnych ze sluzbami rosyjskimi.
Polskie sluzby wyszly z tego z honorem.
- Moze zatem warto bylo dalej pracowac operacyjnie nad Oleksym
i jego kontaktami z oficerami KGB?
KM : - Warto bylo. Tylko czy mozna bylo?
- Minister Milczanowski twierdzi, ze obawial sie iz po jego
odejsciu sprawa zostanie przez nowe kierownietwo MSW utopiona. Ale
czy tak waznej sprawie dotyczacej tak wysokiego urzednika, mozna w ogole
ukrecic leb? Nawet po zmianie ekipy politycznej w resorcie?
KM: - Zachodzilo prawdopodobienstwo, ze sprawa zostanie wykolejona,
zmarginalizowana badz niewykorzystana.
- Gdzies gleboko istnieje chyba zwiazek sprawy Oleksego ze sprawa
tzw. moskiewskich pieniedzy. Czy nie mozna bylo na bazie tej
ostatniej, prowadzonej znacznie wczesniej...
KM: - Zwiazkow bezposrednich miedzy obu sprawami nie widze. Natomiast
analizujac szerzej kwestie powiazan niektorych osob i struktur z ich
odpowiednikami ulokowanymi w aparacie partyjnym i administracyjnym b.
ZSRR, mozna te sprawy powiazac.
Zarzut jest niesluszny, bo sprawa tzw. moskiewskich pieniedzy byla
przedmiotem znacznych i szerokich czynnosci realizowanych przez UOP.
Osiagnely one jednak pewien final wraz z przekazaniem odpowiednich
doknmentow do prokuratury.
HJ: - Nie wiem, czy bylyby warunki do dalszych dzialan. Owszem, gdyby
pracowac jeszcze pare miesiecy, to moze przybyloby materialow. Ale
i te ktore juz zdobyto, stanowily wystarczajaca podstawe do wszczecia
sledztwa.
KM: - Sprawe nalezalo w pewnym sensie przeciac. Wykorzystano jedyna
mozliwosc. W RFN toczy sie postepowanie wobec wysokiego ranga
pracownika Urzedu Ochrony Konstytucji w zwiazku z nieprzekazaniem
naprowadzen i pierwszych informacji o agenturalnej roli Guillaume'a
wobec kanclerza Brandta. Urzednik tlumaczy, ze dazyl do szczegolowego
udokumentowania i rozszerzenia materialu. Ale w tym czasie poglebialy
sie straty spowodowane przedluzeniem funkcjonowania agenta.
HJ: - Sa tacy, ktorzy mowia, ze minister Milczanowski za pozno
przekazal te materialy. Jak to pogodzic?
PIATKA Z WUML-u
- Czy dzialalnosc Alganowa w Warszawie dotyczyla - jak sugeruje
Oleksy - rowniez innych kregow politycznych?
KM: - Alganow byl szefem tzw. linii PR, czyli politiczieskiej
razwiedki wywiadu tajnej rezydentury uplasowanej w ambasadzie b. ZSRR.
- KGB? Nie GRU, tylko KGB?
KM: - KGB, a nastepnie rezydentury Sluzby, Wywiadu Zagranicznego
Federacji Rosji: kontynuatorki czynnosci i struktury operacyjnej
wypracowanej przez KGB.
Alganow z racji swego uplasowania - tradycyjnie szefem PR jest
I sekretarz ambasady - obslugiwal szczegolnie wartosciowe kontakty,
wypracowane przez podlegly mu pion rezydentury. Kontaktowal sie ze
szczegolnie wartosciowymi zrodlami uplasowanymi w strukturach
administracji i partii przed 1989 rokiem. Czesc tych kontaktow
byla kontynuowana juz w Rzeczypospolitej.
- Czy wsrod kontaktow Alganowa byli inni dzialacze SDRP?
KM : - Pan Alganow kontaktowal sie rowniez z innymi prominentnymi
funkcjonariuszami b. PZPR.
- Oleksy twierdzi, ze Alganow kontaktowal sie rowniez
z politykami orientacji postsolidarnosciowych.
KM: - Alganow byl w Polsce po to, by realizowac zadania
reprezentowanej przez siebie sluzby. Zadania takie realizuje sie
w stykach osobowych. Alganow mial kontaktow wiele. Zapewne niektore
z nich byly wykorzystywane w sposob wyczerpujacy znamiona kontaktow
agenturalnych. Sposrod tego spektrum, ktorego zakwalifikowac nie
potrafimy z powodu braku rozpoznania, a zatem i wiedzy, wybrany jest
jeden przypadek, ktory zdolano rozpoznac w sposob doglebny w efekcie
przedsiewziecia zrealizowanego przez sluzby wywiadu.
- Ale czy procz Oleksego ostrzegaliscie jeszcze jakies inne
osoby, ze Alganow jest szpiegiem?
KM: - Mowilismy o ostrzezeniu, ktore zostalo zrealizowane wobec b.
premiera Oleksego. I przy tym ostrzezeniu pozostanmy.
HJ: - Chcialem popisac sie znajomoscia teorii wywiadu. Przyjmijmy,
ze oficer wywiadu X w panstwie Y ma obslugiwac 5-10 zrodel. Zeby mogl
to robic bezpiecznie, musi miec co najmniej 150 kontaktow. Gdzie je sobie
wybiera? Jesli agent pracuje - geograficznie - w centrum kraju, to on
musi jezdzic na polnoc, poludnie, zachod i wschod. Po to, by zrobic
wokol siebie zamieszanie. Jadac z ktoregos z krancow do centrum
wykonuje takie zmylki wobec kontrwywiadu, by bez podejrzen dotrzec
do zrodla tu, na miejscu.
KM: - Potwierdzam: wiele kontaktow jest realizowanych tylko dla
przykrycia tego, co istotne. Obslugujac kwalifikowane, agenturalne
zrodlo w czasie przyjecia dyplomatycznego rozmawia sie ze stu
uczestnikami tego spotkania. By przykryc charakter kontaktu.
- Brytyjczycy mieli swoja "piatke z Cambrid ge", wedle tygodnika
"Wprost" 5 czlonkow scislego kierownictwa SDRP rozpatrywanych jest
jako potencjalne kwalifikowane zrodla informacji wywiadu rosyjskiego...
KM: - Panowie, bez zartow, nie widzicie roznicy miedzy WUML-em a
Cambridge? Mozna mowic, ze Polska ma swojego Philby'ego. Ale nie
powinnismy poslugiwac sie analogiami, bo moga zawiesc...
Rozmowe prowadzili: Witold Beres, Krzysztof Burnetko i Edward
Miszczak (RMF FM)
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 6/96(11.02) "Oczyszczenie"
Telewizyjne rozmowy o Katechizmie (4)
Z ks. JOZEFEM TISCHNEREM rozmawia Jacek Zakowski
JOZEF TISCHNER: - Mowilismy, Jacku, o "kopernikanskiej rewolucji",
ktora dokonala sie w Kosciele po ostatnim Soborze. Zwroc uwage na
jeszcze jeden element tej przemiany - obecnosc w nowym Katechizmie
tzw. teologii negatywnej, ktorej w Katechizmie trydenckim zasadniczo
nie bylo.
JACEK ZAKOWSKI: - Teologii negatywnej, czyli jakiej?
- Twierdzacej, ze o Bogu latwiej jest nam powiedziec, kim On nie
jest, niz kim jest. W nowym Katechizmie mozemy odnalezc takie wlasnie
zdanie sw. Tomasza: "Mowiac o Bogu nie mozemy okreslic, kim On jest,
ale wylacznie kim nie jest i jakie miejsce zajmuja inne byty w stosunku
do Niego". Warto zastosowac te slowa do postaci Abrahama, ktory
- - mimo spotkania na pustyni - wciaz mniej wiedzial, kim Bog jest,
a bardziej kim nie jest...
- Wiedzial, ze Bog nie jest czlowiekiem i nie podlega ludzkim
ograniczeniom...
- ...ale nie wiedzial, kim On jest. I dlatego Abraham bedzie
projektowal swoje ludzkie doswiadczenie na wizje Boga. Wolter powiada,
ze jesli Bog stworzyl czlowieka na obraz i podobienstwo swoje, to
czlowiek oddaje Mu to z nawiazka. Stad potrzeba teologii negatywnej,
ktora...
- ...oczyszcza Boga z nalecialosci, wytworzonych przez nasza
sklonnosc do uczlowieczania Go...
- ...przez nasza wyobraznie, wspomnienia. W Katechizmie czytamy, ze
trzeba bardzo uwazac na jezyk, jakim sie o Bogu mowi. Nalezy rozroznic
dwa aspekty jezyka: to, "ze sie mowi" i to, "co sie mowi". Fakt, "ze
sie mowi", jest bardzo wazny. Jest ogromnym wydarzeniem w Twoim zyciu,
ze ktos do Ciebie przemowil, wyszedl z milczenia, wyprowadzil Cie z
anonimowosci.
I siebie takze...
- I siebie. Postawil siebie przed Toba. Ujawnil sie.
- Skoro mowisz do mnie, znaczy to, ze jestes i mnie
dostrzegasz.
- Powiedzialbym: widze siebie przez Ciebie. Tego wlasnie doswiadczyl
Abraham. Zostal wybrany, wyszedl z anonimowosci, okazalo sie, ze jest
kims wiecej niz jednym z wielu ziaren piasku na pustyni.
- Jednoczesnie dowiedzial sie, ze Bog istnieje, bo skoro mowi,
musi byc.
- I wlasciwie od tego zaczyna sie rewolucja w ludzkim zyciu. Czlowiek
staje sie dla Boga centrum, bo Bog przemowil do Abrahama. Bog staje
sie centrum dla czlowieka, bo czlowiek stara sie zrozumiec, co Stworca
ma mu do powiedzenia. Tu widac roznice miedzy tym, "ze sie mowi" a
tym, "co sie mowi".
- Bo to ze mowi, jest pewne, a to co mowi, staramy sie zrozumiec.
Mowisz do mnie i ja albo rozumiem, albo nie.
- Kazdy z nas mowi w swoim jezyku, przeklada cudze slowo na jezyk
wlasnej wyobrazni. Takze Abraham probowal przelozyc wezwanie Boga
na jezyk wlasnej wyobrazni. Bog dal mu jakas obietnice, wzbudzil
w nim nadzieje. Niedlugo potem Abraham uslyszal...
"Daj syna!" To przynajmniej uslyszal Abraham, bo nie wiemy,
co powiedzial Pan Bog.
- Rzeczywiscie, wiemy tylko, co uslyszal Abraham. Jest to warte
zastanowienia - dlaczego taka mysl w ogole w czlowieku powstala? Bo
jak sie potem okazalo, byla to tylko pokusa samego Abrahama. Trzeba
sie przyjrzec tej pokusie. Rzeklbym: jest to pierwsza pokusa
religijna, ktora odczuwa czlowiek, spotykajacy Boga na pustyni.
Pokusa "oddania syna".
- Zlozenia ofary.
- Ale jakiej ofiary?! Nie z owcy, ani z barana czy wolu. Ofiary
z syna! Jedynego dlugo oczekiwanego, upragnionego. Jaki sens ma pokusa
zlozenia Bogu w ofierze syna? Ano taki, ze kiedy spotykasz wartosc
najwyzsza, chcesz poswiecic dla niej to, co jest Ci najblizsze. "Wtedy
zobacze, ze naprawde mnie kochasz". To jest nieslychanie ludzkie: zeby
pokazac, jak bardzo kocham, gotow jestem oddac cos bardzo waznego.
Wydaje sie, ze jest to pokusa wszelkiego totalitaryzmu. Na czym polega
totalitaryzm?
- Na tym, ze jednej wartosci podporzadkowujesz wszystkie pozostale.
- Prawda?! Wtedy musisz donosic na najblizszych. Nie dlatego, ze Ci
kaza, ale dlatego, ze Cie taka ofiara pociaga. Syn bedzie donosil
na ojca, brat na brata. Uwazam, ze pokusa totalitarna jest w gruncie
rzeczy pokusa religijna, przezywana w swiecie, w ktorym nie ma dobrego
Boga. Pokusa tragiczna: "daj syna" - czyli zabij - wtedy udowodnisz,
ze kochasz mnie ponad wszystko! Kierkegaard mowi, ze w imie religii
zawieszasz moralnosc. Z punktu widzenia moralnosci Abraham bylby zabojca.
- Alez Ty podwazasz sens religii!
- Pewnej religii! Z punktu widzenia tej religii Abraham jest
bohaterem, ale z punktu widzenia moralnosci ojciec bylby zabojca.
- Najwyzsze dobro uzasadnia najwieksze zlo! I w nowym Katechizmie
jest odpowiedz, jak sobie z takim dramatem radzic?
- Jest nia - najogolniej mowiac - teologia negatywna. Wiesz,
ze Bog do Ciebie mowi, wiec nie jestes zagubiony, wiesz, ze nie
jestes pierwszym lepszym pierzem na wietrze. Ale to, "co mowi",
przechodzi przez filtr wszystkich Twoich uczuc, emocji, doswiadczen,
ograniczen, skojarzen, reminiscencji - Twojej percepcji.
- Czy to znaczy, ze pojawieniu sie "capax Dei" musi towarzyszyc
swiadomosc subiektywizmu wiary? Jezeli nawet slyszysz glos Boga, ktory
mowi do Ciebie: "daj syna", "zabij sasiada", to wiesz od sw. Tomasza,
ze nie mozesz byc pewien, co naprawde Bog do Ciebie powiedzial; w gruncie
rzeczy pewne jest tylko, ze Ty tak uslyszales, ze tak Go zrozumiales.
- Kiedy masz takie religijne przezycie, to juz nie czytasz sw.
Tomasza. Bierzesz lom i walisz. Tu powraca problem, o ktorym mowilismy
- - "ja wierze", znaczy: "my wierzymy". Innymi slowy: widac potrzebe
kontroli Twojego indywidualnego religijnego doswiadczenia przez
teologie negatywna, a posrednio przez braci, ktorzy takze wierza.
Na tym polega obecnosc Kosciola. Kiedy slyszysz glos Boga, nikt
z zewnatrz juz Cie nie powstrzyma. Ale moze Cie powstrzymac ten,
ktory wierzy razem z Toba.
- Slyszacym glosy radzisz, by poszli i zapytali "Bracia, czy to
mozliwe, zeby Bog tak do mnie powiedzial?"
- Zawsze mozesz porownac swoja wiare z wiara innych ludzi. I wtedy
spotykasz Chrystusa, ktory powiada: "Wloz miecz do pochwy". To znaczy:
"kiedy chcesz dac swiadectwo, sam idz na oltarz ofiarny, a nie posylaj
syna albo sasiada, ktory inaczej wierzy".
- Ale jest w cytowanym zdaniu sw. Tomasza cos jeszcze, co wydaje
mi sie wazne, moze nawet kluczowe: podwazenie absolutnosci takze i tej
prawdy, ktora jest zawarta w Katechizmie. Skoro nie mozemy byc do
konca pewni, co Bog do nas mowi, nowy Katechizm stwierdza: "myslimy,
ze tak jest dobrze", "sadzimy, ze taka jest prawda ". W przeciwienstwie
do Katechizmu trydenckiego, ktory mowil: " tak jest dobrze", "taka jest
prawda".
- W kazdym razie nowy Katechizm wprowadza element zdrowego watpienia
na temat tego, "co trzeba sadzic". Sw. Jan od Krzyza powiada, ze zycie
religijne jest jak wedrowanie w gore i problem polega na tym, zeby sie
nie zatrzymac na stopniach tej wedrowki. Wedrujesz, bo masz doswiadczenie
Absolutu. Bog mowi: "gdzie jestes, chodz". Ale za kazdym razem, gdy zrobisz
krok do gory, zmienia sie wokol Ciebie krajobraz. Absolutne jest to, ze Bog
do nas mowi i to, ze On jest dobry, ze kaze nam wchodzic coraz wyzej i wyzej.
A to, co akurat widzisz, co potrafisz zobaczyc i jak to zobaczysz, zalezy
od tego, na jaki poziom wszedles.
Wiec sens dramatu, ktory przezyl Abraham, jest w gruncie rzeczy
prosty: Bog Abrahama nie jest Bogiem zazdrosnym o to, co jest Ci
najblizsze. Przeciwnie - to jest Bog, dzieki ktoremu masz to, co Ci
najblizsze; Bog, ktory Cie z tym wiaze. Oto jest perspektywa teologii
negatywnej, ktora burzy pewnosc, ale buduje myslenie. Odbiera
zludzenie prawdy, ale przez to Cie do prawdy przybliza.
"I rzekl Bog..."
Rozmaicie mozna czytac opowiesc o tym, co przydarzylo sie Abrahamowi
na gorze Moria. Naszym przewodnikiem moze tu byc Kierkegaard, autor
"Bojazni i drzenia" moga nimi tez byc "ludzie Biblii": teologowie
zydowscy i chrzescijanscy. Dla nich ofiarowanie Izaaka jest przede
wszystkim proba wiary. Straszliwa i nieludzka, a jednoczesnie taka,
z ktorej zwyciesko wychodzi zarowno Abraham, jak i Pan Bog. Okazalo
sie bowiem ze Abraham jest gotow oddac Bogu w s z y s t k o, takze
jedynego syna, nosiciela Bozej Obietnicy, i - jak sugeruja niektorzy
- - wbrew wszelkiej nadziei wierzy, ze "Bog upatrzy sobie baranka na ofare
calopalenia". Okazalo sie rowniez, ze Pan jest Bogiem dobrym ktory
"nie zada ofiary krwawej" (czesto wowczas skladanej rozmaitym bozkom),
lecz milosierdzia.
"Pokusa oddania syna" jest rzeczywiscie obecna w ustrojach
totalitarnych, ale - dodajmy - jest tam ofiara zlozona wartosci
n i z s z ej, ktora tylko udaje wartosc wysoka. Wowczas "najwazniejszym
pytaniem - pisze Martin Buber -jest to, czy rzeczywiscie przemawia
Absolut, czy tez ten kto Go malpuje".
"I rzek! Bog do Abrahama..." Bog Abrahama, Izaaka i Jezusa nie jest
"Wielka Totalnoscia" ani starcem zazdrosnym o swoje dzieci, choc
- - jesli spojrzec nan z zewnatrz i bez milosci! - mozna by tak sadzic.
On jest po prostu Kims Innym, do kogo zupelnie nie przystaja ludzkie
pojecia - wlasnie o tym mowi teologia negatywna.
Byc moze Abraham zle zrozumial glos Boga. Jednakze - jak pisal 20 lat
temu na tych lamach Tadeusz Zychiewicz - "jest wielka i pelna grozy
prawda w starym tekscie Modlitwy Panskiej: "...i nie wodz nas
na pokuszenie". Sa ludzie, ktorzy twierdza, ze Bog kusic nie moze
gdyz byloby to bardzo dziwne i moze nawet nieladne czy niesmaczne.
Ale wbrew wszystkim madralom Bog Pisma kusil czlowieka nie raz. Moze
go kusic nawet tak niewiarygodnie i strasznie jak Abrahama: kazac mu
zabic wiare, nadzieje i milosc..."
Abraham jest ojcem wierzacych - uczy za sw. Pawlem nowy Katechizm.
Kiedy zgodzil sie dac syna .."pomyslal, iz Bog mocen wskrzesic takze
umarlych" (Hbr 11,19). W ten sposob upodobnil sie do Ojca, ktory nie
oszczedzi wlasnego Syna, lecz wyda Go za nas wszystkich".
JPo
=====================================================================
POLITYKA 5/96(03.02) "Chcieliby i boja sie"
MAREK RACZKOWSKl
Lustracja w Polsce ma juz swoja krotka historie, choc lustracji,
pomijajac nieudana probe w 1992 r., tak naprawde nie bylo. Prawie
wszystkie sily polityczne jej chca, ale nie maja sily, aby ja
skutecznie przeprowadzic. Przynajmniej dotychczas.
Podejscie pierwsze. Od 1989 r. owczesny Obywatelski Klub Parlamentarny
zglaszal postulaty krytycznego przejrzenia akt UB i SB. Wreszcie,
w 1991 r., zdominowany przez Solidarnosc Senat uchwalil wniosek
o sprawdzenie osob na wysokich stanowiskach parlamentarnych
i panstwowych. Postulat ten nie przebil sie przez parlamentarna
procedure. Ten pierwszy nurt lustracyjny osiagnal swoje apogeum
w czerwcu 1992 r., kiedy to Antoni Macierewicz, owczesny minister
spraw wewnetrznych, zlustrowal w pierwszym etapie poslow, senatorow
i wysokich urzednikow panstwowych. Do przejrzenia akt wojewodow,
radnych, sedziow, adwokatow i innych nie doszlo na skutek skandalu
politycznego.
Podejscie drugie. W Sejmie drugiej kadencji duza przewage zdobyly SLD
i PSL. Oba te ugrupowania zglosily wlasne propozycje, czym staraly sie
odebrac nieco ideologicznej i historycznej legendy dotychczasowym
lustratorom. Sejm zajal sie ta sprawa zbiorowo, 7 lipca 1994 r.
Rozpatrywano kilka poselskich projektow, ktore prezentujemy obok
(wszystkie zostaly wowczas odrzucone).
KPN:
KPN proponowal ujawnienie "swiadomych i rzeczywistych funkcjonariuszy,
pracownikow i tajnych wspolpracownikow organow dzialajacych na szkode
niepodleglej Rzeczypospolitej Polskiej lub jej obywateli". Dowodami
na zdrade panstwa, ktorego - dodajmy - formalnie nie bylo, mialy byc
"wlasnorecznie podpisane dokumenty, donosy, potwierdzenia przyjecia
wynagrodzenia, umowy swiadczace o dzialalnosci majacej charakter
pomocy Sluzbie Bezpieczenstwa". Ta lustracja mialaby obejmowac
nie tylko osoby na stanowiskach panstwowych, samorzadowych
i parlamentarnych, ale rowniez te "wykonujace zawod publicznego
zaufania". KPN przedstawial swoj projekt jako "prawdziwa lustracje",
w przeciwienstwie do "polowicznych" koncepcji innych ugrupowan.
PSL:
PSL (pod wnioskiem podpisali sie takze czlonkowie innych klubow
parlamentarnych) zglosil "poselski projekt ustawy o udostepnieniu
niektorych dokumentow stanowiacych tajemnice panstwowa", majacy
charakter niejako defensywny; skupial sie bowiem glownie na stworzeniu
waskiej sciezki do archiwow SB ludziom oskarzonym w wyniku lustracji
Macierewicza. Mialo to sluzyc skutecznemu oczyszczeniu sie z takich
zarzutow (do tej pory pomowieni musieli zadowolic sie formalnymi
przeprosinami nowego ministra spraw wewnetrznych).
UW:
"Poselski projekt ustawy o zmianie ustawy Kodeks postepowania
karnego" Unii Wolnosci mial sprzyjac ujawnieniu tych akt MSW, ktore
pomoglyby rozwiklac dawne przestepstwa komunistycznych sluzb specjalnych.
Unia postulowala, aby zwolnienie z obowiazku dochowania tajemnicy panstwowej
stosowano szerzej niz dotychczas, jak rowniez by minister spraw wewnetrznych
uzasadnial pisemnie odmowe ujawnienia odpowiednich akt. Z drugiej strony
Unia zlozyla "poselski projekt ustawy o ujawnieniu wspolpracy osob pelniacych
niektore funkcje publiczne z organami bezpieczenstwa w latach 1944-1989".
Zakladala ona publiczne oswiadczenia osob kandydujacych na wysokie stanowiska
panstwowe w sprawie ewentualnych kontaktow z UB i SB. Te oswiadczenia
bylyby weryfikowane. Zapewniono rowniez mozliwosc odwolania sie
od niekorzystnej opinii, co laczyloby sie naturalnie z prawem do
wgladu w akta przez zainteresowanego.
SLD:
Projekt SLD mial charakter "wyjasniajacy" i z zalozenia dotyczyl osob
z tzw. R-ki, czyli najwyzszych stanowisk panstwowych. Zasieg takiej
lustracji (choc takiego slowa w projekcie nie bylo), jak zakladano,
nie przekroczylby 2 tys. osob. Miala ona wykluczyc osoby zwiazane
z organizacjami przestepczymi i terrorystycznymi, a takze ludzi, ktorzy
"uczestniczyli w dzialaniach mogacych w jakikolwiek sposob ograniczyc
swobode ocen i podejmowania decyzji na zajmowanym stanowisku".
Wyjasniano by tez, czy kandydaci do wysokich funkcji nie byli
wczesniej przypadkiem nieudolnymi dyrektorami przedsiebiorstw czy
tez udzialowcami w upadlych spolkach. Badano by takze, czy kandydat
wykazuje "nieskazitelna postawe moralno-patriotyczna".
UP:
Propozycja Unii Pracy zakladala powolanie specjalnego Urzedu
do spraw Archiwum Sluzb Specjalnych, ktory przejalby od ministra
spraw wewnetrznych i szefa UOP akta. Nadzor nad pracami Urzedu mialaby
sprawowac Rada Nadzorcza. Jej kadencja trwalaby cztery lata i tylko
do niej mozna sie byloby odwolac. Projekt Unii Pracy precyzuje tak
samo pojecie "agenta". Jest to: "tajny wspolpracownik, informator,
kontakt operacyjny w Departamencie I MSW, kontakt sluzbowy, kontakt
poufny, punkt korespondencyjny, z wylaczeniem osob wspolpracujacych
ze sluzbami kryminalnymi, finansowymi, zwalczania przestepstw
gospodarczych".
Najnowszy lustracyjny pomysl prezydenta Kwasniewskiego moze byc dosc
bliski projektowi UP - wybor Aleksandra Malachowskiego, wlasnie z Unii
Pracy, na ewentualnego szefa akcji lustracyjnej moze miec w tym
kontekscie jakies znaczenie. (Ur.1924, prawnik i socjolog, zolnierz
AK, wiezien NKWD, dzialacz Solidarnosci, internowany, dzialacz Unii
Pracy, wicemarszalek Sejmu).
Podejscie trzecie. Zreszta wlasnie w obawie, aby prezydent "nie
przechwycil pomyslu", 19 stycznia Unia Pracy ponownie zlozyla swoj
projekt ustawy do Laski Marszalkowskiej. 22 stycznia ponowila swoj
wniosek lustracyjny Unia Wolnosci. Tak wiec w trzecim podejsciu
uczestniczy Kwasniewski i w jakims stopniu cale SLD, UP oraz UW.
Koncepcja prezydencka nie jest jeszcze do konca jasna. Pojawila sie
nazwa: Komisja Zaufania Publicznego, w ktorej zasiadaliby "sedziowe
Trybunalu Konstytucyjnego, NSA, Sadu Najwyzszego". Ale mamy do
czynienia takze z innymi watkami: po pierwsze otworzono by, obok akt
UB i SB, rowniez zasoby UOP, gdyby zaszla taka potrzeba, gromadzone
po 1989 r., co byloby w historii naszej lustracji momentem przelomowym.
Niektorzy urzednicy prezydenccy sugerowali, iz niewykluczone byloby
odtajnienie obecnych agentow.
Wydaje sie, ze radykalizm pomyslodawcow z czasem maleje, coraz
czesciej bowiem slychac, ze cala koncepcja, oprocz oczyszczania ludzi
nieslusznie oskarzanych przez sluzby specjalne, ma miec w dluzszej
perspektywie charakter "procedur wyjasniajacych", podnoszonych
w projekcie SLD z 1994 r. Tak wiec mozemy sie z duzym prawdopodobienstwem
spodziewac prezydenckiego projektu lustracji, ktory w ostatecznej wersji
bedzie hybryda dawnej koncepcji SLD i ponowionej propozycji UP z rozszerzeniem
o akta gromadzone po 1989 r. Ta ostatnia sprawa bedzie zapewne budzic
nie mniejsze emocje niz dawne lustracyjne boje.
Mariusz Janicki
=====================================================================
POLITYKA 5/96(03.02) "Teczki czy archiwa?"
Jako ze zbieram materialy do ksiazki o aparacie bezpieczenstwa
z lat 1944-1956, przez wielu zostalem uznany za "eksperta od agentow".
Rzeczywiscie: czytam opracowania na temat systemu represji w panstwach
totalitarnych (ze szczegolnym uwzglednieniem radzieckiej odmiany),
o wywiadzie i kontrwywiadzie; mam za soba sporo poszukiwan w archiwach
po "bezpiece" i PPR/PZPR; interesuje sie wypowiedziami nt. lustracji
i dekomunizacji. A wiec zyskalem juz jakas wiedze o ogolnych mechanizmach
aparatu bezpieczenstwa, a w tym zarowno o zasadach "pracy z agentura",
jak i paru szczegolowych przypadkach jej dzialania. I tylko tyle. Ulamkowa
wiedza na temat dokumentow aparatu bezpieczenstwa daloby sie zsyntetyzowac
w ponizszy sposob.
ANDRZEJ PACZKOWSKl
1. Materialy wlasne, tj. wytworzone przez ow aparat. Mozna podzielic
je m.in. na nastepujace kategorie:
a) Dokumenty operacyjne. W tej wlasnie kategorii znajduja sie owe
slynne "teczki": jedne zawieraja slady (raporty, notatki etc.)
z dzialalnosci tajnych wspolpracownikow, inne materialy ich dotyczace
(o werbunku etc.). Naleza do niej takze materialy ewidencyjne, czyli
sformalizowane dane dotyczace tw. Inna grupa sa materialy obiektowe,
czyli dokumenty gromadzone "na" - pojedyncze osoby, grupy osob,
organizacje, instytucje (np. ambasade), przedsiebiorstwa (kiedys
nawet gminy mialy swoje "teczki obiektowe"). W "teczkach obiektowych"
("teczka" moze miec w rzeczywistosci kilka, kilkanascie czy kilkadziesiat
tomow) gromadzono materialy, niezalezenie od sposobu ich pozyskania:
raporty tw, notatki oficerow prowadzacych, zapisy podsluchu, kopie
korespondencji uzyskane w wyniku perlustracji listow itp. "Obiekty"
takze byly ewidencjonowane w osobnych kartotekach. Swego czasu, w kazdym
razie na pewno w latach 40.-60., istniala tez ewidencja "elementow
podejrzanych". W szczytowych latach stalinizmu bylo w niej zarejestrowanych
grubo ponad 5 mln osob.
Wszystkie dokumenty operacyjne oblozone sa do dzis najwyzszymi
klauzulami tajnosci. Wiele zbiorow takich dokumentow zostalo
zniszczonych w roznych okolicznosciach i z roznych powodow. M.in.
juz w 1954 r. zaczeto - w sposob kontrolowany - niszczyc materialy
zgromadzone przez X Departament MBP. O niszczeniu "teczek" w latach
1989-1990 bylo glosno w prasie (takze na paru salach sadowych).
Te wlasnie zasoby i dostep do nich - a szczegolnie teczek "roboczych"
tw i teczek "obiektowych" - sa przedmiotem szezegolnego zainteresowania
opinii (w RFN zajmuje sie tzw. Urzad Gaucka). Wszystkie znajduja sie
w archiwum UOP oraz archiwach terytorialnych agend UOP.
b) Materialy znane jako akta "kontrolno-sledcze", czyli zbiory
gromadzone w zwiazku z rozpoczeciem sledztwa. Obok wybranych
dokumentow (w formie odpisow lub kopii) z teczek operacyjnych sensu
stricto - a w zasadzie "obiektowych" - zawieraja one glownie protokoly
przesluchan (takze swiadkow), tzw. zeznania wlasne, raporty agentow
"celnych", dokumenty wewnetrzne dotyczace biegu sledztwa etc. Byly one
podstawa do sporzadzania aktu oskarzenia (w "czasach MBP" projekty
sporzadzane byly w Resorcie, a prokurator tylko je formalnie podpisywal).
Zdarza sie, iz akta takie byly uzupelniane po zakonczeniu sledztwa, procesu,
nawet odbyciu kary (np. w niektorych teczkach sledczych dzialaczy PSL
aresztowanych w latach 1947-1948 znajduja sie dokumenty operacyjne
z lat 60.). Materialy te znajduja sie w zasobach UOP.
c) Materialy dotyczace funkcjonowania samego aparatu bezpieczenstwa.
Najrozniejszego rodzaju protokoly narad i odpraw (ogolnokrajowych,
wojewodzkich, w "pionach" etc.), rozkazy, zarzadzenia i okolniki
(wydawane przez szefow roznych szezebli od ministra zaczynajac),
biuletyny osytuacji politycznej lub stanie bezpieczenstwa,
korespondencja miedzy "pionami", sprawozdania (do ministra,
do dyrektorow departamentow etc.), budzety i preliminarze, akta
personalne, materialy szkoleniowe, sprawy socjalne, gospodarcze...
Dziesiatki tysiecy akt. Sa to zarowno dokumenty dotyczace dzialalnosci
merytorycznej, jak i funkcjonowania resortu po prostu jako wielkiej
w sensie ilosciowym instytucji (w 1953 r. ponad 33 tys. zatrudnionych
w samym MBP, tj. nie liczac M0, KW, WOP, Strazy Przemyslowej, Strazy
Wieziennej etc.).
Materialy te znajduja sie zarowno w archiwum UOP, jak i w Centralnym
Archiwum MSW. W CA MSW znajduje sie m.in. zespol gabinetu ministra
(dokumenty od 1944 r.), ktory byl glownym przedmiotem mojej kwerendy.
Na ile sie orientuje, wlasnie ten zespol - jak i zespol akt normatywnych
(w archiwum UOP) - sa najlatwiej udostepniane historykom. Natomiast
nie udostepniano do tej pory dokumentow ze szczebla departamentow
ani materialow personalnych (takze ogolnych). Materialy ze szczebla
"ponizej" ministra znajduja sie w zasobach UOP. Niemal wszystkie dokumenty
maja "gryf" tajne lub scisle tajne, totez udostepnienie poprzedzane
jest procedura odtajniania.
d) Materialy wlasne znajdujace sie "na zewnatrz" resortu. Warto
pamietac, iz aparat bezpieczenstwa nie byl instytucja dzialajaca dla
siebie. W 1950 r. Bierut stwierdzil, iz "nie mozemy wypuszczac z rak
takiego oreza, jakim jest nasze bezpieczenstwo publiczne". Zasady tej
przestrzegano zarowno wczesniej, jak i pozniej. Stad tez niektore
dokumenty wytworzone przez aparat znajduja sie wsrod dokumentow wladz
PPR/PZPR. Pojedyncze raporty informatorow wystepuja tu na rowni z
ocenami sytuacji w kraju czy rocznymi sprawozdaniami resortu
przedkladanymi - oczywiscie - Biuru Politycznemu KC PZPR. Nie wiem,
jak to wygladalo na szczeblu wojewodztw (powiatow), ale byc moze w
dokumentach po odpowiednich komitetach partyjnych takze znajduja sie
dokumenty wytworzone przez (lokalny) aparat bezpieczenstwa. Jezeli
chodzi o Centrale, "papierow ubeckich" jest duzo, ale sa one
rozproszone. Dokumenty b. PZPR przechowywane sa w sieci archiwow
panstwowych (KC PZPR w Archiwum Akt Nowych) i udostepniane zgodnie z
ogolnymi przepisami.
Powtarzane sa czesto przypuszczeniaosobiscie nie mialem mozliwosci
sprawdzenia ich - iz przynajmniej niektore dokumenty aparatu
bezpieczenstwa (w tym takze wywiadu) znajduja sie w zbiornicach akt
obcych sluzb specjalnych. Te, ktore owe sluzby zdobyly za pomoca
wlasnych technik operacyjnych, np. od zwerbowanych funkcjonariuszy
Resortu lub takich, ktorzy - jak to sie kiedys mowilo - wybrali
wolnosc (casus Swiatlo). Oraz te, ktore zostaly przekazane oficjalnymi
- - choc tajnymi - kanalami przez polski aparat sluzbom specjalnym b.
ZSRR. W koncu jezeli nie przez caly okres 1944-1989, to z pewnoscia
przez jego wieksza czesc polski aparat byl po prostu fragmentem
aparatu Imperium.
Pewna ilosc dokumentow "ubeckich" znajduje sie w rekach prywatnych.
W roznych okresach funkcjonariusze Resortu wynosili akta "do domu",
i to zarowno te, z ktorymi osobiscie pracowali, jak i zabierane, "bo
moga sie przydac", aby usunac dowody etc. W ten sposob wycieklo poza
archiwa zapewne sporo dokumentow, czesto kopii, ale takze oryginalow
lub jedyne egzemplarze (nawet akt operacyjnych). Istnieje rodzaj
"czarnego rynku" na tego typu dokumenty.
2. Materialy dotyczace aparatu bezpieczenstwa. Tzn. takie dokumenty,
ktore dotycza aparatu, ale powstaly poza resortem. Z polskich
najwazniejsze znajduja sie, oczywiscie, w aktach KC PPR/PZPR: np.
fragmenty protokolow posiedzen Biura Politycznego czy Sekretariatu;
podczas ktorych poruszano sprawy Resortu (organizacyjne, personalne
etc.). Ale materialy o Resorcie znajduje np. w zespolach akt Prezydium
Rady Ministrow, NIK czy PKPG - sa tam m.in. bilanse, preliminarze,
sprawozdania z kontroli finansowych. Dokumenty te znajduja sie w sieci
archiwow panstwowych.
Istnieja tez materialy obce dotyczace spraw i ludzi polskiego
aparatu. Naleza do nich - scisle tajne (lub specjalnego znaczenia)
- - dokumenty w zasobach "imperialnej centrali". Np. raporty doradcow
w MBP, a od 1957 r. misji KGB akredytowanej przy MSW. Niewielka
(znikoma) ich czesc, znajdujaca sie w zasobach archiwalnych b. KPZR,
trafia w rece historykow (jak np. przytaczany obok dokument dotyczacy
Mieczyslawa Moczara).
Jezeli chodzi o problem "lustracji" obojetnie jakiego typu (zwiazana
z zajmowaniem stanowiska, "ogolnonarodowa" etc.) - podstawowa masa
dokumentow nalezy do pierwszej z wymienionych kategorii. W pozostalych
sprawy sieci agenturalnej pojawiaja sie albo w postaci pojedynczych
dokumentow (raportow, notatek oficerow prowadzacych). Poniewaz jednak
zrodla agenturalne byly z zasady utajnione (poslugiwano sie pseudonimami
lub kryptonimami) dla "lowcow agentow" sa one malo przydatne,
choc mozna probowac - na podstawie tresci raportu lub oceny wartosci
zrodla - kusic sie o rozszyfrowanie tw.
Mozna wiec strawic w archiwach po "bezpiece" mnostwo czasu
intensywnie pracujac i nie widziec ani jednej "teczki". Taki jest
wlasnie moj przypadek, gdyz bardziej niz poszczegolni agenci interesuje
mnie mechanizm terroru i kontroli nad spoleczenstwem. Sadze, ze
podobna jest opinia innych historykow. Totez zdazamy wprawdzie "na
Rakowiecka", ale nie do "teczek", tylko do archiwum.
Profesor ANDRZEJ PACZKOWSKI jest wicedyrektorem INSTYTUTU STUDIOW
POLITYCZNYCH PAN
- ---------------------------------------------------------------------
W 1989 roku Szwajcarzy odkryli ze zdumieniem, ze co piaty mieszkaniec
ich kraju, uwazanego za oaze wolnosci, ma swoja kartoteke na policji.
Kartoteki te nie mialy wyraznie legalnego charakteru, gdyz chodzilo
o obywateli nie karanych, a tylko podejrzanych o niekonformistyczne
zachowania. Policja przechowywala nie tylko rozmaite spostrzezenia
i donosy, lecz takze np. kopie telegramow wysylanych do krajow Europy
Srodkowej. Skrupulatnie odnotowywane byly wszelkie podroze i kontakty
z cudzoziemcami z naszego regionu, a pewien usluzny pracownik
Biblioteki Narodowej przekazywal policji kopie zamowien na ksiazki.
Po ujawnieniu i zbadaniu skandalu postanowiono jak najszerzej ujawnic
akta zainteresowanym. Kazdy obywatel mogl zwrocic sie do ministerstwa
policji, by przyslano mu do domu kopie materialow, ktore na niego
zebrano. Policja miala prawo wykreslac tuszem nazwiska informatorow
badz zatrzymac szczegolnie wazne materialy.
Prezydent kraju przeprosil obywateli za to, co sie stalo. Komisja
parlamentarna opublikowala 240-stronicowy raport, w ktorym stwierdzila,
ze kartoteki w pewnych okolicznosciach "mogly miec powazne konsekwencje
dla osob, ktorych dotyczyly". Rzad przyjal wszystkie zalecenia komisji,
ustalil granice dzialania policji politycznej i obiecal zwiekszyc kontrole
nad jej poczynaniami, tak rzadowa, jak i parlamentarna.
M.OST.
=====================================================================
POLITYKA 5/96(03.02) "Polityka czy etyka?"
BP TADEUSZ PIERONEK
Praca Kosciola w roku biezacym skupia sie na dwoch bliskich sobie
tematach: na pokucie i pojednaniu, stanowiacych fragment wieloletniego
planu duszpasterskiego, przyjetego jeszcze przed 1989 r. Obecna sytuacja
w Polsce, po wyborach prezydenckich i w zwiazku z napieciami na szczytach
wladzy sprawila ze bardzo aktualne staja sie pytania o wymiar etyczny
tego co sie dzieje wokol nas, zas przyjety przed laty kierunek zainteresowan
Kosciola okazuje sie wyjatkowo dostosowany do sytuacji.
Biskupi polscy na spotkaniu w Zakopanem w dniach 16 i 17 stycznia br.
probowali wstepnie ustosunkowac sie do ostatnich wydarzen w kraju na
ile wchodza one w krag zainteresowan Kosciola, czy sa one przejawem
doraznych rozgrywek politycznych, czy tez moze stanowia symptom
glebszych zmian dokonujacych sie w spoleezenstwie, a wiec takze
we wspolnocie wiernych Kosciola? Jak Kosciol powinien sie zachowac
w obliczu tych wydarzen, co moze zaproponowac swoim wiernym?
Widac bardzo wyraznie, ze spoleczenstwo polskie nekane jest roznymi
podzialami. Dotycza one nie tylko sceny politycznej, ale siegaja
gleboko w czlowieka a nawet powoduja spory wewnatrz samego Kosciola.
Wlasnie i podzialy z nich wynikajace sa wprawdzie sprawa ludzka i
nigdy nie bedziemy od nich wolni, ale jezeli nie pozwalaja na normalne
funkcjonowanie organizmu spolecznego, konieczne staje sie szukanie
srodkow zaradczych i podjecie wysilkow zmierzajacych do przywrocenia
zgody.
Z religijnego punktu widzenia przyczyna nieporozumien tkwi w nas
samych. To kazdy z nas powinien miec sobie cos do wyrzucenia, jezeli
spoleczenstwo, w ktorym zyjemy, nie jest w stanie zachowac sie
spokojnie, nie potrafi lagodzic zadraznien tymi srodkami, ktore
wystarczaja innym, by do nich nie dopuscic, lub w miare szybko je
likwidowac. Rachunek sumienia wskaze nam pokute jako droge wiodaca
do pojednania, najpierw z Bogiem samym, a potem konsekwentnie, takze
z otaczajacymi nas ludzmi. Nie mozna jednak pojednac sie ani z Bogiem
ani z czlowiekiem, jezeli nie przyjmie sie na siebie odpowiedzialnosci
za dokonane zlo i nie podejmie koniecznego zadoscuczynienia.
Przenoszac te prawde o czlowieku, ktora ma wymiar etyczny na
dzisiejsza sytuacje w polskim spoleczenstwie, biskupi podjeli raz
jeszcze refleksje nad potrzeba oczyszczenia Polakow z win zaciagnietych
w przeszlosci, z win nie rozliczonych, bezustannie zatruwajacych atmosfere
zycia publicznego. Nie jest rzecza biskupow wskazywac konkretne sposoby
oczyszczenia tej atmosfery, ale trzeba, by spoleczenstwo zdalo sobie sprawe
z tego, ze bez jego dokonania trudno mu bedzie stanac w obliczu prawdy, bez
ktorej nie mozna ksztaltowac ani zycia indywidualnego, ani spolecznego.
Czlowiek nie moze budowac niczego trwalego na klamstwie lub niesprawiedliwosci,
bo tworzylby w ten sposob struktury ze swego zalozenia rodzace zlo.
W tym swietle zastanawiano sie takze nad mozliwoscia naprawienia
szkod wyrzadzonych spoleczenstwu przez dziesiatki lat rzadow ktore
praktycznie nie uznawaly prawa do wlasnosci. Wielu Polakow w czasach
komunistycznych stracilo caly dorobek wlasnego zycia, a czesto swoich
rodzicow i calych pokolen. Czekajace nas w najblizszych dniach
referendum dotyczace uwlaszczenia jest szansa na przynajmniej
czesciowe naprawienie krzywd i przywrocenie zasady sprawiedliwosci
w stosunku do tych, ktorzy zostali pozbawieni owocow pracy wlasnych rak
w czasie, w ktorym panstwo bylo jedynym rezerwuarem dobr materialnych
i rozdzielalo je swoim obywatelom w miare wykazywanego mu posluszenstwa.
Kosciol, zdaniem biskupow, powinien uswiadomic spoleczenstwu wage tego aktu,
dzieki ktoremu moze sie ono stac na nowo i po sprawiedliwosci wlascicielem
tego, co od poczatku powinno do niego nalezec. Oprocz uwlaszczenia pozostaje
do zalatwienia sprawa reprywatyzacji, ktora nalezy podjac w taki sposob,
by zadoscuczynienie wyrzadzonej krzywdzie bylo satysfakcjonujace, a wiec
znow zgodne ze sprawiedliwoscia. Nie mozna dokonywac tego w sposob
symboliczny chociazby dlatego, ze czesc majatku panstwowego, w zwiazku
z przechodzeniem polskiej gospodarki na wolny rynek, stala sie
wlasnoscia waskiej grupy osob z kregu owczesnych wladz, przy czym
innym Polakom nie dano podobnej szansy. To tylko niektore ze spraw
stanowiacych przedmiot dyskusji w Zakopanem. Biskupom stawia sie czesto
zarzut, ze zajmuja sie polityka. Czyzby i te rozwazane w Zakopanem
sprawy nalezaly do takiej kategorii?
Warszawa, dnia 28 stycznia 1996 r. Bp Tadeusz Pieronek jest
sekretarzem generalnym Episkopatu Polski
=====================================================================
POLITYKA 5/96(03.02) "Oskarzona partia"
V Konwencja SdRP: jeden za wszystkich - wszyscy za jednego
Powody, ktore doprowadzily do dymisji premiera Jozefa Oleksego,
nie okazaly sie dostatecznie silne, by odwiesc go od kandydowania
na szefa Socjaldemokracji RP. Kiedy tylko zdecydowal sie na to, bylo
jasne, ze zostanie nastepca Aleksandra Kwasniewskiego. Otrzymal ponad
90 proc. glosow delegatow na coroczna konwencje swojej partii.
Zastosowanie znalazla - jak widac - stara muszkieterska zasada:
jeden za wszystkich - wszyscy za jednego.
MARIUSZ JANICKI
Wszystko rozstrzygnelo sie bardzo szybko. Jeszcze kilkanascie dni
temu premier twierdzil, ze jezeli do dnia konwencji jego sytuacja
prawna sie nie wyjasni, raczej nie zgodzi sie kandydowac. Od tego
czasu warszawska prokuratura wojskowa wszczela sledztwo w sprawie
domniemanej wspolpracy premiera z obcym wywiadem, a przewodniczaca
sejmowej komisji badajacej dzialalnosc sluzb specjalnych Lucyna
Pietrzyk oswiadczyla, ze wiekszosc czlonkow komisji sklania sie
do stwierdzenia, ze prowokacji UOP-u w tej sprawie nie bylo. Wydaje
sie, ze jesli posuwa to sprawe naprzod, to akurat nie w te strone,
ktora Jozef Oleksy mial na mysli, mowiac o "wyjasnieniu" swojej sytuacji.
Chociaz - dodajmy - formalnie nie ulegla ona pogorszeniu, gdyz UOP
nawet dzialajac zupelnie zgodnie z prawem mogl dojsc do falszywych
wnioskow, a sledztwo moze przeciez zostac umorzone z braku
wystarczajacych dowodow.
Niemniej ogolna atmosfera dla wyboru Oleksego na szefa najsilniejszej
polskiej partii nie poprawila sie. Co wiecej nieco ponad tydzien temu
jeden z liderow SdRP przyznal, ze partia znajduje sie w sytuacji pata,
zwlaszcza ze na dzien przed konwencja planowane bylo posiedzenie Rady
Naczelnej partii, ktora miala udzielic komus rekomendacji na stanowisko
szefa ugrupowania. Byly wahania, czy w ogole kogos poprzec, ale takie
powstrzymanie sie byloby w SdRP ewenementem, pokazujac po raz pierwszy
rysy na podziwianej dotad za zwartosc i "centralizm" Socjaldemokracji.
Kandydatem rezerwowym pozostawal Leszek Miller, gdyz nikt mniej wyrazisty
jesli chodzi o poglady w wypadku rezygnacji Oleksego nie mialby szans.
Zapewne dlatego juz wczesniej odmowil kandydowania Jerzy Szmajdzinski,
ktory po nominacji na szefa klubu parlamentarnego SLD wydawal sie zrazu
naturalnym, rowniez pokoleniowo, kandydatem na miejsce po Aleksandrze
Kwasniewskim. Moze jednak pewne znaczenie miala skrywana niechec
kontrkandydatow Oleksego do obejmowania tak wysokiej funkcji w partii,
ktora w negatywnym kontekscie znalazla sie na czolowkach prasy.
Na poprzedzajacym Konwencje tajnym posiedzeniu Rady Naczelnej, jak
sie dowiadujemy, nie bylo az takiej jednomyslnosci w sprawie Oleksego,
jaka Sd RP prezentuje na zewnatrz. W dyskusji pojawialy sie glosy,
wedlug zapewnien nieliczne, ktore kwestionowaly sens ryzyka, z jakim
wiazalby sie wybor bylego premiera, uwiklanego w ostry kryzys,
na czlowieka numer jeden partii. Polityczny rozsadek walczyl o lepsze
z honorem i kolezenstwem. Jednak rekomendacja Oleksego na szefa partii
stala sie faktem. Oczekiwanie samego kandydata - jak deklarowal - na
stopien poparcia w glosowaniu nad wotum zaufania dla kierownictwa
partii, poprzedzajacym wybor przewodniczacego, bylo juz czysta
formalnoscia. Od kilku tygodni bowiem z oddzialow wojewodzkich
Socjaldemokracji dochodzily glosy zdecydowanego poparcia dla premiera,
a konwencja w Gdansku dopiero w ostatniej chwili zrezygnowala
z uchwaly arbitralnie stwierdzajacej niewinnosc Oleksego.
Sama V konwencja SdRP, planowana poczatkowo na otwarta, zamienila sie
w powtorke ostatniego zjazdu swej poprzedniczki, PZPR. Dookola budynku
rozstawiono policyjne bariery, porzadku na zewnatrz pilnowaly zwarte
oddzialy, a drzwi siedziby partii od wewnatrz barykadowaly sluzby
ochroniarskie. Dziennikarzy wyproszono po ceremoniach wstepnych.
Pozniej na kazde zapukanie do drzwi padalo jedno pytanie: "Pan
delegat? Nie? To dziekujemy". A potem przeszla demonstracja Ligii
Republikanskiej, ktora byla kopia tej sprzed Palacu Kultury w styczniu
1990 roku. Podobnie, jak wtedy, delegaci wygladali przez okna, a nastepnie
szybko je zamykali. Wszystko mialo mniejsza skale, bo i partia mniejsza,
i demonstracja nie tak znowu liczna, ale jakies poczucie absurdu,
deja vu pozostalo: szesc lat minelo, a wszystko jakby juz skads znajome.
Konwencja okazala sie formalnoscia. Wszyscy czlonkowie wladz (Jozef
Oleksy, Leszek Miller, Izabela Sierakowska, Jerzy Szmajdzinski)
otrzymali wotum zaufania niemal przez aklamacje, a byly premier zajal
w tym glosowaniu trzecie miejsce. (Pierwszy byl Leszek Miller.)
W glosowaniu na przewodniczacego otrzymal 308 na 325 glosow delegatow
(wiceprzewodniczacych nie wybrano).
Przemowienie programowe Jerzego Szmajdzinskiego, sekretarza
generalnego SdRP, podtrzymalo w calosci twarde stanowisko partii
w sprawie bylego premiera a w dyskusji, jak sie potem dowiedzielismy
bylo znacznie mniej watpliwosc niz w przeddzien w Radzie Naczelnej.
Jeden z szeregowych delegatow, nie chcacy ujawniac nazwiska, nazwal
rzecz po imieniu: "Odsuniecie Oleksego z wladz partii i tak nic by nie
zmienilo w stosunku opozycji do nas, a za cene lepszego samopoczucia
prawicy nie moglismy zrezygnowac z solidarnosci z czlowiekiem, ktorego
szanujemy i lubimy. ZChN tez sie nie odwrocil od Chrzanowskiego, kiedy
o wspolprace z UB oskarzyl go Macierewicz. Wtedy to przyjeto za
przejaw szlachetnosci, dlaczego teraz sie nas nie rozumie?"
Dodajmy, ze wczesniej SLD delegowala Oleksego na szefa zespolu
negocjacyjnego do rozmow koalicyjnych z PSL-em w sprawie sformowania
nowego gabinetu. To byl sygnal dla koalicjanta, iz nie powinien trak
towac ostatnich wydarzen jako oddawania punktow przez Socjaldemokracje,
ze sprawa Oleksego nie wiaze sie bezposrednio z tworzeniem nowego rzadu.
Socjademokracja RP przez swoja decyzje na Konwencji zaangazowala
sie w powazna i ryzykowna gre. Zdecydowala sie postawic na niewinnosc
Jozefa Oleksego i bronic jej w konsekwencji do samego konca. Liczy
zapewne na to, ze sprawa bylego premiera w najgorszym razie nigdy nie
zostanie jednoznacznie rozstrzygnieta, zawsze pozostana nieusuwalne
watpliwosci, ktore bedzie mozna przedstawiac jako argument za slusznoscia
sobotniej decyzji. To, co dla samego Oleksego bedzie osobistym
nieszczesciem, czyli brak "jasnosci", o ktora tak walczy, dla partii
moze byc zrecznym alibi, a zarazem orezem w politycznej walce, dla
dalszych oskarzen sluzb specjalnych, prawicowej opozycji i Lecha
Walesy. Jest to gra na polityczna samotnosc, ale za to ze sporym
- - acz, jak sie wydaje, ostatnio wahajacym sie - poparciem spolecznym.
SdRP pod szyldem SLD bedzie zawsze liczacym sie elementem sceny
politycznej, chocby dlatego, ze wszyscy beda sie o Sojusz potykac
przy kazdej probie zmontowania alternatywnych koalicji.
SdRP liczy dzisiaj niespelna 60 tys. czlonkbw. Jak wynika
z deklaracji jej dzialaczy, okolo polowa, czyli 30 tys. osob,
nie nalezala wczesniej do PZPR. Pozostaje jednak zagadka, kto
z wielesetysiecznej rzeszy partii komunistycznej wszedl do nowego
ugrupowania. Czy byli to wylacznie reformatorzy, czy tez po prostu
tzw. aktyw, wsrod ktorego mlodzi gniewni nie musza miec wiekszosci.
Jezeli wciaz partyjne wybory wygrywaja Jozef Oleksy, Leszek Miller,
Tadeusz Iwinski, prezentujacy co najmniej kontrowersyjne poglady
na temat polskiej polityki zagranicznej, Jerzy Szmajdzinski, ktorego
deklaracje wobec konkordatu spedzaja sen z powiek nawet Aleksandrowi
Kwasniewskiemu, Izabela Sierakowska, patronujaca obchodom rocznicy
22 lipca, i inni, to na czym tak naprawde polega reformatorstwo? Nie
tworza sie nowe jakosci polityczne, a umacnia status quo podzialow
i niecheci.
Dodatkowo ciaza tu niektore polityczne wiezi, jakie SdRP zawarla
w ramach Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jak np. Zwiazek Komunistow
Polskich "Proletariat", Niezalezna Inicjatywa Europejska "NIE" czy
Krajowa Rada Weteranow Lewicy. Moze jest w tym jakas historyczna
uczciwosc, chec bycia wiarygodnym dla srodowisk aktywnych w PZPR,
ale ujawnia sie w tym gleboka sprzecznosc: z jednej strony nowoczesna
socjaldemokracja dopuszczona na europejskie salony, a z drugiej
- - kolezenska formacja, z ktorej trudno kogos arbitralnie usunac.
Nie mozna jednak wykluczyc, ze sa to rzeczy nie do pogodzenia, a SdRP
na razie nie chce tego przyjmowac do wiadomosci, poszukuje jakiejs
dialektycznej jednosci.
Na lokalnych zebraniach kol Socjaldemokracji (obserwowanych
w Warszawie w ciagu ostatnich kilku miesiecy) mozna zauwazyc trendy,
ktore sa moze mniej widoczne na szczytach, uwiklanych w biezaca
taktyke. Kiedy slucha sie wystapien szeregowych czlonkow partii, dosc
latwo wyroznic cztery glowne motywy: Pierwszy to nieskrywana nienawisc
do Walesy, a nieufnosc wobec calego srodowiska solidarnosciowego.
Mozna wysnuc wniosek, ze nie chodzi tu tylko o prezydenture Walesy,
ale o jego cala dzialalnosc od poczatku. To jest niechec, ktora nie
zna przebaczenia. Drugi motyw to walka z klerem, chociaz dawaly sie
slyszec wystapienia, w ktorych sugerowano, iz lagodniejsza wobec
Kosciola linia, ktora prezentuje Aleksander Kwasniewski, jest w
dluzszej perspektywie dla partii korzystna.
Trzeci motyw to PSL, ktory z jednej strony budzi troske, ale
z drugiej jest "naturalnym" sojusznikiem SdRP (ciekawe, ze slychac
to rowniez w niektorych wypowiedziach dzialaczy PSL-u, z tym ze to
wlasnie sama SdRP przedstawiana jest jako programowy sojusznik, a nie
SLD, pod ktorym to szyldem - zdaniem tych dzialaczy - ukrywaja sie partyjni
i niepartyjni liberalowie). I wreszcie motyw czwarty: Rosja, ktora darzona
jest przez czlonkow post-PZPRowskiej formacji nie do konca zrozumialym
sentymentem, i to, jak sie wydaje, bez wzgledu na zmiany zachodzace za
wschodnia granica. Te motywy wystepuja oczywiscie w wielu wariantach
i kontekstach, ale sa wyrazna osia rozmaitych dyskusji. Ciekawe, ze
mniej widoczna jest wprost wyrazana tesknota za PRL-em, co sie SdRP
zarzuca najczesciej; jezeli jest, to raczej ukryta we wspolczesnych
politycznych konfliktach.
Aleksander Kwasniewski, z okazji opuszczenia SdRP po wyborze na
stanowisko prezydenta, powiedzial, ze Socjaldemokracja musi teraz
walczyc z dwoma rodzajami stereotypow: tymi, ktore funkcjonuja na
temat partii, ale rowniez z tymitak przynajmniej mozna to bylo
zrozumiec - ktore zadomowily sie wewnatrz ugrupowania. Stereotypy
te, pokrywajace sie zapewne w duzym stopniu z elementami wymienionymi
wyzej, a odstajace daleko od opozycyjnego kanonu dopuszczalnych
pogladow, powoduja, ze SdRP pozostaje w stanie permanentnego
oskarzenia. Alternatywa jest trudna: calkowicie zerwac z przeszloscia,
potepic komunizm w calosci, zrezygnowac z majatku PZPR i czekac na powolna
legitymizacje ze strony sil postsolidarnosciowych, ryzykujac okresowy lub
trwaly spadek notowan w spoleczenstwie. Jest to wyjscie doprawdy heroiczne,
i trudno sie dziwic, ze nie ma chetnych, by z tej propozycji skorzystac.
Trzeba wyraznie powiedziec, ze nie wszystko zalezy od samej partii.
Niezaleznie, co by zrobila, bedzie jej wypominane pochodzenie,
pieniadze, a teraz - agenturalny charakter. Sa sily polityczne, ktore
beda w pelni zadowolone dopiero wtedy, kiedy Socjaldemokracja sama sie
rozwiaze, podziekuje wyborcom i odda samochody. Nie tlumaczy to jednak
wszystkich zachowan SdRP. Pozostaje margines swobody w ksztaltowaniu
swego wizerunku, ktory jest do zagospodarowania. Powstaje pytanie,
czy wybor Jozefa Oleksego na przewodniczacego, nastepce obecnego
prezydenta, jest tu wlasciwym posunieciem; czy rzeczywiscie nadszedl
czas palenia mostow. Co prawda, na razie i tak nikt na zaden most
nie chce wchodzic.
- ---------------------------------------------------------------------
Lewa naprzod
Gdyby wybory parlamentarne odbyly sie przed dwoma tygodniami, czyli
juz w zaawansowanym stadium "sprawy Oleksego", na SLD glosowaloby
33 proc. wyborcowdwa razy wiecej, niz na druga z kolei Solidarnosc,
twierdzi Pracownia Badan Spolecznych (na zlecenie "Rzeezpospolitej").
Blisko polowa Polakow uwaza SdRP za kontynuatorke PZPR - wynika z
badan Demoskopu. Te same badania dowodza, ze niemal co drugi Polak
uwaza SdRP za partie ludzi, ktorzy daza przede wszystkim do zdobycia
wplywow gospodarczych. Podobnie odpowiedzi na inne pytania (np: "czy
zgadza sie pan z twierdzeniem, ze obecnie w Polsce nie ma komunistow,
sa tylko ludzie o pogladach lewicowych") swiadcza, ze respondenci
kieruja sie w duzej mierze chlodnym rozsadkiem, nie sentymentami. (K.)
=====================================================================
WPROST 4/96(28.01) "Strzal w dziesiatke"
Polska
Panstwo - nie zapewniajac obywatelom chocby minimum poczucia
osobistego bezpieczenstwa - nie pozwala im nawet na posiadanie broni
palnej. Te bez przeszkod nabywaja przestepcy
- Przestepca nigdy nie moze sie znajdowac w sytuacji lepszej niz
jego ofiara. Dlatego mam nadzieje, ze wreszcie dojdzie w naszym kraju
do zmiany obecnego, nienormalnego stanu, w ktorym nekany przez bandytow
obywatel moze jedynie wolac "pomocy!", majac zludna nadzieje, ze jakis
policjant go uslyszy - mowi prof. prawa karnego Marian Filar z Uniwersytetu
im. Mikolaja Kopernika w Toruniu.
Przed Sadem Wojewodzkim w Warszawie trwa proces Elzbiety B., oskarzonej
o zabojstwo jednego ze zlodziei demontujacych transformator znajdujacy
sie w poblizu jej domu. Kobieta siedzaca na lawie oskarzonych broni
sie przed stawianymi jej zarzutami, mowiac, ze dzialala w obronie
koniecznej, gdyz byla przekonana, ze po odcieciu pradu i zapadnieciu
w mieszkaniu ciemnosci nastapi atak bandytow. Skladajac wyjasnienia,
Elzbieta B. opisala atmosfere terroru i zastraszenia, jaka panuje wsrod
mieszkancow osiedla w podwarszawskim Chotomowie, gdzie mieszka. Do jej
domu wlamano sie juz w przeszlosci, wielokrotnie tez w inny sposob zaklocano
spokoj na terenie posesji. Niestety, wzywana policja prawie w ogole
nie reagowala na prosby o pomoc.
Wyrok sadu, ktory zapewne zapadnie w marcu, stanie sie precedensem
nie tylko dla naszego wymiaru sprawiedliwosci, ale takze dla zwyklego
Polaka, ktory powinien dokladnie wiedziec, jakie sa jego prawa w
zetknieciu sie z bandyta.
- Zadne panstwo na swiecie nie poradzi sobie z przestepczoscia, dlatego
nalezy zwiekszyc prawo obywateli do samoobrony
Charakterystyczne, ze chociaz formula obrony koniecznej jest podobna
na calym swiecie, jej interpretacja zalezy od przyjetego modelu
panstwa - liberalnego lub socjalnego - mowi prof. Marian Filar.
Sady amerykanskie stosuja bardzo tolerancyjna definicje obrony
koniecznej. W 1993 r. uznano, ze Rodney Pears dzialal w granicach
prawa, zabijajac japonskiego studenta, ktory przez pomylke wszedl
na teren jego posesji. Dwa miesiace temu brytyjskie Ministerstwo Spraw
Wewnetrzych wydalo wytyczne dla prokuratorow, by traktowali z poblazaniem
osoby, ktore uzywaja przemocy, by odeprzec ataki na ich mienie. Z kolei
w Szwecji ofiara napasci ma w zasadzie tylko prawo do wzywania pomocy.
Domaganie sie zwiekszenia prawa do samoobrony zbiega sie z trwajacym
od kilku lat radykalnym wzrostem i brutalizacja przestepczosci. Tymczasem
nie ma pieniedzy na zatrudnienie niezbednych 20 tys. nowych strozow
porzadku, a 25 proc. posiadanych przez nia pojazdow nie nadaje sie do uzytku.
Obowiazujace regulacje prawne sprawiaja, ze policjant bardziej niz
przestepcow boi sie oddania strzalu ze swojego sluzbowego pistoletu.
Panstwo - nie zapewniajac obywatelom chocby minimum poczucia
osobistego bezpieczenstwa - nie pozwala im nawet na posiadanie broni
palnej. Te bez przeszkod nabywaja przestepcy. Legalnie w prywatnych
rekachglownie wsrod pracownikow agencji detektywistycznych - jest
zaledwie 10 tys. pistoletow i rewolwerow.
Nic nie wskazuje, by w naszym kraju zrobilo sie nagle bezpieczniej.
Wrecz przeciwnie.
Zdaniem Jerzego Zimowskiego, wiceministra spraw wewnetrznych,
przestepczosc bedzie wzrastac, poniewaz trwa proces upodobniania
zjawisk wystepujacych w Polsce do sytuacji w panstwach Europy
Zachodniej. W ubieglym roku popelniono w naszym kraju "zaledwie"
1,5 tys. napadow z bronia w reku, podczas gdy we Francji odnotowano
40 tys. takich zdarzen, a we Wloszech az 60 tys. Tymczasem w dniu
rozpoczecia procesu Elzbiety B., oskarzonej rowniez o nielegalne
posiadanie broni, wykryto w jednym z mieszkan w Kedzierzynie Kozlu
przestepczy arsenal, skladajacy sie m.in. z: mausera, pistoletow maszynowych
PP i TT, rewolwerow, karabinka szturmowego MP 43 oraz dzialka lotniczego.
Maciej Luczak
=====================================================================
WPROST 4/96(28.01) "Praca bez granic"
Polska
Czy Polacy obawiaja sie konkurencji cudzoziemskich pracownikow
- Moje miesieczne zarobki pieciokrotnie przewyzszaja urzednicza
pensje w bialoruskiej fabryce. Za takie pieniadze mozna tam dostatnio
zyc - mowi Walery D. z Grodna, ktory sprzedaje dzinsy na bialostockim
bazarze. Wlasciciel straganu zapewnia mu bezplatne zakwaterowanie
i wyzywienie, a za dodatkowe zyski ze sprzedazy towaru placi premie.
W zamian Walery D. kazdego wieczoru sprzata i pilnuje jego willi.
W Polsce co roku wydaje sie cudzoziemcom ok. 10 tys. zezwolen na
prace szanse na legalne zatrudnienie maja przede wszystkim pracownicy
wykwalifikowani. "Na czarno" natomiast pracuje ok. 100 tys. obcokrajowcow.
W Polsce bariery prawne ograniczaja swobode w poszukiwaniu zatrudnienia,
w przeciwienstwie do krajow Unii Europejskiej, gdzie istnieje wspolny
rynek pracy.
- Polska dla Bialorusinow jest dzis rownie atrakcyjna, jak kiedys
dla nas Niemcy czy Francja.
- Nalezy przyjac odpowiednie regulacje prawne, by obywatele naszych
krajow mogli legalnie podejmowac prace - mowi konsul Igor Chodasiewicz
z konsulatu generalnego Bialorusi w Bialymstoku.
Wiekszosc legalnie zatrudnionych w Polsce obcokrajowcow - nie tylko
ze wschodu, ale rowniez z panstw wysoko rozwinietych - znajduje prace
w firmach prywatnych. Tworzac "cudzoziemska elite", zajmuja czesto
stanowiska kierownicze lub zostaja specjalistami i doradcami.
Mieszkaja w duzych aglomeracjach; tylko w Warszawie zezwolenie
na prace otrzymalo 3 tys. obcokrajowcow.
Obowiazujace przepisy powoduja, ze pracodawcom nie zawsze oplaca
sie legalnie zatrudniac cudzoziemcow jako pracownikow fizycznych.
Warunkiem wydania zezwolenia jest bowiem zagwarantowanie zagranicznemu
robotnikowi wynagrodzenia takiego, jakie otrzymuje za podobna prace
Polak. Tymczasem
przybyszom ze Wschodu, zarabajacym w swoim kraju 25-30 USD
miesiecznie, intratnym wydaje sie zajecie juz za jedna trzecia
pensji Polaka.
Dlatego cudzoziemskich robotnikow masowo zatrudnia sie "na czarno"
w rolnictwie i przy budowie prywatnych domow. Niektorzy obcokrajowcy
pracuja takze jako bioenergoterapeuci, kregarze i masazysci.
Wlasciciele niewielkich firm zatrudniaja cudzoziemcow nielegalnie,
gdyz sankcje sa stosunkowo umiarkowane (5 tys. zl grzywny). Bardzo
rzadko obcokrajowiec, ktory pracuje "na czarno", otrzymuje administracyjny
nakaz opuszczenia kraju. Cudzoziemcy przyjezdzaja do Polski najczesciej
na zaproszenie i - jak wynika z obserwacji policji pracy - najczesciej
zatrudniaja ich wlasnie zapraszajacy. Nielatwo jednak udowodnic zatrudnienie
obcokrajowca, a jeszcze trudniej dowiesc wyplacania wynagrodzenia.
Zgody na wykonywanie pracy nie potrzebuje cudzoziemiec ktory ma karte
stalego pobytu lub status uchodzcy. Zarowno zatrudnienie na etacie,
jak i samodzielne wykonywanie dzialalnosci gospodarczej powinny byc
prawnie usankcjonowane. W innych wypadkach praca zarobkowa uznawana
jest za nielegalna. Tymczasem ten casus dotyczy wiekszosci bazarowych
handlarzy, ktorzy co kilka dni przyjezdzaja z towarem na nasze targowiska.
Oferujac tanszy towar, wzbudzaja wrogosc u polskich handlarzy.
Chetni do pracy cudzoziemcy spotykaja sie z niechecia Polakow.
I to nawet wtedy, gdy na niektorych stanowiskach sa wakaty.
W stoczniach Trojmiasta brakuje spawaczy, monterow kadlubowych
i malarzy-konserwatorow. Zdesperowana dyrekcja Stoczni Gdanskiej
postanowila sprowadzic pracownikow z Ukrainy. Operacja ta zostala
jednak zablokowana przez zakladowa "Solidarnosc". Zdaniem zwiazkowcow,
nalezy zatrudnic rodzimych fachowcow, jezeli zas ich brakuje - zapewnic
Polakom odpowiednie wyszkolenie. Okazuje sie jednak, ze warunki pracy
i placy na tych stanowiskach w stoczniach nie sa dla Polakow atrakcyjne.
Spawacz z uprawnieniami wydanymi przez Polski Rejestr Statkow, co potwierdza
wysokie kwalifikacje, bez trudu znajdzie lepiej oplacana prace w budownictwie.
- Zatrudnianie cudzoziemcow jest korzystne dla Polski, tym bardziej
ze coraz czesciej przyjezdzaja do nas fachowcy, a nie tylko pracownicy
fizyczni. W czasie gdy Europa sie jednoczy, nastepuje przeplyw
kapitalu i zaciesniaja sie kontakty gospodarcze, Polska nie moze sie
stac obszarem zamknietym dla pracownikow z innych krajow - twierdzi
Adam Wojtaszewski, doradca ministra pracy i polityki socjalnej.
Jagienka Perlikiewicz
+---------------------------------------------------------------------------+
| * Redakcja "Prasowki" nie odpowiada za tresc cytowanych tekstow; do listy |
| propozycji wlaczamy pisma ktore sami czytamy i nie roscimy sobie |
| pretensji do zadowolenia gustow wszystkich czytelnikow. |
| * Redakcja nie jest wladna udzielac, w zadnej formie, pozwolenia na |
| przedruk zamieszczanych materialow. |
| * "Prasowka" jest calkowicie bezplatna. |
| * Dystrybucja za pomoca uslugi LISTSERV - subskrybcja nastepuje po |
| wyslaniu na adres listserv(a)uci.agh.edu.pl listu zawierajacego linie: |
| subscribe prasowka <imie> <nazwisko> |
| lub dla wersji postscriptowej: |
| subscribe prasowka-ps <imie> <nazwisko> |
| * Archiwa (ftp/gopher): galaxy.uci.agh.edu.pl, poniecki.berkeley.edu |
| * Wersja HTML: http://www.uci.agh.edu.pl/pub/e-press/prasowka/html/ |
+---------------------------------------------------------------------------+
------- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT -------
+---------------------------------------------------------------------------+
| PRASOWKA - cotygodniowy przeglad polskiej prasy |
| NUMER: 118 |
| Wybor tekstow: Szymon Sokol (szymon(a)uci.agh.edu.pl), Jacek Wawszczak i |
| Zdzislaw Drejak (drejak(a)uci.agh.edu.pl); sklad: Violetta Korecka |
| UCI AGH Krakow |
+-----------------------------[ 07.02.96 ]----------------------------------+
Spis tresci:
1. SLOWO - DZIENNIK KATOLICKI 4/96(04.02) "Uwlaszczenie czy zawlaszczenie?"
2. SLOWO 25/96(05.02) "O uwlaszczeniu i nie tylko"
3. TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Obraz tygodnia"
4. TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Pauza"
5. TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Oto jestem"
6. TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Szpiegow ci u nas dostatek"
7. POLITYKA 4/96(27.01) "Panstwo przecieka"
8. POLITYKA 4/96(27.01) "Lawina"
9. POLITYKA 4/96(27.01) "Pod sciana"
=====================================================================
SLOWO - DZIENNIK KATOLICKI 4/96(04.02) "Uwlaszczenie czy zawlaszczenie?"
18 Lutego 1996 r. Polacy odpowiedza na pytanie: Czy jestes
za przeprowadzeniem powszechnego uwlaszczenia obywateli?"
- Polacy na pewno nie sa gorsi od Slowencow, Czechow
czy Litwinow, ktorzy uwlaszczenie maja juz za soba. Tylko nam
uniemozliwiono odgrywanie roli wlascicieli. Chcemy, aby obywatele
zrozumieli, ze jest sie o co bic. Uwlaszczenie to obecnie sprawa dla
nas najwazniejsza. Moim zdaniem tysiac razy wazniejsza niz to, czy
Oleksy jest agentem KGB - uwaza dr Tomasz Wojcik odpowiedzialny
z ramienia Komisji Krajowej zwiazku za program uwlaszczenia.
SZANSA
17 listopada, Senat RP przyjal wniosek prezydenta Lecha Walesy
o przeprowadzenie ogolnokrajowego referendum w sprawie powszechnego
uwlaszczenia. Stalo sie tak wbrew staraniom postkomunistow, ktorzy
doprowadzili do odrzucenia pierwszego prezydenckiego wniosku w tej
sprawie. 18 lutego 1996 r. Polacy odpowiedza na pytanie: "Czy jestes
za przeprowadzeniem powszechnego uwlaszczenia obywateli?" W razie
pozytywnej odpowiedzi Sejm lub inne organy musza w terminie 60 dni
rozpoczac prace legislacyjne.
Odpowiedz "tak" wydaje sie oczywista. Ktoz by nie chcial otrzymac
na wlasnosc czesci majatku panstwowego. Wystarczy jednak, ze w referendum
uwlaszczeniowym wezmie udzial mniej niz 50 proc. uprawnionych do
glosowania, aby jego wynik nic nie znaczyl. Slaba frekwencja to szansa
dla obozu postkomunistycznego na zdlawienie inicjatywy "Solidarnosci"
i utrzymanie obecnych przywilejow i profitow plynacych z zarzadzania
olbrzymim majatkiem panstwowym i prywatyzowania go po swojemu.
PROPAGANDA ZNIECHECANIA
Aby zniechecic ludzi do udzialu w referendum, postkomunisci stosuja
argumentacje, dajaca sie sprowadzic do kilku prostych chwytow
propagandowych.
Przede wszystkim usiluje sie wmowic opinii publicznej,
ze "Solidarnosc" nie dysponuje zadna koncepcja uwlaszczenia.
- - Za pytaniem w referendum nie stoi zadna koncepcja (...)
Moge tylko przestrzec przed zastapieniem hasla powszechnego
uwlaszczenia - powszechnym rozczarowaniem - tak zachecal obywateli
do wziecia udzialu w referendum uwlaszczeniowym min. Kaczmarek
21 listopada 1995 r. w TVP.
Mocno eksploatowanym argumentem jest teza o rzekomym braku majatku
panstwowego do podzialu. Premier Oleksy, przed wielomilionowa widownia
telewizyjna, w porze najwiekszej ogladalnosci, wyglosil ryzykowna
opinie, ze gdyby kazdemu Polakowi dac po 20 milionow starych zlotych,
to rozdany zostalby caly majatek panstwa polskiego. - A co z
zabezpieczeniem wspolnego losu przyszlego dzieci? - pytal
lamiacym sie glosem.
Wyprobowana metoda jest straszenie spoleczenstwa, ze w wyniku
uwlaszczenia otrzyma nie majatek, lecz panstwowe dlugi. Tu klase
pokazal znany skadinad sen. Aleksander Gawronik, ktory rowniez
przed kamerami TVP, tak oto przedstawil istote problemu: "nie wiemy
co uwlaszczac, a suma dlugow przekracza sume wlasnosci, jaka mozna
uwlaszczyc.
W zwiazku z tym, nalezy zalozyc, ze uwlaszczenie, moim zdaniem,
bedzie sprowadzalo sie do tego, zeby ciezar przerzucic (...) na
obywateli".
Rownie sprytnym chwytem propagandowym jest proba wmowienia
obywatelom, ze choc tego nie wiedza, sa juz uwlaszczeni, a referendum
to niepotrzebna strata czasu i pieniedzy. - Jestesmy za uwlaszczeniem
- - przekonywal premier Oleksy w pamietnym przemowieniu wyborczym
- - ale przeprowadzonym odpowiedzialnie i po gospodarsku. Za takie
uwlaszczenie uznal program NFI rekompensate dla "budzetowki" oraz
realizacje nowej ustawy o prywatyzacji (odrzuconej juz przez Trybunal
Konstytucyjny).
Zdaniem Piotra Zaka, rzecznika prasowego Komisji Krajowej NSZZ
"Solidarnosc", propaganda zniechecania ludzi do udzialu w referendum
rozpoczela sie juz na dobre. - W TVP w I programie, II programie,
w POLSAT, w radiu na okraglo trwa serial pt. "Kaczmarek". Na kazdym
kroku jest podkreslane, ze "Solidarnosc" nie wie czego chce, ze to,
co proponuje, jest bez sensu. Niestety, my nie mamy dostepu do TVP,
a wlasnie teraz jest najwyzszy czas, aby wyjasnic ludziom, ze na
powszechnym uwlaszczeniu nie straca na pewno.
"SOLIDARNOSC" MA KONCEPCJE I PROGRAM UWLASZCZENIA
"Solidarnosc" oglosila otwarty konkurs na program uwlaszczenia
w styczniu 1995 r. Do konkursu mogl stanac kazdy. Komisja konkursowa
uznala niektore prace za wartosciowe i nadajace sie do integracji
w ramach jednej koncepcji. Najwyzej oceniono koncepcje prof Adama
Bieli i jemu powierzono funkcje koordynatora programu uwlaszczenia.
Zdaniem prof. Adama Bieli, dziekana Wydzialu Nauk Spolecznych KUL,
od samego poczatku formula tworzenia programu uwlaszczenia byla
bezprecedensowo otwarta. Ujawnilismy swoj program w czasie czerwcowego
zjazdu NSZZ "Solidarnosc" i nadal jestesmy otwarci na konstruktywna
krytyke - twierdzi prof Biela. - To nie bylo tak, ze na KUL-u zebralo
sie kilku zapalencow i wymyslilo program. W jego tworzenie jest
zaangazowanych wielu naukowcow. Oprocz szeregu sympozjow na KUL-u,
odbylismy tez konferencje ogolnopolska w Akademii Ekonomicznej
w Poznaniu, mamy wspolpracownikow z Akademii Ekonomicznej we Wroclawiu,
z Katowic, z Gdanska, z Warszawy. Wspolpracuja z nami rowniez uznane
autorytety naukowe z zagranicy.
W programie uwzgledniono dotychczasowe doswiadczenia prywatyzacyjne
i to nie tylko polskie czy krajow bylego "obozu". Na poczatku grudnia
ub. r., prof Biela odwiedzil Ameryke Poludniowa. - Chcielismy sie
przyjrzec chilijskiemu projektowi ubezpieczen emerytalnych
i argentynskiej adaptacji tego projektu.
- Nasz program istnieje realnie i jest odpowiedzia na bez przerwy
ponawiane, absurdalne zarzuty, min. Kaczmarka, ze "Solidarnosc"
nie wie, o czym mowi i nie wie, czego chce - twierdzi Piotr Zak.
- - Doskonale wiemy, czego chcemy dla spoleczenstwa. Mam glebokie
przekonanie, ze min. Kaczmarek rowniez dokladnie wie, czego chce
i dlatego tak usilnie zwalcza idee powszechnego uwlaszczenia.
Jemu blizsza jest idea zawlaszczenia majatku narodowego przez
grupke kolegow o okreslonej proweniencji politycznej.
PANSTWOWEGO MAJATKU STARCZY DLA WSZYSTKICH
Zdaniem prof Bieli, jest rzecza zdumiewajaca, ze publicznie
przedstawiana jest wycena mienia panstwowego w granicach niecalego
biliona starych zlotych i nie wywoluje to protestow ekonomistow
czy specjalistow od rachunkowosci.
Zwiazkowcy ujawniaja, ze jedna elektrownia w Belchatowie szacowana
jest na 10 mld nowych zlotych, gdy tymczasem 514 zakladow bioracych
udzial w NFI wyceniono na niecale 7 miliardow nowych zl. To jakos
obrazuje skale majatku do uwlaszczenia. Dochodza do tego miliony
hektarow ziemi panstwowej, z ktorych prawie 4 mln lezy odlogiem,
miliony mieszkan, banki... - W Polsce jest bardzo duzo bankow, ktore
sa wlasnoscia panstwowa. Mozna sobie wyobrazic, jaka to jest wartosc
rynkowa, skoro 30 proc. jednego tylko Banku Slaskiego sprzedano za 130
mln dolarow - uwaza dr Marian Krzaklewski, przewodniczacy "Solidarnosci".
- - To nie jest koszt 5 pieter, 20 komputerow i 40 panienek w banku,
ale realna wartosc rynkowa.
Jak twierdzi dr Tomasz Wojcik, juz pobiezne szacunki wskazuja, ze
wartosc majatku, ktory mozna by oddac ludziom, siega ponad biliona
nowych zlotych. Na osobe wypadloby po ok. 20 tys. nowych zlotych
(200 mln starych zl). Oczywiscie jest tu mowa o wartosci majatku,
a nie o pieniadzach do kieszeni. Program "Solidarnosci" nie przewiduje
przekazywania pieniedzy, lecz bonow uwlaszczeniowych. Intencja zwiazku
jest tez systemowe uniemozliwienie zbywania tych bonow w obiegu pierwotnym.
To wlasnie pogrzebalo powszechna prywatyzacje w Rosji i jest przyczyna
spekulacji w ramach programu NFI. Ewentualna sprzedaz moglaby dotyczyc
dobr nabytych za posrednictwem bonow uwlaszczeniowych. Ale kto nabywszy
w ten sposob np. mieszkanie sprzeda dach nad glowa, nie majac innego?
DLUGOW SIE NIE UWLASZCZA
- Min. Kaczmarek uzywajac w swojej propagandzie bardzo czesto zwrotu,
ze do uwlaszczenia pozostaly tylko dlugi panstwa, w sposob swiadomy
wprowadza w blad opinie publiczna - twierdzi dr Tomasz Wojcik. - Za dlugi
panstwa odpowiada budzet panstwa. Skarb Panstwa nie jest instytucja
budzetowa i nie jest oblozony hipoteka. Tego robic nie wolno. Jesli
ktos publicznie sie tego dopuszcza, powinien podlegac sciganiu. Sadze,
ze za jakis czas trzeba bedzie pomyslec o Trybunale Stanu dla wielu
politykow z aktualnej i poprzednich kadencji. Uzaleznienie dlugow
wewnetrznych i zewnetrznych panstwa od majatku panstwowego jest rzecza
niedopuszczalna, jest to naruszenie bezpieczenstwa panstwa.
NFI TO NIE UWLASZCZENIE ANI POWSZECHNA PRYWATYZACJA
- Rzad wykorzystal prawie 100 mld zlotych pochodzacych z funduszu
PHARE na reklame programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych
zawierajaca dwa przekroczenia prawne - uwaza Marian Krzaklewski.
- - Pierwsze klamstwo to nazwanie NFI programem powszechnej prywatyzacji
i drugie, ze swiadectwa udzialowe sie odbiera, a nie kupuje. Wystapilismy
juz z tym do KRRi TV.
Program NFI nie moze byc uznawany za powszechna prywatyzacje
z powodow formalnych i merytorycznych. Wynika to m.in. z ustalen
komisji trojstronnej, negocjujacej w 1993 r. pakt o przedsiebiorstwie,
co znalazlo wyraz w przeglosowanej w Sejmie zmianie nazwy proponowanej
ustawy o powszechnej prywatyzacji na ustawe o Narodowych Funduszach
Inwestycyjnych.
Zdaniem prof. Bieli, powszechnosc uwlaszczenia polega m.in. na tym,
ze nie dotyczy ulamka, lecz masy majatkowej. Program NFI obejmuje ok.
10 proc. przedsiebiorstw panstwowych, ktorych mienie nie zostalo
wiarygodnie wycenione. "Solidarnosc" proponuje wylaczyc m.in.
przedsiebiorstwa o znaczeniu strategicznym dla gospodarki i obronnosci
i wycenic pozostala mase uwlaszczeniowa. Ta wyceniona wartosc bedzie
stanowila podstawe emisji bonow kapitalu uwlaszczeniowego.
"Solidarnosc" proponuje uwlaszczenie rzeczywiscie powszechne, gdyz
obejmujace ogol obywateli, a wiec takze dzieci. Oznacza to silny
akcent prorodzinny, gdyz dzieki temu zaistnieje mozliwosc koncentracji
kapitalu uwlaszczeniowego np. przez rodziny.
Zdaniem prof. Bieli, elementem najsilniej roznicujacym program NFI
i powszechnego uwlaszczenia jest budowa w ramach programu "Solidarnosci"
rynku kapitalowego i szeroka edukacja ekonomiczna spoleczenstwa, tak
aby obywatele stali sie aktywnymi inwestorami, czyli uczestnikami
zycia gospodarczego. Zburzy to istniejacy uklad, w ktorym jedynie
waska grupa jest do tego zdolna,posiadajaca kapital i wiedze.
DEMOKRACJA POLITYCZNA TO ZA MALO
Okreslenie ustroju budowanego obecnie w Polsce jako demokratycznego
jest - zdaniem "Solidarnosci" - nieprecyzyjne i mylace. - Demokracja,
o ktora walczylismy, nie moze byc stosowana tylko w polityce, bez
uwzglednienia wymiarow gospodarczego i spolecznego - sadzi dr Wojcik.
- - Tworzacy sie w Polsce system gospodarczy i spoleczny ma charakter
typowo oligarchiczny. Wlasnie uwlaszczenie ma byc pierwszym krokiem
jeszcze nie zapewniajacym, lecz dopiero umozliwiajacym rozwoj
demokracji gospodarczej.
Adam Kruczek
=====================================================================
SLOWO 25/96(05.02) "O uwlaszczeniu i nie tylko"
W gmachu glownym Politechniki Wroclawskiej odbyla sie niedawno
ogolnopolska konferencja pt.: "Powszechne uwlaszczenie obywatelskie".
Celem tego przedsiewziecia bylo przyblizenie problemu uwlaszczenia
i upowszechnienia wlasnosci. Miala za zadanie zachecic do jak
najliczniejszego udzialu w planowanym na 18 lutego referendum nt.
uwlaszczenia obywateli.
Organizatorami tego przedsiewziecia byly: NSZZ "Solidarnosc",
Stronnictwo Demokracji Polskiej i Stowarzyszenie Civitas Christiana,
ktorego przedstawiciel Bonawentura Zieba prowadzil calosc obrad.
W konferencji uczestniczyli ludzie, ktorzy na temat uwlaszczenia maja
do powiedzenia chyba najwiecej, a wiec dr inz. Tomasz Wojcik, szef
dolnoslaskiej "Solidarnosci", i prof. Adam Biela z KUL, autor
przyjetego przez "Solidarnosc" projektu uwlaszczenia. Odbylo
sie wiele konwersatoriow przyblizajacych i uszczegolowiajacych
problematyke uwlaszczenia.
Pierwszy wyklad wyglosil dr Tomasz Wojcik: "Powszechne Uwlaszczenie
Obywateli wg projektu NSZZ "Solidarnosc". Zauwazyl on, iz na temat
zblizajacego sie referendum nie ma niemal zadnych informacji w
mediach, szczegolnie nalezy tu obwinic panstwowa telewizje. Wedlug
szefa dolnoslaskiej "Solidarnosci" przyczyna tego tkwi w tym, ze
minister finansow jest dIa TVP przedstawicielem wlasciciela, ktoremu
bynajmniej nie zalezy na upowszechnieniu wlasnosci dotychczas przez
siebie administrowanej. Kolejnym elementem manipulacji ta problematyka
jest wynajdywanie dla spoleczenstwa tematow zastepczych, ktorymi
mogloby ono pasjonowac sie. A ostatecznym celem tego byloby odwrocenie
jego uwagi od referendum. Przeciez bedzie ono niewazne, jezeli nie
wezmie w nim udzialu co najmniej 50% uprawnionych.
AKTUALNE ZAPLECZA DLA SPOLECZENSTWA
W naszym kraju nie istnieje demokracja, przynajmniej jesli chodzi
o sfere gospodarcza (oligarchia) - stwierdzil dr Tomasz Wojcik: Nieco
lepiej rzecz ta przedstawia sie w odniesieniu do sfery politycznej czy
spolecznej, chociaz i tu nalezy zwrocic uwage na dominacje kapitalu
i jego ogromny wplyw na zycie polityczne. Konieczne jest wiec budowanie
demokracji gospodarczej, ktora spowodowalaby to, ze spoleczenstwo
otrzymaloby zaplecze materialne.
Obecna sytuacja gospodarcza jest wynikiem rozpoczetej przez
komunistow w 1983 roku tzw. nie uregulowanej prywatyzacji, co
przekladajac na jezyk bardziej zrozumialy oznacza zlamanie VII
przykazania (nie kradnij), zreszta nie pierwszy i nie ostatni raz.
Z faktu przeprowadzenia przez komunistow takiej akcji mozna wyciagnac
wniosek, ze juz wtedy przewidywali oni upadek gospodarczo niewydolnego
systemu i w zwiazku z tym zapragneli zachowac wladze gospodarcza przy
chwilowym oddaniu politycznej.
Przyblizajac okolicznosci powstania "solidarnosciowego" projektu
uwlaszczeniowego i jego dotychczasowe losy prelegent przypomnial,
ze problemem tym do niedawna nie interesowal sie nikt. Zas wsrod elit
politycznych panowala zasada, iz aby zostac uczciwym obywatelem,
najpierw nalezy ukrasc pierwszy nulion. Sam zwiazek zawodowy nie
mial przy tym srodkow do tego, by samemu zorganizowac referendum.
Wynikiem takiej polityki elit byl fakt ubezwlasnowolnienia
spoleczenstwa, czemu dalo ono wyraz w wyborach 1993 r. Inaczej
natomiast ulozyla sie sytuacja w Slowenii i w Czechach, gdzie politycy
troszczyli sie przede wszystkim o czlowieka, a nie o partie. A program
uwlaszczeniowy pojawil sie bardzo szybko, skutecznie zostal doprowadzony
do celu.
Do referendum zostalo juz bardzo niewiele czasu, a spoleczenstwo
nadal nie zdaje sobie sprawy z rangi tego wydarzenia, a glowna
przyczyna tego jest to, ze "oduczono nas wlasnosci i patriotyzmu"
- - zauwazyl Wojcik.
Dr Wojcik przypomnial np., ze w latach 70. zlikwidowano fundusze
emerytalno-ubezpieczeniowe, przyjete przez panstwo i wciagniete w
majatek panstwowy. Sytuacja polskich przedsiebiorstw wcale nie jest
taka tragiczna, jak wydaje sie po obejrzeniu licznych programow
telewizyjnych, z ktorych wylania sie obraz nedzy i rozpaczy. Prelegent
przytoczyl tu przyklad fabryki margaryny w Brzegu (znanej z "Kamy ),
ktora zanim zostala sprzedana kapitalowi amerykanskiemu, cieszyla sie
swietna kondycja finansowa. Przewodniczacy regionalnej "Solidarnosci"
T. Wojcik doskonale rozumie, po co fabryka potrzebna byla Amerykanom,
chociaz polskiej stronie sprzedaz tego zakladu nie przyniosla korzysci.
Oczywiscie, wszystkie te posuniecia nalezy traktowac w kategoriach
gry swiatowego kapitalu, ktorej przedmiotem stala sie nasza gospodarka,
a co za tym idzie - cale spoleczenstwo. Nie tylko tracimy prawo do majatku
narodowego, ale i nie wiemy, kto naprawde jest jego wlascicielem. Jako
przyklad moze posluzyc sprzedaz cementowni Gorazdze kupionej przez kapital
belgijski, koncern przejety ostatecznie przez firme niemiecka.
Mimo tych wszystkich dzialan polski przemysl wciaz przynosi ogromne
zyski, a calosc majatku panstwowego nalezy liczyc na nie mniej niz 500
mld zl. Na kazdego obywatela przypada w tej sytuacji okolo 25 tysiecy
(oczywiscie nowych zl). Wartosc ta wzrosnie jeszcze, jezeli ceny ziemi
policzymy wedlug wskaznika np. niemieckiego, a nie bialoruskiego.
Mozna powiedziec, ze majatek Polski jest i byl tak wielki, iz
wlascicielom PRL braklo tylko czasu, aby go uplynnic (przerobic).
Dlatego tez potrzebny jest im czas, aby dokonczyc proceder. Robia
wiec wszystko, aby zniechecic do udzialu w referendum.
Drugim gosciem konferencji byl prof. dr hab. Adam Biela, autor
opracowania pt.: "Zarys koncepcji oraz glowne tezy projektu Ustawy
o uwlaszczeniu obywateli". Dokument ten jest wynikiem integracji
materialow nadeslanych na konkurs ogloszony przez KK NSZZ "Solidarnosc"
w grudniu 1994 r., pracy seminaryjnej zespolu ekspertow ktorzy
w kwietniu i maju 1995 roku dyskutowali w Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim kwestie zwiazane z koncepcja uwlaszczenia, i dyskusji
plenarnych oraz warsztatowych, ktore odbywaly sie w ramach Forum
Integracji Spolecznej i Gospodarczej w Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim z udzialem czlonkow KK NSZZ "Solidarnosc" - wyjasnil
profesor.
KTO BEDZIE WLASCICIELEM
Program wedlug samego autora jest proba uporzadkowania systemu
gospodarczego w Polsce. Odpowiada na zasadnicze pytanie: kto w naszym
kraju bedzie wlascicielem mienia. Obecny system gospodarczy jest w tym
wzgledzie zupelnie nie uporzadkowany. Nie wiadomo nawet, kto ponosi
odpowiedzialnosc cywilnoprawna za mienie panstwowe. A sama wartosc
tego majatku dokladnie nawet nie zostala oszacowana.
Profesor Biela zwrocil uwage na koniecznosc utworzenia instytucji,
ktore mialyby zajac sie gospodarowaniem mieniem panstwowym. W pierwszej
kolejnosci powinna powstac instytucja Skarbu Panstwa jako organu
zarzadzajacego i Prokuratoria Generalna jako organ kontrolny. Obie
te instytucje istnialy w naszym kraju w okresie przedwojennym
i zostaly zlikwidowane przez komunistow po slynnym referendum
z 1946 r. (znane 3 razy TAK). Skarb Panstwa ma przeciez jednak
ponosic pelna odpowiedzialnosc cywilnoprawna za zarzadzane mienie.
Oczywiscie na poczatku obie wymienione instytucje beda musialy dokonac
ewidencji majatku panstwowego. W tym mienia, ktore ma wejsc w zakres
powszechnego uwlaszczenia.
Wedlug autora koncepcji uwlaszczeniowej istnieje pewna liczba
przedsiebiorstw w ktorych panstwo bedzie musialo zachowac pakiet
kontrolny. Moze to byc spowodowane roznymi przyczynami, najczesciej
jednak chodzic tu bedzie o firmy majace znaczenie strategiczne.
Prof. Biela w swoim wystapieniu przedstawil korzysci, jakie
poszczegolne grupy spoleczne odniosa na skutek realizacji programu,
i tak:
1. Ziemia stanie sie wlasnoscia tych, ktorzy chca sie z nia zwiazac.
Chodzi tu glownie o bylych pracownikow PGR, rolnikow i innych, ktorzy
mogliby za bony ja nabyc przy pewnych preferencjach ustawowych dla
tych osob.
2. Mieszkania bedace wlasnoscia zakladow pracy czy tez wchodzace
w sklad mienia komunalnego moglyby przejsc w rece lokatorow na tych
samych zasadach co ziemia. Prelegent zetknal sie juz z dzialalnoscia
agitatorow ktorzy rozglaszaja informacje, jakoby po referendum ludzie
mieli byc wyrzuceni ze swoich mieszkan. Podobna dzialalnosc
zaobserwowano tez wsrod ludnosci wiejskiej.
3. Kredyt na zakup akcji splacony bylby bonami uwlaszczeniowymi.
Podobnie przedstawia sie sytuacja z dzialkami budowlanymi.
4. Waznym problemem jest zabezpieczenie wartosci emerytur. Zdaniem
profesora, trzeba by na to zadanie przeznaczyc ok. 20% mienia
uwlaszczeniowego, przeksztalconego w tym celu w fundusz emerytalny
Niezwykle istotny jest fakt zagospodarowania uwlaszczonego juz
kapitalu. Oczywiscie, ze nie moze on zostac unieruchomiony ani
zmarnowany. Stad koniecznosc koncentracji kapitalu, ktora w
konkretnych okolicznosciach moze przybrac dwie formy: rodzinna
i oparta na akcjonariacie pracowniczym. Oczywiscie mozliwy tu jest
model posredni, w ktorym kapital znalazlby sie w rekach trustu
pracowniczo-rodzinnego. Wszystko to wymaga, aby w jak najkrotszym
czasie powstaly lokalne rynki kapitalowe, ktore beda mialy na celu
mobilizacje spolecznosci lokalnych w kierunku aktywnosci kapitalowej
(regionalne i lokalne gieldy).
Oprocz wymienionych dzialan nalezy utworzyc pewna liczbe funduszy
celowych, ktorych celem ma byc zabezpieczenie konkretnych potrzeb.
I tak, oprocz wspomnianego juz funduszu emerytalnego powinien powstac
takze fundusz reprywatyzacyjny, ktorego celem byloby rewidowanie
i wycena roszczen reprywatyzacyjnych i w miare mozliwosci ich realizacja,
fundusz kredytowo-inwestycyjny innowacji, badan i rozwoju oraz ekologiczny,.
PIOTR SUTOWICZ
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Obraz tygodnia"
* Prokuratura Warszawskiego Okregu Wojskowego zdecydowala o wszczeciu
sledztwa "w sprawie domniemanego we wnioskach MSW udzielania przez
Jozefa Oleksego wiadomosci obcemu wywiadowi, oraz brania udzialu w
obcym wywiadzie przez Wladymira Alganowa i Grigorija Jakimiszyna".
Jozef Oleksy ustapil ze stanowiska. "Moja dymisja nie jest kapitulacja
przed publiczna presja nie uprawnionych, zajadlych oskarzen. Ustepuje,
bo jestem niewinny" - powiedzial Oleksy w wystapieniu telewizyjnym,
ostro atakujac sluzby specjalne, Lecha Walese i partie opozycyjne.
Tymczasem czlonkowie Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej badajacej zgodnosc
z prawem dzialan organow panstwa w "sprawie Oleksego" nie stwierdzili,
by sluzby specjalne dopuscily sie prowokacji.
* Wszystko wskazuje na to, ze dojdzie do rekonstrukcji rzadu
w ramach obecnej koalicji. Kandydatami na premiera sa: Marek Borowski
i Wlodzimierz Cimoszewicz (SLD), Jozef Zych, Aleksander Luczak
i Miroslaw Pietrewicz (PSL). Koalicjanci nie kryja, ze kandydatury
Borowskiego i Pietrewicza sa dla wspolpartnerow nie do przyjecia,
a marszalek Zych nie zamierza ubiegac sie o urzad szefa rzadu.
* Unia Wolnosci zaproponowala Aleksandrowi Kwasniewskiemu powolanie
ponadpartyjnego Rzadu Odbudowy Wiarygodnosci Panstwa z premierem
Wladyslawem Bartoszewskim na czele.
* Jozef Oleksy otrzymal 308 z 325 glosow podczas wyboru
przewodniczacego SdRP. Byl jedynym kandydatem. Gdy obradowala
konwencja partii, przed jej siedziba trwala manifestacja zorganizowana
przez Lige Republikanska pod haslem "SLD hanba Polski".
* Waldemar Pawlak otrzymal wotum zaufania Rady Naczelnej PSL.
* Komisja ds. kontroli sluzb specjalnych ustalila, ze UOP nie
angazowal sie w kampanie prezydencka (zarzuty tego typu formulowali
liderzy SLD).
* "Dziennik Poznanski" oskarzyl Marka Krola, redaktora naczelnego
tygodnika "Wprost", ktory w niedawnym numerze opublikowal artykuly
o kontaktach czolowych politykow SdRP z KGB, o agenturalna wspolprace
z SB i UOP.
* Polski pluton rozpoznawczy wchodzacy w sklad Brygady Nordyckiej
IFOR objal posterunek kontrolny na linii rozgraniczacej walczace
strony w rejonie Teslic i Jelach.
* Pod naciskiem sil miedzynarodowych strony konfliktu bosniackiego
zwolnily wiekszosc jencow wojennych.
* "Widzialem dowody straszliwych zbrodni przeciwko ludzkosci"
- oswiadczyl asystent sekretarza stanu USA John Shattuck, ktory
odwiedzil okolice Srebrenicy. Wedlug zeznan swiadkow, po zdobyciu
(w lipcu ub.r.) tej oenzetowskiej strefy bezpieczenstwa, Serbowie
za mordowali tam ok. 7 tysiecy ludzi. Obserwatorzy ONZ twierdza,
ze Serbowie usiluja dzis zatrzec slady tamtej zbrodni.
* 164 parlamentarzystow ze Zgromadzenia Rady Europy wypowiedzialo sie
w glosowaniu za przyjeciem Rosji do tej organizacji. 35 deputowanych
bylo temu przeciwnych, a 15 wstrzymalo sie od glosu. Decyzja Rady
(opozniona w zwiazku z lamaniem przez Rosje praw czlowieka w Czeczenii)
zostala potepiona m.in. przez Human Rights Watch/Helsinki.
* Czeczenscy bojownicy Salmana Radujewa uwolnili 45 zakladnikow
wzietych do niewoli podczas rajdu na Kizliar i Pierwomajskoje. W ich
rekach pozostaje jeszcze co najmniej 24 milicjantow, pojmanych w
czasie ataku na te druga miejscowosc.
* Siergiej Kowaliow zrezygnowal z czlonkostwa komisji obrony praw
czlowieka przy prezydencie Rosji. W liscie otwartym do Jelcyna
Kowaliow zarzucil prezydentowi odejscie od polityki demokratycznych
reform.
* Przewodniczacy palestynskiej komisji wyborczej Abu-Mazen
zapowiedzial, ze nowo wybrana Rada Samorzadowa oglosi niepodleglosc
panstwa palestynskiego w ciagu najblizszych trzech lat.
* Premier Vaclav Klaus zlozyl w Rzymie wniosek o przyjecie Czech
do Unii Europejskiej. Polska i Wegry zlozyly takie wnioski niemal dwa
lata temu. Klaus mowil wowczas, ze Czechy pojda w ich slady, gdy beda
spelniac polityczne i gospodarcze wymogi czlonkostwa.
* Prokuratura generalna Litwy rozpoczela dochodzenie w sprawie
premiera Adolfasa Szlezevicziusa, ktory otrzymal od prywatnego banku
LAIB dwukrotnie wyzsze odsetki niz zwykly klient.
* Hillary Clinton zostala przesluchana w obecnosci wielkiej lawy
przysieglych przez prokuratora prowadzacego dochodzenie w sprawie
Whitewater. Zona prezydenta zeznawala jako swiadek.
* W wieku 56 lat zmarl Josif Brodski, poeta, laureat literackiej
nagrody Nobla.
* W wieku 62 lat zmarla na raka zona Vaclava Havla, Olga.
* Dwoch pilotow zginelo w katastrofie samolotu "Iryda" pod Deblinem.
Dzien pozniej rozbil sie inny samolot szkoleniowy.
* Prezydent Kwasniewski, przebywajacy w Zakopanem, poparl pomysl
zorganizowania w tym miescie zimowych igrzysk olimpijskich.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Pauza"
Adam Szostkiewicz
Jozef Oleksy zlozyl dymisje z urzedu premiera. Potraktujmy ten
moment najnowszej historii politycznej Polski jak antrakt, jak pauze.
Nie chce przez to powiedziec, ze Polska zamarla w oczekiwaniu na jakis
znak nadziei, gest pojednania lub chocby dobrej woli. Ale po raz
pierwszy od wielu dni nadeszla okazja do namyslu. Pomyslmy spokojnie,
bez gniewu i uprzedzenia, co sie stalo w naszym panstwie. I jakie
rysuja sie widoki na przyszlosc.
ZARZUT I KONTRAKT
Odejscie premiera Oleksego zamyka pierwszy etap kryzysu, w jaki
weszla polska polityka w dniu sejmowego wystapienia ministra
Milczanowskiego, ktory obciazyl szefa rzadu zarzutem szpiegostwa
na rzecz Rosji. Ale jeszcze nim wydarzyla sie ta rzecz nieslychana,
ktora nie mogla nie zatrwozyc wrazliwej obywatelsko czesci spoleczenstwa,
bylismy swiadkami ujawnienia matactw towarzyszacych kampanii wyborczej
obecnego prezydenta. Juz wowczas rozlegl sie pomruk nadchodzacego
trzesienia ziemi. Czy warto upierac sie - jak czynia to prawie wszyscy
miarodajni przedstawiciele SLD - ze wyrazenie "kryzys panstwa" jest
tylko propagandowym haslem opozycji, nie mogacej pogodzic sie z wynikiem
wyborow prezydenckich? Nie warto i nie godzi sie. Sam zarzut
przeciwko premierowi, nawet jesli Jozef Oleksy sie przed nim kiedys
wybroni, wystarczy. A przeciez ten zarzut dal poczatek lawinie
wydarzen. Premier nie wykazywal swiadomosci powagi sytuacji. Nie
widzial powodu do wycofania sie ze sceny. Wsparl go w tym prezydent,
ktory od poczatku sprawy Oleksego przyjal postawe kunktatorska, co
moim zdaniem zaszkodzilo jego prezydenckiej reputacji. Grze na zwloke
sekundowali liderzy SLD. Premier kontratakowal, miotajac oskarzenia na
Lecha Walese, sluzby specjalne, media. Uparcie lansowal teorie spisku,
majacego na celu zniszczenie Socjaldemokracji.
Odpowiedzia na udokumentowane - na tyle, na ile bylo to mozliwe
- zarzuty bylo oskarzenie sluzb strzegacych panstwa polskiego
o "brudna prowokacje". Roztoczono wizje niszczaca zaufanie do kluczowej
instytucji narodowego bezpieczenstwa. Wkrotce potem prezydent
zapowiedzial "lustracje", majaca raz na zawsze przeciac mozliwosc
uzycia tajnych teczek MSW w walce politycznej. Zdezorientowane
spoleczenstwo moglo odniesc wrazenie, ze ten pomysl sluzy dobrej
sprawie. Tymczasem odtajnienie archiwow osobowych MSW az po rok 1995
ma sie nijak do sprawy Oleksego. Z teczek MSW moglibysmy sie
ewentualnie dowiedziec, kto i co na nas donosil do SB, ale nie kto
byl szpiegiem obcych wywiadow. Kartoteki MSW gromadzily informacje
o milionach obywateli PRL, ale z wylaczeniem owczesnych prominentow.
A jesli prezydent forsowalby lustracje obejmujaca otwarcie teczek UOP,
zawierajacych dane dekonspirujace dzisiejszych informatorow Urzedu,
rownaloby sie to zniszczeniu polskich cywilnych sluzb specjalnych
(ciekawa rzecz, ze prezydent nie wspomina o swych planach lustracyjnych
wzgledem wywiadu wojskowego). Trudno sie dziwic, ze pulkownik Konstanty
Miodowicz, byly szef kontrwywiadu UOP, dzialacz antykomunistycznej opozycji
lat 80., uznal ten zamysl za "wyczerpujacy znamiona zdrady stanu".
"PANSTWO TO NIE SAMA WLADZA"
Jakze wiec kwestionowac opinie o glebokim kryzysie w panstwie?
A jednak stronnicy obozu rzadzacego trwaja przy swoim. Wysuwaja
argumenty, ze o zadnym kryzysie nie ma mowy, bo przeciez gospodarka
ma sie dobrze, bezrobocie spada, zycie toczy sie normalnie. W pro
SLD-owskiej "Trybunie" czytam opinie Dariusza Szymczychy:
"Przesadzanie o kryzysie panstwa po symptonach kryzysu koalicyjnego
czy po przejawach kryzysu elit politycznych jest nieuprawnione.
Panstwo to nie sama wladza. Utozsamianie panstwa z wladza oraz
instrumentami jej sprawowania, w tym sluzbami specjalnymi, jest
echem epoki totalitarnej".
No coz, nie ma tu miejsca na rozwazania nad definicja panstwa, ale
zdrowy rozsadek podpowiada, ze panstwo przezywajace powazne klopoty na
szczeblu wladzy centralnej nie jest zdrowe. Swietnie, ze gospodarka
dziala, ze samorzady sie umacniaja, urzedy robia swoje, poczta roznosi
listy, pociagi raczej sie nie spozniaja, nowozency robia sobie pamiatkowe
zdjecia, rodza sie dzieci itd., ale to samo mozna bylo powiedziec na przyklad
o Imperium Brytyjskim u progu rozpadu, albo o Afryce poludniowej w schylkowej
fazie apartheidu. Zgodzmy sie wiec, ze jakkolwiek panstwo, to istotnie nie
tylko sama wladza, najwyzsze urzedy, liderzy partii politycznych, to jednak
wlasnie na tej plaszczyznie rozgrywa sie zasadnicza czesc zycia panstwowego.
I ze kiedy ryba sie psuje, to zaczyna psuc sie od glowy.
Napisalem niedawno, ze tym, z czym mamy obecnie do czynienia
w polskim zyciu publicznym, jest utrata w oczach znacznej czesci
spoleczenstwa moralnej legitymacji obozu rzadzacego do sprawowania
wladzy. Oboz rzadzacy odpowiada, ze przeciez ma demokratyczny
mandat: wyniki wolnych wyborow parlamentarnych i prezydenckich
i ze z tym wlasnie nie moze sie pogodzic przegrany oboz Lecha Walesy.
W tym samym numerze "Trybuny", z ktorego cytowalem Dariusza Szymczyche,
dobitnie formuluje te teze Mieczyslaw F. Rakowski, ktory swemu
artykulowi nadal tytul: "Cel nadrzedny: obalic werdykt wyborcow".
"Dazenie do odzyskania utraconej wladzy wzielo gore nad troska
o autorytet i potege panstwa - oswiadcza byly premier PRL - (...)
wszystko z czym obecnie wychodza prawicowi politycy oraz wspierajace
ich srodki masowego przekazu, sluzy odsunieciu lewicy od wladzy,
przekresleniu woli narodu ". Rakowski - ktory "nie wierzy w zasadnosc
zarzutu o agenturalna dzialalnosc Oleksego " - dal w swym tekscie
kanoniczna, SLD-owska interpretacje wydarzen. Jest to interpretacja
do rdzenia polityczna, abstrahujaca od kwestii legitymizacji moralnej.
Caly dramat sprowadza do bezpardonowej walki o wladze. Nie bierze
w ogole pod uwage mozliwosci, ze Milczanowski dzialal w dobrej wierze
i ze jego zarzuty nie sa bezpodstawne. Co powie Rakowski, gdyby sledztwo
w sprawie Oleksego przyznalo racje Milczanowskiemu? Co wtedy zrobilaby
Socjaldemokracja, ktora wybierajac w sobote Oleksego na swego nowego
przewodniczacego, dosc zuchwale zagrala va banque? Wybor Oleksego,
umozliwiajacy mu nieprzerwane funkcjonowanie polityczne, oznacza,
ze kluczowy segment SLD okopuje sie na pozycjach konfrontacji. W SdRP
nastroje musza byc wiec bojowe, tylko ze pewnosc siebie usypia instynkt
samozachowawczy. Liderzy Socjaldemokracji nie powinni zapominac, ze dzieki
sprawie Oleksego wrocila na wokande (publiczna, nie sadowa, bo o to zadbal
minister Jaskiernia) zagadka "moskiewskich pieniedzy".
(Politycy SLD i ten temat uwazaja za bzdure i prowokacje, tymczasem
finansowe tajemnice partii postkomunistycznych nie sa wyssane z palca
solidarnosciowych propagandystow. Oto niemiecka specjalna komisja
sledcza badajaca sprawy majatkowe partii bylej NRD ustalila, ze
prominenci komunistycznej SED i jej nastepczyni PDS ulokowali na
tajnych kontach i w roznych firmach co najmniej 2 miliardy marek;
komisja wnioskowala o wszczecie sledztwa przeciwko aktualnemu szefowi
PDS Biskiemu. PDS wspierala m.in. Zyrynowskiego. Jak zeznal przed
komisja Bundestagu Schlack-Golodkowski, wywoz majatku za granice
doradzal NRD-owskim towarzyszom gen. Jaruzelski.)
Liderzy SdRP odmieniaja przez wszystkie przypadki slowo "procedury"
prawne, demokratyczne, a jakze. Tymczasem wybor Oleksego na szefa
partii oznacza defacto, ze to srodowisko polityczne wcale nie ma
ochoty czekac na wyniki uruchomienia owych procedur. Wybor Oleksego
jest w zamysle werdyktem uniewinniajacym, to gest prowokacji wobec tej
czesci opinii publicznej, ktora ma watpliwosci, a jednoczesnie odczuwa
bezradnosc w obliczu aktualnego ukladu wladzy. Mowiac wprost: konwencja
SdRP wypiela sie na politycznych oponentow. Te lekcje arogancji powinni
przemyslec wahajacy sie ludzie spolecznego "srodka".
STRONNICZOSC MEDIOW?
Rakowski powtarza za Oleksym teze o zmowie "prawicowych" mediow.
Zarzut "stronniczosci" jest ulubionym argumentem SLD. Warto przypomniec,
ze odchodzacy po "nocy teczek" premier Olszewski tez atakowal media za
stronniczosc, tyle ze... prolewicowa. Oto klasyczny syndrom kompromitujacych
sie politykow. Odchodzacy premier Oleksy nawet swa rozmowe z dziennikarzami
w telewizji Polsat usilowal przeksztalcic w sad nad mediami. Nie wyszlo.
Z kolei dziennikarze zbyt ochoczo zastrzegali sie, ze nie sa "strona".
Przeciez sa! I dobrze, ze sa. Byli "strona" w teczkowej aferze rozpetanej
przez ministra Macierewicza, i byli nia w sprawie Oleksego. Ale to byla
"stronniczosc", jakiej wlasnie od wolnych mediow oczekujemy w systemie
demokratycznym: uparte, bezkompromisowe dazenie do ujawnienia prawdy
i formulowania ocen w interesie opinii publicznej. Sa strona, by rzec
patetycznie, dzialajaca na rzecz demokracji. I chociaz, za niewybaczalny
blad nalezy uznac wydrukowane w "Gazecie Wyborczej" zdanie, ze premier
Oleksy ma "udowodnic swa niewinnosc", to nieporownanie wieksza
niegodziwosc ma na swym koncie SLD-owska "Trybuna", ktora oskarzyla
posla Borusewicza o szpiegostwo na rzecz Stasi.
Podobno niektorzy plakali, ogladajac pozegnalne wystapienie
telewizyjne Jozefa Oleksego, w ktorym premier zapowiedzial swa
dymisje. Ja nie plakalem, tylko odetchnalem z ulga, a pozniej
z rosnacym zniecierpliwieniem sluchalem kolejnego ataku premiera
na politycznych przeciwnikow. Nie bylo to odejscie z klasa. Ale
przyznajmy, ze po ludzku biorac Jozef Oleksy znalazl sie w sytuacji
nie do zniesienia. Nie wolno zakladac z gory; ze bylo to tylko
widowisko na pokaz i polityczny instruktaz dla sympatykow SLD. Kazdy
ma prawo do obrony; jak z tego prawa korzystal byly premier - to inna
sprawa.
ODBUDOWA WIARYGODNOSCI
Mamy wiec - na jak dlugo? - przesilenie. Co do zasadniczej kwestii
- odbudowania autorytetu panstwa - sa pewne podstawy do ostroznego
optymizmu, choc na razie ograniczaja sie do kilku wydarzen. Po pierwsze,
sprawa Oleksego nabrala biegu prawno-proceduralnego. Prokuratura wojskowa
wszczela sledztwo, uznajac tym samym, ze dostarczone przez sluzby specjalne
materialy maja wartosc prawnicza.
W slad za ta decyzja nastapila dymisja premiera, a wiec w koncu
stalo sie zadosc regulom przyjetym w demokratycznych panstwach prawa.
Wiadomosc o dymisji Oleksego z ulga przyjeli nasi partnerzy na Zachodzie.
Specjalna komisja sledcza poslanki Pietrzyk nie potwierdzila zarzutu premiera
Oleksego, ze sluzby specjalne zmontowaly przeciwko niemu prowokacje. Otoczenie
prezydenta zlagodzilo ton wypowiedzi w sprawie powszechnej Iustracji,
zmniejszajac obawy, ze ma ona posluzyc do zemsty na UOP. Rozpoczely
sie konsultacje w sprawie nowego premiera i "rekonstrukcji" rzadu.
Opozycja zglosila prezydentowi wniosek o utworzenie bezpartyjnego rzadu
fachowcow z Wladyslawem Bartoszewskim jako premierem. Nie wydaje sie, by
mial on szanse realizacji, ale swiadczy, ze myslenie w kategoriach ratowania
autorytetu panstwa nie zamarlo, przynajmniej po stronie opozycji. Nie
ustaja jednoczesnie zabiegi o stworzenie bloku ugrupowan postsolidarnosciowych
przed referendum uwlaszczeniowym i wyborami parlamentarnymi.
Odsuniecie od wladzy SLD nie moze odbyc sie inaczej jak droga
demokratyczna. Sluzy do tego tylko jeden wiarygodny mechanizm: wybory.
Nie nalezy szukac jakichkolwiek innych sposobow powrotu do wladzy. Nie
wolno wracac kuchennymi drzwiami, ani tworzyc jakichs hybryd
koalicyjno-opozycyjnych rozmywajacych odpowiedzialnosc rzadzacych
politykow i ich partii. W blizszej perspektywie najbardziej pozadany
scenariusz bylby taki: nie atangonizujace opozycje przetasowania w
koalicji rzadzacej, doprowadzenie do finalu sprawy Oleksego (czego na
pewno nie da sie zrobic w blasku telewizyjnych jupiterow, jak chcialby
Jacek Zakowski), nowe wybory. Na to potrzeba co najmniej kilkumiesiecznej
"pauzy". Dobrze by bylo, gdyby opozycja poswiecila ja nie tylko biezacej
akcji politycznej, lecz takze - mysleniu.
ADAM SZOSTKIEWICZ
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Oto jestem"
Telewizyjne rozmowy o Katechizmie (3)
Z ks. JOZEFEM TISCHNEREM rozmawia Jacek Zakowski
KS. JOZEF TISCHNER: - Pamietasz, Jacku, jak zdefiniowana jest wiara
w nowym Katechizmie Kosciola Katolickiego?
JACEK ZAKOWSKI: - Jako "odpowiedz dawana objawiajacemu sie
i udzielajacemu Bogu".
- Zatem wiara moze pojawic sie tam, gdzie jest rozmowa, gdzie jest
pytanie i odpowiedz. Pytanie, ktore Bog skierowal do Adama, brzmialo:
"gdzie jestes?". Jaka byla pierwsza w historii ludzkosci odpowiedz na
pytanie: "gdzie jestes?".
"Nie ma mnie".
- To byla odpowiedz Adama. Sprobujmy sie jednak zastanowic nad
perspektywa innej odpowiedzi, zwiazanej przede wszystkim z osoba
Abrahama (ta sama odpowiedz padnie pozniej z ust Maryi i samego
Jezusa). Zeby pokazac napiecie w niej tkwiace, chcialbym Cie wciagnac
w dramatyczne doswiadczenie myslowe, ktore powinno nam ujawnic sens
odpowiedzi: "ja jestem". Ale wczesniej zatrzymajmy sie z Abrahamem
na srodku pustyni; na bezkresnym pustkowiu slyszy on glos wolajacy:
"Abrahamie, Abrahamie". Jego odpowiedz brzmi: "Oto jestem". Co sie
dzialo w duszy Abrahama, gdy mowil te slowa?
Gdy ktos sie do Ciebie zwraca, przezywasz doswiadczenie wybrania.
Abraham wiedzial, ze Ten, kto do niego mowil, wybral go sposrod
wielu. Na ten wybor Abraham odpowiedzial wyborem: jego odpowiedz
jest odpowiedzia wolnosci na wolnosc.
- Wolny wybor Boga, ktory mowi do Abrahama, spotyka sie z wolnym
wyborem Abrahama, ktory Mu odpowiada.
- Dlatego w definicji wiary nie moze zabraknac slowa "wolnosc".
Wolnosc to klucz do wiary. Jest tu jednak jeszcze jedna sprawa
- - bardzo subtelna, ale fundamentalna. Czy Abraham sprzed odpowiedzi
i Abraham po niej jest takim samym czlowiekiem?
- Na pewno nie, bo zyskal swiadomosc. Widzi swoje odbicie
w swiadomosci drugiego, jakby zobaczyl sie w lustrze.
- Wiecej: zobaczyl siebie w oczach samego Boga. Zdobyl sie na to,
czego nie zrobil Adam - wzial sie w garsc i stanal przed obliczem
Boga. Wiara sprawila, ze narodzilo sie w nim nowe "ja" - dlatego mowi:
"Oto jestem".
Na razie Abraham jeszcze nie wie, po co Pan Bog go szuka. Nie domysla
sie, ze bedzie wystawiony na bardzo ciezka probe, ze Bog zazada od
niego syna... Podobne doswiadczenie spotka Matke Chrystusa, ktora
odpowie: "Oto ja, sluzebnica Panska", nie wiedzac co z tego wyniknie
w przyszlosci. Mozna tu takze przywolac przyklad ukrzyzowanego
Chrystusa, ktory mowi: "Boze moj, Boze moj, czemus mnie opuscil?"
- Bog traci wiare?
- Niezwykle przezycie! Ale teraz chce Ci zaproponowac pewien
eksperyment myslowy. Zalozmy, ze na swiecie nie ma dobrego Boga.
Ze Bog, w ktorego uwierzyl wielki prorok Abraham, w gruncie rzeczy
byl uwodzicielem. Ze uwodzicielem byl takze Bog Jezusa Chrystusa...
- Ze naprawde Pana Jezusa opuscil, nie dal Mu zmartwychwstania?
- Zalozmy, ze zmartwychwstania nie bylo, ofiara poszla na marne.
Sw. Pawel to w pewnym sensie przewidzial, gdy mowil: "Jesli Chrystus
nie zmartwychwstal, prozna jest wiara nasza". Widac, ze takie mysli
pojawialy sie miedzy uczniami. I oni obawiali sie, ze "prozna jest wiara
nasza". Jezeli Bog, o ktorym mowil Chrystus i w ktorego uwierzyli
Apostolowie, nie wywiazal sie z obietnicy, to znaczy ze Jezus padl
ofiara jakiejs tragicznej iluzji.
- Bog zakpil sobie z Chrystusa, z cierpienia, ofary, niepotrzebnie
wyslal Chrystusa na smierc. Ale to by znaczylo, ze nie istnieje dobry
Bog Chrystusa - jest tylko jakis zlosliwy demiurg.
- I teraz czeka nas pytanie kluczowe dla istoty wiary. Pod krzyzem
Chrystusa stoja ludzie. Stoi tez Jego Matka. Czy, kiedy ludzie ci
uslyszeli slowa: "czemus mnie opuscil?", urwala sie wiez miedzy nimi
a Jezusem? Czy powinni oni odejsc i stanac po stronie Pilata?
- Wiez w sensie ludzkim, wiez z czlowiekiem cierpiacym, trwala
dalej. Ale gdyby bostwo Chrystusa sie nie potwierdzilo, trudno by bylo
w czymkolwiek zakorzenic wiare w to, co mowil Jezus.
- A czy Jezus, ktory w swoim mniemaniu umiera na krzyzu za innych,
jest nadal Tym, za kogo warto umierac? Czy moze nalezy stanac po
stronie okrutnego Boga?
- Trudno opowiedziec sie zarowno po stronie okrutnego Boga, jak
i falszywego proroka. Mozna jednak w okrutnego Boga uwierzyc, a byc
po stronie proroka, ktorego proroctwo nie potwierdza sie. Stanac
po stronie czlowieka, gloszacego piekna nowine, nawet kiedy nie
ma pewnosci, ze jest ona prawdziwa.
- Dopuszczasz wiec, ze mozna byc solidarnym z sama dobrocia czlowieka,
przeciwko zlemu Bogu?
- Tak, ale czy taka postawe dopuszcza Katechizm ? Czy jest w nim
miejsce na sprzeciw wobec zlego Boga, w imie wielkiej, pieknej idei
niesionej przez czlowieka?
- Katechizm zaklada istnienie dobrego Boga, ale zarazem daje opis
wiary, w ktorym zawarta jest mozliwosc wystawienia na probe.
- Czy to znaczy, ze z Katechizmu wynika zdanie: gdyby Bog nie
przyjal ofiary Chrystusa, to my, chrzescijanie, stanelibysmy po Jego
stronie przeciw zlemu Bogu?
- Tak, i nie jest to heretyckie ubostwienie czlowieka; to jest tylko
stwierdzenie, ze dobroc ma prawo byc dla istoty ludzkiej najwyzszym
Bogiem. Jest to protest przeciwko wszelkiemu mozliwemu manicheizmowi,
sprzeciw polaczony ze swiadomoscia, ze manicheizm jest mozliwy, ze
jest wieczna pokusa czlowieka.
- Sprobujmy sie zastanowic, co to znaczy dla zycia Kosciola.
Czy to znaczy, ze sprzeciw czlowieka otwartego bezposrednio na Boga,
sprzeciw wobec Kosciola, ktory zamiast "dobrej" niesie "zla nowine"
(np. wobec Kosciola toczacego wojny religijne, sprzedajacego odpusty
itp.), upowaznia do schizmy, herezji? A wiec: czy to, co mowisz
otwiera droge do swietosci pastora Marcina Lutra?
- Bunt Marcina Lutra byl bez watpienia buntem przeciw instytucji,
w imie Ewangelii, w imie dobrego Boga. Luter mowil Bogu: "Oto jestem
w imie prawdy i swojej wiary, przeciwko instytucji. A co do swietosci
Lutra, powiem tylko tyle, ze wynoszenie na oltarze to nieco inna sprawa...
- Kosciol przezywal wtedy kryzys, byly powody, by go zmieniac lub
wrecz odrzucic, dzis wolno nam uznac, ze dobra wiara kazala sie wtedy
buntowac. Ale wyobrazenie dobra w kazdym z nas jest inne i kazdy moze
sie poczuc Lutrem. Gdzie jest wtedy miejsce dla instytucji Kosciola?
- Pytasz, czy nasza wiara, ta plynaca z wyboru, wiara tych, ktorzy
swiadomie mowia: "Oto jestem", jest wiara samotna czy wspolnotowa.
Czy to jest wiara moja, czy tez moze nasza? Okazuje sie, ze zawsze wierzy
my z innymi. Wierze, to znaczy, ze moje "Oto jestem" jest z Abrahamem
jest w jakims sensie z Lutrem, w jakims sensie z Chrystusem, ktory
mowi: "Czemus mnie opuscil?", i takze z Jego Matka, ktora po tych
slowach nie odchodzi spod krzyza. Kosciol to ci, ktorzy wierza, ci,
ktorzy mowia: "jestem". Nie ma wiec wiary samotnej. To wiara tworzy
Kosciol. I w wierze jest miejsce Kosciola.
"Boze moj..."
Jezus zawolal donosnym glosem: "(...) Boze moj, Boze moj, czemus mnie
opuscil?".
Oto jeden z najbardziej dramatycznych momentow historii zbawienia.
Lamalo sobie nad nim glowe wielu egzegetow. Czyzby Bog tracil wiare?
- - pytali. "Syn Bozy nie tylko wzial na siebie nasze winy, ale stal sie
nam podobny rowniez w naszych bolach" - pisal Raban Maur, pisarz
chrzescijanski z IX wieku. Zaiste Jezus jest prawdziwym Czlowiekiem,
ktory cierpi, jego udzialem jest lek i najprawdziwsza pokusa, a teraz,
na progu smierci, przezywa zwatpienie.
Ale nie jest to jedyna interpretacja tego fragmentu Ewangelii. Bo
slowa: "Boze moj czemus mnie opuscil" stanowia poczatek Psalmu 22.
Nie jest wykluczone, ze odmawiano ow Psalm w godzinie smierci; nie jest
wykluczone, ze slowa Jezusa byly poczatkiem Jego dalszej - cichej -
modlitwy (tak sugeruje m.in. Roman Brandstaetter). Co wiecej, Psalm 22
zapowiada Golgote - to wlasnie tam Psalmista mowi: "Przebodli rece i
nogi moje, (...) moje szaty dziela miedzy siebie i Ios rzucaja o moja
suknie". " Wypowiadajac slowa proroczego Psalmu - komentuje sw. Jan
Chryzostom - Pan do ostatniej chwili pokazuje swa lacznosc ze Starym
Testamentem", Byc moze byl to znak, ostatni przed Zmartwychwstaniem
- - znak dla kaplanow i uczonych w Pismie (tak jak znakiem dla pogan
- - odczytanym przez setnika - bylo trzesienie ziemi i "mrok, ktory
ogarnal ziemie"): "Kto ma uszy ku sluchaniu, niechaj slucha".
Obie te interpretacje (krzyk rozpaczy i modlitwa poboznego Zyda)
nie musza sie wzajemnie wykluczac. Jezu - pisal Karl Rahner - "w
najciezszej bolesci zechciales sie modlic tymi wlasnie slowy, ktorymi
przed Toba modlily sie tysiace. Przy swojej wlasnej "wielkiej mszy",
w ktorej zlozyles siebie w ofierze, Ty sam modliles sie slowami ujetymi
w liturgiczny ksztalt i w takich wlasnie slowach potrafiles wszystko
wyrazic. Naucz mnie modlic sie slowami Twego Kosciola tak, aby staly
sie one slowami mojego serca".
*
Fiodor Dostojewski mawial, ze gdyby trzeba bylo wybierac miedzy
Chrystusem a prawda, wybralby Ehrystusa. W podobnej sytuacji Simone
Weil poszlaby za prawda, gdyz "Chrystus lubi, abysmy woleli prawde
od Niego, bo przedtem, nim jest Chrystusem, jest prawda. Jezeli
odwracamy sie od Niego, by isc ku prawdzie, nie odejdziemy daleko,
bo spotkaja nas Jego ramiona". Taka alternatywa jest na gruncie
chrzescijanstwa calkowicie falszywa (podobnie jak alternatywa: zly Bog
lub cierpiacy Czlowiek), bowiem "Bog jest miloscia", a Ukrzyzowany
- - Logosem, Slowem Prawdy.
"Dobroc ma prawo byc dla istoty Iudzkiej najwyzszym Bogiem" - mowi
ks. Tischner, a jego mysl ma glebokie zakorzenienie w Biblii: "Nikt
nie jest dobry, tylko sam Bog" i "Cokolwiek uczyniliscie jednemu
z tych braci moich najmniejszych, Mniescie uczynili".
JPo
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 5/96(04.02) "Szpiegow ci u nas dostatek"
JERZY PILCH
W politycznych notowaniach "Trybuny" (nr 23 z 28 stycznia) pierwsze
miejsce zajmuje Jozef Oleksy. "Nawet niektorzy politycy opozycji
uwazaja, ze Polska stracila najlepszego premiera od 1989 roku" - brzmi
uzasadniajacy wysoka lokate podpis pod zdjeciem Oleksego. Biezaca
ocena jest tu zatem budowana na rzekomej historycznej zasludze i
istotnie trudno by bylo inaczej. Samo odejscie tego polityka powodem
do chwaly raczej nie jest, choc oczywiscie nie zabraknie (juz ich nie
brak) licznych glosow heroizujacych dymisje. Ach, jaki wielki ten
Premier, ze odszedl, ze "kierujac sie odpowiedzialnoscia za panstwo
podjal wielka, trudna dla siebie, dramatyczna decyzje". Wielki, wielki
maz stanu.
Tymczasem, jesli swiat ma sens - a co do tego nie ma w koncu ostatecznej
pewnosci - Oleksy musial odejsc. Bez wzgledu na to, jak nieladnie
postepowal z Oleksym wypuszczajacy go w wywiadowcze maliny oficer KGB
i bez wzgledu na to jak prostodusznym i szlachetnym czlowiekiem byl premier.
Prostodusznosc i szlachetnosc przewaznie zle rokuja w polityce,
a prostodusznosc i szlachetnosc w polaczeniu z lewicowoscia rokuja
fatalnie. Oleksy musial odejsc i od samego poczatku wiedzialo o tym
nawet te 40 procent narodu, ktore, jak wynika z ostatnich badan sondujacych
intelekt Polakow, cechuje kompletny analfabetyzm. Totez w gruncie rzeczy
nie ma co wracac do strywializowanych i przenicowanych na wszystkie strony
wywodow, nie ma tez co wydziwiac, iz "Trybuna" w mysl odwiecznej logiki tego
obozu (polegajacej, jak tysiac razy przypominalem, na przekuwaniu kleski
w sukces) daje Oleksemu, teraz wlasnie, najwyzsza polityczna note.
Retoryka tej noty zasluguje wszakze na umiarkowana uwage.
Polska stracila najlepszego premiera od poczatku niepodleglosci.
To zdanie jest nieslychanie w swym ekstremalnym patosie charakterystyczne.
Polska znow cos stracila, Polska stracila cos bardzo wielkiego. Polska
stracila kolejna historyczna szanse. Nie stalo sie tak, ze po prostu
musial odejsc premier, ktoremu postawiono powazne zarzuty i przeciwko
ktoremu toczy sie sledztwo. Nie, tak nie bylo w zadnym wypadku. W osobie
Oleksego Polska poniosla tak dotkliwe straty, jakby stracila co najmniej
dostep do morza. Polska stracila nie premiera, Polska stracila meza
opatrznosciowego. I to stracila go z wlasnej winy, bo przeciez ten,
co traci, sam sobie jest winien. Stracilismy go, bo znow daly znac
o sobie nasze narodowe przywary, prywata, historyczna krotkowzrocznosc,
zanik patriotyzmu, sluzalczy stosunek do Wschodu albo do Zachodu i brak
poszanowania dla dobr najwyzszych.
Stracilismy Oleksego i nie wiadomo, co sie teraz z Polska po tej
niepowetowanej stracie stanie. To znaczy wiadomo "Trybunie". "Trybuna"
wie co sie teraz z Polska stanie. W Polsce mianowicie teraz, po
utracie Oleksego, nastana zabory." Teraz juz wiem, dlaczego przez
123 lata bylismy w niewoli, pozbawieni wlasnego panstwa - pisze w tym
samym numerze "Trybuny" Mieczyslaw F. Rakowski. - Na naszych oczach
niszczone sa fundamenty panstwa, padaja autorytety, burzony jest lad
polityczny i spoleczny. Polska wyrozniajaca sie wsrod innych narodow
spokojnym przechodzeniem przez trudny okres transformacji ustrojowej,
ta i taka Polska odchodzi w przeszlosc. Wkracza w okres samozniszczenia.
Jeszcze chwila a wroci znana z przeszlosci opinia, ze Polacy nie potrafa
sie sami rzadzic".
Oczywiscie nie jestem ja az tak szalony, by polemizowac z
apokaliptycznymi wizjami Rakowskiego, ich - z bardzo elementarnych
frustracji wynikajace - zaplecze psychologiczne jest az nadto dobrze
widoczne. Spazmatyczna proba takiego interpretowania "sprawy Oleksego",
by sprawa to byla jednoznaczna z upadkiem Polski, jest zreszta
chwytem charakterystycznym i wielokrotnie juz w rozmaitych
komentarzach rozwijanym. Wraz z oskarzeniem Oleksego o szpiegostwo
Polska nieoczekiwanie stala sie bowiem krajem samych szpiegow.
Wychodzi na to, ze dzisiaj byc w Polsce i nie byc agentem to jest
wrecz towarzyski nietakt albo inna gruba nieprzyzwoitosc. "19 grudnia
ub. roku - powiada Rakowski - weszlismy jako kraj w faze szpiegomanii,
polowan na prawdziwych i urojonych agentow. Wszedzie ich pelno. Na
prawicy, na lewicy i w centrum. Nazwiska i pseudonimy fruwaja jak
labedzie na Jeziorze Nidzkim". Wywod powyzszy jest klasyczna metoda
tworzenia faktow i jednoczesnego zaprzeczania im. Kasandryczne pienia
Rakowskiego, rozsiewajac obsesje szpiegomanii, polemizuja z nia
zarazem. Bolejac nad rzekoma wszechobecnoscia sluzb specjalnych,
zajadle zarazem sugeruja te wszechobecnosc. W gruncie rzeczy nie
bardzo wierzac, ze za kazdym polskim krzakiem siedzi agent, podnosi
Rakowski scisle polityczny alarm. Byc moze wszyscy wkolo sa agentami
- - wszyscy z wyjatkiem Jozefa Oleksego rzecz jasna, co jest moze
i szlachetna, ale jakby za daleko idaca linia obrony. "Nie wierze
w zasadnosc zarzutu o agenturalna dzialalnosc Oleksego" - powiada
Rakowski i nastepnie rozsiewa naznaczona zreszta pewna sielankowoscia
wizje Polski, nad ktora agenci fruwaja jak labedzie nad jeziorem.
Strategie te, strategie powolywania do istnienia calego tlumu
domniemanych agentow (celem ukrycia w tym tlumie jednego tylko,
rzecz jasna rowniez doistnienia calego tlumu domniemanych agentow
(celem ukrycia w tym tlumie jednego tylko, rzecz jasna rowniez domniemanego
agenta), redakcja "Trybuny" stosuje zreszta z umiarkowanym taktem.
Z tekstem Rakowskiego sasiaduje schludna i czytelna tabelka zawierajaca
nastepujace poziome rubryki: Kto oskarzony? O co oskarzony? oraz: Kto
oskarzal? W pionie ida nazwiska i nazwy instytucji. Cel tej publikacji
jest oczywiscie na wskros szlachetny.
Chodzi wiec przede wszystkim o dokumentacje, a takze o to by kazdy
obywatel mogl miec taka tabelke w domu i nie pozwolil sie szantazowac.
Po przestudiowaniu tego wpierajacego swobody obywatelskie grafiku istotnie
jasno wynika, iz idzie o to, by np. Bugaj Ryszard nie pozwolil sie szantazowac
mediom w sprawie rzekomego naduzywania informacji uzyskanych przez sejmowa
komisje specjalna, by Konieczny Jerzy nie pozwolil sie szantazowac Bugajowi
Ryszardowi w sprawie rzekomego i tendencyjnego zachowania w sprawie Oleksego;
by Oleksy nie pozwolil sie szantazowac Milczanowskiemu w sprawie Oleksego,
by Milczanowski nie pozwolil sie szantazowac Oleksemu, a Fonfara Kuroniowi
i Modzelewskiemu, by Kuron i Modzelewski nie dali sie szantazowac Unii Wolnosci,
a Zacharski Nowakowi-Jezioranskiemu, Geremek zeby nie drzal ze strachu przed
Gontarskim, a Jasik przed Bosakiem, Kwasniewski przed Olszewskim, a Jaskiernia
przed Unia Wolnosci, Miodowicz niechaj sie nie leka Szmajdzinskiego, Walesa
Oskina a Oleksy Milczanowskiego. Chociaz ten przypadek juz zostal, jak sie
zdaje, uwzgledniony, ale o SdRP jeszcze nie bylo mowy, wiec idzie tez o to,
zeby SdRP wyciela sobie tabelke z "Trybuny" i zabrala do domu. Nie bedzie
jej wtedy zaden Janecki szantazowal. I tak moze byc do konca. Jesli oczywiscie
za koniec rozumiec moment, kiedy lapczywi zaborcy wezma nasze sprawy - w swoje
lapy.
=====================================================================
POLITYKA 4/96(27.01) "Panstwo przecieka"
Tajemnice panstwowe leza dzis na ulicy. Po informacje oznaczone
klauzula poufnosci lub zwyklej tejnosci nikt sie juz nawet nie schyla.
W cenie sa jedynie taemnice specjalnego znaczenia. Mozna wrecz odniesc
wrazenie, ze legiony urzednikow panstwowych i politykow rozpoczely
wielki wyscig do gazet: komu jeszcze mozna cos zaoferowac, podpowiedziec,
sprzedac. Panstwo przecieka, rowniez w takim sensie, jakby nam przeciekalo
przez palce. W wojnie na przecieki ofiarami sa nie tylko ludzie ze szczytow
wladzy, ale przede wszystkim instytucje panstwa, ktorych wiarygodnosc zostala
publicznie podwazona, a autorytet sponiewierany. Wladza ustawodawcza,
wykonawcza, sadownicza i czwarta wladza, czyli media, sa oskarzane
o stronniczosc i prowadzenie gier, ktorych sens i wynik z trudem poddaje
sie racjonalnej ocenie. Jaki jest mechanizm przeciekow i dezinformacji,
kto i co probuje w tym balaganie zalatwic i jakie moga byc skutki tej
gry odbezpieczonym granatemo tym jest ten raport.
JANINA PARADOWSKA
Nikt juz nie jest w stanie rozroznic, co jest plotka, co jest
autentyczne, co jest wymyslem kolejnego agenta-eksperta, a co
dziennikarskim ozdobnikiem czy spekulacja. Wyscig stal sie tak
zaciety, ze tuz po zakonczeniu waznej narady w sprawie zahamowania
przeciekow tajemnic pan wicepremier i pani rzecznik rzadu prawie
przekrzykiwali sie ujawniajac szczegoly z tajnego ponoc stenogramu
z posiedzenia Rady Ministrow, ku konsternacji innego wicepremiera akurat
odpowiedzialnego za tajemnice. Nie jest to niestety anegdota. Cala
Polska mogla obejrzec te scene za posrednictwem telewizyjnych Wiadomosci.
Mozemy poczytac sobie o szpiegostwie w wersji surowej, wrecz
siermieznej, przedstawianym w analizach i pseudoanalizach, w ktorych
zbiera sie w jedna calosc znane juz wypowiedzi i informacje ubarwione
kilkoma dodatkowymi szczegolami, lub w wersji egzotyczno-erotycznej,
jak to np. pan Zacharski w towarzystwie pieknej damy podchodzil
Alganowa na Majorce. Jezeli ktos chce, moze tez siegnac po wersje
ekspercka. Na tej niwie szczegolnie uaktywnili sie byli wywiadowcy,
czasem po glosnych wpadkach, ktorzy dzis wszystko juz wiedza najlepiej,
a nawet moralizuja wskazujac, ze obecni pracownicy wywiadu lamia kodeksy
etyczne szpiegow! Wybor jest duzy, a skutek taki, ze zapanowal kompletny
chaos i obywatel miota sie miedzy glupstwem i bzdura a wiadomosciami
rzeczywiscie waznymi i coraz mniej rozumie. W tej atmosferze zadanie
jawnosci obrad sejmowej komisji nadzwyczajnej badajacej dzialalnosc
organow panstwa w tzw. sprawie Oleksego, choc niezgodne z obowiazujacym
prawem, jawi sie jako jedyna metoda mogaca oczyscic atmosfere.
Politycy publicznie zarzekaja sie, ze przestaja juz czytac informacje
zaczynajace sie od slowa "podobno", ale oczywiscie pospiesznie je
czytaja i w zaleznosci od tego, z jakiego obozu politycznego sie
wywodza, natychmiast z nimi polemizuja lub inspiruja nastepne
przecieki. Kazdy szanujacy sie tytul oznajmia, ze zamieszczone
informacje pochodza z dwoch lub z trzech wiarygodnych zrodel,
choc z gory wiadomo, ze zrodlo jest jedno i nie zawsze wie cokolwiek
o sprawie, w ktorej sie wypowiada.
Jako najczestsze zrodlo przeciekow podaje sie sluzby specjalne.
Niewatpliwie w sprawie Oleksego maja one swoje niepodwazalne zaslugi.
W dodatku pracujac na dwie strony. Jedne tajemnice trafiaja do gazet
opozycyjnych, inne do gazet sprzyjajacych premierowi i socjaldemokratom.
Do opozycyjnych plyna przecieki wskazujace na mozliwa wine premiera,
do przyjaznych mu wskazujace, ze materialy jezeli nawet nie zostaly
w calosci sfabrykowane, to z pewnoscia nie maja wiekszej wartosci.
Obserwujac kierunki i wage przeciekow mozna uznac, ze kondycja sluzb
specjalnych i polityczne podzialy w nich sa dzis takie, ze albo nalezaloby
je co predzej zlikwidowac, albo postawic na ich czele czlowieka, ktory
cale to placzace sie po gazetach towarzystwo wezmie wreszcie w garsc
i przerobi na porzadnych funkcjonariuszy panstwowych. Jezeli jest to jeszcze
mozliwe. Postawieni pod sciana, oskarzeni o spiskowanie oficerowie wykazuja
coraz wieksza determinacje w obronie. Determinacja sluzb specjalnych jest
zawsze zjawiskiem groznym.
Byloby jednak zbytnia przesada i niezasluzonym honorem uznanie,
ze zrodlem przeciekow sa dzis wylacznie sluzby specjalne. Na obecna
sytuacje napracowalo sie wielu niebywale juz utrudzonych politycznych
graczy. I dzis, byc moze, sluzby specjalne pozostaly mocno w tyle, gdy
idzie o instytucje przecieku. Nie ulega bowiem watpliwosci ze na
poczatku przeciekow w sprawie Oleksego byl palac prezydencki. Pomija
jac juz nawet dlugi jezyk prezydenta Walesy, ktory wyglosil slynne
zdanie o czerwonej oligarchii majacej miedzynarodowe powiazania, nie
mozna pominac innych pracownikow Kancelarii. Jezeli na poczatku tej
historii sprawe Oleksego znalo w MSW ok. 15 osob, to z chwila, gdy
dotarla ona do bylego prezydenta, liczba osob majacych wiedze
przeznaczona wylacznie dla prezydenta wzrosla niepomiernie. Osoby
te w dodatku wykazywaly ogromna determinacje w dazeniu do ujawnienia
sprawy, by nie zginela i nie rozplynela sie w momencie przekazywania
wladzy.
Jezeli obecnie w obozie premiera tyle mowi sie o swiadomej grze tych,
ktorzy nie potrafili godnie odejsc i rzucili na zakonczenie bombe
rozsadzajaca dzis caly uklad polityczny, to nie mozna zapominac,
ze poklady wzajemnej nieufnosci sa nadal w Polsce bardzo glebokie,
a doswiadczenia z czasow, gdy wszystko nadawalo sie do zmanipulowania
i zatuszowania, bardzo nieodlegle. Fakt, ze jedna formacja polityczna
przejmowala wszystkie kluczowe dla sprawy stanowiska - prezydenta,
premiera, ministra sprawiedliwosci i ministra spraw wewnetrznych,
musial budzic obawy i wzmagac te determinacje.
Nie oznacza to usprawiedliwiania niektorych dzialan, ale ten wlasnie
fakt wiele dzialan tlumaczy. I nie mozna do jednego worka wrzucac
tych, ktorzy dzialali z pobudek moralnych, z tymi, ktorzy postanowili
wykorzystac sprawe w politycznej grze. Byli bowiem i tacy, i tacy.
Zadna formacja polityczna nie sklada sie z samych lobuzow, tak jak
zadna nie sklada sie wylacznie z aniolow. Na takiej wlasnie
niewatpliwie zyznej politycznie glebie wyrosla wszechwladna dzis
instytucja przecieku, za pomoca ktorej trwa przemeblowywanie sceny
politycznej. Palac prezydencki byl wiec w poczatkowej fazie istotnym
zrodlem przeciekow.
Zupelnie dzielnie poczyna sobie tu takze prokuratura. Cala sprawa
tzw. moskiewskich pieniedzy znajduje sie przeciez w aktach sledztwa,
ktore zna z pewnoscia kilkadziesiat osob zarowno jeszcze w prokuraturze
pracujacych, jak i juz nie pracujacych. Nadmierne upolitycznienie
prokuratury, takze poprzez scisle powiazanie jej z ministerstwem
sprawiedliwosci, kolejne czystki owocuja tym, ze scieraja sie w niej
rozne opcje polityczne, a wiec z natury rzeczy prokuratura staje sie
podmiotem politycznej gry poslugujacym sie poreczna instytucja przecieku.
O tym, kto i kiedy porobil kserokopie roznych akt, uslyszec mozna w wielu
wcale nie tajemnych rozmowach. O tym, jak wykorzystuje sie prokurature
do rozgrywek politycznych, czytalismy ostatnio bardzo czesto. Czasem nawet
nie trzeba przecieku, by powiekszyc chaos. Wystarcza wypowiedzi samych
prokuratorow, chocby tych wojskowych, ktorzy raz wysylaja dodatkowe zapytania
do ministra spraw wewnetrznych, a potem je wycofuja. Na niwie przeciekow
prokuratura wojskowa ma zreszta tez pore zaslugi. Jej dokumenty trafialy
juz nawet do glownego wydania Wiadomosci.
Niezwykle istotnym zrodlem przeciekow stala sie, zgodnie z
przewidywaniami, sejmowa komisja nadzwyczajna, ktora jest gremium
politycznym, a wiec polem scierania sie sprzecznych interesow.
Tajemnica sejmowych kuluarow, i to wcale nie najpilniej strzezona,
jest to, ze czlonkowie komisji, z obu zreszta obozow, spotykaja sie
z dziennikarzami z zachowaniem pewnych konspiracyjnych regul.
Na dziennikarskiej gieldzie znane sa nazwiska tych, ktorzy konferuja
najchetniej. W porownaniu do komisji nadzwyczajnej zajmujacej sie
afera teczkowa Macierewicza mamy oczywiscie pewien postep. Wtedy nie
trzeba bylo nawet wymykac sie z gmachu Sejmu, wystarczylo stanac pod
drzwiami i czekac, az z sali wyjda ci poslowie, ktorzy programowo
ujawniali kazda tajna informacje. Teraz sprawa jest nieco trudniejsza,
co nie znaczy, ze niemozliwa.
Sprawa Oleksego nie jest pierwsza sprawa polityczna, w ktorej
przecieki odgrywaja taka role. Politycy SLD przypominaja dzis,
ze sluzby specjalne angazowaly sie juz w akcje polityczne, m.in. przy
obalaniu rzadu Waldemara Pawlaka. Faktem jest, ze wowczas przecieki
odgrywaly spora role zwlaszcza w tworzeniu owej korupcyjno-aferalnej
atmosfery wokol owczesnego premiera. Nie wiem, czy wowczas przecieki
byly dzielem sluzb specjalnych. Wiem natomiast, ze politycy SLD byli
wielce ucieszeni cala akcja, gdyz, jak mowili po cichu, operacja
zmiany na stanowisku premiera przygotowywana byla dla Aleksandra
Kwasniewskiego.
Jak sie wiec okazuje, moga byc przecieki wygodne i niewygodne, a sluzby
raz sa wspaniale, a raz grozne. Wszystko zalezy od tego, kto na zamieszaniu
moze politycznie skorzystac. Marian Zacharski raz jest obrzydliwym agentem,
najlepiej KGB, a raz bohaterem prawicowych romansow. Oskarzano tez sluzby
specjalne o angazowanie sie w kampanie wyborcza po stronie Lecha Walesy
poprzez ujawnienie akcji Polisy posiadanych przez zone Aleksandra
Kwasniewskiego. Jezeli pracujac cala para dla Walesy sluzby dokopaly
sie tylko Polisy, to nalezaloby uznac, ze rzeczywiscie nic nie potrafia
i najlepiej je rozwiazac. Wypada miec nadzieje, ze te wszystkie zarzuty
wyjasni wreszcie kiedys sejmowa komisja do kontroli sluzb specjalnych
i jakas droga, chocby poprzez wyprobowana forme przecieku, poinformuje
opinie publiczna, jak bylo naprawde. Jezeli wspominam o Polisie, to wylacznie
dlatego, ze istnieje dzis niezwykle wazne zrodlo przeciekow, zwlaszcza
w sprawach o posmaku aferalnym - jest nim konkurencja gospodarcza,
a zrodlem informacji sa np. po prostu sady rejestrowe.
Jak wiec gdy zsumowac rozne zrodla, okaze sie, ze Polska rzeczywiscie
przecieka, a obok zrodel zupelnie oficjalnych sa sprzedajni urzednicy
i funkcjonariusze (niektore gazety maja stalych dobrze oplacanych
informatorow np. w komendach policji, w dodatku maja cenniki za
wykrycie afer zwlaszcza dotyczacych ludzi ze sfer wladzy - kilka
miesigcy temu krazyl w srodowisku taki cennik z jaguarem jako nagroda
za obalenie premiera i 250 mln za ministra), sfrustrowani koledzy
usunieci z pracy i rozgrzani emocjami politycy. Pod dziennikarskie
zbiory pole zostalo dobrze przygotowane. I tak bedzie, dopoki nie
dopracujemy sie porzadnej sluzby cywilnej, sprawnego, maksymalnie
uwolnionego od politycznych wplywow i gier aparatu panstwowego
i porzadnej ustawy o tajemnicy panstwowej, ktora karac bedzie
nie dziennikarzy, ale urzednikow. Tak bedzie, dopoki klasa polityczna
nie wypracuje metod rozwiazywania konfliktow takze w zaciszach gabinetow,
a nie tylko za pomoca publicznych spektakli i nieustannej mobilizacji
opinii publicznej po ktorejs z walczacych stron.
JANINA PARADOWSKA
=====================================================================
POLITYKA 4/96(27.01) "Lawina"
Tej lawiny nie uda sie juz zatrzymac. Sprawa Oleksego zatacza coraz
szersze kregi i nikt dzisiaj nie jest w stanie przewidziec, czym sie
skonczy. Juz nawet coraz mniej wazne jest, kiedy premier poda sie do
dymisji czy tez zostanie podany, bo nie ulega watpliwosci, ze to tylko
kwestia czasu i stylu.
WIESLAW WLADYKA
Przesilenie ktorego jestesmy swiadkami i uczestnikami, jest
najbardziej chyba dramatyczna proba dla polskiej demokracji po 1989
roku. Odlozy sie ona jako roznorodne skutki na wiele lat, a tez
- - wyglada na tomoze wplywac sprawczo na glebokie przemiany polskiej
geografii politycznej (Donald Tusk i Jaroslaw Kaczynski zadaja wprost
delegalizacji SdRP), nie mowiac juz o wizerunku panstwa polskiego na
zewnatrz.
Kazdy dzien przynosi nowe tak zwane rewelacje, ktore przeciekaja
do prasy z tych wszystkich miejsc, urzedow i sluzb, "specjalnie"
jakoby chroniacych swoje tajemnice, a jak sie okazuje, jednak niezbyt
specjalnie. Politycy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej
niezwykle uaktywnili sie, rosnie w sztuczna sile faktycznie slabe jak
dziecko PSL, Lech Walesa w Gdansku nie wychodzi ze swej roli "glownego
rozgrywajacego". Aleksander Kwasniewski wyniosle milczy, Jozef Oleksy
i jego partyjni koledzy takze zachowuja pozorny spokoj - wszystko
ponoc zalezy od decyzji prokuratury i od "procedur demokratycznych".
Wszyscy graja jakies swoje gry, i nie ma co sie dziwic, choc trudno
oprzec sie wrazeniu, ze to gra rzadzi politykami, a nie politycy gra.
W tym sensie, ze rozwoj wypadkow ma swoja wlasna dynamike i logike,
jak ta lawina. Nikt nad nia nie jest w stanie zapanowac, mozna co
najwyzej dac sie poniesc i walczyc o utrzymanie na powierzchni.
Niektorzy, jak chocby Ryszard Czarnecki, korzystaja z okazji
i wyskakuja zwawo przed orkiestre (przepraszam, przed lawine), mimo
ze kilka tygodni temu zdazyli sie solidnie politycznie skompromitowac.
Lecz tamta kompromitacja, i inne jeszcze, odeszla w niepamiec, tak jak
prezydenckie zwyciestwo kandydata SLD, mimo ze bylo to tak niedawno
temu. Teraz zegar bije inne godziny.
Ta lawina musiala ruszyc. Nie wydaje sie, ze mozna bylo jej uniknac,
nawet w przypadku, gdyby Aleksander Kwasniewski, tuz po wyroku sadu
zatwierdzajacym wynik wyborow, zgodzil sie na propozycje przedlozona
mu przez wyslannikow urzedujacego prezydenta Andrzeja Milczanowskiego
i Wladyslawa Bartoszewskiego, by sprawie Oleksego nie nadawac
publicznego biegu i probowac zalatwic ja dyskretnie. Po pierwsze,
musialby przyjac informacje za pewne, a po drugie, uzyc swojej sily
politycznej na zrealizowanie proponowanego scenariusza, przy
zrozumialym oporze premiera, swojego partyjnego kolegi. Nawet jesli
spelniony zostalby pierwszy warunek, drugi juz nastreczalby duzo
klopotow. W jaki sposob zlamac opor Oleksego, twardo mowiacego
o prowokacji sluzb specjalnych i o tym - to mowil w telewizji
przynajmniej dwukrotnie, co mogla uslyszec cala Polska i co
zabrzmialo, nie ma zludzen, z lekka szantazowo rowniez wobec
prezydenta - ze zazyle stosunki z Alganowem w koncu nalezaly do
typowych w jego srodowisku. A poza tym nie byloby zadnej gwarancji,
ze sprawa tak czy inaczej nie wyjdzie na swiatlo dzienne.
Wystarczy obserwowac mechanizm przeciekow z ostatnich tygodni, by
przyjac za pewnik, ze i w tamtym wypadku informacje utajnione stalyby
sie wnet tajemnica poliszynela. Odejscie Oleksego tez nalezaloby jakos
uzasadnic. Wszelkie metniactwo i dyplomatyczne wybiegi wzmacnialyby
tylko naturalna podejrzliwosc opinii publicznej, czyli polujacej na
sensacje prasy. Pierwszym podejrzanym i pierwszym oskarzonym bylby
nowy prezydent. Chowa pod korcem wstydliwe choroby swojej formacji,
chroni zblamowanego kolege, nie ma zaufania do demokracji. Zapewne
wiec Aleksander Kwasniewski ani nie chcial, ani nie mogl zatrzymac
tej lawiny.
Nikt jej po prawdzie nie chcial ani nie mogl zatrzymac. I znowu,
nawet gdyby Kwasniewski poswiecil Oleksego po perswazjach dwoch
ministrow od Walesy (ktorzy zapewne kierowali sie w swojej misji
dobrem polskiej racji stanu), wcale to by nie oznaczalo, ze sprawa
po stronie Walesy zostalaby ostatecznie zamknieta. On takze nie
potrafilby zatrzymac publikacji prasowych i interpelacji poselskich,
zapewne tez by nie bardzo chcial. To bylby dopiero poczatek wielkiej
rozgrywki politycznej, bo w koncu za dymisja musialyby pojsc kolejne
decyzje i rozliczenia, nadszedlby czas ukladania nowego rzadu i
poszukiwania premiera oraz ministra spraw wewnetrznych. I nowy
prezydent stalby sie wiezniem bylego prezydenta.
Ten rodzaj spekulacji moze razic swoistym wyrachowaniem czy wrecz
cynizmem. Nie badzmy jednak naiwni jak dzieci. Polityka jest gra,
w ktorej wszyscy jej uczestnicy kalkuluja i kombinuja, nawet ci, ktorym
na sercu naprawde leza najbardziej szczytne idealy i wartosci. Ta gra,
ktora sie toczy, stala sie mozliwa dlatego przeciez - i to nalezy
wyraznie powiedziec - ze sprawa Oleksego istnieje naprawde, nawet
jesli okaze sie, ze zarzut glowny (czyli zdrada rozumiana jako swiadome
dzialanie "na rzecz obcych" i "przeciwko interesom narodowym")
nie ma pokrycia w materialach dowodowych. Nie ulega watpliwosci,
ze wszystko to, co juz wiemy na pewno, chocby od samego zainteresowane
go, dyskwalifikuje go politycznie i uzasadnia zadania dymisji. Walesa
z Milczanowskim mieli dosc materialow i argumentow, by je rzucic na
stol. A ze rzucono je w tym, nie w innym, momencie, to juz byla
kwestia wlasnie rachunku politycznego.
Sadzic mozna, ze Lech Walesa poszukiwal optymalnego scenariusza
uzycia sprawy Oleksego i tu sie troche przeliczyl. W drugiej turze
wyborczej wyraznie zapowiadal jakies sensacyjne rewelacje na temat
"oligarchii", a jego sztab ustami posla Gwizdza, jeszcze miedzy
turami, wrecz mowil o jakichs kompromitujacych dla "czerwonych"
nagraniach. Przeliczyl sie w tym sensie, ze zapewne przygotowane
materialy mialy byc uzyte po reelekcji prezydenta, co zakladano jako
pewne w celu zlamania rzadzacej koalicji. Po przegranej w wyborach
i po wyroku sadu korzystnym dla Aleksandra Kwasniewskiego z granatu
wyciagnieto najpierw zawleczke (rozmowy z Kwasniewskim, potem
nadzwyczajne spotkanie w Palacu Namiestnikowskim), a nastepnie
rzucono granat w tlum (wystapienie Milczanowskiego w Sejmie).
Uzasadnione jest przypuszczenie, ze Lech Walesa liczyl zrazu, ze uda
mu sie wywolac takie zawirowanie, ktorego efektem bedzie jakis gleboki
szok struktur panstwa i w konsekwencji zneutralizowanie zwyciestwa
Aleksandra Kwasniewskiego, a nawet jego uniewaznienie. Nikt tego nie
wie na pewno, moze nawet i Lech Walesa, ktory jakby improwizowal
i troche po omacku szukal dla siebie politycznej szansy. To nie byl
scenariusz zamachu stanu, juz raczej scenariusz szoku.
A potem zaczela sie gra o wszystko, gdyz przeciwko sobie stanely dwie
prawdy (zdrada czy prowokacja?), miedzy ktorymi nie da sie zawrzec
jakiegokolwiek kompromisu i pojawilo sie generalne pytanie o demokratyczna
i patriotyczna legitymacje formacji postkomunistycznej, tym bardziej
zasadne, ze w krag podejrzen zostali wciagnieci kolejni jej liderzy,
na razie jeszcze publicznie nie zidentyfikowani, ale juz - jesli wierzyc
prasie - "namierzeni". Dlatego tez formacja coraz bardziej nerwowo, ale
i z coraz wieksza determinacja, wystepuje w obronie swojego premiera.
Oddanie tego szanca mogloby byc poczatkiem wielkiego demontazu, z takim
wysilkiem zbudowanej, pozycji demokratycznej SdRP i SLD.
Jest tam chyba pelna swiadomosc, ze Jozef Oleksy oto zakonczyl swoja
kariere polityczna, lecz jego odejscie, dla dobra formacji, powinno
byc zaaranzowane w trybie specjalnym, powiedzmy, "z powodu choroby",
a na pewno nie pod naciskiem oskarzen. Taktyka ograniczania strat zdaje
sie w tej chwili byc nadrzedna i jej podporzadkowane sa roznorodne
dzialania propagandowe ("Trybuna" i "Nie" rzucily wszystkie swoje
sily, by nie pozostawac dluznym), a takze zakulisowe (nie brak
powaznych zarzutow wskazujacych na podejrzane dzialania na przyklad
Jerzego Jaskierni, ostatnio takze Jerzego Koniecznego).
To jest jednak taktyka defensywna, inna zreszta nie moglaby byc.
Do ofensywy ruszyly wszystkie inne obozy polityczne, powodowane
szansa, ktora sie nieoczekiwanie otworzyla, a takze w wielu wypadkach
zaniepokojone nadwerezonym stanem panstwa polskiego. Trwaja
poszukiwania nowej konstelacji politycznej w ramach parlamentarnych,
nie brak tez pomyslow, by zmienic te ramy, chocby poprzez przeprowadzenie
wczesniejszych wyborow. Otwieralaby sie wowczas mozliwosc wprowadzenia
do Sejmu jakiegos bloku prawicowo-solidarnosciowego, w kazdym razie bloku,
ktoremu patronowalby politycznie Lech Walesa. Blok ten nie mialby ze soba
wiele wspolnego w sprawach na przyklad gospodarczych, ale w czasie kampanii
moglby wystepowac z powodzeniem jako sojusz antykomunistyczny i patriotyczny,
ktore to hasla znakomicie zdaly juz egzamin w batalii prezydenckiej, a teraz
zostalyby jeszcze wzmocnione.
Wczesniej jednak probuje sie odlaczyc od koalicji rzadzacej PSL
i razem z nim utworzyc nowy uklad z SLD poza burta. Stronnictwo Pawlaka
waha sie. Wczesniejsze wybory parlamentarne moglyby byc dla tej partii
nieszczesciem, wiec tego nie chce. Porzucenie SLD mozliwe byloby
za cene kolejnych stanowisk i przywilejow dla PSL, moze nawet za cene
premierostwa? Ale nic tu nie jest pewne. Moze lepiej miec to, co sie
ma, niz wdawac sie w ryzykowne przetargi i nowe pasjanse. Do tego
jeszcze pozycja Waldemara Pawlaka jest w Stronnictwie coraz slabsza
i zaden z jego partyjnych konkurentow (moze poza Jozefem Zychem, ktory
jednak nie chce byc nikim innym niz marszalkiem Sejmu) nie wyrosl na
tyle, by mogl narzucic sie swoim kolegom i swoim nowym sojusznikom.
Kazdy z tych wariantow oznacza dalsze oslabienie pozycji Aleksandra
Kwasniewskiego. Dalsze, bo juz na samym poczatku z wlasnej winy sam
sie mocno nadwerezyl, a pozniej, az do dnia dzisiejszego, zaplatal sie
nieszczesliwie, czy tez zostal zaplatany, w sprawe Oleksego. To zle
dla niego rokuje. Polityk, ktory nauczyl nas, ze co jak co, ale mowic
potrafi i nie boi sie polemicznych konfrontacji, teraz milczy,
z dziennikarzami w Polsce w ogole nie chce rozmawiac, a z trzech zdan,
ktore w kraju wypowiedzial, dwa byly moralnymi gwarancjami dla premiera
- - "prezydent ufa premierowi".
To prawda, swietnie jak na razie wypada za granicami, tam przede
wszystkim probuje byc aktywny. Lecz szkopul polega na tym, ze powinien
sprawdzic sie w kraju, w sytuacji, ktora mu wybuchla w rekach na samym
poczatku kadencji. A prezydenta nie widac i nie slychac. Tak jakby nie
byl w stanie stanac ponad podzialami i uniesc odpowiedzialnosc za
calosc. Bardziej troszczy sie - trudno nie miec takich podejrzen o
czesc, czyli o interes polityczny formacji, ktora go do prezydentury
wyniosla.
Aleksander Kwasniewski zapowiadal szerokie konsultacje, mowil
o swoim programie aktywnego dzialania na rzecz reform i budowy
mocnego panstwa, teraz ani nie konsultuje, ani nie buduje, ani
nie unosi sie ponad podzialami. Tu w kraju decyduje sie dzisiaj,
czy prezydent bedzie mocny i wiarygodny, czy bedzie kreatorem wielkiej
polityki, ktora nastepnie bedzie mozna pokazac swiatu. Byc moze prezydent
wreszcie ocknal sie z letargu. Po powrocie z Brukseli zapowiedzial
akcje ujawniania tajnych akt MSW i UOP, pogrozil takze rozwiazaniem
parlamentu. Jakas energia w prezydenta wstapila, tylko jeszcze nie
wiadomo jaka i do czego zmierza. Brakuje jasnego kierunku i celu. Bo
nie moze nas cieszyc taka oto interpretacja, ze grozba rozwiazania
parlamentu jest straszakiem dla PSL, a ujawnienie akt - dla opozycji
(wojna na teczki).
Polityka nie znosi prozni. To Jozef Zych dzisiaj, jako marszalek
Sejmu, przejal wiele z roli prezydenta. U niego w gabinecie spotykaja
sie i rozmawiaja politycy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej
(!), on tez probuje moralnie patronowac pracom specjalnej komisji
sejmowej w sprawie sluzb specjalnych, poszukuje politycznego wyjscia
z kryzysu, w jakim znalazlo sie panstwo, wystepuje w telewizji, spotyka
sie z dziennikarzami. Tymczasem zdawkowego Kwasniewskiego widzimy bez
przerwy na lotnisku przed odlotem i po przylocie, i w krotkich
migawkach w Wiadomosciach, jak usmiechniety zapewnia swoich rozmowcow
na Zachodzie, ze Polska twardo chce do Europy. A do Polakow mowi cos,
co trudno na razie zrozumiec i zaakceptowac.
Dla opisu kryzysu, ktory nas dopadl i nas niszczy, szukamy jezyka,
probujemy oddzielic od siebie roznorodne sensy, nazwac po imieniu
fenomeny, ktore sie objawily. Sprawia to nam wielka trudnosc. Analiza
polityki, a trzeba ja przeciez starac sie zrozumiec, nie powinna
przeslaniac problemow bardziej zasadniczych, ktore w dluzszej fali
zaczna oddzialywac na nasze zycie zbiorowe i odloza sie w narodowej
psychice. Gaszcz faktow i sensacji, personalnych zawiklan, niejasnych
procedur, lamancow prawnych wciaga i w pewnym momencie widzac drzewa
przestajemy dostrzegac las. Lawina wali w dol i gruchocze wszystko
po drodze. Upadek moralny polskiej polityki stal sie faktem. Juz chyba
nic gorszego ani nie moze sie zdarzyc, ani nawet przysnic. Jak to
wszystko wyjasnic naszym dzieciom, ktore nie znaja innej Rzeczypospolitej
jak ta wolna, niepodlegla i demokratyczna. Moze nas juz tylko ozywiac
nadzieja, ze po wielkim praniu brudow bedziemy troche czysciejsi.
WIESLAW WLADYKA
=====================================================================
POLITYKA 4/96(27.01) "Pod sciana"
Rozmowa Polityki
Czy zna pan materialy, ktore trafily wlasnie do prokuratury
wojskowej, a dotycza zarzutow o panska wspolprace z obcym wywiadem?
Nie znam i nie staralem sie ich poznac, choc bije sie z myslami,
czy dobrze robie, bo coraz wiecej na ten temat ukazuje sie w mediach,
na tych materialach buduje sie opinie, a tymczasem ja dysponuje jedynie
jakimis strzepami informacji. Nie probowalem spotykac sie ani z
prokuratorem Michalowskim, ani z prokuratorami, ktorzy beda owe
materialy badac, ani nawet z ministrem Jaskiernia, aby nie zarzucano
mi, ze usiluje wplynac na tok sprawy. Przyjalem zasade, ze dopoki
procedury nie wymagaja mojej odpowiedzi, powstrzymuje sie od reakcji.
Podzielam wszystkie opinie o potrzebie autentycznej bezstronnosci.
Ale chyba domysla sie pan, co moze byc w tych materialach?
Czesc ujawnil sam minister Milczanowski mowiac, ze jakies papiery
rzekomo dostarczalem agentowi rosyjskiemu. Po drugie, wciaz wedlug
zapowiedzi Milezanowskiego jakies potwierdzenia moich kontaktow z
Wladimirem Alganowem, juz po uprzedzeniu mnie przez szefa UOP ze jest
on oficerem KGB. Wreszcie, moge sie domyslac, ze sa tam jakies materialy
ujawniajace sam fakt mojej znajomosci z Alganowem, co jest o tyle zabawne,
ze gdyby mnie zapytano, tobym sam potwierdzil i nie trzeba by zatrudniac
sluzb specjalnych. Bez watpienia jest tam jeszcze cos, co sie nazywa
materialami operacyjnymi: kasety, notatki, zeznania kupione od agentow,
jakies rzekome dokumenty z mojej moskiewskiej teczki, ale co, to nawet
trudno mi sie domyslac. Pisze sie natomiast o tym z roznym stopniem
szczegolowosci.
A owo nagranie, cytowane juz przez prase: "musimy zmienic forme
kontaktow". W ten sposob mial pan ostrzegac Alganowa.
Slyszalem, ze jest podobno ta rzekoma rozmowa telefoniczna, ona nawet
niezle pasuje do wersji potwierdzajacej moja "agenturalnosc", ale
udowodnic autentycznosc tego nagrania bedzie chyba trudno, bo zadna
taka rozmowa po prostu nie miala miejsca.
W Sejmie powiedzial pan, ze dowody sa "w duzej mierze sfabrykowane".
Sugeruje pan, ze podobnie jest i z tym nagraniem. Ale "w duzej mierze"
oznacza tez, ze w jakiejs mierze owe dowody sa autentyczne.
Bo sa. Przeciez potwierdzam znajomosc z Alganowem, jakies spotkania,
rozmowy, biesiady, ale wiem, ze nie bylo tu zadnego szpiegostwa,
tajnosci, przekazywania materialow. Czasem mysle, co tez takiego
moglbym "wyszpiegowac" i w czym zaszkodzic Polsce, gdyby miala
miejsce hipotetyczna sytuacja przedstawiana przez oskarzycieli.
Czy to znaczy, ze w tej sprawie nie ma pan sobie nic
do zarzucenia?
Mam sobie do zarzucenia pewna nieroztropnosc, ktora teraz widze
w ostrzejszym swietle. Wowczas tak na to nie patrzylem. Moja znajomosc
z Alganowem trwala dluzszy czas, z dlugimi przerwami, choc dzis
powstalo takie wrazenie, jakby Alganow nic innego nie robil, tylko
przesiadywal u mnie.
Czy ta znajomosc trwala rowniez wtedy, gdy byl pan marszalkiem
Sejmu?
To bylo wczesniej, bo potem on wyjechal z Polski, ale niestety
dokladnych dat nie pamietam, bo nigdy nie myslalem, ze mi do czegos
beda potrzebne. Ale z dzisiejszego punktu widzenia dostrzegam swoja
owczesna nieroztropnosc, bo polityk nie powinien pozostawac w
zazylosci czy kolezenstwie z jakimkolwiek zagranicznym dyplomata,
chocby dlatego, ze nigdy nie wiadomo, czy ten dyplomata nie ma
jeszcze jakiejs funkcji.
Rozumiem, ze pan nie zdawal sobie sprawy, ze Alganow moze byc
oficerem KGB?
W ogole tego nie zakladalem.
Przepraszam, ale czy to nie jest naiwnosc: mysle, ze w Polsce
kazdy dorosly wiedzial, ze radziecki dyplomata musial pisac raporty.
To jest dzis moze trudne do wytlumaczenia, ale dla mnie on byl
po prostu znajomym, a nie dyplomata czy co gorsza szpiegiem.
To prosze powiedziec, jaka byla natura panskiej znajomosci
z Alganowem? Czy to mozna nazwac przyjaznia? Czy czesto sie
spotykalisci, w domu, na kortach?
Ja w ogole nie gram w tenisa, wiec zadnych spotkan na kortach nie
bylo. Wiem natomiast, ze pan Alganow czesto grywal z wieloma Polakami,
w tym podobno i z Marianem Zacharskim. Na to bym najpierw zwrocil uwage,
a nie na moje gry tenisowe.
Poniewaz Alganow mieszkal w tym samym osiedlu co ja, wiec przez lata
byla to dosyc bliska znajomosc. On swietnie mowil po polsku i nawet
czasem nie traktowalismy go jak cudzoziemca. Chodzilismy na jakies
spacery, ale zwykle w wiekszym gronie, z innymi sasiadami, przeciez
nie we dwojke, potajemnie. I dzieci sie znaly i spotykalismy sie na
imieninach u mnie i u innych, raczej w takich zbiorowych formach zycia
towarzyskiego. Alganow nie mial w kregu znajomych zadnej uprzywilejowanej
pozycji. Ale w wielu domach bywal czestym gosciem.
No i ten dobry znajomy, wyglada na to, doniosl na pana Zacharskiemu,
a na dodatek z Moskwy dzis pana broni, co jest juz niedzwiedzia
przysluga.
Co naprawde rozegralo sie podczas spotkania Zacharskiego z Alganowem
na Majorce, tego chyba nigdy sie nie dowiemy. Nie wiem zreszta, po co
mieli sie spotykac na Majorce, skoro w Warszawie grali w tenisa?
W ogole zastanawia mnie ta jakas zazylosc miedzy polskimi i rosyjskimi
agentami. Przeciez wiekszosc, jak mniemam, materialow i oswiadczen
przeciwko mnie pochodzi - czego UOP nie ukrywa - od agentow KGB.
Na Boga, skad taka latwosc w uzyskaniu tych materialow? Nie znam
sie na tym, wiec tylko wyrazam zdziwienie.
Ale zdziwienie budzi tez fakt, ze utrzymywal pan kontakty
z Alganowem takze po 1989 r.; czy nie zawazyl pan, ze zmienil sie
- nazwijmy to - kontekst takich spotkan?
Powtarzam: patrzmy na to z owczesnej optyki, a nie dzisiejszej.
Bylismy kolegami, wiec moze dlatego nie wykazalem tu jakiejs
nadzwyczajnej czujnosci. Zreszta, nie bylem wtedy ani premierem,
ani marszalkiem, wiec nie widzialem powodu, aby dokonywac jakiegos
przegladu moich znajomych, choc nalezalo to uczynic. Ponadto w Zwiazku
Radzieckim szla wtedy pierestrojka, mnie to naprawde bardzo interesowalo;
jego interesowaly zmiany w Polsce, ktorych bylem obserwatorem rozmawialismy,
dyskutowalismy. W koncu Rosjanie i Polacy mocno przezywali zachodzace
zmiany, wiec bylo o co sie spierac. Nie ma tu i nie bylo zadnej tajemnicy,
zadnego specjalnego podtrzymywania kontaktow z jego czy z mojej strony,
niekiedy calymi miesiacami nie rozmawialismy. Nie bylo tez zadnych
dyskrecjonalnych spotkan, w lesie, po kryjomu, za drzewem czy, jak to
sie teraz pisze, "na punktach kontaktowych". To paranoja. Niemal zawsze
rozmawialismy w jakims szerszym gronie. Zwykla znajomosc, tylko zbyt zazyla,
jak to dzis moge stwierdzic. Moze to kogos zdziwic, ale poniekad poczuwalem
sie nawet do obowiazku objasniania Rosjanom polskich przemian, by nie rozumieli
ich opacznie.
Czyli Alganow w zaden sposob pana nie szantazowal?
Absurd. Zawsze go moglem wyrzucic z domu.
Mowi sie, ze Alganow przekazal pana - czy tez owa znajomosc
- swojemu nastepcy Jakimyszynowi. Tak powiedzial "Polityce" min.
Milczanowski.
To jest najwredniejsze: dobieranie profesjonalnego slownictwa do
najzwyklejszych kontaktow miedzy ludzmi. Bylo tak, ze kiedy Alganow
mial juz wyjezdzac z Polski, w ambasadzie odbylo sie jakies przyjecie,
na ktorym obaj do mnie podeszli. Alganow powiedzial, ze to jest jego
kolega ze studiow, nowy pracownik ambasady, nie zorientowany jeszcze
w sprawach polskich i czy gdyby mial jakies pytanie, moze sie ze mna
skontaktowac? - Moze. Widzielismy sie potem raptem cztery czy piec
razy, ale poniewaz mial zwyczaj przychodzic nie umowiony i zachowywal
sie dosc bezczelnie, zezlil kiedys moja zone i na tym ta znajomosc sie
skonczyla. I tyle: wielki agent Jakimyszyn, prowadzacy mnie, drugiego
"wielkiego agenta"... Po co taka legenda!
Oczywiscie - i to byla moja nieroztropnosc. Jak dzis widac - oni po
swojej stronie prowadzili to zawodowo. Uwazam za wyjatkowa podlosc
rejestrowanie u siebie znajomosci i podciaganie jej pod swoje sukcesy
i przydawanie temu kwalifikacji "uzyskow wywiadowczych". Dla nich
"Olin" mogl istniec naprawde, bo przeciez ja nie znam ich metody
rejestrowania znajomosci, sposobu przekazu. Jesli ich podejscie bylo
wywiadowcze, to ja juz nie mam wplywu na to, co tworzyli, przed kim
sie popisywali, jakie wymyslali kryptonimy i nazwy. Nie zdziwilbym sie
zreszta, gdyby Jakimyszyn byl wlasnie owym agentem kupionym przez UOP.
Zostawmy prokuraturze te cala materie dowodowa I przejdzmy do
wydarzen ostatnich tygodni. Od kiedy wiedzial pan, ze sa na pana
szykowane jakies materialy?
Ze na mnie, to sie dowiedzialem dopiero od prezydenta elekta
Kwasniewskiego, juz po wyborach, kiedy przekazano mu w tej sprawie
informacje z MSW. Nieco wczesniej zaczely do mnie docierac niejasne
sygnaly, ze "wrze w MSW", ze sie odbywaja tajne nocne i poranne
spotkania, ze uczestniczy w nich zawsze to samo grono: Milczanowski,
Jasik, Zacharski, Fonfara, Zimowski, i ze bardzo sie te spotkania
zintensyfikowaly, rowniez u Lecha Walesy, miedzy wyborami a orzeczeniem
Sadu Najwyzszego w sprawie ich waznosci. Haslem bylo "zbieranie
materialow w sprawie osob publicznych". Ja to bagatelizowalem, ale
poniewaz byl czas goraczki powyborczej, wiec na wszelki wypadek
poprosilem Czempinskiego, aby poinformowal szefa rzadu, czy
rzeczywiscie trwa jakas operacja zbierania (dopiero pozniej
powiedzialbym -tworzenia) materialow. Czempinski potwierdzil, ale
odmowil podania jakichkolwiek szczegolow, gdyz cala sprawe przejal
bezposrednio minister Milczanowski.
Bylo to poznym wieczorem, ale zazadalem, aby min. Milczanowski
przyjechal do URM. Przyjechal. Poprosilem, by, zgodnie z prawem,
poinformowal mnie o specjalnych dzialaniach MSW: - Nic panu nie powiem
i prosze nie wyciagac z tego zadnych wnioskow - odpowiedzial Milczanowski.
- - Przeciez pan wie, ze w takiej sytuacji moge podejrzewac jakies dzialania
nielegalne, jakis spisek? - Nic panu nie powiem - powtarzal Milczanowski.
Nastepnego dnia zwrocilem sie do ministra na pismie z pytaniem, czy prowadzone
sa jakies dzialania przeciwko osobom publicznym. Otrzymalem odpowiedz,
sygnowana "tajne, specjalnego znaczenia", ze prezydent Walesa zwolnil
go z obowiazku udzielania mi informacji. Napisalem wiec do prezydenta
pismo zadajace "przywrocenia regul panujacych w panstwie demokratycznym".
Odpowiedzi nie bylo, az, ku mojemu zaskoczeniu, dowiedzialem sie od
Kwasniewskiego, ze tu chodzi o mnie.
Dlaczego wtedy nie zdecydowal sie pan, jako pierwszy, upublicznic
tej sprawy?
Mialem taka mysl, ale doszedlem do wniosku, ze cala afera jest tak
nieprawdopodobna, ze jesli ja z tym wystapie, a oni zaprzecza, to
wyjde na niepowaznego.
Potem bylo slynne nocne spotkanie u Le cha Walesy...
...Wiem, ze jeszcze wczesniej Walesa spotykal sie z innymi politykami
i pokazywal im te kilkustronicowa notatke, ktora Milczanowski
z Bartoszewskim zawiezli Kwasniewskiemu. Jednoczesnie przez prezydenta
elekta przekazano mi sugestie, ktora nazywam szantazem, ze jesli przed
koncem kadencji Lecha Walesy podam sie do dymisji i znikne, to sprawy
nie bedzie. To mi daje podstawy sadzic, ze deklarowana troska
o zagrozone bezpieczenstwo panstwa byla czysta retoryka. Tym bardziej
ze przeciez proponowalem Milczanowskiemu, a uczynil to takze prezydent
elekt, aby pozostal na stanowisku ministra, wiec jesli bal sie, ze
sprawie "bedzie ukrecony leb", mogl jej dopilnowac osobiscie. Zamiast
tego zdecydowal sie na publiczne przedstawienie w Sejmie, gdzie sypal
szczegolami, ktorych dzien wczesniej nie raczyl przedstawic na utajnionym,
na jego wniosek, posiedzeniu Rady Ministrow.
Na to sejmowe wystapienie zareagowal pan mowiac m.in. o prowokacji
sluzb specjalnych, o inwigilacji premiera, o pieniadzach, ktore
zostaly wydane, aby pana skompromitowac. Czy opieral sie pan na
wiedzy, czy na przypuszczeniach?
Jedno i drugie.
Ale sprawa inwigilacji zostala zdementowana przez ministra
Koniecznego.
To taki wybieg UOP-u: nie sledzili mnie, tylko Alganowa... Jesli tak,
to pytam: dlaczego sluzby specjalne, wiedzac, ze Alganow prowadzi
prace szpiegowska, nie podjely prawem nakazanych dzialan? Podobnie
jak z Jakimyszynem, ktory spokojnie wyjechal z kraju? Podjely natomiast
dzialania wobec premiera. Jak to wiec jest, ze nie podejmuje sie
krokow przeciw agentom, o ktorych od lat wie sie, ze nimi sa?
Czy to jest wlasnie ta "utrata zaufania" ktora motywowal pan
kontrowersyjna decyzje o zdymisjonowaniu wiceministra Jasika z MSW
i powolaniu na to miejsce panskiego doradcy Andrzeja Anklewicza?
Pion min. Jasika to byl pion policji, a nie UOP-u, i uczestniczyl
on w pracach zespolu Milczanowskiego nie ze wzgledow sluzbowych, ale
osobistych. Jasika odwolalem bo wiedzialem o powaznym wykroczeniu,
ktore powinno miec skutki sluzbowe i dyscyplinarne, a powolalem
Anklewicza, bo taka byla wola nowego ministra, pana Jerzego Koniecznego.
Prosze zauwazyc - jesli oskarza sie mnie o zamiar tuszowania sprawy, ze nie
dokonalem zadnych zmian w UOP-ie, choc tam organizowano materialy przeciwko
mnie. Przeciez panowie Czempinski, Fonfara, Libera, Nozka czy Zacharski
nadal pracuja.
Idzmy dalej: skad panskie wahania w sprawie urlopu, skoro, zgodnie
z deklaracja, nie zamierzal pan ingerowac w toczaca sie sprawe?
Zadanie urlopu traktowalem jak namawianie mnie do dezercji, a ja nie
czulem powodu. Kiedy wreszcie uleglem i poszedlem na urlop, okazalo
sie, ze bynajmniej nie chodzi o to, aby zapewnic bezstronny przebieg
wyjasnien ale o to, aby, nie dajac mi zadnej mozliwosci obrony,
oczerniac mnie i atakowac, chocby metoda sterowanych przeciekow.
Kto nimi steruje?
Jaki jest mechanizm, nie wiem, ale skala jest bezprecedensowa,
a motywy polityczne wyrazne. Wina nie jest tu po stronie dziennikarzy,
lecz sluzb specjalnych i Urzedu Ochrony Panstwa. Mowilem juz, ze
sluzby specjalne wymagaja glebokiej reformy. Maja bowiem, nieprzerwanie
od czasow SB, pokusy oddzialywania, za pomoca zgromadzonych materialow
i srodkow operacyjnych, na zycie polityczne. Trzech premierow - Olszewski,
Pawlak i Oleksy - doswiadczylo juz na sobie dzialania sluzb specjalnych.
To zatrzymajmy sie przez chwile przy analogii Pawlak-Oleksy.
Wlasnie mija rok od dymisji premiera Pawlaka.
Chocby tzw. afera InterAmsu, ktora wybuchla dzieki kontaktom
niektorych mediow z sluzbami specjalnymi, aby potem nagle ucichnac,
kiedy polityczne cele zostaly osiagniete. Ciekawe zreszta, ze panowie
Jasik i Zacharski byli pracownikami InterAmsu i tego juz dociekliwi
dziennikarze nigdy nie zbadali. Zostawmy to w spokoju.
Przepraszam, ale najwyzsi funkcjonariusze UOP to dawni pracownicy
sluzb specjalnych PRL. Dlaczego, jak pan sugeruje, mieliby zwracac sie
przeciwko premierowi z SLD? Juz raczej przeciwnie, mozna by ich
podejrzewac o postkomunizm. Za to zreszta atakowano Zacharskiego, gdy
mial zostac szefem wywiadu.
W ciagu ostatnich lat nastapilo bezdyskusyjne podporzadkowanie
sluzb specjalnych osrodkowi prezydenckiemu. Sam jako premier bywalem
przez te sluzby zbywany poniewaz, jak sadze, gorliwosc wykazywaly na
innych polach. Pamietam, ile teczek pokazywal mi w swoim gabinecie
pan Mieczyslaw Wachowski, jak sie przechwalal swoimi mozliwosciami.
Pan Wachowski, wlasnie ze wzgledu na swoje formalne i nieformalne
wplywy w sluzbach specjalnych, jest tu ciekawa postacia. Nawiasem mowiac,
to ciekawe, ze Komisja Nadzwyczajna do tej pory nie przesluchala Mieczyslawa
Wachowskiego, mimo ze nawet rzecznik prasowy sztabu Walesy byl juz przez
komisje wzywany.
My w sumie niewiele wiemy o wewnetrznym swiecie sluzb specjalnych,
o ich powiazaniach personalnych i finansowych, takze na skale
miedzynarodowa. Nie wiemy, co naprawde zaszlo, gdy w Polsce dokonywala
sie weryfikacja SB, a w Zwiazku Radzieckim rozpadaly sie tamtejsze
sluzby. Kto i co komu przekazywal lub sprzedawal? Jest tez jakas gra
geopolityczna, a przynajmniej proby wykorzystania sytuacji do takiej
gry. No i nasza wlasna zacieklosc, ktora kaze siegac po wszystkie
instrumenty, jesli tylko moga sie przydac w walce politycznej.
Pan podwaza bezstronnosc sluzb specjalnych, a tymczasem opozycja
i niektorzy czlonkowie sejmowej Komisji Nadzwyczajnej podwazaja
bezstronnosc dwoch panskich ministrow bedacych najblizej sprawy:
Jaskierni i Koniecznego.
Zarzuty wobec Jaskierni sa, w duzej czesci, echem kampanii wyborczej,
kiedy to kazda decyzja lub jej brak mogly budzicE silne emocje.
Natomiast zdumiewaja mnie ataki na Koniecznego: to nie jest moj kolega
partyjny, w ogole malo go znam, ale jest wybitnym profesjonalista.
Jesli atakuje sie min. Koniecznego za to, ze jako minister ma
w jakichs sprawach wlasne zdanie, to mamy tu do czynienia z akcja
polityczna. Bo niby co: ma byc skrzynka przekaznikowa? Jednoczesnie
ci sami czlonkowie komisji nie reaguja, jesli pan Krzaklewski grozi
demonstracjami ulicznymi, gdyby orzeczenie prokuratury bylo nie po
jego mysli, a pan Czarnecki, glowny komentator telewizji, wykorzystuje
kazda okazje do bezpardonowego nacisku na prokuratorow wojskowych. To
ma byc bezstronnosc?
Czy wobec tych wzajemnych oskarzen o stronniczosc - jesli chce
pan byc oczyszczony z podejrz:en - nie lepiej odwolac sie do osadu
publicznego, chocby poprzez ujawnienie obciazajacych pana materialow?
Alez prosze bardzo! Jestem zwolennikiem opublikowania wszystkiego,
co sie z ta sprawa wiaze. Nie wiem, co jest w tych materialach, ryzykuje,
bo jezeli tam jest nieprawda, to postawi mnie w zlym swietle. Tylko
jeden warunek: ujawnic wszystko!
Powtarza pan, ze te sprawe przeciw panu zmontowano. W jakim celu?
Widze to jako odwet polityczny. Rewanz za kolejne przegrane wybory.
Rewanz bezwzgledny, poslugujacy sie na dodatek pojeciem misji w
obronie racji stanu i bezpieczenstwa kraju.
Czy takze inspirowany z zagranicy?
Nie chce sie wdawac w spekulacje. Natomiast nie ulega watpliwosci,
ze jakosc naszych stosunkow z Rosja bedzie miala wplyw na szanse
integracji Polski z Unia Europejska i NATO. To podkreslaja wszyscy
politycy Zachodu. U nas, oczywiscie, nie wypada glosno mowic
o potrzebie dobrych, przyjaznych stosunkow z Rosja, bo zaraz padaja
oskarzenia o Targowice. Niestety, "sprawa Oleksego" wplynie, juz
wplywa, negatywnie na wzajemne stosunki. Ilez to slow pada o ingerencji
Rosji w wewnetrzne sprawy Polski, o probach uzaleznienia, infiltracji
i Bog wie czego jeszcze. Boje sie, ze powtarzamy nieszczesne scenariusze
z przeszlosci, ze dla niesnasek wewnetrznych, wasni i urazow zapomina
sie o interesie Polski.
Panie premlerze, alez zarzuty przeciwko panu - czy dzis juz takze
przeciwko calej SdRP - sa jednak tormulowane w imie polsklej racji
stanu: bo jak mamy ukladac rownoprawne, przyjazne stosunki z Rosja,
jesli Polskabyc moze - jest rzadzona przez KGB-owskich agentow,
a najwieksza partia zostala zalozona za moskiewskie pieniadze?
To nie sa nowe tezy, rozumiem tez ich historyczne korzenie. Ale czy
z powodu przeszlosci lewica post-PZPR-owska nigdy, z zalozenia, nie
bedzie miala prawa byc patriotyczna, dazyc do realizacji celow
strategicznych kraju, wprowadzac Polski do struktur euroatlantyckich?
Czy to ma byc na wieki monopolem innych? Ja rozumiem, ze o to wlasnie
chodzi. Ale jest pewien szczegol: spoleczenstwo, wyborcy mysla
inaczej. Jesli wyborcy w sposob demokratyczny powoluja dane ugrupowanie
do rzadzenia, to nie moze byc tak, ze jakas grupka politykow bedzie
nadal wyrokowac, ze ci wlasnie nie maja prawa reprezentowac Polski,
ze musza byc wciaz podejrzani o dwoistosc intencji. A niby dlaczego?
W imie jakiej schizofrenii socjaldemokracja mialaby dzis chodzic na pasku
KGB i Moskwy? Mamy juz szosty rok demokracji, a prymitywny schemat
moskiewskiej agenturalnosci wciaz jest swiadomie reanimowany i uporczywie
przypisywany lewicy.
A jesli z tamtej PRL-owskiej przeszlosci wloka sie do dzis
za politykami SLD jakies cienie, jesli pozostaly jakies "haki", ktorych
mozna uzyc, czy nie jest to zagrozeniem suwerennosci?
Teza wygodna, bo niesprawdzalna. A ja proponuje sprawdzac wedlug
czynow i faktow. Dzisiejszych i w dluzszym czasie.
Niedawno, podczas rozmowy w Polsacie, powiedzial pan, ze media
w tej sprawie sa nieobiektywne, ze uprawiaja propagande? Niby dlaczego?
A dlatego, ze dziennikarze i media czesto nie potrafia powsciagnac
swoich sympatii politycznych i nie dociekaja prawdy, ale dobieraja
fakty i interpretacje wedlug politycznych schematow, a przypuszczenia
zbyt pochopnie oglaszaja jako fakty. Czy to jest niezaleznosc?
Poniewaz w mediach, lacznie z telewizja, dominuje prawicowy sposob
widzenia swiata, wiec eksploatuje sie ten czarno-bialy podzial: na
postkomunistow i oboz patriotyczny.
Mowi pan, ze "sprawa Oleksego" jest odwetem politycznym...
...Po pierwsze, dzis jest to juz atak na cala formacje
socjaldemokratyczna. Wyraznie wyszlo to, o co chodzilo na bazie
oskarzen pod moim adresem. Chodzilo o walke z calym rzadzacym dzis
ukladem.
Przed orzeczeniem prokuratury czy sadu wiemy jednak tyle,
ze postawiono panu zarzuty, potwierdzone 200 stronami materialow
przekazanych prokuraturze, i ze panska wiarygodnosc jako premiera
zostala zakwestionowana. Czy nie powinien pan podac sie do dymisji?
Oto pytanie: na ile los jednostki ma byc podporzadkowany mechanizmom
politycznym? Ja zawsze bede gotow podporzadkowac swoj los szerszej
racji panstwowej, co nie znaczy, ze musze przyjac dziwna, podpowiadana
mi norme obyczajowa, iz jesli kogos opluto, to traci on natychmiast
zaufanie spoleczne.
Znamienne, ze ta norma dotyczy tylko politykow lewicy i to bez
wzgledu na to, co mowia wyniki badan opinii spolecznej (a ponad
6O proc. pytanych nie zada dymisji premiera, a takze reakcje ludzi,
z ktorymi sie spotykam. Wiec pytam: kim jest owa opinia publiczna,
na ktora dziennikarze i politycy tak chetnie sie powoluja?
Mamy taka sytuacje, ze wyrok na Oleksego zostal juz wydany, na
poczatku sprawy. Uczynily to media, ktore de facto pelnia tu role
nie tzw. czwartej wladzy, ale wszystkich wladz naraz. Wyobrazmy sobie,
co by bylo, gdyby prokuratura i Komisja Nadzwyczajna orzekly, ze nie ma
"afery Oleksego"? Jakaz bylaby wrzawa, ze ukrecono leb sprawie.
A jesli orzekna, ze sprawe trzeba glegbiej zbadac, jaka bedzie
wrzawa, ze jednak Oleksy ma cos na sumieniu. Czy jednak ktokolwiek
z wyrokujacych zdobyl sie chocby na chwile refleksji: a moze ten
czlowiek naprawde jest niewinny? I co ma wtedy zrobic? Moje osobiste
poczucie niesprawiedliwosci nie moze mi przeslonic skutkow politycznych
obecnej sytuacji. Na razie rzad funkcjonuje normalnie. Ale impas nie moze
trwac. Jak mam np. odbywac zagraniczne wizyty, gdy ciagnie sie za mna
ta wrzawa? Jesli prokuratura zdecyduje o wszczeciu postepowania w tej
sprawie, wowczas oddaje sie do dyspozycji koalicji: czy mam czekac
na zakonczenie postepowania wyjasniajacego, czy nie? Nie wykluczam
takze dymisji. Moja sprawa nie moze stanac ponad racja panstwa
- - a jest nia takze skutecznosc i sprawnosc dzialania rzadu i premiera.
Czy rowniez panskie ewentualne kandydowanie do funkcji
przewodniczacego SLD zalezy od orzeczenia prokuratury?
Mniej niz sprawa pozostania na urzedzie premiera.
Nie sadzi pan, ze dla pana jako polityka korzystniejsza bylaby
decyzja prokuratury o wszczeciu postepowania wyjasniajacego?
Zgadzam sie i dlatego nawet ewentualne oddalenie sprawy nie bedzie
oznaczac jej konca. Sprawa musi byc wyjasniona i ja jestem tym
najbardziej zainteresowany. Tych, ktorzy mnie oskarzyli, wezwe
do sadu. Dzis czuje sie postawiony pod sciana. Moje poczucie
bezradnosci bierze sieg z braku poczucia winy.
Panie premierze, czy byl pan wspolpracownikiem KGB?
Samo postawienie tego pytania jest dla mnie uwlaczajace. W mojej
wieloletniej sluzbie publicznej nigdy nie sprzeniewierzylem sie
i nie zaszkodzilem Polsce!
Rozmawial: JERZY BACZYNSKI
Wspolpraca: KRZYSZTOF MROZIEWICZ
- ---------------------------------------------------------------------
Osoby dramatu:
* Wladimir Alganow - byly pracownik ambasady ZSRR w PRL, rezydent KGB
* Andrzej Anklewicz - szef zespolu doradcow premiera Oleksego,
wieeminister spraw wewnetrznych (na miejsce Henryka Jasika)
* Wladyslaw Bartoszewski - byly minister spraw zagranicznych
* Gromoslaw Czempinski - szef UOP
* Wiktor Fonfara - dyrektor Zarzadu Sledczego UOP
* Grigorij Jakimyszyn - nastepca Alganowa, byly pierwszy sekretarz
ambasady Rosji
* Henryk Jasik - byly wiceminister spraw wewnetrznych, zdymisjonowany
przez premiera Oleksego
* Jerzy Jaskiernia - minister sprawiedliwosci, prokurator generalny
* Jerzy Konieczny - minister spraw wewnetrznych
* Bogdan Libera - dyrektor Zarzadu Wywiadu UOP
* gen. Ryszard Michalowski - Naczelny Prokurator Wojskowy
* Andrzej Milczanoweki - byly minister spraw wewnetrznych
* Jerzy Nozka - zastepca szefa UOP
* Mieczyslaw Wachowski - minister stanu przy prezydencie Walesie,
formalnie nadal na etacie w Kancelarii Prezydenta RP
* Marian Zacharski - doradca szefa UOP
* Jerzy Zimowski - wiceminister spraw wewnetrznych
+---------------------------------------------------------------------------+
| * Redakcja "Prasowki" nie odpowiada za tresc cytowanych tekstow; do listy |
| propozycji wlaczamy pisma ktore sami czytamy i nie roscimy sobie |
| pretensji do zadowolenia gustow wszystkich czytelnikow. |
| * Redakcja nie jest wladna udzielac, w zadnej formie, pozwolenia na |
| przedruk zamieszczanych materialow. |
| * "Prasowka" jest calkowicie bezplatna. |
| * Dystrybucja za pomoca uslugi LISTSERV - subskrybcja nastepuje po |
| wyslaniu na adres listserv(a)uci.agh.edu.pl listu zawierajacego linie: |
| subscribe prasowka <imie> <nazwisko> |
| lub dla wersji postscriptowej: |
| subscribe prasowka-ps <imie> <nazwisko> |
| * Archiwa (ftp/gopher): galaxy.uci.agh.edu.pl, poniecki.berkeley.edu |
| * Wersja HTML: http://www.uci.agh.edu.pl/pub/e-press/prasowka/html/ |
+---------------------------------------------------------------------------+
------- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT -------
+---------------------------------------------------------------------------+
| PRASOWKA - cotygodniowy przeglad polskiej prasy |
| NUMER: 117 |
| Wybor tekstow: Szymon Sokol (szymon(a)uci.agh.edu.pl), Jacek Wawszczak i |
| Zdzislaw Drejak (drejak(a)uci.agh.edu.pl); sklad: Violetta Korecka |
| UCI AGH Krakow |
+-----------------------------[ 01.02.96 ]----------------------------------+
Spis tresci:
1. TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Obraz tygodnia"
2. TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Panstwo na krawedzi"
3. TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Komentarze"
4. TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Trampolina"
5. CZAS KRAKOWSKI 3/96(18-24.01) "Czterech przeciw SLD"
6. CZAS KRAKOWSKI 3/96(18-24.01) "Wolny zebrak"
7. POLITYKA 3/96(20.01) "Sprawiedliwosc po Gdansku"
8. POLITYKA 3/96(20.01) "Trzy w jednym"
9. POLITYKA 3/96(20.01) "Zerowisko"
10. POLITYKA 3/96(20.01) "Faraon Wladyslaw Lokietek"
11. WPROST 1/96(07.01) "Legenda Baltyku"
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Obraz tygodnia"
* Na razie rekonstrukcja rzadu nie jest przewidywana - oznajmil
Aleksander Kwasniewski, ktory uczestniczyl w posiedzeniu gabinetu
Jozefa Oleksego. Tymczasem na wspolnym spotkaniu koalicji, przebudowy
rzadu zazadalo PSL. Ludowcy domagaja sie stanowiska premiera dla Miroslawa
Pietrewicza (dotychczasowy szef CUP) i dymisji ministra Jerzego Jaskierni.
* Rada Unii Wolnosci wezwala PSL, opozycje parlamentarna i pozaparlamentarna
do powolania Rzadu Odbudowy Wiarygodnosci Panstwa (bez SLD).
* Aleksander Kwasniewski zaproponowal odtajnienie archiwow MSW z lat
1945-95. Prezydent zaproponowal powolanie instytucji "sprawujacej piecze
nad zabezpieczeniem, a nastepnie ujawnieniem archiwow MSW", na ktorej
czele ma stanac Aleksander Malachowski z UP. Przeciwko pomyslowi
Kwasniewskiego protestuje opozycja, ktora twierdzi, ze ujawnienie
aktualnych archiwow grozi calkowita likwidacja sluzb specjalnych.
* Szef MSW Jerzy Konieczny przekazal naczelnemu prokuratorowi wojskowemu,
gen. Michalowskiemu, materialy uzupelniajace w sprawie Oleksego.
* Z przeciekow, ktore opublikowano w tygodniku "Wprost", wynika, ze
KGB oprocz "Olina" zaliczal do kwalifikowanych zrodel informacji takze
"Minima" i "Kata" ze scislego kierownictwa SdRP. Zdaniem "Wprost",
kierujacy pracami MSW po odejsciu min. Milczanowskiego wiceminister
Sobotka wyniosl na kilka godzin z budynku ministerstwa dokumenty
dotyczace sprawy Oleksego.
* Byly I sekretarz ambasady ZSRR w Warszawie oskarzyl "wiekszosc
liderow podziemnej Solidarnosci" o kontaktowanie sie z pracownikami
ambasady, takze z agentami KGB. "W Polsce uderza sie w stol, nozyce
odzywaja sie w Moskwie" - skomentowal te rewelacje Bronislaw Geremek.
* Wojska rosyjskie niemal zrownaly z ziemia dagestanska wies
Pierwomajskoje, gdzie bojownicy czeczenscy przetrzymywali ok. 100
zakladnikow. Mimo nadzwyczajnych srodkow, podjetych przez Rosjan, co
najmniej kilkudziesieciu podwladnych Salmana Radujewa wydostalo sie
wraz z 60 zakladnikami z oblezenia.
* Porywacze rosyjskiego promu "Awrazja", ktorzy domagali sie
przerwania oblezenia Pierwomajskoje uwolnili wszystkich zakladnikow
i oddali sie w rece wladz tureckich.
* Wspolnota Niepodleglych Panstw musi utworzyc skuteczny system
zbiorowego bezpieczenstwa, ktory zrownowazy militarny potencjal USA
i NATO - powiedzial na spotkaniu przywodcow WNP Borys Jelcyn.
* Czesc bazy danych o zbrodniach wojennych i lamaniu praw czlowieka
w b. Jugoslawii przepadla wraz z komputerami skradzionymi przed kilkoma
dniami w bylej glownej kwaterze UNPROFOR w Zagrzebiu.
* Wedlug wstepnych danych, w pierwszych w historii wyborach do
Autonomii Palestynskiej wzielo udzial ok. 80 proc. uprawnionych.
Prezydentem Autonomii bedzie Jaser Arafat, ktory otrzymal ok. 88 proc.
glosow.
* Przebywajacy w Niemczech prezydent Izraela Ezer Weizman powiedzial,
ze nie moze wybaczyc w imieniu ofiar Holocaustu i zaapelowal do
Niemcow, by "uderzali w kazdy przejaw neonazizmu". Ogromne
kontrowersje wywolalo wezwanie przez Weizmana niemieckich Zydow
do wyemigrowania do Izraela.
* 9 osob zginelo w pozarze domu dla azylantow w Lubece. Nic nie
wskazuje na to, aby sprawcami tragedii byli neonazisci.
* Osobisty lekarz Fransois Mitterranda oswiadczyl, ze zmarly przed
tygodniem prezydent wiedzial o raku prostaty juz 15 lat temu, gdy
pierwszy raz obejmowal swoj urzad. Zdrada tajemnicy lekarskiej
wywolala powszechne oburzenie.
* We Wloszech rozpoczal sie proces oskarzanego o korupcje bylego
premiera Silvio Berlusconiego.
* Aleksander Kwasniewski odwiedzil kwatere glowna NATO w Brukseli,
gdzie - jak powiedzial - znalazl w Javierze Solana "prawdziwego
przyjaciela" na drodze Polski do czlonkostwa w Pakcie.
* Rzecznikiem prasowym prezydenta Kwasniewskiego zostal Antoni
Styrczula, byly pracownik Radia Wolna Europa. Styrczula ma 39 lat
i - co oznajmil na pierwszej konferencji prasowej - nie skonczyl studiow.
* Lech Walesa rozpoczal dyzury w Komisji Krajowej "Solidarnosci",
jako konsultant zwiazku: Za swoja prace byly prezydent nie pobiera
wynagrodzenia.
* PSL i SLD zaproponowaly wprowadzenie dozywotniej pensji dla bylych
prezydentow: Wojciecha Jaruzelskiego, Lecha Walesy i ich nastepcow.
Przyslugiwalaby im polowa aktualnej pensji urzedujacego prezydenta
i ok. drugie tyle na prowadzenie wlasnego biura.
* Fragment konferencji prasowej wicepremiera Kolodki: "odtajnic,
niech kazdy czyta, co kto mial do powiedzenia w tej sprawie i wtedy
nie bedzie jakichs rewelacji, kolejnych przekretow i karmiema biednych
emerytow, utrzymujacych tych, ktorzy lza, jak chca, w tej czy innej
gazecinie".
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Panstwo na krawedzi"
KRZYSZTOF KOZLOWSKI
Znalezlismy sie w sytuacji, ktora przestala byc tylko "sprawa
Oleksego", a nawet "sprawa SLD". Nie jest to juz - a na pewno nie w
pierwszym rzedzie - problem winy czy niewinnosci premiera ani kwestia
uwiklan SdRP w kontakty z Rosja, ani problem trwalosci koalicji
rzadzacej. Jestesmy swiadkami kryzysu politycznego calego panstwa.
OBRONA DO UPADLEGO
Sojusz Lewicy Demokratycznej rozpaczliwie broni zarowno osoby premiera
Oleksego, jak i w ogole kazdego polityka z SLD, z ministrem Jaskiernia
wlacznie. Wyglada to tak, jakby politycy Sojuszu uwazali, ze nie moga
ustapic w zadnej kwestii personalnej, gdyz kazde ustepstwo bedzie
poczatkiem konca. SLD broni wiec obecnego ukladu wszystkimi silami,
dopuszczajac co najwyzej mozliwosc jakiejs "rekonstrukcji" rzadu.
Taki scenariusz jest niestety mozliwy i - jesli PSL nie opusci
koalicji - prawdopodobny.
Co prawda premierem nie bedzie juz czlowiek oskarzany o szpiegostwo,
ale rzad moze byc - pod wzgledem kompetencji i fachowosci - gorszy
(nawet pamietajac, ze obecny gabinet wyczerpal swoje mozliwosci
dzialania. Jednak bezpardonowy atak opozycji (parlamentarnej
i pozaparlantentarnej) bez przedstawienia propozycji pozytywnej,
prowadzony pod haslem: "byle nie Oleksy, byle nie ten rzad" moze skonczyc
sie wlasnie tym, ze na czele nowego-starego gabinetu SLD-PSL stanie
inny aparatczyk albo np. peeselowski marszalek Senatu Adam Struzik
- - co byloby dla kraju rzecza moze jeszcze bardziej niekorzystna
(delikatnie rzecz ujmujac).
Najpierw trzeba zdac sobie sprawe, w jakim punkcie znalazl sie kraj.
Dalsze bronienie Oleksego i koalicji przez SLD tylko mnozy i tak juz
powstale szkody i koszty, ktore placa panstwo i spoleczenstwo zarowno
w oczach opinii miedzynarodowej, jak i wewnatrz, w kraju.
Kryzysy, i to rownie powazne, zdarzaja sie nie tylko w Polsce.
Ale podstawowa zasada jest w takich sytuacjach jak najszybsze z nich
wychodzenie - srodki zaradcze musza byc stosowane natychmiast.
Tymczasem Oleksy nie podal sie do dymisji ani nawet nie poszedl
na urlop; SLD broni go juz od wielu tygodni. W tej chwili obroncy
premiera rzucaja na szale mozliwosc rozwiazania parlamentu i nowych
wyborow - bez ogladania sie na to, czy perspektywa taka ma spoleczne
uzasadnienie. Oczywiste jest, iz prezydent Kwasniewski grozi nowymi
wyborami tylko po to, aby bronic istniejacego ukladu. Tak samo tylko
po to, aby bronic Oleksego - a byc moze i innych osob z kierownictwa
SdRP - zapowiada sie otwieranie archiwow i ujawnianie materialow,
ktore de facto moga obciazyc czesc opozycji (a jesli nawet w ostatecznym
rozrachunku nie obciaza, to solidnie "zamieszaja", odsuwajac uwage
od Oleksego i SdRP).
Znamy juz te metody. Rozwiazanie parlamentu to powtorzenie ruchu
Lecha Walesy z 1993 r. "Zagranie" archiwami to powtorzenie "teczek"
Macierewicza.
NAGLA AKTYWNOSC PREZYDENTA
Skladajac wspolnie z premierem propozycje otwarcia archiwow MSW
(nie tylko "teczek", ale takze biezacych operacji, do roku 1995)
oraz grozac nowymi wyborami, prezydent Kwasniewski aktywnie wlaczyl
sie w obrone Oleksego i SLD.
Pierwszy miesiac prezydentury Aleksandra Kwasniewskiego byl wlasciwie
okresem calkowitej biernosci w sprawach wewnetrznych. Kwasniewski nie
zrobil nic, aby przeciwdzialac kryzysowi panstwa. Nie neguje jego
dzialan w polityce zagranicznej, ale glowe panstwa wybiera sie w koncu
przede wszystkim po to, aby ingerowala w momentach krytycznych
we wspolnym interesie. Chociaz Lech Walesa robil czasem rzeczy
oburzajace, to jednak rozumial, ze w chwilach kryzysu tak wlasnie
trzeba dzialac.
Aleksander Kwasniewski odlatujac do Brukseli stwierdzil, ze koalicja
ma sie dobrze i "nie ma tematu dymisji premiera". Doprawdy, przeraza
mnie prezydent, ktory mowi, ze "koalicja ma sie dobrze" w sytuacji,
gdy zachwiane jest zaufanie wewnetrzne i zewnetrzne do panstwa
polskiego. Zamiast "wspolnej Polski" mamy waski, partyjny punkt
widzenia.
Ale po kilku tygodniach bezczynnosci Kwasniewski przystapil do
kontrofensywy i - w ciagu kilku ostatnich dni - zdazyl postraszyc
koalicjantow z PSL (mozliwoscia rozwiazania parlamentu) oraz opozycje
(ze "na was tez mamy papiery - wy atakujecie Oleksego, to my
udostepnimy "teczki" i okaze sie, ze wsrod was tez sa ludzie, ktorzy
nie byli co prawda informatorami KGB, ale...").
Zawsze uwazalem, ze lustracja jest potrzebna. Spor dotyczyl tylko
tego, co przez nia rozumiemy. Dla mnie oznacza ona sprawdzanie
- - zreszta nie tylko w oparciu o zasoby archiwalne MSW, ale takze pod
wzgledem fachowosci - ludzi, ktorzy maja byc mianowani na najwyzsze
stanowiska w panstwie: ministrow, wiceministrow, szefow centralnych
urzedow, wojewodow itp. Kazdy premier i prezydent przed podpisaniem
nominacji powinien takiej lustracji dokonywac - jest to wrecz jego
obowiazkiem. To rzecz naturalna, normalna i w Polsce dotad wykonywana,
nawet bez odpowiedniej ustawy. Zreszta: rok temu Unia Wolnosci wniosla
pod obrady Sejmu projekt ustawy o lustracji, ale SLD nie dopuscil
wtedy nawet do jego rozpatrzenia (Kwasniewski glosowal naturalnie
tak jak jego klub).
Projekt Aleksandra Kwasniewskiego (wlasciwie jeszcze nie projekt,
lecz mglisty pomysl) nawiazuje do tzw. Urzedu Gaucka w b. NRD. Autor
tego pomyslu nie jest chyba swiadomy, iz Joachimowi Gauckowi,
pelnomocnikowi rzadu RFN ds. akt "Stasi", podlega 3 tys. pracownikow,
a roczny budzet Urzedu siega kilkuset milionow marek. Tych pieniedzy
nie ma w polskim budzecie. Ale problem dotyczy nie tylko pieniedzy:
nie widze dzis mozliwosci, aby taka powszechna lustracja mogla byc
wykonana rzetelnie i nie doprowadzic do szkod osobistych. Bo jezeli
Aleksander Malachowski, podejmujac sie szefowania polskiemu "Urzedowi
Gaucka" uwaza, ze bedzie to "komisja prawdy", swiadczy to tylko o
nieznajomosci realiow niemieckich. Gauck i jego ludzie "tylko" wydaja
dokumenty osobowe, a w sprawach watpliwych - a o takie w koncu chodzi
- - nie zawsze potrafia jednoznacznie ocenic, kto byl agentem, a kto ofiara.
Prezydent postraszyl takze UOP. Tylko tak mozna odczytac grozbe
ujawnienia biezacych akt i tym samym operacji UOP w latach 1989-95.
Oznaczaloby to "smierc" Urzedu, wywiadu i kontrwywiadu - zniszczenie
instytucji, ktorych budowanie trwa lata. Mam nadzieje, ze byla to
tylko polityczna zagrywka. Ale samo publiczne wysuniecie mozliwosci
ujawnienia aktualnych akt i ludzi - osobowych zrodel informacji (czego
domagal sie Oleksy: "ujawnijmy tych agentow") to skrajna
nieodpowiedzialnosc za slowo, ktora przyniesie nieobliczalne straty.
Konsekwencja moze byc nawet smierc ludzi: oficerow UOP pracujacych
w terenie i sluzacych Polsce agentow - obywateli obcych panstw.
Bylaby to zaiste straszliwa kalkulacja: poswiecic w obronie Oleksego
polski wywiad i kontrwywiad. I to w momencie, kiedy po raz pierwszy
od dziesiecioleci mamy sluzby, zdolne do chronienia Polski na roznych
odcinkach, takze wschodnim.
CZY DELEGALIZOWAC SdRP?
Oceniajac jak najsurowiej kryzys, w jakim z winy SLD znalazlo sie
panstwo, bylbym rownoczesnie ostrozny z rozciaganiem zarzutu
wspolpracy z Rosja i jej sluzbami na cala te partie. Mozna nie lubic
Socjaldemokracji RP, ale to nie znaczy, ze wolno oskarzac bez dowodow.
Owszem, sam oskarzam SdRP - ale nie o to, ze wszyscy jej przywodcy
sa agentami i wspolpracuja z Rosja (bo to bzdura) - tylko o to, ze bronia
swoich ludzi i swoich pozycji kosztem interesow panstwa.
Sprawa "moskiewskich pieniedzy" dla SdRP czy kontaktow czesci jej
kierownictwa z oficerami KGB - kontaktow, jak ustalil UOP, dosc
intensywnych i dlugoletnich - jest dla tej partii kompromitujaca.
Dla osob, ktorych dotyczy, powinna miec konsekwencje polityczne (lub,
ewentualnie, prawne). Po pierwsze jednak nikomu poza Jozefem Oleksym
nie postawiono zarzutu, ze jego kontakty szkodzily interesowi panstwa
polskiego. Po drugie, nie mozna formulowac zarzutu, ze partia jako
calosc jest na uslugach Moskwy. SdRP nie jest ugrupowaniem jednorodnym.
Z prawnego punktu widzenia, by zadac delegalizacji partii, trzeba
udowodnic jej okreslone przestepstwo: dazenie przemoca do zmiany
porzadku konstytucyjnego (tak stanowi ustawa o partiach politycznych
z 1990 r.). Ale sprawa ma rowniez aspekt polityczny: delegalizacja SdRP
to posuniecie, ktore obecnie uderzyloby w jedna czwarta (a moze nawet
jedna trzecia) wyborcow. Tak to zostaloby odebrane i musialoby dac
efekty negatywne. Na swiecie delegalizuje sie partyjki skrajne
i radykalne, a nie najwieksza partie w kraju. A ostatnie sondaze
wskazuja, ze elektorat SLD jest odporny na fakty i stosuje sie do
zasady, ze gdy "bija naszych", tym bardziej powinno sie ich bronic.
Panstwu polskiemu zle sluzy dzis zarowno zaciekla obrona Jozefa
Oleksego i koalicji SLD-PSL, jak i histeria drugiej strony.
KTO ZACHOWAL CHARAKTER
Pisze te slowa z przykroscia, ale za taki wlasnie akt histerii uwazam
wspolny list Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego opublikowany w
"Gazecie Wyborczej" z 22 stycznia.
Autorzy listu z przyczyn dla mnie zupelnie niezrozumialych
przykladaja do obecnej sytuacji kategorie myslowe i stereotypy
zaczerpniete z odleglej przeszlosci, z lat PRL. List zawiera teze,
ze "sprawa Oleksego" jest w gruncie rzeczy prowokacja rosyjskich sluzb
specjalnych, dokonana rekami dawnych ubekow, ktorym dal sie omamic
minister Milczanowski. A dowodem na to mialoby byc przypomnienie, ze
gdy obecny general UOP, Wiktor Fonfara, byl jeszcze kapitanem, to bral
udzial w sledztwie przeciw przywodcom KOR-u i "Solidarnosci". W pewnym
sensie Kuron i Modzelewski wpisuja sie tym samym w logike Antoniego
Macierewicza, gdy ten powiada, ze Urzad Ochrony Panstwa to nadal
"formacja komunistyczna".
Jest to myslenie nie tylko niesluszne czy intelektualnie
nieusprawiedliwione, ale po protu gleboko niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwe dla wielu ludzi, ktorzy rzeczywiscie byli kiedys
funkcjonariuszami Sluzby Bezpieczenstwa, ale potem przeszli
weryfkacje, podjeli prace w Urzedzie Ochrony Panstwa - czesto
niebezpieczna i niewdzieczna. Twierdzenia te sa bolesne takze dla mnie
osobiscie - tym bardziej, ze autorzy w kilku miejscach powoluja sie na
moja osobe. Nie chce wystepowac jako autorytet dla poparcia tez
tekstu, ktory jest mi obcy i ktory uwazam za szkodliwy.
Oficerowie UOP, ktorzy zaangazowali sie w rozpracowywanie kontaktow
KGB, wykazali sie naprawde sporym charakterem. Obserwujac dotychczasowy
przebieg wydarzen uderza wrecz fakt, ze akurat oni bronia pewnych
tez - wbrew wlasnym interesom - i ustawiaja sie w pierwszej linii do
"odstrzalu" (co juz spotkalo wiceministra w MSW Henryka Jasika). Nie
chce nikogo gloryfikowac i jesli Jacek Kuron twierdzi, ze sluzby
specjalne sa dzis dla opozycji jak Swiety Jerzy walczacy ze smokiem,
to odpowiadam: absurd, to nie te kategorie rozumowania. Nikt tu nie
jest Swietym Jerzym, a smoki sa rozne i po roznych stronach. Ale:
gdyby ci ludzie grali o swoje kariery, natychmiast po odejsciu
Andrzeja Milczanowskiego powinni byli oswiadczyc, ze cala sprawa
Oleksego to pomylka, ze oni tylko cos tam niekonkretnego ministrowi
sygnalizowali, co on falszywie zinterpretowal, i ze w ogole chodzilo
o innego Oleksego... A jednak nikt z nich tego nie uczynil.
Fakty sa takie, ze ci dawni funkcjonariusze UB wykazali sie wiekszym
charakterem niz niektorzy byli opozycjonisci. Proba dezawuowania
wlasnych oficerow nie jest dla obecnego ministra spraw wewnetrznych
Jerzego Koniecznego - bardzo delikatnie mowiac - rzecza chwalebna.
Jak widac, swiat nie jest czarno-bialy, a Polska nie jest podzielona
tylko na wstretnych postkomunistow, ktorzy chodza na pasku Moskwy
i chca zniszczyc polska suwerennosc, i na dzielnych
postsolidarnosciowcow bez skazy.
PRZED KAMERAMI TV?
Aby bronic Oleksego powiada sie, ze prace sejmowej komisji sledczej
powinny byc prowadzone przed kamerami telewizyjnymi. Co prawda tego
samego domaga sie naiwnie np. "Gazeta Wyborcza". "Gazeta" twierdzi,
ze w ten sposob mozna odzyskac zaufanie do instytucji panstwowych
i zapobiec "ukreceniu lba" sprawie. Czy jednak przed kamerami komisja
bedzie w stanie uzyskac od przesluchiwanych jakiekolwiek informacje?
Jawne powinny byc nie prace komisji, lecz efekty tych prac, takze jako
podstawa dyskusji w parlamencie czy szerszej debaty spolecznej.
Przed kamerami TV nigdy nie zostana bowiem wyjasnione np. sprzecznosci
miedzy zeznaniami przesluchiwanych oficerow UOP i ministra Koniecznego,
gdyz w warunkach pelnej jawnosci przesluchiwani po prostu przestana mowic.
Zrozumiale jest natomiast, ze w obecnej sytuacji musi rosnac znaczenie
niezaleznych srodkow masowego przekazu. Zreszta w prasie mozna zaobserwowac
ciekawe zjawisko. Oto przestaja byc aktualne dawne podzialy. Z jednej strony
mamy zazartych obroncow Oleksego: tygodnik "Nie" i "Trybune". Z drugiej
strony jest tygodnik "Wprost", ktory w koncu wyrosl z b. PZPR i - biorac
pod uwage jego szefostwo - ma w pewnym sensie charakter postkomunistyczny,
a zaangazowal sie w bezpardonowa walke z premierem Oleksym. I mamy
tez tygodnik "Polityka", ktory stara sie zachowac dystans.
CO ZROBI PSL?
Rekonstrukcja rzadu w ramach obecnej koalicji wydaje mi sie, jak juz
wspomnialem, wyjsciem zlym. Wyjsciem nie najlepszym, ale jedynym, jest
nowa koalicja i rzad z udzialem wszystkich partii poza SLD.
Powstanie takiego rzadu zalezy od decyzji PSL. Jednak ludowcy sa
podzieleni i niezdecydowani. Problem drugi polega na tym, ze ci
PSL-owcy, ktorzy sa liberalniejsi i programowo blizsi Unii Wolnosci,
nie chca ani opuscic rzadu, ani tym bardziej dotychczasowej koalicji.
Zerwac sojusz z SLD byliby sklonni ludzie zblizeni do prezesa
Waldemara Pawlaka - ale oni z kolei reprezentuja poglady bardziej
"klasowe". Gdy Unia Demokratyczna tworzyla swoja tozsamosc m.in. w
oparciu o plan Balcerowicza, politycy wokol Pawlaka konsolidowali sie
wokol hasla "precz z Balcerowiczem". Trudno byloby dzis zlaczyc tak
rozne opcje.
Czy PSL jest w stanie wykonac radykalny krok i odejsc z rzadu
Oleksego? Na razie oslabiony SLD, broniacy premiera i siebie samego,
gotow jest dalej "placic" PSL za obecnosc w koalicji - a PSL jest
jeszcze w stanie "wydusic" kolejne korzysci. Byc moze suma takich
korzysci - tych juz uzyskanych i tych do uzyskania - jest wieksza
od tego, co otrzymaliby w koalicji nowej. Ale moze sie tez okazac,
ze SLD - wobec eskalacji zadan PSL - uzna, ze sojusz z ludowcami
stracil sens.
PSL ma jeden podstawowy problem: z analizy sondazy opinii publicznej
wynika jasno, iz pozostawanie w rzadzie z SLD kosztowalo i kosztuje
ludowcow coraz wiecej potencjalnych glosow. Za wspolrzadzenie placa
spadkiem popularnosci wsrod swojego elektoratu. W wyborach prezydenckich
(w pierwszej turze) polowa polskich chlopow glosowala na Kwasniewskiego.
Na dluzsza mete musi to prowadzic jesli nie do smierci politycznej,
to przynajmniej do marginalizacji Stronnictwa - taka perspektywe rozumie
prezes Pawlak.
KOALICJA MINIMUM PROGRAMOWEGO
Sadze, ze mozna sprobowac alternatywnego rozwiazania: powolac nowa
koalicje i nowy rzad, pod warunkiem, ze partie w niej uczestniczace
przynajmniej w czesci zrezygnuja ze swych partykularnych ambicji.
Trzeba dokonac rzeczy trudnej: stworzyc minimum programowe dla
ugrupowan w parlamencie poza SLD. Wszyscy wiedza, jak nielatwo
polaczyc w jedna programowa koalicje istniejace w PSL tendencje
ku egoizmowi klasowemu, fundamentalizm lewicowy niektorych politykow
Unii Pracy z liberalno-reformatorskim profilem Unii Wolnosci, z KPN
i BBWR na dokladke.
Jesli te partie mialyby polaczyc sie tylko po to, aby obalic rzad
Oleksego, to powiem: nie warto. Nie wystarczy stwierdzic: mamy rzad,
mamy budzet na ten rok - wiec mozemy nic nie robic. Na okres
najblizszego roku czy poltora (do kolejnych wyborow) potrzebny jest
gabinet, ktory - co prawda nie bedzie rzadem przelomu i nie bedzie
mial bardzo ambitnego programu (bo z takich elementow, jakie mamy,
ambitnego i spojnego programu stworzyc sie nie da) - moze natomiast
porozumiec sie co do kilku waznych spraw.
Po pierwsze: trzeba rozstrzygnac, jak ma dalej przebiegac prywatyzacja,
wlaczajac w to rozstrzygniecie "Solidarnosc" (co jest wykonalne).
Po drugie: trzeba sie porozumiec co do dalszego poszerzania sfery
samorzadowej. W obu tych kwestiach dyskusyjna moze byc sprawa tempa
przemian, ale kierunek powinien byc jednoznaczny.
Po trzecie: trzeba przeprowadzic reforme systemu ubezpieczen, ktorej
obecna koalicja - mimo iz rzadzi juz 2,5 roku - dotad nie ruszyla.
Niedawne doswiadczenia francuskie wskazuja, jak delikatna i wybuchowa
jest to kwestia, nawet w stabilnym systemie demokratycznym.
Koniecznosc reformy widoczna jest jednak w Polsce golym okiem,
a za kilka lat przeprowadzic ja bedzie jeszcze trudniej.
Po czwarte: musimy odzyskac pelna wiarygodnosc w swiecie. Nie moze
zostac zahamowany proces zblizania Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Nie ludzmy sie zapewnieniami zachodnich politykow (i prezydenta
Kwasniewskiego), ze to, co dzieje sie w Polsce, nie ma wplywu na
ewentualne przyjecie nas do NATO. Stabilizacja i obliczalnosc kazdego
kraju jest jednym z podstawowych kryteriow przy decyzjach podejmowanych
przez Zachod, ktory w tej chwili patrzy na Polske - i czeka.
DEKOMUNIZACJA - GRZECH ZANIECHANIA?
Rozumiem argumenty i gorycz tych, ktorzy mowia: gdyby w swoim czasie
przeprowadzono dekomunizacje, dzis nie byloby postkomunistycznego
rzadu, parlamentu, premiera i prezydenta. Zarzut wydaje mi sie
akademicki, bo kogo mielibysmy dekomunizowac: te polowe spoleczenstwa,
ktora glosowala na Kwasniewskiego? Jednak trzeba nan odpowiedziec.
W 1989 roku byly dwie mozliwe drogi. Jedna, dekomunizacyjna,
polegajaca na odsunieciu od urzedow i od udzialu w zyciu publicznym
na iles lat czesci bylych czlonkow czy funkcjonariuszy PZPR. Druga droga
byla trudniejsza i chyba mniej efektowna: pokazac ludziom - zarowno
bylym czlonkom PZPR, jak i ludziom z ruchu "Solidarnosci" - perspektywy
wynikajace z demokracji, pluralizmu, z gospodarki rynkowej. Pokazac
im wszystkim szanse. Powiedziec: jezeli sie wlaczycie i chcecie grac
wedle tych regul, to mozemy grac razem mimo istniejacych miedzy nami roznic.
Nadal jestem gleboko przekonany, ze ta druga droga byla sluszna, choc
nikt nie potrafil jej konsekwentnie przeprowadzic.
KRZYSZTOF KOZLOWSKI
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Komentarze"
Wladza i prasa
W tych goracych dniach najwiekszego kryzysu politycznego w Polsce
ostatnich lat, prasa codzienna, tygodniowa i inne media niemal co
dzien przynosza nowe informacje oraz komentarze dotyczace tego
kryzysu. Jest obowiazkiem mediow publikowac informacje mogace
interesowac opinie publiczna, jest prawem dziennikarzy informacje
te komentowac. Oczywiscie informacje winny byc prawdziwe.
Niemal codziennie z ekranu telewizora czy z trybuny sejmowej slyszymy
glosy oburzenia i protestu. Premier Oleksy (ciagle jeszcze premier),
minister Jaskiernia (ciagle jeszcze minister sprawiedliwosci i
prokurator generalny), a ostatnio takze posel Leszek Miller oraz
wicepremier Kolodko glosno wolaja, ze "Gazeta Wyborcza", "Wprost"
i inne media klamia, groza ze sprawe przeciw gazetom czy poszczegolnym
dziennikarzom skieruja do sadu. Otoz byloby moze rzecza pozadana, by
owi protestowicze zechcieli powiedziec, ktore informacje sa
nieprawdziwe i sprobowali swoje twierdzenia jakos uwiarygodnic.
W przeciwnym razie kazdy trzezwo myslacy czlowiek musi dojsc do wniosku,
ze to nie prasa klamie, lecz ze klamia Oleksy, Jaskiernia i Miller.
JERZY TUROWICZ
Blogoslawieni jestescie
A gdy przychodzi taki czas niechciany, obcy, wrazy, trudny,
niebezpieczny, to nasuwa sie pokusa, zeby jak niedzwiedz zgromadzic
sobie gore igliwia, galezi, patykow, znalezc nore ciepla, wygodna,
bezpieczna, zasunac sie tym lesnym przyodzieniem - i przespac.
Przespac az do wiosny: az ten zly czas sie skonczy i bedzie mozna
zyc normalnie.
A przeciez jest tak, ze to Bog kieruje swiatem, zyciem ludzkosci,
historia narodu, losem indywidualnym kazdego czlowieka - twoim tez.
Jezeli postawil cie wobec tej nowej, trudnej sytuacji, to nie jest
kara, zemsta za twoja glupote, nasza glupote, wspolna glupote, za
twoja zlosc, nasza zlosc, wspolna zlosc, narodowa zlosc - ale to
jest zadanie.
KS. M. M.
=====================================================================
TYGODNIK POWSZECHNY 4/96(28.01) "Trampolina"
Telewizyjne rozmowy o Katechizmie (2)
Z ks. JoZEFEM TISCHNEREM rozmawia Jacek Zakowski
Ks. JOZEF TISCHNER: - Wyobraz sobie, Jacku, jezioro, nad jeziorem
deski, z ktorych jedna jest trampolina. Jezeli dzis odbijemy sie od
niej, mozemy poleciec daleko i wyladowac w cudownym, swiezym nurcie.
Jezeli sie z trampolina miniemy, ugrzezniemy na torfowiskach wiary.
Idzie o to, zebysmy znalezli wlasciwa deske, od ktorej trzeba sie
odbic. Siegnij raz jeszcze do nowej definicji wiary.
JACEK ZAKOWSKI: - " Wiara jest odpowiedzia czlowieka dana Bogu,
ktory mu sie objawia i udziela, przynoszac rownoczesnie obfite swiatlo
czlowiekowi poszukujacemu ostatecznego sensu swego zycia".
- Zwroc uwage na slowo "odpowiedz". Zeby byla ona mozliwa, musi pasc
pytanie, a zeby bylo pytanie, musi istniec jezyk i ten, ktory go uzywa
- - czyli pytajacy. Otoz w codziennym poszukiwaniu Boga jestesmy
najczesciej ofiarami naszej kosmologicznej wyobrazni. Szukamy Pana
Boga w jezyku kosmologicznym: albo w kosmosie, albo przez kosmos.
Szukamy Go na scenie naszego dramatu, pytajac, kto te scene stworzyl.
Pytamy o Stworce, o Przyczyne, o Cel. Tymi drogami szla mysl sw. Tomasza
z Akwinu - wielka mysl lezaca u podstaw wiary Soboru Trydenckiego.
- A kosmologiczne poszukiwanie Boga prowadzi do takiego
tradycyjnego wyobrazenia, ze gdzies w srodku Ziemi jest pieklo,
nad nami zas niebo i w tym niebie Pan Bog. Czy tak? Chcemy Go
ulokowac w ziemskiej geometrii, w naszej fizycznosci...
- Chcemy widziec Boga albo w jakims miejscu, albo w jakims czasie
- "Pan Bog jest w Niebie", "Pan Bog byl na poczatku" albo "Pan Bog
bedzie na koncu". Newton powiada, ze Bog jest zegarmistrzem swiata.
Nowy katechizm zas - ze wiara to odpowiedz. Ale przeciez Bog - Stworca
nie mowi. Jest ukryty za stworzeniami.
- Wiec kto do Ciebie mowi, Ksieze Profesorze?
- Ty mowisz. Piotr mowi... Na scenie mowi czlowiek, mowi do nas i n n y.
To, co sie dzieje miedzy mna a Toba, ma byc analogia do tego co sie
dzieje miedzy mna a Bogiem. Bliska analogia. W kazdym razie duzo blizsza
niz to, co sie dzieje miedzy mna a rzecza. Jest to szalenie wazne dla
naszej wyobrazni. SzukamyBoga jako uczestnika naszego dramatu.
- Mowisz: nie ma nade mna nieba ani piekla pode mna. Niebo
i pieklo sa miedzy mna a Toba... miedzy Toba a innymi ludzmi.
- Tak bo jezeli mam cokolwiek wiedziec o niebie lub piekle, musze
zaczac od tego, co dzieje sie miedzy nami. Czlowiek moze byc dla
czlowieka wyslannikiem nieba albo wyslannikiem piekla. I to jest
wlasnie fundament!
W katechizmie trydenckim nie bylo to jasno powiedziane, choc
pojawialy sie elementy tego dramatycznego wymiaru. Na samym poczatku
brakowalo jednego slowa: "odpowiedz". Zabraklo dialogicznego wymiaru
ludzkiego spotkania z Bogiem.
Dzis czesto mowimy: "dialog", ale bardzo plytko to slowo rozumiemy.
Kiedy odpowiadam, to znaczy, ze jest jakis dialog, ze uslyszalem,
ze ktos cos do mnie powiedzial. Najpierw bylem pasywny, chociaz
naturalnie "otwarty", potrafiacy uslyszec - i przez moje okno wpadl
nie motyl, slowik czy mucha, tylko wlasnie slowo. Slowo mnie
dotknelo... To slowo jest znakiem innego. I ono we mnie brzmi.
- Jak brzmi slowo, ktorym Pan Bog zwraca sie do Ciebie, pytanie,
ktore otwiera dialog za posrednictwem innych?
- Czasem za posrednictwem innych, a czasem za posrednictwem naszego
sumienia. Zawsze jednak mamy przynajmniej wrazenie, ze w tym slowie
jest Inny. Ono nas dotyka, tak jakby dotknal nas duchowy wiatr.
Wciaz jest to w gruncie rzeczy to samo slowo, ktore po upadku
uslyszal praojciec Adam: "Adamie, gdzie jestes?". Dramat Adama
jest dramatem kazdego z nas. To, co sie przydarzylo Adamowi,
w istocie rzeczy przydarza sie kazdemu z nas. A przydarzylo
mu sie to, ze uslyszal slowa: "gdzie jestes?"
- I kazdy z nas, Twoim zdaniem, slyszy to pytanie Boga: "Gdzie
jestes, Ksieze Profesorze?", "Jozefie, gdzie jestes?"
- Bez watpienia! Wczuj sie w sens tego slowa. Jakie echo ono
w Tobie budzi? To jest slowo odswietne. Bo owszem, czasem ma
ono sens ograniczony: kiedy sie zgubimy w lesie albo w obcym miescie...
Ale czasem nie chodzi ani o las, ani o miasto, ale o dramat. O zycie!
I wtedy pytanie "gdzie jestes" ma w sobie cos z metafizycznej glebi.
Sw. Pawel powie, ze slowo, Slowo Boga przenika do glebi, oddziela cialo
od kosci.
Uwazasz, Ksieze Profesorze, ze jest metafizyczna glebia w pytaniu,
ktore stawia sobie pijak nad schabowym i wodka? Ze Bog objawia sie
w przezyciach mezczyzny po czterdziestce, ktory widzac bruzdy na swojej
twarzy, mowi sobie: "Gdzie jajestem?", a ile razy to pytanie wraca,
i odpowiada: "No to strzele sobie jeszcze jednego"?
- Moze wlasnie w takiej sytuacji slowo brzmi szczegolnie mocno. Bo
ludzie, ktorzy nie maja swiadomosci, ze sie pogubili, nie slysza glebi
slowa. Z punktu widzenia dramatu biblijnego wlasnie w tym pytaniu jest
Bog. A czlowiek ktory rozumie i przyjmuje to Slowo, jest "capax Dei".
- Czyli wlasciwie kazdy, bo prawie kazdy sobie musi to pytanie
stawiac.
- Tak, ale nie zawsze. Stawiasz je w sytuacjach szczegolnych. "Capax
Dei" jestesmy zawsze, ale nie zawsze Slowo bije w nas z jednakowa
sila. Bardzo czesto to Slowo pojawia sie tylko raz w zyciu, kiedy
przyjdzie cos niezwyklego, powiedzmy: "dzien nawiedzenia". Cala nasza
historia ma wymiar dramatyczny. Nie jestesmy czescia kosmosu; jestesmy
poddani innym prawom niz kamienie, gwiazdy, drzewa. My podlegamy prawom
dramaturgii, w ktorej slowa "gdzie jestes?" maja sens metafizyczny.
- Kiedy pytanie dotyka czlowieka, odpowiedz moze prowadzic ku
metafizyce, temu, co nieskonczone, ale moze to tez byc odpowiedz
banalna. "No, strzele se jeszcze jednego".
- Jest to w gruncie rzeczy odpowiedz praojca Adama, ktory sie przed
Bogiem chowa. Bez wzgledu jednak na to, jak bedziesz odpowiadal, samo
pytanie jakos Cie juz zmienia. Pytanie innego zmienia Twoj punkt widzenia
siebie. Kiedy slyszysz pytanie: "gdzie jestes", musisz przyjac optyke tego,
kto pyta. Tu zaczyna sie dialog. Stawiasz siebie w moim polozeniu, a ja
stawiam siebie w Twoim... W ten sposob - wedle Grekow - rodzi sie w nas
myslenie. Bo glowna funkcja myslenia jest zmiana punktow widzenia,
dzieki czemu dochodzimy do wspolnych wnioskow. Pieknie powie o tym
Heidegger, ze pytanie jest poboznoscia mysli. Wiec kiedy mysl jest pobozna?
- Kiedy pyta?
- Nie wtedy, kiedy odpowiada, ale gdy pyta! Pobozna to znaczy, ze
rzadzi sie Bozym prawem. Pobozny jest nie ten, kto wie, tylko ten, kto
zadaje pytania, kto jest ciekawy, szuka prawdy. Nie dlatego ze watpi!
Dlatego ze jest ciekawy prawdy. Zeby ja zobaczyc, wciaz zmienia punkty
widzenia. Czasem widac, jak dzisiaj brakuje tego ludziom. I to nawet
w religii.
Zanim jednak nastapi zmiana punktu widzenia, pojawia sie swiadomosc,
ze to Ty zostales zapytany: "Adamie, gdzie jestes?", "Jacku, gdzie
jestes?".
- Zostalem wybrany do tego, by uslyszec pytanie? Ale to przeciez
znaczy, ze kazdy z nas jest jakos wybrany, jezeli kazdy - jak mowisz
- - miewa metafizyczne pytania.
- Nim powiesz: "kazdy jest wybrany", zastanow sie, co znaczy byc
wybranym... Dotknietym przez co?
- Przez uwage drugiego?
- Czy tylko przez uwage? Przeciez ja moglem kogos innego wybrac
do tej rozmowy. Bog tez mogl wybrac innego.
- Wiec czym jestes dotkniety, gdy ktos sie do Ciebie zwraca?
- Przeciez wiesz: wolnoscia! Dotyka Cie wolnosc innego. Wtedy masz
pierwsze doswiadczenie wolnosci, nie Twojej wlasnej, ale wolnosci
innego. Uczymy sie wolnosci dzieki temu, ze ktos nas wybiera. Ten
swiat tak jest urzadzony, ze zawsze najpierw ktos musi nas wybrac.
Widzimy wybor matki, wybor naszego ojca. Potem przychodzi wybor Tego,
ktory pyta: "gdzie jestes?".
Sluchaj, Jacku, to jest tak powazna sprawa, ze trzeba by teraz wziac
oddech i szeroko otworzyc oczy, bo otwiera sie przed nami zupelnie
nowa przestrzen. Zmienia sie perspektywa naszego widzenia swiata.
Oto bowiem odnajdujemy w religii fundamentalne doswiadczenie wolnosci!
Widzimy wolnosc Boga... Bog uczy wolnosci, kiedy mnie wybiera! I teraz,
kiedy bedziemy sie modlili: "badz wola Twoja", w gruncie rzeczy
bedzie to znaczylo: "badz wolnosc Twoja", czyli tez moja wolnosc
na miare, na wzor boskiej wolnosci. A co na to Adam?
- Chowa sie za krzakami.
- Adam powiada: nie ma mnie. Ubiera sie w rzeczy, czyli udaje czesc
sceny. Widzimy teraz, co to jest niewiara - niezdolnosc do tego, by
zaufac innemu. Niezdolnosc do tego, by obudzic w sobie to, co pisarze
lacinscy nazywaja "fides". Tu nie chodzi o "credo", czyli wyznanie
wiary, ale wlasnie o "fides" - ufnosc, zaufanie. Jezeli ktos jest nie
zdolny do tego, aby ufac ludziom, jesli nie doswiadczyl nigdy
zaufania, to nie zrozumie istoty chrzescijanstwa. Bedzie szukal Boga
w scenie, w przedmiotach - i nigdy Go nie znajdzie! Im mniej bedzie ufal
innym, tym bardziej sie przed Bogiem skryje. Bo ufnosc jest kluczem do
prawdziwej wiary.
Fascynuje mnie to dotkniecie przez wolnosc innego. Wolnosc, ktora
ci ufa. Ale powstaje problem: co z ta wolnoscia zrobisz. Adam odpowiada:
"nie ma mnie!".
- To tez jest wolnosc. Mozesz zostac wybrany, a mimo to zamknac
okno i powiedziec Panu Bogu: "nie ma mnie w domu".
- "Nie ma mnie. Jestem rzecza, jestem na Ciebie gluchy". Ale przeciez
nie musisz sie zamknac na zawsze. Kiedy indziej mozesz szeroko
otworzyc okno - tak, zeby Slowo wpadlo.
- Czy w gruncie rzeczy "capax Dei", czyli otwarcie na Boga, nie
znaczy: "otwarcie", tylko "otwieralnosc". Czlowiek jest "otwieralny".
Moze sie otworzyc na Boga, ale moze takze zamknac.
- Mistrzostwo Boga polega na tym, zeby Adama mimo wszystko otworzyc.
Nie sztuka dotrzec do tych, ktorzy sa z gory otwarci. Sztuka docierac
do ludzi "zamknietych" - do Adama, nawet do Kaina - chorych na brak
fides. Bo trzeba swiatu zaufac, zeby go zrozumiec. Sw. Augustyn
powiada: "fides quaerens intellectum", czyli: "Wiara (scislej mowiac:
ufnosc) szuka rozumienia". Dopiero kiedy jest wiara, przychodzi czas
rozumienia; rozum budzi sie, gdy zaufasz.
- Czyli ktos sie do Ciebie zwraca (moze Bog sie do Ciebie
zwraca), Ty gotow mu jestes zaufac i potem starasz sie zrozumiec?
A nie myslisz, ze najpierw lepiej sie temu drugiemu przyjrzec, poznac
go, zrozumiec, a dopiero potem okazac zaufanie?
- Ale gdyby miedzy nami nie bylo zaufania, to w co by sie zamienil
nasz dialog? W spekulacje, jak drugiemu dopiec! Ty mnie, a ja Tobie.
Ja bym kombinowal, jak Ciebie pokonac, jak Ci przylozyc, jak Cie
zranic, a Ty bys sie staral mnie na lopatki rozlozyc. Dzieki temu,
ze sobie ufamy, mozemy normalnie rozmawiac. Mozemy rozwazac problemy.
Staramy sie zrozumiec. Fides i intellectum musza grac miedzy nami,
zeby w rozmowie wylonilo sie doswiadczenie owej trampoliny, z ktorej
razem mozemy wyskoczyc.
- Do czego wyskoczyc, Ksieze Profesorze?
Do wiary, ktora rozumie.
"Credo" i "fides"
Chrzescijanstwo to nie tylko i nie przede wszystkim wiara w to,
ze, jest jeden Bog" ("credo"); chrzescijanstwo to glownie wiara,
ze "Panjest moim zbawieniem", to zaufanie Bogu ("fides"). Jesli
sie tego nie rozumie, to religia staje sie sprawa polityki,
swiatopogladu, kultury, szacownym obrzadkiem. A co dzieje sie
wtedy z wolnoscia? "Zaiste, najbardziej meczaca troska czlowieka
jest to: znalezc kogos, komu by mozna jak najpredzej oddac dar
wolnosci" - kusi od stuleci Wielki Inkwizytor.
Tymczasem chrzescijanstwo - mowi ks. Tischner - to dialog prowadzony
w wolnosci. "Gdzie jestes?" - pyta Bog. W odpowiedzi czlowiek
niewierzacy, Adam, ktory zerwal ow dialog (to - w mniejszym lub
wiekszym stopniu - dotyczy kazdego z nas), "chowa sie za krzakami";
a czlowiek wiary mowi: "fiat" ("Niech mi sie stanie").
Nawiazanie dialogu niesie ze soba ogromne ryzyko. I choc w Biblii nie
pojawia sie metafora trampoliny, to przeciez cala Ksiega pelna jest
wolania: "Chodz za mna". "I odezwal sie Piotr: "Panie, jesli to Ty
jestes, kaz mi przyjsc do siebie po wodzie!" On rzekl: " Przyjdz!".
"Fides" to odpowiedz dana Bogu, odpowiedz, ktora czesto przeciwstawia
sie utartym schematom, a czasem nawet moze gorszyc "poboznych".
A potem - "fides quaerens intellectum" - przychodzi czas na "credo"
("potem" nie oznacza, oczywiscie, prostego nastepstwa). Bo wiara
- - uczy nowy Katechizm - "ma podwojne odniesienie: do osoby i do prawdy.
Akt wiary odnosi sie do prawdy przez zaufanie osobie, ktora o niej swiadczy".
JPo
=====================================================================
CZAS KRAKOWSKI 3/96(18-24.01) "Czterech przeciw SLD"
WYWIAD "CZASU"
o zlych i dobrych scenariuszach dla Polski mowi Jan Maria Rokita,
posel Unii Wolnosci
Powiedzial Pan ostatnio, ze zadna postsolidarnosciowa partia
polityczna nie odegra juz istotnej roli w dziejach Polski. Dopiero
na gruzach tych partii moze zostac zbudowana formacja, ktora moglaby
konkurowac z SLD. Skad ta katastroficzna ocena?
Polska stoi przed problemem wladzy. Pytanie brzmi, kto bedzie
sprawowal wladze po wyborach parlamentarnych 1996 roku: czy lewica,
ktora zorganizowala zjazd i powolala gazete za pieniadze rosyjskiego
wywiadu, czy prawica o genezie solidarnosciowej? Twierdze, ze nie
istnieje dzis partia polityczna w Polsce zdolna samodzielnie albo
w koalicji z inna partia zagrozic zwyciestwu wyborczemu SLD, biorac
takze pod uwage zasady systemu wyborczego. A to znaczy, ze zadna nie
odegra istotnej roli w dalszej historii Polski.
Ale pamietam badanie OBOP opublikowane poltora miesiaca temu,
z ktorego wynikalo po pierwsze, ze jesli nie powstanie oboz Lecha
Walesy to komunisci beda w stanie sami utworzyc rzad. Jesli powstalby
oboz Walesy, to mialby szanse na 185 mandatow. W trzeciej wersji szeroki
oboz Walesy z Unia Wolnosci, "Solidarnoscia" i wszystkimi liczacymi
sie partiami prawicowymi moglby tworzyc rzad samodzielnie, majac 225
mandatow. Czy te badania nie wskazuja koniecznych rozwiazan na scenie
politycznej?
Badania te wskazuja, ze dla prawicy jest mirazem wygranie przyszlych
wyborow parlamentarnych przeciwko Lechowi Walesie albo obok Lecha
Walesy. Potwierdzaja one takze, ze zadna partia indywidualnie, ale
nawet w koalicji nie jest w stanie walczyc o zwyciestwo wyborcze.
To sa podstawowe konkluzje. Ale tak naprawde podobne wnioski mozna
juz bylo wyciagac na podstawie wynikow wyborow prezydenckich. Potwierdzaja
one zreszta to, co politykowi powinien podpowiadac zdrowy rozsadek.
Po wyborach glowny ton komentarzy i ocen byl taki: poparcie,
jakie otrzymal Walesa, bylo w rzeczywistosci negacja Kwasniewskiego.
Pozytywnych glosow bylo najwyzej 30 proc. Jak wiec budowac oboz wokol
Lecha Walesy? Czy jest scenariusz, ktory mozna by mu podpowiedziec?
Zalozmy na chwile, ze Walesa cieszy sie ze slabosci prawicowych
partii politycznych, bo na pustyni politycznej chcialby stworzyc
wlasna liste wyborcza, ktora wygra wybory parlamentarne. Wowczas
byloby prawdopodobne, ze przeciwko takiej liscie Walesy wystapiloby
kilka, moze 10 list partyjnych. I wtedy cala operacja poniesie calkowita
kleske. Nawet jezeli to nie bedzie kleska na skale BBWR (5 proc.)
to w kazdym razie bedzie ona na miare stojacego przed nami wyzwania
historii. To jest scenariusz bedacy przestroga dla Lecha Walesy.
Czy ta ocena nie zawiera w sobie pewnego bledu? Jeden z komentatorow
powiada tak: Walesie potrzebni sa gorale w liczbie 460. Moga byc
slepi, kulawi, niewazne. Istotne jest, ze beda zdyscyplinowani.
Stosujac scenariusz z partiami politycznymi trzeba uwzglednic wszelkie
zaszlosci miedzy ich liderami, co sprawia, ze jest watpliwe, aby mozna
bylo doprowadzic do powstania wspolnej listy. Wyobrazam sobie, jakby
wygladaly negocjacje na temat listy krajowej miedzy Balcerowiczem,
Czarneckim i innymi. Ale nie w tym problem. Nawet jezeli liderzy sie
porozumieja, to co bedzie po wyborach, gdy bedziemy mieli rozdrobniony
i skrocony parlament niezdolny do sformowania rzadu?
Po pierwsze publiczne negocjacje na temat listy krajowej, uzgodnienia
programu pomiedzy kilkunastoma partiami sa smiertelne. Pokazal to
wyraznie Konwent sw. Katarzyny, ktory zabil swoich kandydatow do fotela
prezydenckiego. Jezeli ktos chcialby tworzyc koalicje programowa
20 partii, to raczej sukcesu nie odniesie. Natomiast nie martwilbym
sie dzis o klopoty nastepnego parlamentu. Nowy parlament powinien
spelnic jedna podstawowa funkcje: uniemozliwic SLD utworzenie rzadu
i zagwarantowac uczciwe zbadanie oskarzenia o zdrade wysunietego pod
adresem tej formacji. Wymaga to po pierwsze, aby na gruzach istniejacych
dzis partii powstala nowa silna prawica angazujaca autorytety
polityczne. Po drugie: aby ta formacja zyskala autoryzacje ze strony
Lecha Walesy. To znaczy musialby on powiedziec: Tak, to jest partia,
o ktora w tej chwili chodzi. Po trzecie: taka formacja musialaby zawrzec
porozumienie wyborcze z "Solidarnoscia". Te trzy warunki moim zdaniem
wystarcza do wygrania wyborow do sejmu.
Czy ten scenariusz jest mozliwy do spelnienia?
Nicola Machiavelli twierdzil, ze nieuchronny los kieruje tylko w
polowie nasza historia, natomiast w polowie historie ksztaltujemy
dzieki swojej woli i wolnosci decyzji. Jezefi ktos stawia na slepy
los, to trzeba zakladac, ze dominacja SLD utrzyma sie. Natomiast
wielka polityka polega na tym, aby stawiac wyzwania losowi.
Z autorytetami jest tak, ze im one sa powazniejsze, tym sa
bardziej przywiazane do swojej dotychczasowej roli. Problem nie tkwi
w tym, by naklonic 30 historycznych przywodcow...
Czterech!
...do podpisania umowy na rok, tylko, by przekonac wyborcow,
ze jest cos nowego, na co mozna glosowac.
Problemem jest zaangazowanie w to ludzi zdolnych, aby swoja wola
zlamac partykularyzm juz dzis istniejacych ugrupowan. Zneutralizowac
chorobliwy partykularyzm moga tylko autentyczni przywodcy. Dlatego
sadze, ze kluczowe sa tutaj takie postaci jak Tadeusz Mazowiecki,
Wieslaw Chrzanowski, a dla srodowiska prezydenckiego Olechowski
czy Zakrzewski. Najlepiej jeszcze, gdyby pojawilo sie jeszcze dwoje
premierow: Jan Krzysztof Bielecki i Hanna Suchocka. Moim zdaniem jest
to zespol autorytetow politycznych, ktory likwiduje wiele istotnych
odrebnosci na polskiej prawicy. Ten zespol grajac wspolnie z Walesa
jest zdolny zlikwidowac okolo 20. partii politycznych.
Jezeli wszystko zalezy od kilku osob, to zadanie nie jest takie
trudne!
Tak sie moze zdawac. Niemniej jezeli nie okaze sie to mozliwe,
to pozostaje drugi wariant, ktory jest mniej optymistyczny. Mozna
stworzyc atrakcyjna, mloda prawice w pokoleniu trzydziestolatkow, ale
z przekonaniem, ze stanie sie ona zdolna do sprawowania wladzy dopiero
po kolejnej kadencji rzadow komunistycznych. I wtedy, jestem przekonany,
ze nikt skutecznie w 1997 roku wladzy Kwasniewskiemu nie odbierze.
Jaki jest zatem pomysl Unii Wolnosci?
Zakladac, ze UW przy ogromnym wysilku organizacyjnym jest w stanie
przekroczyc prog 12 13 proc. to zalozyc szczyt naszych dzisiejszych
mozliwosci. W czasach swoich najwiekszych triumfow dysponowala ona
takim wlasnie poparciem. Nic nie wskazuje, aby okres tak wielkiej
prosperity UW mial powrocic. Natomiast rozwazanie, czy bedzie to 5, 7,
czy 13 proc. jest moze istotne z punktu widzenia przywodcow Unii, ale
malo znaczace z perspektywy, o ktorej mowimy. W tych wyborach trzeba
byc pierwszym!
Dlaczego przebudowy sceny politycznej nie podjeto przed wyborami
prezydenckimi?
Bo politycy partyjni oszukiwali sie, ze wylansowany przez nich kandydat
moze zostac prezydentem. Mysle, ze to doswiadczenie, nie tyle moze
zwyciestwa Kwasniewskiego nad Walesa, ale zwyciestwa Walesy nad
pozostalymi kandydatami, stalo sie zimnym prysznicem, ktory te
dzisiejsza rozmowe czyni rozmowa o polityce realnej. Wiosna dla
mnie partnerem do tej rozmowy mogl byc Stanislaw Lem. Dzis mozna
o tym rozmawiac z politykami!
W kazdym razie zadna z osob, ktore wymienilem wczesniej jako wazne
w tym procesie, nie byla gotowa o tym rozmawiac. Zakrzewski i Olechowski
byli przekonani, ze Walesa bedzie prezydentem, ja tez zreszta w to wierzylem.
Mazowiecki byl przed decyzja o podjeciu walki o Unie Wolnosci, Suchocka
wierzyla, ze zostanie kandydatem UW, wiec partnerow do rozmow nie bylo.
Czyli komunisci w 1997 roku sami stworza rzad...
Jesli nawet nie sami, to doswiadczenie z kolejnych wygranych przez
nich wyborow bedzie na tyle piorunujace, ze znalezienie w parlamencie
poputczikow bedzie nieslychanie prote. I moga to byc ludzie o
zaskakujacych orientacjach ideowych.
Pamietajmy, te pewna praca zaczyna sie juz w Palacu Prezydenckim:
czego SdRP nie moze zrobic, to wykonaja "kancelarysci".
Pamietajmy tez, ze np. jakis czas temu do dramatycznej koalicji UW
z komunistami na rzecz wyboru prezydenta Warszawy doszlo w warunkach,
kiedy SLD w koalicji z prawica wybralo prezydentem p. Bareje. Tu moga
sie dziac bardzo dziwne rzeczy.
Mowi sie obecnie o nowej koalicji PSL wraz z opozycja przeciw SLD.
W tym kontekscie Jan Litynski powiedzial: jesli przejmiemy wladze,
bedziemy realizowac budzet SLD. Po co wiec zmieniac rzad, jesli
akceptuje sie jego podstawowy dokument, jakim jest budzet?
To nieprawda! Budzet jest zawsze poddawany rzetelnej analizie
opozycji i tak bylo w tym roku. Jezeli Litynski mowil o mozliwosci
realizacji budzetu w ekstremalnych warunkach takze przez inna
koalicje, to mial na mysli po prostu, ze ten i poprzedni budzet
spelnia podstawowe standardy markroekonomiczne, toznaczy, ze nie grozi
szybka zmiana gospodarce polskiej. Obawialismy sie do pewnego momentu,
ze projekty makroekonomiczne SLD i PSL moga wykraczac w ogole poza
zdrowy rozsadek i rujnowac gospodarke. Tak sie nie dzieje i nie ma sie
co do tego oszukiwac.
Zalozmy jednak, ze najbardziej prawdopodobny scenariusz sie
spelni, w dodatku pod kontrola komunistow dokona sie w 2000 r.
reelekcja Kwasniewskiego. Co z wieloletnich rzadow (parlamentarnych do
2001 roku, prezydenckich do 2005) komunistow wyniknie dla Polski?
Najwazniejsze skutki widze w dziedzinie moralnosci publicznej.
Kazdy Polak moze sobie postawic pytanie, czy jezeli prezydent klamie,
premier szpieguje, a partie rzadzace rozpracowal obcy wywiad, to czy
ja mam placic podatki i kasowac bilety w tramwaju? To problem
rozziewu, jaki istnieje pomiedzy demokratyczna legitymizacja wladzy
SLD a brakiem jej legitymizacji moralnej. Rzecz ta odegra tragiczna
role dla polskiej swiadomosci narodowej i moralnej.
Obok tego sa dwa zagrozenia bardziej wymierne. Pierwszemu na imie
Rosja. Spodziewam sie, ze proces rozchodzenia sie racji stanu panstwa
polskiego z imperialna racja stanu Rosji bedzie sie poglebial. Trzeba
sobie postawic dramatyczne pytanie, ilu przyjaciol pulkownika Alganowa
zasiada na najwyzszych stanowiskach w panstwie?
Drugie mozna opisac terminem wasalizacji systemu politycznego.
Dominacja komunistow moze byc na tyle silna, ze inne partie i politycy
beda sie okreslac wylacznie poprzez swoj stosunek wobec SLD. Jedni beda
te formacje legitymizowac (Drawicz, Labuda, Konieczny), a inni beda ich
nazywac zdrajcami. Ale jedni i drudzy beda po rowno slabi i defensywni.
Temu musimy stanowczo przeciwdzialac.
ROZMAWIALI: JAN POLKOWSKI I RYSZARD TERLECKI
=====================================================================
CZAS KRAKOWSKI 3/96(18-24.01) "Wolny zebrak"
Kim jest zebrak, kogo mozemy okreslic tym mianem? Dosc szczegolowo
opisywalo ten termin prawodawstwo angielskie z czasow Henryka VIII
i krolowej Elzbiety. Otoz, w mysl wydanych wtedy statutow, zebrakami
byli: kwestarze i sprzedawcy odpustow oraz relikwii; uzywajacy
"subtelnych, przemyslnych i bezprawnych gier i sztuczek"; znawcy
fizjonomiki, chiromancji i innych oszukanczych nauk; zdolni do pracy,
ale nie zajmujacy sie niczym, szermierze, niedzwiednicy, aktorzy
interludiow, minstrele nie nalezacy do zadnej czcigodnej osoby,
kuglarze, domokrazcy, nie posiadajacy licencji wedrowni handlarze;
falszerze licencji; robotnicy odmawiajacy pracy za place dozwolona;
zacy zebrzacy bez autoryzacji z pieczecia uniwersytetu; zeglarze
udajacy, ze poniesli straty na morzu; zwolnieni z wiezien i zebrzacy
bez licencji.
Klopoty z definicja
Jacek Nowak, socjolog, jeden z autorow ksiazki "Zebracy w Polsce",
wydanej w ubieglym roku w Krakowie, przypomina sobie wlasne klopoty
ze zdefiniowaniem zebractwa: - Ulatwiajac sobie nieco zycie - ale pozniej
okazalo sie, ze tak bylo naprawde - przyjelismy, ze zebrakiem jest
ten, kto z powodu charakterystycznej gestykulacji, roznych akcesoriow,
wygladu i zachowania zostal uznany za zebraka przez ludzi, przez
spoleczenstwo.
Wytyczone zostaly scisle warunki, ktore powinien spelniac zebrak.
Jest to osoba, ktora w miejscach publicznych prosi o pieniadze,
wyciaga reke w proszalnym gescie, badz ma przy sobie pudelko
przeznaczone do zbierania datkow. W ten sposob pod pojeciem zebraka
nie zmiescili sie ludzie grajacy na roznych instrumentach, badz w inny
sposob prezentujacy swe umiejetnosci za pieniadze. Wyeliminowany
zostal takze pan z ul. Szewskiej, grajacy na plastykowej mandolinie,
gdyz uznano, ze wykonuje on prace, za ktora otrzymuje od ludzi
wynagrodzenie.
- Jesliby przyjac stereotypowe wyobrazenie o zebrakach, to mozna by
za nich uznac wszystkich ludzi, ktorzy wychodza na ulice i prosza
publicznie o pieniadze - mowi Jacek Nowak. - Jednak okazuje sie, ze
takich osob jest sporo, ze czesto reprezentuja one instytucje charytatywne,
w imieniu ktorych prosza o datki na taki czy inny cel. Dla nas wiec zebrakiem
okazywal sie ten, kto potwierdzal swoje zebractwo wlasnymi przezyciami
oraz sytuacja, ktora go do uprawiania tego procederu zmusila.
Weryfikujac nieco zalozenia krakowskich socjologow, przeprowadzilismy
wsrod przechodniow miniankiete, w ktorej powolujac sie na konkretne
przyklady, pytalismy ludzi, czy wskazane przez nas osoby mozna uznac
za zebrakow. Wyniki tejze ankiety generalnie zbiezne byly z zalozeniami
socjologow, jednak z malymi roznicami. Otoz, w wypadku osob grajacych
profesjonalnie na roznych instrumentach muzycznych, panowala
zgodnosc co do tego, ze nie mozna ich uznac za zebrakow. Jednak juz
ludzie, ktorzy jedynie szarpia struny swoich gitar, wydajac chaotyczne
dzwieki, w ocenie przechodniow jednoznacznie uznane zostaly za
uprawiajace zebractwo.
- Ze wzgledu na sposob proszenia o pieniadze, zachowanie, historie
zycia tych ludzi wyodrebnilismy kilka grup o podobnych cechach - mowi
Nowak. - Sami zebracy jednak nie poczuwaja sie do przynaleznosci do
jakiejs odrebnej spolecznosci.
MENEL - buszujacy po smietnikach, nie przywiazujacy wagi
do swego wygladu, stad czesto brudny, smierdzacy. Swoim zachowaniem
ewidentnie wskazuje na to, ze prosi o pieniadze na uzywki.
NIKT - zebrak specjalnie nie ingerujacy w przestrzen ulicy,
przyklejony do muru, nawet nie prosi o pieniadze. Samym swoim
zachowaniem i sylwetka wskazuje, ze jest biedny, a lezacy obok niego
kartonik sugeruje ze prosi o pieniadze. Mowi jednak: - Ja wcale nie
prosze, to ludzie sami daja.
KALEKA - to czlowiek, ktory w widoczny sposob manifestuje
swa ulomnosc (brak konczyny, slepote czy inny rodzaj kalectwa).
Paradoksalnie wlasnie to, czego nie maja staje sie ich zebraczym
atrybutem. W przeciwienstwie do "nikogo" "kaleka" ingeruje w
przestrzen ulicy, wyciagajac np. przed siebie kule tak, aby ludzie
musieli je omijac.
KWESTARZ - zbiera pieniadze na jakis dorazny cel, czesto na
pomoc medyczna dla bliskiej mu osoby (matki, dziecka). Kwestarz nie
zalicza siebie do zebrakow gdyz - jak twierdzi - nie prosi dla siebie.
WSPOLCZESNY TREDOWATY - to chory na AIDS, narkoman badz
alkoholik. Jego atrybutem jest tabliczka z opism choroby. Czesto
dolacza zaswiadczenie lekarskie.
Mit zebraczych fortun
Zebracy nie tworza spojnej grupy, sa raczej zbiorowoscia, ktorej
swiat zewnetrzny przypisuje jakies wspolne cechy. Dosc powszechne
jest przekonanie spoleczne o istnieniu mafii zebraczej i o zebraczych
fortunach.
- To bylo wlasnie jednym z naszych zalozen - sprawdzic, czy
faktycznie istnieje zmitologizowany swiat zebraczych fortun - mowi
Jacek Nowak. - Niestety, nie udalo nam sie tego potwierdzic. To samo
dotyczy rzekomej przestepczej dzialalnosci zebrakow. Zreszta nigdy
w historii nie udalo sie zebrac dowodow na to, ze zebracy sa grupa
kryminogenna, choc zawsze ich o to posadzano. Policjanci, dzisiaj
zapytani o te sprawy, wzruszaja ramionami. Dla nich problem zebractwa
nie istnieje, dopoki ktorys z zebrakow nie przekroczy bariery prawa.
Ale zdarza sie to niezwykle rzadko.
Innym funkcjonujacym mitem jest opowiesc o terytoriach zebraczych,
o "dobrych" miejscach, za ktore trzeba placic wielkie pieniadze
i o ktore stale dochodzi do brutalnej walki. Badania przeprowadzone
m.in. w Krakowie wykazaly, ze dla zebrakow atrakcyjne jest centrum miasta
- ulice Szewska, Florianska, Slawkowska, Sienna, Rynek Glowny oraz
okolice dworca kolejowego. Zarowno wsrod samych zebrakow, jak i wsrod
jalmuznikow, czyli tych, ktorzy daja ofiare, da sie slyszec opowiesci
o specjalnie zarezerwowanych i oplaconych miejscach. Jednak praktyka
wydaje sie innaobowiazujaca zasada jest: kto pierwszy, ten lepszy.
Atrakcyjnosc miejsca zebrania wynika z ruchu w nim panujacego, stad
bardzo rzadko spotkac mozna dziadow proszacych na nowych osiedlach.
Pewne oznaki walki o miejsce da sie zauwazyc wsrod Cyganow rumunskich.
Czasami tez przepychanke o miejsce wywoluja zebracy tzw. okazjonalni.
Trudno ocenic zarobki zebraka, prowadzac nawet dlugotrwala obserwacje.
Oni sami nie przyznaja sie do ich wysokosci. W trakcie przygotowywania
materialow do ksiazki jej autorzy przeprowadzili w Lodzi pewne doswiadczenie.
Jeden z nich kilkakrotnie wcielal sie w rozne typy zebracze i zajmowal
miejsce w roznych punktach miasta. Okazalo sie, ze jako "dziad" przed
kosciolem zarobil w ciagu 40 minut 55 groszy. Siedzac jako "dziad"
na deptaku, uzyskal 1,75 zl. Jednak najbardziej efektywna okazala
sie postac "slepca". Socjolog zarobil az 5 zl.
- Ustalilismy, ze zarobki dzienne zebraka moga wynosic od 20 do 40
zlotych dziennie - mowi Jacek Nowak. - Potwierdzilo sie to przy roznych
okazjach. Jednak nie mozemy zalozyc, ze zebrak zarabia miesiecznie 600 zl.
Jego zarobki zaleza bowiem od zbyt wielu czynnikow, np. zdrowia, pogody itd.
Nigdy nie udalo nam sie stwierdzic, ze zebrak stal na ulicy przez 5 dni w
tygodniu. Mity o fortunach tworza sami zebracy, ale nigdy nie mowia o sobie.
Daja biedni
Miedzy zebrakiem a dajacym jalmuzne toczy sie gra. Ich kontakt jest
z reguly krotkotrwaly, czesto ze strony dobroczyncy wstydliwy,
ograniczajacy sie do rzucenia monety, badz nierzucenia. Niekiedy
dochodzi do wymiany zdan. Dajacy jalmuzne zadaje lakoniczne pytania
dotyczace zebraczej doli, a zebrak rownie zdawkowo odpowiada. Zdarzaly
sie tez spiecia, zwlaszcza w przypadku chorych na AIDS i narkomanow,
ktorych przechodzien obdarzal niewybrednymi epitetami.
Ludzie dostrzegaja juz zebrakow, sami jednak nie czuja sie w obowiazku
niesienia proszacym ludziom pomocy. Powszechnie panuje opinia, ze
problem zebractwa rozwiazac powinno panstwo i Kosciol. Akceptacja lub
jej brak wynika z definicji przyjetej dla okreslenia zebraka. Jesli
w odczuciu przechodnia siedzacy na ulicy czlowiek jest biedny,
skrzywdzony przez los, wywoluje on wspolczucie i w konsekwencji
otrzymuje datek.
Z punktu widzenia zebraka, przechodzacy ulica ludzie dziela sie
na biednych i bogatych. Pieniadze rzucaja ci pierwsi.
Istnieje wiele czynnikow decydujacych o tym, ze czlowiek wychodzi
na ulice, by zebrac. Jednak tym decydujacym jest ubostwo. Zebractwo
rozwija sie tam, gdzie zauwazyc mozna rozwarstwienie spoleczne,
zwlaszcza w sferze materialnej, kwitnie w miejscach, w ktorych zanikla
ludzka solidarnosc, brak wiezi, miejscach anonimowych. Dlatego
tez zebracy sciagaja do duzych osrodkow miejskich - w czasie badan
nie udalo sie ich znalezc w Przemyslu czy Tarnowie, sa natomiast
w Krakowie, Warszawie, Katowicach, Wroclawiu czy Lodzi.
Kiedy do biedy dochodzi jakies wydarzenie losowe, np. kryzys rodzinny,
choroba, smierc bliskiej osoby, czlowiek moze zdecydowac sie
na wyjscie na ulice. Decyduja predyspozycje psychiczne danej osoby,
ale okazuje sie, ze czesto impuls daja osoby trzecie - sasiad, ktory
tez kiedys zebractwa sprobowal, a nawet najblizsza rodzina. Niektorzy
tlumacza uprawiany przez siebie proceder samotnoscia, checia spotkania
ludzi, inni - choc rzadkopotrzeba zaprotestowania przeciw
bezczynnosci panstwa w kwestiach dotyczacych ludzi ubogich.
Nalog wciaga
Zebracy nie korzystaja z pomocy spolecznej w sposob skuteczny. Instytucje,
ktorych zadaniem jest niesienie tej pomocy, takze nie sa przygotowane
do postepowania z zebrakami. W domach prowadzonych przez Kosciol istnieje
wymog calkowitej abstynencji, z ktorym ludzie ulicy nie chca sie pogodzic.
W osrodkach swieckich wprowadzono zakaz zebrania, a ci, ktorzy go lamia,
sa wyrzucani. Tak wiec zebrak wpada do noclegowni na chwile, by sie umyc,
ogolic, cos przekasic; po czym wraca na ulice.
Bywaja zebracy, ktorzy sprytnie wykorzystuja fakt, iz sa pensjonariuszami
jakiegos osrodka. Wywieszaja kartke z napisem: "Jestem pensjonariuszem
Domu Pomocy Spolecznej" i w ten sposob legitymizuja swoje ubostwo.
lnny zebrak, prezentujacy przechodniom noge z otwartymi zylakami
i proszacy o datek na operacje, gdy zajeli sie nim lekarze i gdy
uslyszal, ze noge uda sie wyleczyc, zazadal jej amputacji, poniewaz
- jak twierdzil - probuje sie go pozbawic narzedzia zarobku.
Zebracy boja sie instytucji. Nie radza sobie z wypelnianiem formularzy.
Po pierwszym kontakcie z urzednikiem rezygnuja i wracaja na
ulice. Zebractwo wciaga, jest jak nalog. Ludzie, ktorych los zmusil
do wyciagniecia reki w kierunku przechodnia, nie potrafia lub nie chca
wrocic do normalnosci, nawet jesli byloby to mozliwe. Przyzwyczajaja
sie do swego stylu zycia, do zebraczej wolnosci. Zawsze jednak
twierdza, ze gdyby tylko istniala mozliwosc, gdyby ktos pomogl, gdyby
rozwiazaly sie ich dorazne problemy, natychmiast zaprzestana swej
dzialalnosci.
Zebranie ma wiele wspolnego z teatrem. To gra czlowieka proszacego
przed tlumem i w zaleznosci od uzdolnien gra ta przynosi lepsze lub
gorsze efekty. Zebrak sam wybiera sobie atybuty postacia, ktora odgrywa.
Wymog jest tylko jeden: atrybuty musza pozostawac w zgodzie z otoczeniem,
z przestrzenia, z zebraczym teatrem. Chory na AIDS podkresla swa tredowatosc
wymietym, zniszczonym ubiorem. Czesto siedzi skulony, zakapturzony, staje
sie personifikacja trapiacej go choroby. Lezaca przed nim kartka dokladnie
wyjasnia sytuacje, w jakiej sie znalazl.
Dziad zebrzacy przed kosciolem musi miec przy sobie modlitewnik badz
rozaniec. "Kaleka" zaopatrzony jest w laske, kule, wozek inwalidzki,
ciemne okulary. Kwestarz trzyma przed soba tabliczke. Na niej mozna
wyczytac, na co kwestuje. On sam pozostaje w cieniu, jest niewazny,
nie zbiera przeciez dla siebie.
Malo ktory zebrak raz obrana postac odgrywa przez cale zebracze
zycie. Wiekszosc eksperymentuje, probuje, ktora rola bedzie im
najbardziej odpowiadac. Sa tez tacy, ktorzy calkowicie poddaja
sie iluzji - falszywi slepcy, zdrowi "tredowaci".
Jesli zapytac zebraka: - Czy pan "zebrze?" - czesto uslyszymy
odpowiedz: - Ja tylko prosze o pomoc.
Z roznych powodow znalezli sie na ulicy. W ich pojeciu zebrakiem jest
ten, kto siedzi tam z wlasnej woli. Ale ich zdaniem takich ludzi nie
ma. Mowia jeszcze jedno:Kazdy moze sie tu znalezc. Spoleczenstwo nie
chce w to uwierzyc, a jednak potwierdzaja to zebracze historie. Wsrod
proszacych mozna znalezc zone pewnego oficera, bylego urzednika,
studenta. Sa tu ludzie, ktorzy nigdy nie splamili sie zadna praca,
ale tez i tacy, ktorzy tyrali cale zycie i teraz nie moga sobie poradzic
ze staroscia. Komus spalil sie dom, kogos innego opuscila zona,
zabrala dzieci, a sad wyrzucil go z mieszkania.
W Legendzie o sw. Franciszku czytamy: "Chce wiec, aby moj brat szedl
zebrac i wracal nastepnie wesol i okazujac swa radosc". Na twarzach
wspolczesnych polskich zebrakow usmiech prawie nigdy nie gosci.
ROBERT WERBANOW
=====================================================================
POLITYKA 3/96(20.01) "Sprawiedliwosc po Gdansku"
Trzy bulwersujace sprawy: syna Lecha Walesy, przymusowej hipoteki
domu przy ul. Polanki oraz zaocznego wyroku na rzecz rozczarowanego
wyborcy, ktory dowodzil, ze prezydent nie dotrzymal wyborczej
obietnicy. Kazda z nich budzi powazne watpliwosci.
RYSZARD SOCHA
"Co sie stalo, ze zdrozalo?" - pytal mecenas Wlodzimierz Wolanski,
obronca Przemyslawa W., syna b. prezydenta RP, prokurator Irene
Okragla z Prokuratury Wojewodzkiej w Gdansku podczas rozprawy
rewizyjnej. Obserwatorzy tego procesu byli swiadkami zdumiewajacego
rozchwiania w interpretacji materialu dowodowego. Chwilami mozna bylo
odniesc wrazenie, ze temu i owemu pomylily sie role, co dalo
mecenasowi asumpt do zacytowanej zlosliwosci.
W pierwszej instancji prokurator Krzysztof Prochowski z Prokuratury
Rejonowej w Gdansku domagal sie dla oskarzonego dwoch lat pozbawienia
wolnosci w zawieszeniu na cztery lata. Sedzia Marek Wojtala uznal
oczekiwania oskarzyciela za zbyt lagodne, bo skazal Przemyslawa W.
na dwa lata bezwzglednego pozbawienia wolnosci.
W drugiej instancji, przed Sadem Wojewodzkim, wspomniana prokurator
Okragla obstawala przy werdykcie sedziego Wojtali, twierdzac, ze
zawieszenie wykonania wyroku "byloby kara lagodna w stopniu razacym".
Sad jednak zawiesil wykonanie kary. W sumie sprawa Przemyslawa W.
podzielila miejscowe srodowisko prawnicze i wywolala skrajnie rozne
opinie.
Zbigniew Szczurek, prezes Sadu Wojewodzkiego, owa lagodnosc tlumaczy
tym, ze polskie prawo karne opiera sie na zasadzie oceny podmiotowej,
a nie przedmiotowej, stad identyczne czyny moga zaowocowac nader
roznymi karami. A w przypadku Przemyslawa W. wchodzila w gre kwestia
ograniczonej poczytalnosci. Wczesniejsze glosne odkrycie u oskarzonego
"pomrocznosci jasnej" prezes kwituje slowami: "Ktos przedobrzyl
wprowadzajac ten termin". Wedlug prezesa, zarowno psychiatrzy, jak
i sad bez pomrocznosci mieli dosc dowodow na ograniczona poczytalnosc
Przemyslawa.
Senator Leszek Lackorzynski, byly prokurator wojewodzki w Gdansku,
okresla te sprawe krotko i dobitnie: "kompromitacja sadu". Nie ze
wzgledu na koncowy werdykt, tylko z uwagi na czas, jaki uplynal od
wniesienia aktu oskarzenia do wydania wyroku. - Sprawa budzaca tak
duze zainteresowanie opinii publicznej - mowi Lackorzynski - byla
sadzona przez poltora roku, a nie powinno to trwac dluzej niz dwa
miesiace. Gdyby kara bezwzglednego pozbawienia wolnosci zostala
orzeczona w tym czasie, bylby to wyrok sprawiedliwy. Po poltora roku
natomiast sadzi sie juz innego czlowieka, zwlaszcza gdy jest to
czlowiek mlody.
Jako przyczyny owej przewleklosci prezes Szczurek wymienia braki
kadrowe, niechec sadu do robienia wyjatkow oraz oczekiwanie na
bieglych psychiatrow, wydajacych opinie. Czas oczekiwania na rozprawe
uplynal w znacznej mierze na szukaniu dowodow ograniczonej poczytalnosci
oskarzonego, dzieki ktorym mogl zapasc wyrok taki, jaki zapadl.
Krag sie zamyka, a watpliwosci, czy wszyscy obywatele w praktyce
sadowniczej sa rowni wobec prawa, pozostaja.
Nie budzi ich natomiast wsrod prawnikow sprawa ustanowienia
- w zwiazku ze zobowiazaniami podatkowymi Lecha Walesy - hipoteki
przymusowej na dom przy ulicy Polanki 54. Ta historia kompromituje
raczej resort finansow i Drugi Urzad Skarbowy w Gdansku, ktory
formulujac swoj wniosek pomylil pojecia majatku wspolnego lacznego
i wspolwlasnosci w czesciach ulamkowych. Dom panstwa Walesow nalezy
do majatku wspolnego lacznego, natomiast "skarbowka" potraktowala
go jako wspolwlasnosc w czesciach ulamkowych.
Nie ulega watpliwosci, ze Danuta Walesowa odpowiada majatkiem
wspolnym za dlugi meza. Z kolei sad domyslal sie, o co chodzi
urzedowi skarbowemu, nie mogl jednak w swych decyzjach wyjsc poza
ramy zlozonego wniosku.
Sad odmowil ustanowienia hipoteki ze wzgledow czysto technicznych.
"Skarbowka" zatem ma wszelkie dane ku temu, aby skorygowac blad
i zlozyc poprawny wniosek.
Po wyroku zaocznym z 14 grudnia 1995 r., ktorym Sad Rejonowy
w Gdansku zasadzil od Lecha Walesy na rzecz Jozefa Gawedy 10 mln
starych zlotych jako czesc kwoty obiecywanej przez Walese kazdemu
Polakowi w kampanii wyborczej w 1990 r., do sekretariatu prezesa Sadu
Wojewodzkiego zaczeli przychodzic emeryci. Pytali, co maja zrobic, zeby
tez uzyskac taki wyrok, bo sa w finansowej potrzebie.
Senator Lackorzynski w tym przypadku rowniez jest zdania, iz mamy do
czynienia z kompromitacja trzeciej wladzy. Uwaza nawet, ze w stosunku
do sedziego nalezaloby wszczac postepowanie dyscyplinarne. Miedzy
kandydatem na prezydenta a obywatelem nie bylo jakiejkolwiek umowy
cywilnej. Roszczenie nie jest wiec zasadne. A mimo to zapadl wyrok.
Sedziom ewentualnosc postepowania dyscyplinarnego w takiej sytuacji
w ogole nie przychodzi na mysl, jednak wielu ma powazne zastrzezenia
do wyroku. Dziwia sie, iz mogla go wydac osoba majaca juz pewien staz
w sadownictwie. Nie podziela tych opinii prezes Szczurek. Twierdzi,
iz wynikaja one z niezrozumienia istoty wyroku zaocznego. Jezeli pozwany
nie sklada zastrzezen, sad przyjmuje, ze roszczenie jest zasadne
i w ogole nie analizuje meritum sprawy. Czy jednak procedura wyroku
zaocznego calkowicie zwalnia sedziow z obowiazku myslenia? Skutek jest
taki, ze obywatelom, ktorzy nie pokonczyli prawnych fakultetow, robi
sie kompletny metlik w glowie.
=====================================================================
POLITYKA 3/96(20.01) "Trzy w jednym"
Kto odwola referendum?
Niemal dokladnie za miesiac, 18 lutego, powinno odbyc sie
referendum w sprawie powszechnego uwlaszczenia. Scislej biorac, dwa
referenda: jedno zarzadzone przez prezydenta Walese za zgoda Senatu
i drugie, zarzadzone przez Sejm, zawierajace dodatkowe cztery pytania
na temat uwlaszczenia. Ale wlasnie marszalek Sejmu zwrocil sie do
prezydenta Kwasniewskiego, aby ten przesunal termin referendum z 18
lutego na 31 marca. W tym nowym terminie mialoby sie odbyc jeszcze
trzecie referendum, zwane konstytucyjnym, w ktorym obywatele
odpowiadaliby na kilka pytan dotyczacych przyszlej, niemal juz
gotowej, konstytucji. Cala ta sprawa, niestety, od poczatku wyglada
niepowaznie. Zanosi sie na prawdziwa kpine z obywateli, z instytucji
referendum i ze zdrowego rozsadku.
JERZY BACZYNSKI
Pomysl przelozenia terminu referendum, poza ustawowe 90 dni od daty
zarzadzenia, wydaje sie desperacka proba ratowania resztek sensu tego
przedsiewziecia. Jesliby bowiem glosowanie ludowe potraktowac powaznie,
juz od paru tygodni powinna toczyc sie kampania referendalna.
Ustawa nakazuje bowiem, aby ruszyla ona z dniem ogloszenia uchwaly
lub zarzadzenia w sprawie referendum. Tymczasem politycy, zajeci sprawa
Jozefa Oleksego, jakby zapomnieli, ze kazali narodowi stawic sie przy
urnach 18 lutego. Nikt niczego nie tlumaczy, nie agituje, czemu zreszta
trudno sie dziwic, bo sami tworcy referendum mieliby spore klopoty
z wyjasnieniem, o co wlasciwie pytaja.
Warto wiec w skrocie przypomniec, jak doszlo do wypuszczenia tego
politycznego bubla. Cala sprawa jest odpadkiem kampanii wyborczej.
Prezydent Lech Walesa, zabiegajac o poparcie Solidarnosci w pierwszej
turze wyborow, obiecal w zamian poprzec jej koncepcje uwlaszczenia
obywateli. Prawnicy prezydenta przygotowali pospiesznie projekt
referendum, zaczynajac od pytania: Czy nalezy w Polsce przeprowadzic
powszechne uwlaszczenie? Potem nastepowalo kilkanascie skomplikowanych
pytan szczegolowych, zredagowanych niechlujnie, a nawet obrazajacych
konstytucje, jak chocby pomysl dzielenia wlasnosci komunalnej, co
wymagaloby najpierw wywlaszczenia gmin, czyli nacjonalizacji.
Sprawialo to nieodparte wrazenie, ze Walesie chodzi o spozniony
i malo kosztowny gest wobec Solidarnosci, a przy okazji o wygodny
argument, ze lewicowa koalicja nie chce uwlaszczyc narodu. O stosunku
Lecha Walesy do wlasnego wniosku swiadczy zreszta nieobecnosc
przedstawieiela prezydenta na obradach Senatu poswieconych propozycji
referendum. Wniosek odrzucono, wszakze podczas debaty senatorowie
z PSL dali do zrozumienia, ze gdyby prezydent stworzyl im szanse,
zadajac jakies proste i zgodne z konstytucja pytanie, to kto wie...
Walesa postanowil wiec zagrac jeszcze raz: z pierwszego wniosku
pozostawiono tylko naglowek (Czy nalezy przeprowadzic powszechne
uwlaszczenie?) i zarzadzenie wrocilo do Senatu. Na dwa dni przed
druga tura wyborow PSL (a glosy tej partii decydowaly) nie chcialo
juz konfrontacji z prawdopodobnym przyszlym prezydentem i bez
jakiejkolwiek dyskusji (!) to oryginalne zarzadzenie, przy poparciu
senatorow Solidarnosci, przeglosowano. Kolejny polityczny zart Walesy
przetrwal jego kadencje: zostala uruchomiona kosztowna machina, ktora
ma doprowadzic do kompletnie bezwartosciowej odpowiedzi na niemadre
pytanie.
Coz bowiem oznacza powszechne uwlaszczenie, jesli nie wiadomo, co ma
byc dzielone (bo przeciez nie istnieje zaden inwentarz majatku Skarbu
Panstwa) ani wedlug jakich zasad? Jest tu kilka ekonomicznie niedowarzonych
pomyslow, ale przeciez nawet nie one beda przedmiotem referendum.
Prawdopodobna odpowiedz twierdzaca na ogolnikowe pytanie prezydenta
(kto nie chce wziac czegos, jesli daja za darmo?) moze tylko rozpetac
nastepna awanture polityczna wokol prywatyzacji i spory o to, co wlasciwie
narod mial na mysli opowiadajac sie za powszechnym rozdawnictwem mienia
panstwowego.
Sejm Rzeczpospolitej ocknal sie poniewczasie i usilujac naprawic
niefrasobliwosc senatorow zarzadzil dodatkowe referendum, obejmujace
cztery bardziej konkretne pytania: o rekompensaty, fundusze emerytalne,
rozszerzenie NFI i bony prywatyzacyjne. Pysznie, ale ide o zaklad, ze
90 procent obywateli nie ma i nie bedzie mialo pojecia, za czym tak naprawde
glosuja, czy np. odpowiedz twierdzaca na pytanie o NFI wyklucza bony
prywatyzacyjne, a zgoda na rekompensaty oslabi nie istniejace jeszcze
fundusze emerytalne? Jak mozna w referendum zadawac pytania, ktorych
nawet specjalisci z pelnym magisterium nie potrafia objasnic?
Jesli w ogole wyborcy zechca pofatygowac sie do urn, beda zapewne
glosowac wedlug dyrektyw politykow: jestes za Walesa i Solidarnoscia,
to odpowiadasz nie na pytanie nr 3 drugiego referendum, a jesli za
Kwasniewskim, to piszesz nie przy pytaniu pierwszym referendum
pierwszego. Dokladnie jak w slynnym glosowaniu ludowym z 1946 roku,
w ktorym ten, kto byl przeciwko nowej wladzy, glosowal zastepczo...
przeciwko likwidacji Senatu.
Sami politycy zdaja sie skonsternowani koniecznoscia udzielania
zalecen swoim sympatykom. Prywatnie wielu mowi, ze rozpisanie takiego
referendum to idiotyzm, ale publicznie szykuja sie do kolejnego boju.
Niestety, nikt nie ma odwagi, aby wezwac do opamietania i zatrzymania
krecacej sie bez sensu maszyny wyborczej. Stad zapewne proba "ucieczki
do przodu" i dorzucenia trzeciego referendum, w ktorym byc moze znajda
sie jakies pytania - tym razem konstytucyjne - warte udzialu w glosowaniu.
(W tym tygodniu Zgromadzenie Narodowe ma zajac sie ukladaniem
tych pytan). Trzeba bowiem pamietac, ze na mocy ustawy referendum jest
wazne, to znaczy jego wynik jest wiazacy, gdy wezmie w nim udzial ponad
polowa uprawnionych do glosowania, czyli wiecej niz np.w ostatnich
wyborach parlamentarnych, nie mowiac juz o samorzadowych. Jest duze
prawdopodobienstwo, ze kompletnie nie przygotowane i metne referendum
uwlaszczeniowe nie zbierze wymaganej frekwencji, a wiec okaze sie
podwojnie bezsensowne - w warstwie merytorycznej i prawnej. To
oznaczaloby nie tylko wyrzucenie w bloto 500 miliardow zlotych,
ale takze kompromitacje samej instytucji glosowania ludowego oraz
parlamentu, ktory takie przedsiewziecie nakazal.
Pomysl "trzech w jednym" moze formalnie uratowac waznosc referendum,
ale bedzie to tylko kolejny akt politycznego teatru absurdu. Z godna
calej sprawy pointa: jesli prezydent przesunie referendum na 31 marca,
to wyniki zostana ogloszone 1 kwietnia. Prima Aprilis, obywatelu.
=====================================================================
POLITYKA 3/96(20.01) "Zerowisko"
Polityczne losy Jozefa Oleksego wydaja sie juz przesadzone
Budzet uchwalono blyskawicznie i politycznie. Dotrzymujac
wszystkich terminow, aby nowy prezydent nie mial zadnego powodu
do rozwiazania Sejmu. Trudno sobie wprawdzie wyobrazic, by Aleksander
Kwasniewski kwestionowal budzet wlasnej koalicji, ale interes Sojuszu
Lewicy Demokratycznej nie musi byc dzis tozsamy z interesem koalicji.
- - Najpierw budzet, potem sprawa Oleksego - powiadali po cichu ludowcy.
JANINA PARADOWSKA
Czym skonczy sie sprawa Oleksego, nie wie dzis nikt. Do rosnacego
zamieszania przyczyniaja sie powoli wszyscy. Sojusz jednego dnia
rozpuszcza kuluarowe wiesci o kolejnych kandydatach na stanowisko
premiera (tu mocna kandydatura zdaje sie byc Wlodzimierz Cimoszewicz),
a nastepnego dnia twardo staje w obronie premiera obecnego uznajac,
ze atak na Oleksego to atak na cala formacje. Taka linia obrony moze
rzeczywiscie zaowocowac przeniesieniem, w dluzszej perspektywie, takze
w perspektywie wyborczej, jednostkowej dzis sprawy na cala formacje.
Socjaldemokracja RP przed swa konwencja pod koniec stycznia ma powazny
problem do przemyslenia.
Naczelny prokurator wojskowy najpierw wysyla do Urzedu Ochrony
Panstwa dluga liste dodatkowych pytan, nastepnie jeszcze ja rozszerza,
dajac tym samym do zrozumienia, ze tak powaznym problemem zajmie sie
osobiscie, po czym, nie czekajac na odpowiedz, przesyla sprawe do
prokuratury okregu warszawskiego. W dodatku rzecznik prasowy
apolitycznej prokuratury snuje na lamach "Polityki" calkowicie
polityczne rozwazania na temat postepowania Andrzeja Milczanowskiego.
O co wlasciwie chodzi? Czyzby prokuratura wojskowa wystawiala anteny
na wszystkie strony probujac wyczuc, skad wieje aktualnie polityczny
wiatr? Nawet dla kogos, kto posiada niezlomna wiare w bezstronnosc,
rzetelnosc i apolitycznosc prokuratury, a wiare te pod rzadami
ministra Jaskierni trudno podtrzymywac, takie zachowania sa co
najmniej podejrzane. Strach? Niechec przed podejmowaniem trudnych
decyzji? Wprawdzie wdrozone zostaly demokratyczne prawem przewidziane
procedury, ale tzw. sprawa Oleksego nie rzadzi juz prawo, rzadzi nia
polityka. Powolanie sejmowej Komisji Nadzwyczajnej, choc w tej
sytuacji zapewne konieczne, otworzylo politykom droge do sprawy.
Sytuacje polityczna cechuje dzis absolutne rozchwianie. Nastroje
zmieniaja sie z dnia na dzien, a powody owych zmian bywaja
zdumiewajace. Usmiechniety posel Janusz Zemke (SLD) po posiedzeniu
Komisji Nadzwyczajnej oznacza dla mediow i politykow przelom w sprawie
i to na korzysc Oleksego. Z kolei brak usmiechu u posla Zemke oznacza,
ze gora jest Milczanowski. W pierwszym tygodniu prac komisji byl
przelom dla Milczanowskiego, w drugim podobno dla Oleksego, nalezy
sie spodziewac jeszcze nastepnych przelomow. Sprawa zmienila sie
w polityczny mecz, a liczba rund nie jest znana.
Bez wzgledu bowiem na to, jakie bedzie stanowisko prokuratury, nic
sie nie zakonczy. Jezeli politycy SLD uwazaja, ze odmowa wszczecia
postepowania oznacza zakonczenie sprawy, to robia tylko dobra mine
do zlej gry. Nic nie wskazuje na to, ze uda sie uratowac polityczna
kariere Jozefa Oleksego. Problem swiadomego informowania lub nieswiadomych
kontaktow towarzyskich politycznie bedzie mial podobny wymiar. Otoz
marszalkowi Sejmu, premierowi nieostroznosc w kontaktach towarzyskich
zwyczajnie nie przystoi. Jest politycznie dyskwalifikujaca. Bywa, ze to
co w przeszlosci bylo normalne, a wiec zazyle kontakty z oficerami KGB,
w nowej rzeczywistosci dramatycznie wraca jako powazny zarzut. Nawet
jezeli nie jest to zarzut na sprawe karna. A tego ciagle nie wiemy.
Minister Leszek Miller, jeden z najwytrawniejszych politykow SdRP,
zwraca uwage, ze premier po pierwszych sygnalach, iz minister spraw
wewnetrznych nie udostepnia mu informacji, o ktore sie zwraca,
powienien byl wystapic publicznie z oskarzeniem ministra. Jozef Oleksy
tego nie zrobil. Nie pomogl premierowi cykl wypowiedzi atakujacych
Milczanowskiego i sluzby specjalne, a takze wrecz anegdotyczne
udawanie sie na urlop. Dla wielu politykow nie same zarzuty, ktorych
waga ciagle nie jest znana, ale to, co dzialo sie pozniej, jest
powaznym argumentem przeciwko Oleksemu. Musi to brac pod uwage tak
premier, jak i jego formacja. Przypomina sie tu afera Watergate:
w koncu prezydent Nixon musial ustapic nie dlatego, ze zakladal
podsluch, ale ze probowal zatuszowac sprawe.
Za kulisami sprawy Oleksego toczy sie polityczna gra. Na razie
korzysta na niej Polskie Stronnictwo Ludowe. Przy braku aktywnosci
prezydenta ster rzadow w panstwie objal marszalek Sejmu Jozef Zych,
ktorego polityczna aktywnosc wrecz zadziwia. Marszalkowi udalo sie
zbudowac wizerunek Sejmu jako jedynej stabilnej instytucji w panstwie.
Wprawdzie mozna sie spodziewac, ze to Sejm jako gremium wylacznie
polityczne narobi jeszcze bigosu w sprawie Oleksego, ale na
razie parlament znalazl sie na fali. Ludowcy dostali upragnionego
ministra obrony i dosc cierpliwie oraz przezornie czekaja na objecie
obiecanej posady w MSW. Chyba po raz pierwszy wykazuja zdecydowanie
wiecej powsciagliwosci w polowaniu na posady niz socjaldemokraci
czy osoby z nimi ideowo zaprzyjaznione. Rownie przezornie odlozyli
wewnetrzne porachunki na pozniej.
Sejmowa opozycja czeka. Bez PSL nie ma co myslec o zlozeniu
konstruktywnego wotum nieufnosci, a ludowcy do jakichkolwiek zmian
koalicji nie sa gotowi. Jezeli wiec mowimy o kryzysie panstwa,
przejawia sie on przede wszystkim w tym, ze nie ma sil politycznych
zdolnych stworzyc polityczna alternatywe. Koalicja zastepcza - od Unii
Wolnosci pod Konfederacje Polski Niepodleglej - jest na razie pomyslem
bardzo niedojrzalym. Opozycja pozaparlamentarna zada dymisji Oleksego.
Ona moze, gdyz operuje wylacznie slowem. Opozycja sejmowa oprocz slow
musi wykazac sie czynami, a na czyn pomyslow jeszcze nie ma.
Nie ma co liczyc ze ten kryzys zostanie zazegnany w tydzien czy w dwa
tygodnie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z kryzysem, ktory raz
mniej, raz bardziej burzliwie toczyl sie bedzie do wyborow. W obecnej
sytuacji rzeczywiscie przyspieszone wybory bylyby rozwiazaniem
najlepszym, rzecz jednak w tym, ze nikt ich nie chce. Czy mozna
jeszcze liczyc, ze z jakas polityczna inicjatywa dotyczaca
rekonstrukcji gabinetu wystapi prezydent? Wydaje sie to watpliwe.
Aleksander Kwasniewski na progu swej kadencji stanal wobec wyzwania,
ktoremu najwyrazniej nie jest w stanie sprostac. Nie tylko ze swojej
winy. Takze dlatego, ze polska klasa polityczna jest, jaka jest
- - reagujaca emocjonalnie, niezdolna do przekraczania historycznych
i towarzyskich barier, a takze stawiania czola powaznym kryzysom.
Wszyscy zadaja pytanie - jak z tego wyjsc? Odpowiedz jest dzis jedna
- - dymisja Oleksego. Pojawia sie jednak pytanie nastepne - co dalej?
Tu juz odpowiedzi brak. Moze jednak warto pomyslec o czyms na ksztalt
rzadu prezydenckiego, opartego na szerszej podstawie politycznej.
To bylaby szansa dla wszystkich, takze dla socjaldemokratow. Sprawa
trudna. Nie znaczy to jednak, ze inicjatywa prezydenta w tej sprawie
musialaby natychmiast upasc. Przy braku pomyslow politycznych liczy
sie kazdy.
=====================================================================
POLITYKA 3/96(20.01) "Faraon Wladyslaw Lokietek"
Kraj
Co piata szkola wiejska ma klasy laczone
Kasia i Ola siedza w pierwszej lawce. Chodza do klasy II. Za nimi
w dwoch lawkach siedza trzy dziewczynki. One sa z klasy I. W rzedzie
obok siedzi klasa III - Sylwia z Gosia i Andrzej ze Zbyszkiem. Wlasnie
zaczyna sie lekcja matematyki.
VIOLETTA KRASNOWSKA
Klasy laczone to wedlug Slownika Pedagogicznego "organizacja
nauczania w szkolach nizej zorganizowanych, ktora polega na
prowadzeniu przez jednego nauczyciela w tym samym miejscu i czasie
nauki z najmniej dwoma rocznikami uczniow (klasami). Klasy laczone
tworzy sie w szkolach podstawowych na wsi, gdzie zbyt mala liczba
dzieci nie pozwala na tworzenie normalnych klas".
- Lek-cja, te-mat, od-mie-rzyc od-cin-ki... powoli polglosem
sylabizuje pochylona nad zeszytem Kasia z II. Przy tablicy Andrzej
z III glosno przeprowadza dodawanie: 31+28 = 59. Dziewczynki z I maja
ukladac klocki. Ola z II odwraca sie do tylu i im pomaga. Przekrzykujac
tlumaczaca cos Ole, sylabizujaca Kasie i szepczaca klase I nauczycielka
tlumaczy klasie III nowy temat lekcji - rozwiazywanie rownan.
- Prosze pani, juz - radosnie oglaszaja pierwszaki. - Zaraz,
poczekajcie - ucina nauczycielka i wraca na chwile do przerwanego
zdania o rownaniach. - Zrobcie cwiczenie z ksiazkizadaje klasie III
i idzie do rzedu obok, do klasy I. - Jaki klocek to liczba 3? - pyta
Asie. Asia milczy. Odpowiedz szepcze Andrzej z III.
- Nie odpowiem pani na pytanie, jak mozna uczyc matematyki klase I,
II i III naraz i jaki to da efekt, bo nie wiem. Jedyna w calej szkole,
w przemyskiej wsi, nauczycielka rozklada rece. Pracuje tu prawie 30
lat i nigdy tak nie bylo. Jeszcze w ubieglym roku bylo w szkole wiecej,
bo 16 dzieci, wiec zgodnie z rozporzadzeniem ministra edukacji narodowej
klasy mialy niektore lekcje osobno i mozna bylo nadrobic program. Teraz
klasy II i III maja wszystkie zajecia razem. Na matematyke dochodzi do
nich jeszcze klasa I, ktora i tak ma szczescie, bo ma polski osobno.
Szkoly w Radawie w tym roku mialo nie byc. Miala zostac zlikwidowana
z powodu zbyt malej liczby dzieci. W pobliskiej Cetuli pierwszy raz
w tym roku laczone sa wszystkie klasy- od I do VIII. - Zabraklo nam
czworga dzieci - mowi dyrektorka szkoly Elzbieta Dlugosz.Gdybysmy
zamiast 76 dzieci mieli 80, podlegalibysmy pod inna ministerialna
siatke i chociaz klasy I i VIII moglyby uczyc sie osobno.
W szkole w Cetuli klasa VII i VIII ma po dwie godziny polskiego
osobno i trzy w tygodniu razem, tyle samo jest wspolnych lekcji
fizyki, biologii i chemii. Siedem godzin w tygodniu maja wspolne
lekcje klasy I i II. - Powinny byc zachowane pewne proporcje
- - tlumaczy wicedyrektor Departamentu Ksztalcenia Ogolnego i Nadzoru
Pedagogicznego MEN Wladyslawa Piwonska - 40 proc. zajmowac powinny
lekcje samodzielne, a 6O proc. laczone. Pani dyrektor przyznaje
jednak, ze brak pieniedzy moze wymuszac na dyrektorach szkol zmiany
tych proporcji. Nawet do wprowadzenia wszystkich lekcji laczonych.
Szkol, w ktorych sa klasy laczone, jest prawie 20 tysiecy, co stanowi
21 proc. wszystkich szkol podstawowych. Wlicza sie w to male wiejskie
szkoly filialne uczace klasy I-III albo I-IV, wszystkie prowadzone tym
systemem. Ogolem prawie 40 proc. szkol na wsi to szkoly, w ktorych
klasa II uczy sie razem z III, IV klasa z V, V klasa z VI i podobnie.
Najwiecej takich szkol jest w wojewodztwie lomzynskim, nie lepiej jest
w zamojskim, kieleckim, suwalskim, ostroleckim, bialostockim, lubel
skim, siedleckim, olsztynskim, krosnienskim, bydgoskim i bielskobialskim.
Zjawisko jest tez zauwazalne w lodzkim, olsztynskim, elblaskim i warszawskim.
- Chodzi o dostosowanie wydatkow do posiadanych srodkow - tlumaczy
dyrektor Departamentu Ksztalcenia Ogolnego i Nadzoru Pedagogicznego
MEN Miroslaw Sawicki. Po prostu taniej wychodzi, jak jeden nauczyciel
w ciagu jednej godziny zrealizuje z dwiema klasami dwie godziny
programowe. - I tak uczen wiejski kosztuje kilkakrotnie drozej niz
uczen miejski - wyjasnia dyrektor. - I tak przypada tam wiecej
nauczycieli na liczbe uczniow niz w miescie - dodaje. - Sytuacja
i tak jest korzystniejsza niz kiedys - wtraca wicedyrektor Wladyslawa
Piwonska. - W latach 60. klasy laczone byly w szkolach, gdzie bylo
nawet 200 uczniow, teraz tylko tam, gdzie jest mniej niz 100. - Nic
zlego sie nie dzieje, naprawde - zapewnia pani wicedyrektor. - Praca
w klasie laczonej, z niewielka liczba dzieci, daje mozliwosc
indywidualnego podejscia do kazdego dziecka, na co nie ma szans
w 30 osobowej klasie w miescie.
- Klasie V mowilam o faraonach, VI o Wladyslawie Lokietku. Wyszedl
z tego faraon Wladyslaw Lokietek - smieje sie nauczycielka z Molodycza.
- - Polski robi sie przemienniejedni maja gramatyke, drudzy literature
- - mowi inna. - Omawiam tylko glowne problemy, na lektury uzupelniajace
nie ma czasu, nie ma tez czasu na dluzsze odpytywanie, wiec pytam
tylko tych zdolniejszych, szybko odpowiadaja i lecimy dalej. - Jak
wyglada lekcja polskiego klasy I i II razem? - zwyczajnie. Mowie
- - klasa II, prosze przypomniec sobie, co bylo na ostatniej lekcji,
i ide do klasy I. Potem mowie - klasa I niech sobie poczeka, i ide
do klasy II. To wszystko jest do niczego - relacje przerywa bieganie
od rzedu do rzedu. - I tak to, co robie w klasie laczonej, musze powtarzac
na samodzielnej, wiec czego bym nie robila - z programem jestem do tylu.
W ministerstwie wszyscy sa zgodni, ze przygotowanie nauczycieli do
pracy w klasach laczonych pozostawia wiele do zyczenia. To prawda,
przyznaja, ze ostatni podrecznik metodyczny do takiego nauczania
wydano w latach 60., ze nie ma stosownych zajec na wyzszych uczelniach
pedagogicznych. - Ten problem mial umrzec sam, smiercia naturalna - mowi
dyrektor Piwonska. - Uznano, ze szkoda czasu na przygotowywanie,
specjalne ksztalcenie kadry dla tak marginalnej sprawy. Bo to jest
marginalna sprawa - dodaje pani dyrektor.
Nikt nigdy nie byl ciekaw, nikt nie robil badan oceniajacych poziom
wiedzy uczniow klas laczonych, nikt nigdy nie analizowal ich dalszych
drog edukacyjnych, nie sprawdzal, ilu z nich zdalo pomyslnie egzaminy
do szkol ponadpodstawowych. Dla ministerstwa po prostu problemu klas
laczonych nie ma. W koncu to tylko 21 proc. szkol podstawowych.
- To nieprawda, ze nie dostrzegamy problemu. Jestesmy w trakcie
przygotowywania Krajowego Planu Dzialan na Rzecz Dzieci. To jest
obowiazek wynikajacy z podpisania Konwencji o Prawach Dziecka.
Wyrownywaniu szans edukacyjnych bedzie poswiecony caly osobny
rozdzial - mowi dyrektor Sawicki z MEN.
- Ale czy beda na to pieniadze?
=====================================================================
WPROST 1/96(07.01) "Legenda Baltyku"
Swiat
Czy Bursztynowa Komnata jeszcze istnieje?
Od ponad piecdziesieciu lat szukaja jej tysiace ludzi na kilku
kontynentach - kilkanascie osob przyplacilo to zyciem. Z zaangazowaniem
wypatrywali jej sladow takze agenci co najmniej kilku wywiadow (m.in.
SB, KGB i Stasi). Choc dotychczas nie znaleziono ani jednego jej fragmentu,
poszukiwacze nie traca nadziei, ze sa na tropie osmego cudu swiata,
legendarnej Bursztynowej Komnaty.
Ostatni raz widziano ja latem 1944 r. w pokrzyzackim zamku
krolewieckim. Wkrotce jednak wszelki slad po niej zaginal. W wyniku
dywanowych nalotow aliantow pod koniec sierpnia z zamku pozostaly
tylko ruiny. Czy w jego zgliszczach splonela rowniez Bursztynowa
Komnata? A moze zaginela w zawierusze wojennej po wywiezieniu
z bombardowanego Konigsbergu? Albo zostala skrupulatnie ukryta?
Ilu poszukiwaczy, tyle wersji. Mimo ze kazda nosi jakies znamiona
prawdopodobienstwa nikomu nie udalo sie na razie jednoznacznie
okreslic dalszych losow tego arcydziela sztuki rzemieslniczej.
- Szukanie po calym swiecie tylko Bursztynowej Komnaty - to wypatrywanie
igly w stogu siana. Nalezy zajac sie wszystkimi utraconymi w
czasie wojny dobrami kultury. Z miedzynarodowych doswiadczen wynika,
ze skarby takie pojawiaja sie u przemytnikow po ok.15-20 latach. Skoro
wiec do tej pory nikt ich nie widzial, oznacza to, ze nadal sa gdzies
schowane lub zostaly zniszczone - twierdzi Awenir Owsianow, emerytowany
pulkownik i glowny specjalista w kaliningradzkim centrum koordynacyjnym
ds. poszukiwan dziel sztuki. Organizacja ta jest jedyna tego typu na calym
obszarze bylego Zwiazku Radzieckiego. Mimo ze dziala od kilkudziesieciu
lat, o jej istnieniu wiadomo dopiero od 1991 r. Przedtem - oficjalnie
- - byla zarejestrowana jako... chor.
Centrum wspolpracuje i z grupami poszukiwaczy, i z osobami prywatnymi.
W ostatnich dwoch latach z jego bogatego archiwum korzystal m.in.
Norman Scott, najbardziej profesjonalny poszukiwacz skarbow na swiecie.
Jego firma Global Explorations, majaca siedzibe na Florydzie, zajmuje
sie odnajdywaniem dobr kulturalnych na zlecenie uniwersytetow, muzeow
i zagranicznych rzadow. Forma zaplaty za przeprowadzenie poszukiwan
z reguly jest uzyskanie wylacznosci na sprzedaz praw autorskich wielkim
stacjom telewizyjnym lub prasie. Oprocz Bursztynowej Komnaty firma Normana
Scotta poszukuje m.in. grobowca Dzyngis Chana w Mongolii.
Amerykanska ekspedycja nie jest jedyna, ktora zajmuje sie
odnalezieniem osmego cudu swiata, ale wlasnie z nia Rosjanie wiaza
najwieksze nadzieje.
Norman Scott dysponuje bowiem zarowno najnowoczesniejszym sprzetem
technicznym, jak i 34-letnim doswiadczeniem w "branzy". Jednak do
biura koordynacyjnego w Kaliningradzie zwracaja sie tez inni
poszukiwacze; ostatnio pojawia sie wielu bioenergoterapeutow
i rozdzkarzy. Zdaniem pulkownika Owsianowa, w okregu kaliningradzlum
jest niemal 50 miejsc wartych dokladnego sprawdzenia a wiec pracy
starczy dla wszystkich. Chyba ze ktorys z poszukiwaczy skarbow natknie
sie przypadkowo na Bursztynowa Komnate lub zostana odkryte dokumenty
zawierajace dokladny opis miejsca jej ukrycia.
Zdaniem Leszka Adamczewskiego, dziennikarza "Glosu Wielkopolskiego"
i autora "Zaginionej komnaty", racje mial stracony w Norymberdze szef
specjalnego sztabu do spraw zabezpieczania dziel sztuki rabowanych
przez Niemcow podczas drugiej wojny swiatowej - reichsleiter NSDAP
Alfred Rosenberg. Pod koniec lutego 1945 r. na meldunku jednego ze
swych wspolpracownikow, Arno Schickedanza, sporzadzil on odreczna
notatke: "Plan Schickedanza byl jednak sluszny i sprawdzil sie. Miejmy
nadzieje, ze nie znajdzie sie zadna swinia, ktora pozniej zdradzi go
aliantom". A nizej dopisal: "Bursztynowa Komnata jest dla nas
najwazniejszym obiektem pozniejszych rokowan".
Tymczasem ulubiona wersja wiekszosci niemieckich badaczy
jest rzekome spalenie Bursztynowej Komnaty.
Z teza ta kategorycznie nie zgadza sie pulkownik Owsianow:
- Niektorzy niemieccy dziennikarze probuja dowiesc, ze Bursztynowa
Komnata splonela w zamku krolewieckim podczas zdobywania miasta przez
Armie Czerwona. Tymczasem juz Anatolij Michajlowicz Kucziumow z
Puszkina (Carskie Siolo) kolo Sankt Petersburga udowodnil, ze bylo
to niemozliwe.
Kucziumow byl kustoszem Bursztynowej Komnaty, znakomicie znal jej
sklad, wszystkie elementy bursztynowe, metalowe i lustrzane, a takze
temperature ich topnienia. Na wskazanym przez Niemcow miejscu rzekomego
spalenia w ruinach zamku nie stwierdzil on zadnych resztek, mimo ze niektore
panele zawieraly lustrzane figury ze szkla odpornego na ogien; podczas
pozaru mogly sie wiec stopic, ale w zadnym wypadku nie spalic.
- Rozumiem, dlaczego dominuje taka wlasnie wersja - mowi.
- Nasi niemieccy partnerzy usiluja dowiesc, ze Bursztynowa Komnate
zniszczylismy sami. Obecnie trwaja negocjacje na temat losow dobr
kultury, zabranych przez Armie Czerwona m.in. z Berlina. Jest to
bardzo skomplikowany problem restytucji. Niemcy uwazaja, ze w sprawie
Bursztynowej Komnaty nie powinnismy miec do nich pretensji, gdyz
spalili ja rosyjscy zolnierze.
Jej poszukiwania przez kilkadziesiat lat konsekwentnie prowadzily
sluzby specjalne NRD. W ich archiwum znaleziono dokumentacje opatrzona
haslem "Puszkin", ktora zawiera 1200 stron. Cztery pekate
segregatory odzwierciedlaja najbardziej bezowocna prace NRD-owskich
szpicli. Wedlug informacji monachijskiego tygodnika "Focus", Erich
Mielke, byly szef Stasi, uczynil z tych tajnych poszukiwan najwazniejszy
projekt swojego ministerstwa. Na jego zlecenie Bursztynowej
Komnaty szukali gornicy, robotnicy oraz mlodzi pionierzy; w niektorych
akcjach bralo udzial ponad tysiac osob. Z niemiecka dokladnoscia
agenci Stasi przeczesywali bunkry, strychy i piwnice. Jak wynika
z akt, sprawdzili ok. 120 roznych miejsc, a w 29 za pomoca echosond
wykryli podziemne korytarze. Jednak poza rupieciami niczego tam nie
znalezli. Nie powstrzymal ich nawet upadek NRD; ostatnia notatka na
temat Bursztynowej Komnaty pochodzi z 12 wrzesnia 1990 r., a wiec na
krotko przed zjednoczeniem Niemiec. "Kraza plotki o podziemnym przejsciu
pod wieza w okolicach Schwarzenbergu w Rudawach" - donosil
pracownik Stasi. Jednak z czasem i ten trop okazal sie mylny.
Mimo dosc przekonujacych sladow wiodacych do Turyngii,
wsrod poszukiwaczy odzywa ostatnio "slad polski".
Sprawdzenia tej wersji nie wykluczyl Norman Scott. - Nie mozna
odrzucic hipotezy, ze skrzynie z Bursztynowa Komnata ukryto w Polsce.
Wszak Niemcy juz od polowy 1941 r. wiedzieli, ze w razie przegranej
wojny utraca znaczna czesc swych wschodnich prowincji na korzysc
Polski. Na podstawie zrodel agenturalnych oraz oficjalnych wypowiedzi
aliantow w Berlinie przypuszczano, ze granica ta bedzie Nysa Klodzka.
Stad tez ziemie lezace miedzy Nysa Klodzka i Luzycka byly - zdaniem
Niemcow - bezpieczne. Nie mozna wiec ich wykluczyc jako miejsca
ukrycia wielu cennych przedmiotow, w tym Bursztynowej Komnaty
- - twierdzi Leszek Adamczewski.
Uwaza on, ze przynajmniej czesc komnaty zostala na poczatku 1945 r.
wywieziona ciezarowkami z Krolewca. Konwoj dotarl przez Poznan do
Goscikowa, gdzie skrzynie z bursztynowymi wykladzinami przeladowano
na wagony kolejowe, ktore pojechaly do Buchenwaldu. Tam skrzynie znowu
przeladowano na ciezarowki10 lutego wyruszyly one do Turyngu. Slad
transportu urywa sie 12 lutego kolo miejscowosci Poelzig. Byc moze
komnata lub jej fragment zostaly ukryte w nie dokonczonej podziemnej
kwaterze Hitlera, ktora niedaleko tej miejscowosci, w dolinie rzeki
Jonastal, budowali wiezniowie obozu.
Wiekszosc poszukiwaczy przekonanych o istnieniu Bursztynowej
Komnaty uwaza, ze ostatniego slowa w tej sprawie nie powiedzialy
jeszcze rzady Niemiec i Rosji.
Wrecz nie do pomyslenia jest wiec, aby "przeoczyli" Bursztynowa
Kom nate. Jesli ta dokumentacja sie zachowala, najprawdopodobniej
przechowywana jest w supertajnym archiwum w Monachium. Komnata stalaby
sie wowczas najmocniejsza karta przetargowa, jaka Niemcy mogliby sie
posluzyc podczas rosyjsko-niemieckich rozmow o restytucji zabranych
przez Armie Czerwona dziel sztuki. Niektorzy twierdza, ze takie rozmowy
sa juz prowadzone. Tymczasem niebawem ruszy kolejna ekspedycja Normana Scotta.
Maria Graczyk Kaliningrad
- ---------------------------------------------------------------------
GABINET CARA
Na poczatku XVIII w. Fryderyk I, pruski krol i mecenas sztuki, zlecil
wykonanie bursztynowego gabinetu. Po kilku latach zmudnej pracy dzielo
bylo gotowe, ale krol nie zdazyl sie nim nacieszyc. Po jego smierci
Fryderyk Wilhelm I podarowal gabinet - w zamian za sojusz - carowi
Rosji Piotrowi I. W ten sposob gabinet trafil w 1717 r do Petersburga.
Zanim w polowie wieku umieszczony zostal w palacu w Carskim Siole,
znacznie go rozbudowano, wzbogacajac o nowe elementy wedlug projektu
Bartolomea Rastrelliego. W efekcie powstala Bursztynowa Komnata, ktora
przez prawie dwa wieki zdobila jedna z sal Palacu Jekatierinskiego.
Jesienia 1941 r carskie palace zostaly zajete przez Niemcow, ktorzy
zdemontowali bursztynowe wykladziny i wyslali je do Krolewca, gdzie
- - po przeprowadzeniu konserwacji - dzielo wystawiono w jednej z sal
pokrzyzackiego zamku. Wiosna 1943 r boazerie komnaty ponownie zlozono
w skrzyniach; ukryto je w zamku i pobliskich schronach.
Bursztynowy skarb zostal umieszczony w ok. 30 skrzyniach o szerokosci
2 m i dlugosci 4 m. Po nalotach aliantow latem 1944 r Bursztynowej
Komnaty nikt (?) juz nie widzial. Jej szacunkowa wartosc wynosi
ponad 170 mln dolarow.
- ---------------------------------------------------------------------
TROPICIEL SLADOW
Rozmowa z NORMANEM SCOTTEM, szefem Global Explorations,
poszukiwaczem skarbow
- Skad nadzieja, ze Bursztynowa Komnata nie splonela w czasie
bombardowan Krolewca?
- Jedynym wiarygodnym dowodem na to jest popiol znaleziony w zamku
przez wspolpracownikow dr. Alfreda Rohdego. Bursztyn nie spala sie
na popiol, lecz topi sie, przeistaczajac w lepka substancje. Ponadto
w zamku znajdowalo sie wowczas - poza komnata - sporo innych wyrobow
z bursztynu. Wiaze sie z tym wiele opowiesci. Niektorzy utrzymuja na
przyklad, ze znalezli fragmenty bursztynowej kolekcji w Weimarze. Daje
temu wiare, bedac zarazem przekonany, iz wzmiankowany jantar pochodzi
z innych krolewieckich kolekcji. Dr Rohde, niemiecki konserwator
komnatyjak zapewniaja jego dzieci - nigdy nie opuscilby bez niej
miasta. Udal sie na kilka tygodni do Niemiec, by obejrzec miejsca,
w ktorych mozna ja bylo ukryc. Zamierzamy zbadac ten trop.
- Czym zajmie sie pan w Kaliningradzie?
- Jest tam ponad dwiescie miejsc, w ktorych ponoc mogla zostac ukryta
Bursztynowa Komnata. Moim zdaniem, obszar poszukiwan powinnismy zawezic.
Pierwsza hipoteza dotyczy Kaliningradu - bursztynowych skarbow nikt nie
byl w stanie bezpiecznie wywiezc z miasta. Drugi trop wiedzie do Stanow
Zjednoczonych. Wedlug Georga Steina, pewien general Luffwaffe na polecenie
Martina Bormanna przetransportowal Bursztynowa Komnate z Weimaru do kopalni
soli w Grasleben, miasta zdobytego przez Amerykanow. Z portu w Bremerhaven
przewieziono ja do USA, gdzie znajduje sie do dzisiaj. Po drugiej wojnie
swiatowej wladze amerykanskie nie zadaly odszkodowan, rekompensowano sobie
to jednak w inny sposob. Mamy dowody, na to, ze w Stanach Zjednoczonych
jest wiele dziel sztuki wywiezionych z Niemiec. Niektore z nich przywozili
zolnierze, inne byly sukcesywnie zabierane i wysylane za ocean, mimo
ze pozostawalo to w sprzecznosci z polityka rzadu USA.
Do Kaliningradu chcemy powrocic w maju 1996 r. Tym razem nie
ograniczymy sie do wykopalisk w parku, w ktorym znajdowal sie kiedys
pokrzyzacki zamek. Skoncentrujemy sie na jednym lub dwoch miejscach.
- Niektorzy badacze losow komnaty twierdza, ze to arcydzielo
sztuki moglo zostac ukryte w Polsce.
- Zamierzamy sprawdzic wszystkie prawdopodobne watki jej ukrycia
- od Kaliningradu az po Niemcy. Jezeli uzyskamy stosowne pozwolenie,
chcielibysmy zbadac takze dolnoslaskie kopalnie i pozostale slady
bursztynowego skarbu w Polsce.
- Z jakich srodkow technicznych pan korzysta?
- Zawsze rozpoczynamy od badan profesjonalnych archiwistow,
przeprowadzonych w USA, Rosji i w Niemczech. Aby okreslic parametry
miejsca poszukiwan, korzystamy ze zdjec wykonanych w podczerwieni.
Do badan gruntu uzywamy radaru interferencyjnego, ktory pozwala
odszukac podziemne pomieszczenia. Gdy zostana wykryte i naniesione
na mape, siegamy kamera swiatlowodowa, ktora wprowadzamy w wywiercony
otwor Mozna wowczas zobaczyc, co zawiera podziemna komora. Czasami
korzystamy z magnetometru. W ostatniej fazie poszukiwan uzywamy
tradycyjnych narzedzi do prac ziemnych. Przed wejsciem badaczy
do odkrytej jamy jest ona sprawdzana kazdorazowo m.in. przez saperow.
Odszukane skarby oddajemy do dyspozycji rzadu, na ktorego zlecenie
pracujemy. W naszej grupie zawsze pracuje archeolog, a w wypadku
poszukiwan dziel malarskich dodatkowo eksperci z domu aukcyjnego.
Rozmawiala: Maria Graczyk
+---------------------------------------------------------------------------+
| * Redakcja "Prasowki" nie odpowiada za tresc cytowanych tekstow; do listy |
| propozycji wlaczamy pisma ktore sami czytamy i nie roscimy sobie |
| pretensji do zadowolenia gustow wszystkich czytelnikow. |
| * Redakcja nie jest wladna udzielac, w zadnej formie, pozwolenia na |
| przedruk zamieszczanych materialow. |
| * "Prasowka" jest calkowicie bezplatna. |
| * Dystrybucja za pomoca uslugi LISTSERV - subskrybcja nastepuje po |
| wyslaniu na adres listserv(a)uci.agh.edu.pl listu zawierajacego linie: |
| subscribe prasowka <imie> <nazwisko> |
| lub dla wersji postscriptowej: |
| subscribe prasowka-ps <imie> <nazwisko> |
| * Archiwa (ftp/gopher): galaxy.uci.agh.edu.pl, poniecki.berkeley.edu |
| * Wersja HTML: http://www.uci.agh.edu.pl/pub/e-press/prasowka/html/ |
+---------------------------------------------------------------------------+
------- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT --- CUT -------